♔ 20

Na wstępnie daję Wam mapkę Daiyu i Beatie, ponieważ może się Wam przydać w przyszłych rozdziałach! ♥ Miłego czytania!

Gdy dojechaliśmy na miejsce, słońce powoli chowało się za koronami drzew. Leśne powietrze wypełniało moje płuca, a ciało otulił chłód zbliżającej się nocy. Z chęcią wysiadłem z powozu, czując potrzebę wyprostowania kości i rozruszania mięśni po długiej podróży. Droga przebiegła nam w spokoju, jeśli nie licząc Bolina, który kilkukrotnie domagał się natychmiastowego dotarcia na miejsce, dopóki nie zasnął. Teraz wtulał się w ramię Yushenga, który nosił go śpiącego na rękach, czekając, aż służący rozłożą nasz namiot. Zerknąłem na nich kątem oka, samemu decydując się przespacerować wokół polany, na której rozbijaliśmy nasz niewielki obóz. Oczywiście jeden ze służących i dwójka żołnierzy od razu ruszyła za mną, nie odstępując mnie nawet na krok – nie miałem wątpliwości, iż właśnie taki rozkaz dostali od Yushenga.

Zacząłem błądzić wzrokiem po pniach licznych drzew, odnajdując wąskie ścieżki między nimi, i napawałem się złudnym wrażeniem wolności. To było cudowne uczucie, kiedy nie otaczały mnie żadne mury. Byliśmy pośrodku lasu, z daleka od pałacu i stolicy Daiyu i bliżej granicy z Beatie niż kiedykolwiek. Jeśli się nie myliłem, niecały dzień drogi konno dzielił mnie od twierdzy Batair, nad którą pieczę sprawował kapitan Neall.

Gdy byłem jeszcze małym chłopcem, to właśnie on uczył mnie walki mieczem. Pamiętałem, jak bardzo płakałem, kiedy został wysłany do Batair będące po drugiej stronie królestwa. Oczywiście dla kapitana Nealla to był ogromny zaszczyt, ponieważ była to jedna z najważniejszych twierdz w całym Beatie. Zerknąłem tęsknym wzrokiem w kierunku północno-wschodnim, gdzie powinno znajdować się Batair, tuż za rzeką Hong stanowiącą granicę Beatie i Daiyu.

Z moich nostalgicznych rozmyślań wyrwał mnie odgłos czyiś kroków, które zbliżały się do mnie nieśpiesznie. Były ciężkie i niechlujne, więc z pewnością nie należały do Yushenga ani do żadnego ze służących lub żołnierzy. Właśnie dlatego nie zaskoczył mnie widok jednego z lordów, kiedy spojrzałem w kierunku obozowiska. Rozpoznałem w nim mężczyznę, który intensywnie przyglądał się mi na pałacowym dziedzińcu. Najwidoczniej nie była to zwykła ciekawość, skoro zdecydował się podejść.

– Czy mogę przyłączyć się do spaceru? – zapytał zachrypniętym głosem, który został przeżarty przez alkohol i wiek.

– Wolałbym spacerować w samotności – odpowiedziałem oschle, mierząc nieznajomego wzrokiem. – Wystarczy, że obecność przyzwoitek narusza mój spokój.

Lord zaśmiał się gardłowo, nie robiąc sobie nic z moich słów. Ułożył ręce za plecami, wypinając do przodu pierś oraz okrągły brzuch. Jego siwa broda była przerzedzona, odsłaniając pomarszczony podbródek. Z pewnością był to człowiek, który wiele przeszedł. Według mojej oceny miał około pięćdziesięciu lat.

– Pragnę złożyć ci ofertę, książęca mość – odezwał się, zniżając głos do szeptu. – O ile będziesz łaskaw przyjąć uprzednio przeprosiny.

Uniosłem w zaskoczeniu brwi.

– Oferta oraz przeprosiny – powtórzyłem, zerkając ponad ramieniem mężczyzny na Yushenga, który wciąż trzymał śpiącego Bolina na rękach i przyglądał się, jak służba rozstawia ogromny, królewski namiot. – To dość intrygujące połączenie, zwłaszcza że słyszę je z ust nieznajomego.

– Wybacz mi, drogi książę, faktycznie się nie przedstawiłem. – Mężczyzna zdawał się mieć dobry humor. – Nie znasz mnie, co prawda, ale znasz moją najmłodszą córkę. To w jej imieniu pragnę cię przeprosić. Kobiety w ciąży nie myślą racjonalnie.

Dopiero te słowa sprawiły, iż w końcu zrozumiałem z kim mam do czynienia. Nie dziwne, że mężczyzna wydawał mi się znajomy. On również zdążył mnie już poznać podczas uroczystości, na którą wtargnąłem nieproszony. Zapewne właśnie dlatego doskonale wiedział, kim jestem.

– Więc w końcu mam okazję poznać teścia samego króla Daiyu – odpowiedziałem, odwzajemniając uśmiech lorda, chociaż nie był to szczery gest. – Zatem przepraszasz mnie, iż królowa Biyu próbowała zamachnąć się na moje życie.

– Jak wspomniałem, kobiety w ciąży nie myślą racjonalnie – odparł, nie tracąc humoru. – Biyu zawsze była opanowana i zasłużyła na tytuł królowej. Dlatego przykro mi, iż poznałeś ją od tej strony, której pokazywać nie powinna.

– Teraz wiem, za co mnie przepraszasz, jednak wciąż nie wiem, dlaczego miałbyś mi coś oferować.

– Ponieważ szlachetnie urodzeni mężczyźni powinni...

– Porównujesz się ze mną? – przerwałem mu. – W moich żyłach płynie błękitna krew. W twoich nie ma jej ani kropli.

Ojciec królowej nie tracił cierpliwości, wciąż się do mnie uśmiechając.

– Twój język jest prawdziwie nieokrzesany, plotki jednak głosiły prawdę.

– Nie tylko mój język jest nieokrzesany. Niestety muszę odrzucić twoją ofertę.

– Nawet nie zdążyłem ci jej przedstawić.

– Mógłbyś mi obiecać nawet księżyc, ale moja odpowiedź pozostanie taka sama. A teraz chciałbym kontynuować mój spacer w samotności.

Mężczyzna wciąż mi się przyglądał, jednak w końcu z jego twarzy zniknął uśmiech, który utrzymywał się tam zdecydowanie zbyt długo. Dałem mu jeszcze kilka sekund, gdyby zdecydował się odezwać, a następnie ruszyłem przed siebie, ponownie wbijając tęskne spojrzenie w stronę twierdzy Batair. Dopiero dwa kroki później ojciec królowej Biyu w końcu przerwał milczenie.

– Nie tylko te plotki głosiły prawdę – powiedział z ostrą nutą w głosie. – Żadne słowa nie są w stanie opisać twej urody, drogi książę. Nie dziwne więc, że król stracił na twoim punkcie głowę. Obyś ty nie stracił swojej. Podczas polowań zdarzają się nieszczęśliwe wypadki.

– Lepiej odejdź – warknąłem na niego. – Zanim oskarżę cię o próbę dotknięcia mnie.

– Nie śmiałbym – odparł pośpiesznie. – Miłego polowania.

***

Gdy królewski namiot w końcu został rozłożony i umeblowany, Yusheng położył Bolina w jego posłaniu, które od głównej części namiotu oddzielały dwa parawany. Chłopiec był tak śpiący, że nawet się nie obudził, kiedy ojciec odłożył go na łóżeczko i przykrył kołdrą. Wspólnie z lordami zjedliśmy posiłek w oddzielnym namiocie, aż w końcu służba pomogła nam przygotować się do snu i zostaliśmy sami.

Byłem zmęczony długą podróżą, a pełny brzuch wzmógł moją senność. Z uśmiechem na ustach opadłem na łoże w królewskim namiocie i od razu opuściłem powieki, pragnąć jak najszybciej zasnąć. Poczułem, jak Yusheng układa się na łożu obok mnie, a już chwilę później jego duża dłoń spoczęła na mojej talii. Rozchyliłem powieki, by dostrzec, że jego twarz jest tuż przed moją. Ledwo zdążyłem zamknąć je z powrotem, a miękki pocałunek spoczął na moich wargach.

– Tęskniłem za tobą – wyszeptał, przechodząc pocałunkami na moją szyję. – Za brzmieniem głosu, za spojrzeniem oczu, za melodyjnym śmiechem i za ciepłem ciała.

Jego ręka przesunęła się na wiązania mojej szaty, więc pośpiesznie zacisnąłem dłoń na jego nadgarstku, aby ją powstrzymać.

– Nie uważam, żeby to był odpowiedni moment ani miejsce – wyznałem, ale to nie zniechęciło palców Yushenga. – Przecież Bolin śpi tuż za parawanem.

– Będziemy cicho – szepnął, powracając do moich ust, które zaczął całować z namiętnością.

Jego wargi były miękkie, czułe i słodkie w smaku. Zapewne dlatego tak chętnie zacząłem odwzajemniać pocałunki Yushenga, przez które poczułem znajome mi już łaskotanie w brzuchu i ukłucie w sercu. Niestety Yusheng źle zinterpretował moje zachowanie. Rozwiązał moją szatę ostatnim, gwałtownym pociągnięciem, a delikatny materiał odsłonił nagą klatkę piersiową. Dopiero to sprawiło, iż odepchnąłem go, zużywając do tego resztkę moich sił.

– Powiedziałem, że to nie czas i miejsce – powtórzyłem ostro. – Nie życzę sobie, żebyś mnie dotykał i rozbierał. Nie jesteśmy w alkowie.

– Ostatnio ci to nie przeszkadzało – prychnął z wyraźnie urażoną dumą.

Milczałem, wpatrując się prosto w jego czarne oczy. Spodziewałem się, że wciąż będzie nalegał lub że spróbuje zmusić mnie do uległości siłą. On jednak przerwał nasz kontakt wzrokowy jako pierwszy i położył się na łożu obok mnie. Przełknąłem ślinę, a następnie pośpiesznie zawiązałem rozwiązaną chwilę wcześniej szatę. Gdy byłem z powrotem ubrany, położyłem się na prawym boku, odwracając plecami do Yushenga.

Miał rację. Ostatnio nie przeszkadzało mi, iż nie byliśmy w alkowie, jednak teraz było inaczej. Ściany namiotu były cienkie, a tuż przed wejściem stała dwójka żołnierzy, którzy z pewnością by nas słyszeli. W haremie każdy wiedział, kiedy nałożnik udaje się do alkowy, jednak w Beatie sprawy intymne pozostawały jedynie między dwójką kochanków. Nie byłem pewien, czy Yusheng był na mnie zły, czy jedynie czuł się upokorzony moją ostrą odmową, a chociaż nie chciałem czuć się winny, czułem bolesny ucisk w klatce piersiowej. Zacisnąłem powieki, licząc, że zmęczenie uratuje mnie od tego bólu, i na szczęście się nie pomyliłem.

***

Przebudziłem się w środku nocy, początkowo nie wiedząc, co wyrwało mnie ze snu. Na zewnątrz panowała absolutna cisza, jeśli nie licząc szumu liści na wietrze. Słyszałem ciężki oddech Yushenga, który spał obok, również odwrócony do mnie plecami. Przekręciłem się na plecy i wbiłem wzrok w sufit namiotu. Dopiero wtedy dobiegł mnie cichy głos Bolina i krótkie pociągnięcie nosem.

– Chcę do mamy – płakał cicho. – Mamo...

Ostrożnie podniosłem się do siadu i zerknąłem w stronę parawanów, za którymi było posłanie małego księcia. Jego płacz się powtórzył, więc spojrzałem na Yushenga, zamierzając go obudzić. Jednak moja ręka zamarła kilka centymetrów od niego. Z naszej dwójki to ja znałem lepiej ból i tęsknotę po rozdzieleniu z rodziną, a Bolin stracił matkę właśnie z rozkazu Yushenga.

Wysunąłem się spod pościeli, a następnie przeszedłem na boso na drugą stronę namiotu. Bolin leżał w swoim łóżku i miał zamknięte oczy. Spod opuszczonych powiek wypływały łzy, które wsiąkały w poduszkę, w którą się wtulał. Usiadłem na ziemi tuż przy nim i ułożyłem dłoń na jego policzku, aby wytrzeć spływającą po nim łzę.

– Nie płacz – szepnąłem, kładąc głowę tuż przy nim. – Jestem przy tobie, więc nie płacz.

Drobna dłoń dziecka odnalazła po omacku mój nadgarstek. Wciąż śpiący Bolin wtulił się w moją rękę i w końcu przestał płakać, jakby odrobina ciepła drugiego człowieka była wszystkim, czego potrzebował. Uśmiechnąłem się do niego i również zamknąłem oczy, zasypiając przy jego łóżku.

***

Ranek nastał zdecydowanie zbyt szybko. Obudził mnie czyjś ruch tuż przy mnie, a kiedy otworzyłem sklejone snem oczy, zauważyłem, jak jeden ze służących wyciąga z łóżka wciąż śpiącego Bolina. Chłopiec wypuścił z uścisku moją dłoń i odruchowo przytulił się do służącego, który ruszył z zaspanym chłopcem w stronę wyjścia z namiotu. Początkowo chciałem z powrotem zamknąć oczy i zasnąć, jednak już chwilę później do mojego otumanionego snem umysłu wdarła się świadomość, że ktoś właśnie wyciągnął z łóżka śpiącego następcę tronu Daiyu. Gwałtownie poderwałem głowę, którą opierałem na łóżku Bolina, a moje przerażone spojrzenie padło na drugiego mężczyznę, który stał krok ode mnie. Przez nagłość mojego ruchu, pociemniało mi przed oczami, jednak nim na chwilę straciłem wzrok, udało mi się rozpoznać w mężczyźnie Yushenga.

Nie zdążyłem się przywitać ani zapytać, dlaczego tak wcześnie kazał zabrać Bolina z łóżka, nawet nie pozwalając księciu się rozbudzić. Silna ręka zacisnęła się na moim ramieniu, podrywając mnie z ziemi i zapewne tworząc siniaki na jasnej skórze. Syknąłem, ale Yusheng się tym nie przejął. Chwycił drugą ręką moje wolne ramię i ścisnął je równie mocno, sprawiając mi ból. Spróbowałem się wyrwać, ale to sprawiło, iż przyciągnął mnie bliżej siebie. Fizycznie nie miałem szans się z nim mierzyć.

– To boli – syknąłem, a mroczki w końcu zniknęły mi sprzed oczu, więc mogłem bez przeszkód spojrzeć Yushengowi w oczy. Dopiero teraz dostrzegłem, iż był wściekły.

– Co ty wyprawiasz? – warknął na mnie, z trudem hamując się przed krzykiem. Zapewne nie chciał, aby usłyszeli nas lordowie. – Czy ty w ogóle wiesz, jak bardzo mnie upokorzyłeś w tym momencie? Jakiego przestępstwa się dopuściłeś?

– Co zrobiłem źle? – zapytałem, ponawiając próbę wyswobodzenia się z uścisku silnych dłoni Yushenga.

– Co zrobiłeś źle? – powtórzył. – Naprawdę nie wiesz, co zrobiłeś źle? Jesteś moim nałożnikiem, moją własnością! Żaden wolny mężczyzna nie ma prawa cię dotknąć, a ty spędzasz noc przy łóżku księcia?!

– Przecież to dziecko!

– Prawnie nie ma to znaczenia! Wolny mężczyzna to wolny mężczyzna! Do tej pory przymykałem oko na wasz niepoprawny kontakt fizyczny, jednak wszystko ma swoje granice, Lan!

– Przecież wiesz, że nigdy bym cię nie zdradził – wykrztusiłem, czując, że jestem bliższy płaczu, niż bym się tego spodziewał. – Bolin ma dopiero siedem lat. Nie wiedziałem, że nie wolno mi go dotykać... Jako książę koronny Beatie nie miałem na sobie tak absurdalnych ograniczeń!

– Nie jesteś już księciem koronnym Beatie. Jesteś moim nałożnikiem i dopóki należysz do mojego haremu, jestem jedynym wolnym mężczyzną, który ma prawo cię dotknąć, rozumiesz?

Pierwsza łza spłynęła po moim policzku. Nie rozumiałem, dlaczego tak bardzo bolała mnie złość Yushenga. Powinienem być na niego wściekły, ponieważ nazwał mnie swoją własnością i po raz kolejny zaprzeczał mojemu królewskiemu pochodzeniu. Zamiast czuć wściekłości, chciałem, aby przestał być na mnie zły, żeby przestał krzyczeć i boleśnie ściskać moje ramiona. Nie zamierzałem jednak przyznawać się do tych uczuć. Cokolwiek one znaczyły, musiałem się ich wyprzeć i pokierować się rozumem. A rozum podpowiadał mi, iż nie mogę ulec Yushengowi. Nie mogłem pozwolić mu mnie stłamsić i sobie podporządkować. Byłem księciem Beatie, czy tego chciał, czy nie.

– Nie, nie rozumiem. Wasze prawo jest obrzydliwe i absurdalne! – warknąłem. – Poza tym Zhong przecież mnie dotykał, gdy prowadził mnie do twojego haremu.

– Na mój rozkaz. To co innego.

– Oczywiście. Tobie można wszystko! Możesz dotykać, kogo chcesz, kiedy chcesz i w jaki sposób chcesz.

– Lepiej naucz się już teraz, że ty i ja mamy inne prawa. Masz przestać dotykać mojego syna. Teraz jest dzieckiem, ale za kilka lat będzie młodym mężczyzną. Wtedy nie będę mógł więcej przymykać oka, zrozumiałeś? Masz bezwzględny zakaz kontaktów fizycznych z każdym wolnym mężczyzną poza mną. Bezwzględny. Nawet z dziećmi.

– Płakał – wykrztusiłem przez łzy. – Co miałem zrobić?

– Wszystko, tylko nie to, co zrobiłeś.

Opuściłem głowę i wbiłem wzrok w bok namiotu, przełykając gorzkie łzy. Zupełnie nie spodziewałem się, iż dbając o Bolina, wywołam gniew Yushenga. Nie byłem na to przygotowany i nie zdążyłem zbudować pancerza emocjonalnego. Właśnie dlatego skończyłem, żałośnie łkając przed królem Daiyu, który karcił mnie za złamanie ich prawa.

Staliśmy tak jeszcze przez chwilę w milczeniu, które przerywał mój szloch. W końcu Yusheng puścił moje ramiona. Ściśnięte mięśnie wciąż mnie bolały i bez wątpienia będę miał tam siniaki w kształcie jego palców, jednak ból fizyczny był niczym w porównaniu z bólem przeszywającym moją klatkę piersiową. Jakbym został ugodzony strzałą prosto w serce.

– Lan... – Yusheng sięgnął do mojej twarzy, by wytrzeć z moich policzków łzy. – Wiem, że miałeś dobre i czyste intencje, ale nie możesz cały czas łamać prawa Daiyu. Kocham cię i nie potrafię długo się na ciebie złościć. Nie będę cię też karał, skoro okazujesz skruchę.

Odepchnąłem jego dłonie i ponownie wbiłem spojrzenie w czarne oczy Yushenga. Nie było już w nich wcześniejszej wściekłości, którą zastąpiła troska.

– To nie jest skrucha – warknąłem. – Nie zamierzam okazywać skruchy, tylko dlatego, że nie przestrzegam waszego barbarzyńskiego prawa. Ty również je złamałeś, zamykając w haremie księcia Beatie.

Yusheng westchnął ciężko.

– Skoro to nie skrucha, to dlaczego płaczesz?

– Z nienawiści – wycedziłem przez zęby. Kłamałem, a to kłamstwo sprawiło, iż ból w klatce piersiowej przybrał na sile. – Z nienawiści do ciebie.

Po tych słowach zapanowała między nami kolejna chwila milczenia. Wpatrywałem się w oczy Yushenga, siląc się, by wyrażały nienawiść, i ignorując ciepłe łzy, które nieprzerwanie znaczyły moje policzki. Nie wiedziałem, jak długo patrzyliśmy tak na siebie. Możliwe, że minęło kilka sekund lub nawet kilka lat, zanim Yusheng przerwał nasz kontakt wzrokowy.

– Rozumiem – odezwał się w końcu, odwracając się do mnie plecami. – Masz zakaz wychodzenia z namiotu do końca dnia. Nikt też nie będzie cię odwiedzał, żołnierze już tego dopilnują. Wykorzystaj te kilkanaście godzin samotności, żeby się wypłakać z nienawiści do mnie. Może jak wrócę, będziesz zdolny do jakichkolwiek innych uczuć.

Nie spojrzał już na mnie. Wyszedł z namiotu, zostawiając mnie zupełnie samego. Teraz byłem tylko ja i mój ból.

***

Nigdy nie czułem się tak samotny, jak dzisiaj. Słyszałem liczne głosy, śmiechy i kroki dookoła. Wszyscy żyli dalej, a ja pozostawałem dla nich niewidzialny i nienamacalny. Było dokładnie tak, jak powiedział Yusheng. Nikt nie przyszedł, by pomóc mi się przebrać, nikt nie przyniósł mi świeżej wody do obmycia ciała. Jedynie milczący służący postawił tacę z jedzeniem przy wejściu do namiotu, wycofując się od razu. W ten sposób zostałem całkowicie sam z moimi myślami i uczuciami.

Starałem się od nich uciec, szukając zajęcia w namiocie. Wpierw starannie rozczesałem włosy i związałem je w kucyk. Następnie zjadłem przyniesiony wcześniej gotowany ryż z marynowanymi warzywami, bez mięsa, którego jeszcze nie upolowano. Później nasłuchiwałem życia poza namiotem, bawiąc się szpilą do włosów. Słyszałem, jak wszyscy szykują się na polowanie, psy szczekały, konie rżały. W końcu głosy ucichły wraz z oddalającym się stukotem końskich kopyt. Później była już tylko cisza.

Zostawił mnie. Yusheng naprawdę zostawił mnie samego w namiocie wraz z garstką żołnierzy, którzy mieli mnie pilnować.

Dopiero wtedy pozwoliłem sobie wrócić do płaczu, czując złość na samego. Do tej pory cały czas liczyłem, iż skruszony Yusheng stanie w wejściu do namiotu i rozkaże służbie pomóc mi naszykować się na polowanie. Rozczarowanie dołączyło do nieustającego bólu w klatce piersiowej. Usiadłem na łożu i ukryłem twarz w kolanach, zanosząc się głośnym płaczem. O dziwo poczułem się trochę lepiej dzięki tej chwili słabości. Przez zbyt długi czas wciąż starałem się być silny i najwidoczniej naciągnąłem własne granice wytrzymałości.

Później już tylko żałowałem, iż byłem gotów zniszczyć wszystko, za co zapłaciłem tak wysoką cenę, ponieważ na jedną chwilę nie potrafiłem przełknąć dumy. Jednak tego, co się zdarzyło, zmienić już nie mogłem.

Dyszące psy, rżące konie oraz liczne ludzkie głosy powróciły jeszcze przed zmrokiem. Słońce rzucało ciężkie czerwone promienie na ścianę namiotu, powoli kryjąc się za koronami drzew. Wtedy ponownie odżyła we mnie nadzieja i wyczekiwałem, aż Yusheng przyjdzie sprawdzić moje samopoczucie i pozwoli mi przyłączyć się do wspólnego opiekania nad ogniskiem upolowanego mięsa. Nie doczekałem się. Zapadł zmrok, a służący ponownie pozostawił na progu namiotu tacę z jedzeniem.

Wciąż byłem sam.

Gdy w końcu usłyszałem cichy głos króla przy wejściu do namiotu, moje serce zabiło szybciej. Kroki Yushenga były miękkie i powolne. Wszystkie rozmowy nagle ucichły, więc wyczekująco przyglądałem się wejściu do namiotu, stojąc przy toaletce, gdzie jeszcze chwilę wcześniej rozczesywałem włosy, szykując się do snu. Yusheng wszedł do środka i nawet na mnie nie spojrzał. Niósł na rękach śpiącego Bolina, z którego rozczochranych włosów zsuwała się srebrna, książęca korona. Mężczyzna ułożył syna na jego łóżku i jeszcze przez chwilę został za parawanami, wystawiając moją cierpliwości na próbę. Usłyszałem, jak chłopiec wymamrotał cicho kilka słów, wciąż będąc w półśnie.

Wreszcie Yusheng wrócił do głównej części namiotu, jednak jego spojrzenie nie padło na mnie nawet przez sekundę. Byłem, ale jakby mnie nie było. Przyglądałem się, jak mężczyzna rozwiązuje królewską szatę, aby naszykować się do snu. Obmył się przy misie z wodą i nałożył na siebie szatę sypialną, a następnie ruszył w stronę naszego łoża. Dopiero wtedy zdecydowałem się ruszyć i zaszedłem mu drogę, prowokując Yushenga do spojrzenia na mnie. Nawiązaliśmy kontakt wzrokowy.

– Chciałbyś się podzielić ze mną jakimiś wnioskami? – zapytał.

Wciąż wpatrywałem się w jego oczy, jednak nie odezwałem się ani słowem. Miałem cały dzień na przemyślenia, ale nie udało mi się znaleźć żadnej konkluzji, którą mógłbym podzielić się z Yushengiem. Wiedziałem tylko jedno: za wszelką cenę nie chciałem spędzić kolejnego dnia zupełnie sam w namiocie, kiedy w tym czasie mógłbym jeździć konno i strzelać z łuku.

– Rozumiem, że nie – odparł i z powrotem ruszył w stronę łoża, wymijając mnie.

Nie pozwoliłem mu odejść, łapiąc go za rękę. Wbrew moim obawom nie wyszarpnął jej, zatrzymał się i ponownie na mnie spojrzał.

– Nie zostawiaj mnie już samego – poprosiłem.

– Prosiłem cię, byś nie robił niczego, co sprowadziłoby na ciebie mój gniew – szepnął.

– Kiedy ja nie potrafię inaczej, ale przecież uwielbiasz mnie takiego.

W końcu się uśmiechnął. Czekałem na to zdecydowanie zbyt długo.

– Masz rację. Uwielbiam cię.

Również się uśmiechnąłem, kiedy stanął naprzeciw mnie i sięgnął dłonią do mojego policzka, aby odgarnąć z niego jeden z obciętych kosmyków. Poczułem ulgę, ponieważ moja kara właśnie dobiegła końca. Niestety ulga nie trwała długo.

– Zachciałbyś usłużyć mi dzisiaj swoim ciałem? – zapytał, wciąż gładząc mój policzek.

Odwróciłem wzrok od jego ciemnych oczu i spojrzałem w stronę cienkich ścian namiotu. Nie chciałem, ponieważ świadomość, jak wielu świadków mogła mieć nasza wspólna noc, wywoływała u mnie dyskomfort. Mimo to po raz drugi dzisiaj zdecydowałem się na przeinaczenie prawdy, tym razem myśląc o korzyściach, które z tego płynęły.

– Tak – skłamałem. – Chciałbym.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top