♔ 18
Chociaż już od kilku godzin znajdowałem się z powrotem w mojej komnacie, nie wznowiliśmy przygotowań do wizyty w alkowie. Siedziałem jak na szpilkach, czekając na wieści o powrocie Yushenga do pałacu. Podrywałem się na każdy dźwięk rozlegający się za drzwiami, jednak za każdym razem okazywało się, iż to jedynie służba królowej Biyu przemierzała korytarz lub Sying, który co godzinę lub częściej sprawdzał, czy aby na pewno wszystko u mnie dobrze.
Jednak nie było dobrze. Być może uniknąłem śmierci niesłusznie oskarżony o zdradę, jednak zapłata dla królowej wdowy, której zażądała ode mnie, była zbyt wysoka. Kiedy tylko zamykałem oczy, wracałem myślami do ciemnej, zimnej celi, gdzie czekałem na nadciągającą śmierć. W uszach odbijały mi się słowa królowej Yuan, wybrzmiewając we wspomnieniach tak wyraźnie, jakby z powrotem stała tuż przede mną.
– Życie za życie – zażądała, wpatrując się prosto w moje oczy. Jej mina była nieugięta, więc wiedziałem, że wszelkie negocjacje nie mają prawa bytu. – Ocalę twoje życie, jeśli ty przysięgniesz mi na wszystko, w co wierzysz i co jest dla ciebie ważne, że mój syn nigdy nie zginie z twoich rąk. Jesteś księciem, a książęta lubią mieć krew na rękach.
– Mych rąk nie pokrywa krew – odpowiedziałem jej wtedy. – Nigdy nie odebrałem nikomu życia.
– Jeszcze. – Jej głos był oschły. – Nie jest dla mnie ważne, czy twe dłonie są czyste od krwi innych, możesz zabić miliony, jeśli tego zechcesz. Jednakże przysięgnij, że krew mojego syna, Yushenga, nigdy nie naznaczy twoich dłoni. Przysięgnij, że nigdy nie zamachniesz się na jego życie, że nie wyda ostatniego tchu za twoją sprawką. Ocalę twoje życie, a ty ocal życie mojego jedynego syna przed samym sobą. Widzę w twoich oczach, za każdym razem, gdy na niego patrzysz, iż pragniesz jego śmierci. I nie wątpię, że odebrałbyś mu życie, to była jedynie kwestia czasu. A chociaż twoja śmierć byłaby dla mnie pożytkiem, wiem, ile znaczysz dla mojego syna i ile Daiyu zyskało dzięki twojemu zniewoleniu. Dlatego dam ci szansę i zaufam twojej przysiędze. Czy jesteś w stanie spłacić moją cenę?
Cisza, która zapanowała wtedy po jej słowach, wręcz bolała w uszy. Czułem, że zostałem przyparty do muru. Mogłem ocalić życie, jeśli przysięgnę, iż nigdy nie zabiję mojego największego wroga. Przysięga co prawda była jedynie słowem, które łatwo było rzucić na wiatr i pozwolić mu je porwać w zapomnienie, jednak dla mnie i dla każdego obywatela Beatie dochowanie przysięgi było niczym dochowanie wierności, a złamanie jej niczym zdrada.
Królowa Yuan najwidoczniej się zniecierpliwiła lub uznała, iż jej cena jest dla mnie zbyt wysoka. Odwróciła się do mnie plecami z zamiarem odejścia.
– Przysięgam. – Usłyszałem swój własny głos, który zdecydował za mnie. – Przysięgam ci na wszystko, na moje życie i na błękitną krew w mych żyłach, że moich dłoni nie pokryje krew Yushenga.
Yuan odwróciła głowę, by spojrzeć na mnie przez ramię.
– Obym nie popełniła największego błędu w moim życiu, wierząc twojej przysiędze. Chodź ze mną, zaczekasz na powrót mojego syna w swojej komnacie. On zdecyduje, co będzie dalej.
Skinąłem głową, ruszając za królową wdową, jak tego zażądała. Dopiero po wyjściu z celi dostrzegłem, iż jedną z towarzyszących jej osób był Sying. Uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco i schylił głowę w ukłonie.
Zacząłem się zastanawiać, ile wiedział i ile zdołał się domyślić, będąc świadkiem tej rozmowy. Chciał posadzić mnie na tronie jako królową, powiedział mi to raptem kilka godzin temu, a ja naiwnie uwierzyłem, iż nie dostrzegł we mnie chęci mordu, którą potrafiła odnaleźć w moich oczach królowa Yuan. Być może nie doceniłem Syinga, być może nadzorca haremu nie przez przypadek pozwolił wywabić się z łaźni, nie przez przypadek nie zabrał ze sobą służki, którą wysłała Biyu, aby oskarżyć mnie o zdradę, nie przez przypadek ocalił moje życie, przyprowadzając tutaj matkę króla, która zażądała ode mnie tej przysięgi. A możliwe, iż to wszystko naprawdę było jedynie zbiegiem okoliczności, w którym doszukiwałem się podstępu, ponieważ cały harem przesiąknięty był zdrajcami i kombinatorami.
Bez względu na to, co było prawdą, teraz pozostawało mi jedynie wyczekiwać powrotu Yushenga, który oficjalnie zdecyduje, czy jestem winny zdrady.
***
Chociaż dotarły do mnie wieści, że Yusheng wrócił już do stolicy, nie doczekałem się jego decyzji w mojej sprawie. Przez to nie mogłem zasnąć. Przewracałem się z jednego boku na drugi, nie potrafiąc znaleźć wygodnego miejsca w dużym łożu, jakbym leżał na stosie kamieni. Na zmianę było mi zimno i gorąco, a chociaż fizycznie doskwierało mi zmęczenie i pragnąłem snu, mój umysł nie był w stanie uciec od tej rzeczywistości, wciąż na nowo przytaczając wspomnienia z minionego dnia. Pobudka w alkowie, wspólny spacer z Yushengiem i strzelanie z łuku, podstęp młodej królowej, nieobecność króla w pałacu, zimna cela, przysięga.
Więc... Co dalej, gdy przysiągłem, iż go nie zabiję?
Niespodziewanie ciszę panującą w pałacu przerwały liczne, szybkie kroki na korytarzu. Uderzanie podeszew o posadzkę przybierało na sile, gdy ktoś zbliżał się do moich drzwi. Usiadłem na łożu i wbiłem wzrok w delikatne światło, przedzierające ciemność przez wąską szparę pod drzwiami, których, zgodnie z zapewnieniem królowej Yuan, powinni strzec jej oddani gwardziści. Czułem, jak z nerwów serce zaczęło bić szybciej, a krew w żyłach parzyć mnie od środka, jednak kroki minęły moją komnatę, podążając dalej korytarzem. Chwilę później dobiegł mnie stłumiony dźwięk otwierania drzwi, a następnie płacz dziecka. Niepewnie wstałem z łoża, by najciszej, jak tylko potrafiłem, bosymi stopami przemierzyć komnatę pogrążoną w ciemności i zatrzymać się tuż przy samych drzwiach.
– Dlaczego to robisz?! – Usłyszałem zrozpaczony krzyk Biyu, dobiegający z komnaty obok. – Nie zabieraj mi go, jest całym moim życiem!
Płacz Bolina się nasilił.
– To jest dziecko, nasze dziecko, a nie pionek, który pozwoli ci dotrzeć do władzy! – odkrzyknął jej Yusheng z prawdziwą wściekłością. Ostatni raz był tak zdenerwowany, kiedy wymierzał mi karę za wtargnięcie na uroczystość.
– Nie zabieraj mi go, błagam cię! – Biyu łkała dalej. – Bolin, synku, chodź do mamy!
– Zamilcz!
– Mamo! – Płacz dziecka dobiegał teraz tuż sprzed moich drzwi. – Babciu, ja chcę do mamy!
– Nie możesz zostać z tą kobietą. – Głos królowej Yuan był miękki i delikatny, gdy zwracała się do swojego wnuka. – Zamieszkasz teraz z babcią, dobrze?
– Chcę do mamy!
– Nie zabieraj go!
– Nie zasługujesz na to, by być matką moich dzieci! – Yusheng nadal był wściekły. – Brzydzę się tobą i twoimi spiskami! Gdzie się podziała ta dobra, niewinna dziewczyna, którą wziąłem za żonę?!
– Zabiłeś ją! – odwrzasnęła. – Jak można kochać mężczyznę, który wciąż do alkowy bierze kolejnych nałożników?! Jeden za drugim, aż w końcu przywlokłeś tutaj samego księcia Beatie i traktujesz go, jakby to on rodził dla ciebie dzieci! Nienawidzę go i nienawidzę cię! Mam nadzieję, że zdechniesz z jego rąk!
Dźwięk uderzenia dłonią w twarz uciszył młodą królową.
– To ostatni raz, kiedy widziałaś Bolina, i ostatni raz, kiedy widzisz mnie – Yusheng odezwał się przerażająco opanowanym głosem. – Dziecka, które urodzisz, nawet nie zobaczysz. Po jego narodzinach zostaniesz odesłana z pałacu i nigdy już tu nie wrócisz.
Kobieta zaczęła przeraźliwie krzyczeć, nie potrafiąc zapanować nad własną rozpaczą.
Yusheng jednak ją zignorował, a jego kroki ponownie zaczęły się zbliżać. Chociaż początkowo spodziewałem się, że po prostu odejdzie wraz z królową Yuan, ku mojemu przerażeniu, zatrzymał się tuż przed drzwiami do mojej komnaty. Zdążyłem jedynie zrobić dwa kroki w tył, nim drzwi się otworzyły, pozwalając dojrzeć mi w bladym świetle pochodni Yushenga. Miał na sobie podróżne szaty, których zapewne nie zdążył ściągnąć po powrocie do pałacu, a na upiętych w koka włosach widniała złota królewska korona. Nawiązaliśmy kontakt wzrokowy.
– Obudziły mnie krzyki – skłamałem, czując na sobie przytłaczający ciężar słów, które chwilę temu padły między Yushengiem a Biyu.
Krzyki i szloch królowej wciąż odbijał się echem od ścian korytarza.
Yusheng bez słowa wszedł do środka i gestem dłoni nakazał gwardzistom zamknąć za nim drzwi, pogrążając nas w ciemności.
– Nie zdradziłem cię. – Z jakiegoś powodu zacząłem się tłumaczyć. – Wiesz, że nigdy bym cię nie zdradził. Będę ci wierny do śmierci.
Zamilkłem, gdy jego zimne dłonie chwyciły moje policzki, by przysunąć mnie do pocałunku. Nie sprzeciwiałem się, pozwalając się całować krótko i czule, jakby tylko chciał się upewnić, iż moje wargi smakują tak samo, jak wczorajszego wieczora. Gdy odsunął się nieznacznie, chwyciłem go za nadgarstki, aby ściągnąć zimne dłonie z mojej twarzy. Jednak, zamiast je puścić, wsunąłem palce między palce Yushenga i ostrożnie pociągnąłem je w dół. Od razu domyślił się, czego od niego oczekiwałem. Ponownie pochylił się do mnie, łącząc nas w serii pocałunków, jednak tym razem zacząłem odwzajemniać każdy z nich. Moje wargi odnalazły wspólny rytm z wargami Yushenga, rozchylając się niepewnie, aby pozwolić mu pogłębić naszą czułość i dodać jej namiętności.
Wiedziałem, że to wciąż jest Yusheng, że to wciąż są jego usta, a jednak tej nocy, gdy świadkiem naszej bliskości był jedynie księżyc, nie widziałem w nim króla Daiyu, który mnie uprowadził i zamknął wbrew woli w swoim haremie. Tej nocy stał się dla mnie mężczyzną, któremu przysiągłem wierność, którego pragnąłem dotykać i mieć jedynie dla siebie. Jego wargi były miękkie, dłonie delikatne, a oddech gorący.
Wyswobodziłem palce spomiędzy długich palców Yushenga, na które wsunął liczne pierścienie symbolizujące jego władzę, a następnie ułożyłem dłonie na jego klatce piersiowej. Mogłem wyczuć pod materiałem, jak szybko biło mu serce i jak cała pierś unosi się z każdym oddechem. Pod opuszczonymi powiekami pojawiło się wspomnienie jego nagiego torsu, na którym układały się promienie słońca dzisiejszego rana, a skoro naszym jedynym świadkiem był księżyc, zamierzałem stać się słońcem. Po omacku odnalazłem wiązanie szaty mężczyzny i dość nieudolnie zacząłem je rozplątywać.
– Nie jesteśmy w alkowie, Lan – wyszeptał w moje wargi, bestialsko okradając mnie z pocałunków.
– Wezwałeś mnie dzisiaj do alkowy – przypomniałem mu, niepewnie zerkając w jego oczy.
Mimo słabego blasku księżyca mieniły się niczym drogocenne kamienie.
– Dzisiaj niczego od ciebie nie oczekuję. Twoja deklaracja wierności jest dla mnie wystarczająca.
– Zatem nie chcesz?
– Tego nie powiedziałem.
– Więc nie mów zbędnych słów.
– Czy w ten sposób próbujesz mi powiedzieć, iż pragniesz usłużyć mi dzisiaj swoim ciałem?
– Nie – mówiąc to, pokręciłem krótko głową, tylko na chwilę przerywając mój kontakt wzrokowy z Yushengiem. – Chciałbym, abyś ty usłużył mi dzisiaj swoim ciałem.
Po raz kolejny pozwoliłem sobie wypowiedzieć słowa, które powinny wywołać gniew u Yushenga, i po raz kolejny zamiast tego na jego ustach pojawił się uśmiech. Najszczerszy i najpiękniejszy uśmiech, jaki dane mi było zobaczyć. Zamknął w dłoniach moje dłonie, a następnie bez wahania uklęknął przede mną i docisnął je do swoich warg, aby ucałować z osobna każdy palec. Przyglądałem się temu w milczeniu, chociaż moje serce drżało, jakby straciło zdrowe zmysły wraz z Yushengiem.
– Pozwól mi zatem, abym usłużył ci moim ciałem – wyszeptał, wciąż klęcząc przede mną. – To będzie dla mnie zaszczyt.
Oszalał, a ja oszalałem wraz z nim. Sięgnąłem do szpili, która przytrzymywała na jego włosach złotą koronę, i wyciągnąłem ją z koka, rozpuszczając długie, czarne włosy mężczyzny. Korona potoczyła się po ziemi, a jej śladem poszła długa szpila. Dopiero teraz byłem gotów, aby chwycić w dłonie przystojną twarz Yushenga i złączyć nasze wargi w pocałunkach. To sprawiło, iż mężczyzna zdecydował się podnieść z klęczek. Otoczył moje uda silnymi ramionami, a następnie wziął mnie na ręce. Nie przerywaliśmy naszych pocałunków w drodze do mojego łoża, na którym zostałem ułożony w poprzek. Opadłem plecami na miękki materac i pozwoliłem wargom Yushenga rozpocząć podróż po moim ciele.
Zaczął od szyi, przeszedł przez obojczyki, przedramiona, aż do dłoni. Następnie rozwiązał moją szatę sypialną, by obsypać pocałunkami klatkę piersiową, brzuch i uda. Każdy wilgotny ślad, który zostawiły jego usta, wręcz parzył moją skórę. Drżałem wewnątrz i na zewnątrz, nie chcąc słuchać tej części mnie, która była przeciwna bliskości nawiązywanej między mną o królem Daiyu. Była to jednak malutka cząstka, niemająca szans w starciu z oszalałym sercem, które dzisiaj nie widziało w Yushengu króla Daiyu. Dzisiaj byliśmy dwójką serc, pragnących znaleźć się jak najbliżej siebie.
Yusheng ściągnął z siebie szatę podróżną, a srebrzysty blask księżyca osiadł na jego gładkiej skórze. Tylko na chwilę pozwoliłem spojrzeniu zatrzymać się na wypukłej, białej bliźnie, by po tej chwili zupełnie o niej zapomnieć. Zacząłem badać dłońmi pięknie wyrzeźbione ciało mężczyzny, nie walcząc z zachwytem, które we mnie wywoływało.
– Nie skończyliśmy przygotowań do mojej wizyty w alkowie – wyznałem, zaciskając palce na szerokich barkach Yushenga.
– Nie szkodzi – odpowiedział szeptem, jakby się bał, iż głośniejszy dźwięk może mnie spłoszyć niczym zwierzynę.
Skinąłem głową na znak zrozumienia oraz zgodny, a wtedy Yusheng chwycił mocno moją talię, aby mnie podnieść z łoża. Wysunąłem dłonie z szaty sypialnej, całkowicie odsłaniając moje ciało, w tym pokryte podłużnymi śladami po chłoście plecy. Pozwoliłem, by Yusheng usiadł na łożu dokładnie w tym samym miejscu, w którym leżałem chwilę wcześniej, a następnie posadził mnie na sobie w rozkroku. Skradł z moich rozchylonych warg pocałunek, gdy westchnąłem, wbijając paznokcie w jego bladą skórę.
– Kocham cię – wyszeptał, kiedy odnalazłem w sobie śmiałość, by spojrzeć mu w oczy.
– Kochaj mnie – odpowiedziałem, wsuwając palce w jego długie, rozpuszczone włosy.
Tej nocy chciałem nacieszyć się ciałem Yushenga. Było piękne, ciepłe i całkowicie mi oddane. Czułem, jak jego mięśnie reagują na mój każdy dotyk i każdy ruch. Widziałem, jak klatka piersiowa unosi się i opada wraz ze mną. Chłonąłem przyjemność, którą mi dawało, nawet jeśli następnego ranka miałem się tego wstydzić i żałować. Moja skóra stawała się coraz wilgotniejsza od potu, powstające blizny na plecach ciągnęły boleśnie, a dłonie Yushenga delikatnie przytrzymywały moje biodra i uda, asekurując przed upadkiem.
Gdy ponownie zostałem ułożony na miękkiej pościeli, tuż obok rozgrzanego ciała Yushenga, do którego wręcz się przyklejałem, nie miałem wątpliwości, iż nie skłamałem w rozmowie z Biyu. Nie byłem zdolny do współżycia z kobietą, ponieważ ciało kobiety nie mogło mi dać tego, co dawało ciało mężczyzny. Ta świadomość sprawiła, że wizja przyszłych nocy w alkowie nie przerażała mnie tak bardzo, jak jeszcze dzień temu. Wciąż nienawidziłem Yushenga, wciąż pragnąłem jego śmierci i zemsty. Jednak złożyłem przysięgę, iż nie pokryje rąk jego krwią, a dopóki Yusheng był mi wierny, ja byłem wierny sobie i mej wierze.
To czyniło mą niewolę trochę bardziej znośną, chociaż serce wciąż się rwało na wolność.
***
Nad ranem obudziło mnie słońce, wdzierające się do wnętrza komnaty przez duże okna. Nagrzane nim powietrze było ciężkie, przez co z trudem wypełniałem nim płuca przy każdym wdechu. Rozchyliłem usta, próbując łykać więcej tlenu, jednak i to na niewiele się zdało. Płuca mnie paliły, jakbym zamiast powietrza wdychał wrzącą wodę. Ledwie kontrolując ciało, wysunąłem się z ciasnych objęć Yushenga, który wciąż pogrążony był we śnie. Jednak gdy tylko zrzuciłem z siebie wilgotną od mojego potu kołdrę, przeszedł mnie zimny dreszcz, a głowę przeszył przeraźliwy ból. Krzywiąc się i drżąc z zimna, chociaż jeszcze chwilę temu roztapiałem się z gorąca, sięgnąłem dłonią do ramienia śpiącego mężczyzny.
– Yusheng – wyszeptałem przez wyschnięte gardło jego imię. – Yusheng.
Mój własny szept nasilił przeszywający ból głowy. Odnalazłem kołdrę, aby ponownie okryć nią drżące z zimna ciało, a mój ruch w końcu obudził Yushenga, który spojrzał na mnie zaspanym wzrokiem.
– Yusheng – powtórzyłem, widząc, jak spojrzenie mężczyzny przytomnieje, a brwi marszczą się lekko przez myśli, które musiały pojawić się w jego głowie.
Uniósł się na łokciu, aby bez wahania docisnąć zimną dłoń do mojego czoła, a następnie przesunął ją na policzki.
– Masz gorączkę – stwierdził z przerażeniem w głosie i zerwał się z łoża.
Widziałem, jak pośpiesznie wciąga na siebie spodnie od podróżnej szaty, a następnie dopada drzwi, nakazując pilnie wezwać medyczkę. Kolejny dreszcz wstrząsnął moim ciałem, kiedy wrócił do mnie i ponownie zamknął w dłoniach moją twarz.
– Jesteś cały rozpalony – szepnął, a w jego błyszczących oczach mogłem dostrzec najszczersze przerażenie.
Nie odstępował mnie na krok do czasu przybycia medyczki, gdy na zmianę drżałem z zimna lub dusiłem się z gorąca. Starsza kobieta przybyła po całych wiekach, a przynajmniej takie odniosłem wrażenie, starannie obejrzała moje ciało i wsłuchała się w ciężki oddech. Po postawieniu diagnozy natarła moją klatkę piersiową rozgrzewającym specyfikiem i zaparzyła zioła, nakazując moczyć w nich ręczniki i oczyszczać mnie z zimnego potu. Słyszałem jak tłumaczy Dongmei oraz Yenay, w jaki sposób przygotowywać wszystkie lekarstwa, jak często zmieniać moje okłady mające zbić gorączkę i czym mnie karmić. Obiecała zaglądać do mnie kilka razy dziennie. W tym czasie Yusheng siedział nieopodal, przyglądając się wszystkiemu, co robiła, jakby chciał mieć absolutną pewność, że medyczka nie zaniedba swoich obowiązków.
– Wyzdrowieje? – zapytał, odchodząc z medyczką o kilka kroków, gdy zakończyła pouczanie moich służących.
Chociaż ich nie widziałem, wyczułem czyjeś spojrzenia na sobie. Nie miałem siły otwierać oczu, pragnąc jedynie zasnąć, ponieważ bycie przytomnym bardzo mnie męczyło. Pragnąłem uciec z tego świata i nie wracać, dopóki wszystko nie ułoży się samo, pragnąłem obudzić się w swojej komnacie w Beatie i pójść odwiedzić ojca oraz matkę i nigdy już tutaj nie wracać.
– Jest silnym i młodym mężczyzną. – Usłyszałem z oddali głos medyczki, który wyrwał mnie z półsnu. – Należy być dobrej myśli.
– Dlaczego więc zachorował? – dopytywał Yusheng.
– Podejrzewam, że zawiniło wyziębienie – odpowiedziała. – Z tego, co się dowiedziałam, z gorącej kąpieli trafił do zimnej celi. To bardzo niebezpieczne. Szczególnie że niedawno walczył o życie przez rozległe rany pleców.
Zapanowała chwila ciszy.
– Najważniejsze, żeby przeżył. – Głos Yushenga dobiegał mnie jakby spod tafli wody.
– Zrobię wszystko, co w mojej mocy, jednak nie mogę tego obiecać – wyznała medyczka niepewnym głosem. – Jeśli jego stan się nie pogorszy, wyzdrowieje.
– A co jeśli się pogorszy?
– Jego oddech jest bardzo niepokojący, więc pogorszenie będzie oznaczało, że choroba dopadła płuca, a wtedy... – urwała na chwilę. – Wtedy nic już mu nie pomoże. To śmiertelna choroba.
Dobiegł mnie dość nagły huk i zduszony okrzyk przestraszonej Dongmei. Chyba coś spadło albo ktoś coś przewrócił. Spróbowałem otworzyć oczy, ale rażące słońce szybko odwiodło mnie od próby sprawdzenia, co się dzieje. Chwilę później wyczułem miękki dotyk zimnych dłoni na rozpalonym policzku.
– Nie waż mi się umierać, słyszysz? – Dobiegł mnie głos Yushenga.
Chciałem mu odpowiedzieć. Z trudem nabrałem powietrze, wyczuwając silny ziołowy zapach, i po prostu odpłynąłem w nicość.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top