♔ 17

Tego rana to Yusheng z naszej dwójki obudził się pierwszy. W milczeniu pozwalał mi leżeć obok siebie na łóżku i przeczesywał długimi palcami moje rozpuszczone włosy. Oczywiście leżałem na brzuchu, aby nie obciążać dobrze gojących się pleców, i przytulałem się do ogromnej poduszki, na której również miałem ułożoną głowę. Twarz miałem skierowaną w stronę Yushenga, więc od razu dostrzegłem jego połowicznie roznegliżowane ciało, kiedy tylko otworzyłem oczy.

– Obudziłem cię? – zapytał, dostrzegając, że już nie śpię.

Nie odpowiedziałem, ale uniosłem dłoń, aby odepchnąć jego rękę, na co zareagował krótkim śmiechem. Naprawdę zaczynało mnie drażnić to, jak często go rozbawiałem, chociaż nie miałem tego na celu. Odnosiłem wrażenie, że zamiast stanowić dla niego zagrożenia, stałem się jego ulubioną zabawką. A jednocześnie coś, co żyło ukryte głęboko w moim wnętrzu, bardzo lubiło ten dźwięk. Lubiło, słuchać szczerego śmiechu Yushenga.

– Co chciałbyś zjeść na śniadanie? – zadał kolejne pytanie, niezrażony tym, iż nie dostał odpowiedzi na poprzednie.

– Cokolwiek – odpowiedziałem zaspanym głosem.

Prawdą było, iż dawno nie spałem tak dobrze, jak dzisiaj. Łoże Yushenga miało to do siebie, że było naprawdę wygodne i spore, więc bez problemu mieściliśmy się w nim we dwójkę, wcale nie musząc się dotykać.

– Zatem przekażę służbie, aby przygotowano nam cokolwiek na śniadanie.

Po tych słowach, niezmiennie mając uśmiech na twarzy, wstał z łoża i podszedł do drzwi wyjściowych z komnaty. Również zacząłem się podnosić, chociaż najchętniej nie wstawałbym w ogóle do czasu, aż moje plecy nie odzyskają sprawności. Usiadłem na łożu i poprawiłem szatę sypialną, aby nie odsłaniała mi lewego ramienia. Yusheng nie wrócił do mnie, podszedł do misy z wodą, chcąc obmyć w niej twarz, więc skorzystałem z chwili jego nieuwagi i wymknąłem się na bosaka na taras.

Było jeszcze wcześnie, ale słońce już grzało, otulając szczelnie moje ciało i cały ogród. Kwitnące kwiaty trwały w bezruchu, co oznaczało, iż nie było dzisiaj wiatru, a na błękitnym niebie leniwie płynęły pojedyncze, śnieżnobiałe chmury. Był to idealny dzień na spacer, nie można było temu zaprzeczyć. Oparłem się na poręczy i zaciągnąłem się słodkim zapachem letniego poranka.

Nawet nie spostrzegłem, kiedy skończyła się wiosna i zaczęło się lato. Życie w Daiyu toczyło się swoim tempem. Dni płynęły spokojnie, a przez to zlewały się w jeden, przez co nie odczuwało się tak ich upływu.

– Nie powinieneś chodzić boso. – Dobiegł mnie głos Yushenga, który odnalazł mnie na tarasie bez większego problemu.

– Robię wiele rzeczy, których nie powinienem – odpowiedziałem ku jego uciesze.

– Nie sposób zaprzeczyć.

Zerknąłem na niego kątem oka, dostrzegając, że się uśmiecha. Również się uśmiechnąłem, chociaż nie wiedziałem dlaczego. Zatrzymał się tuż obok mnie, wciąż mając odsłoniętą klatkę piersiową, a na jego widocznie wyrzeźbionych mięśniach zaczęły układać się ciepłe promienie słońca. Tylko przez krótką chwilę pozazdrościłem słońcu, nim pośpiesznie odwróciłem wzrok, ponownie wbijając je w ogród pełen kwiatów.

– Jak tylko zjemy śniadanie, udamy się na spacer – odezwał się, uznając moje zachowanie za objaw zniecierpliwienia.

– Znam ten ogród lepiej od własnej komnaty – westchnąłem ciężko, w końcu odrywając się od poręczy, jednak, zamiast wrócić do komnaty, nawiązałem kontakt wzrokowy z Yushengiem, który widocznie uznał moje słowa za rzucone mu wyzwanie.

– Doprawdy? – zapytał, więc ze śmiałością skinąłem głową. – Czy zatem zechciałbyś przespacerować się ze mną po innym ogrodzie?

Uniosłem zaskoczony brwi.

– Jest w haremie inny ogród?

– Nie, w haremie nie. Jednak jest drugi ogród poza haremem. A nawet coś więcej niż tylko ogród. Zechciałbyś?

– Brzmi intrygująco. Bardzo chętnie.

Yusheng zaśmiał się i wyciągnął dłoń w moją stronę, więc niepewnie ułożyłem na niej swoją drobniejszą dłoń i pozwoliłem zaprowadzić się z powrotem do wnętrza komnaty.

***

Oczywiście po zjedzeniu wspólnie śniadania, musieliśmy jeszcze przygotować się do wyjścia. Yenay oraz Dongmei przyniosły mi czystą szatę, której góra miała śliczny brzoskwiniowy odcień, a dół płynnie przechodził w błękit, pomogły mi ją założyć, a następnie rozczesały moje splątane przez sen włosy i spięły je w niski kok, który przebiły podłużną, srebrną szpilą z główką w kształcie licznych małych kwiatów. Już ubrany Yusheng przyglądał mi się z uśmiechem na twarzy. On w przeciwieństwie do mnie został ubrany w ciemne kolory. Miał na sobie czarną szatę przewiązaną ciemnoczerwonym pasem, na upięte w wysoki kok włosy służące nasunęły mi złotą koronę, a palce jak zwykle zdobiły liczne pierścienie.

– Wyglądasz przepięknie – szepnął, unosząc do ust moją dłoń, by ucałować ją czule.

Rzuciłem mu jedynie krótkie spojrzenie spod rzęs i nie skomentowałem tego komplementu ani słowem. Posłusznie chwyciłem jego wystawione w moim kierunku ramię i pozwoliłem się poprowadzić. Służące Yushenga posłusznie ruszyły za nami, a za nimi, na samym końcu pochodu, szły moje służące, wyraźnie zaskoczone, iż zmierzamy prosto do wyjścia z haremu. Gwardziści otworzyli nam drzwi, nawet nie czekając na rozkaz, pokłonili się nisko, kiedy ich mijaliśmy, i pozwolili mi po raz kolejny przekroczyć próg mojego więzienia.

Pałac poza haremem miał zupełnie inną energię. Było tutaj o wiele więcej żołnierzy żandarmerii, sędziów, lordów, czy królewskich nauczycieli. Każdy starał się wykonywać swoją pracę. Wielu z mężczyzn niosła za sobą liczne zwoje pergaminów, ale bez względu na to, każdy z nich zatrzymywał się i kłaniał głęboko królowi. Ich ciekawskie spojrzenia wędrowały również do mnie, chociaż starali się ukryć swoją ciekawość. W końcu w świetle prawa byłem świętą własnością ich króla i nikt z nich nie miał prawa mnie dotknąć.

Yusheng ominął główne wyjście z pałacu, w milczeniu i z uśmiechem na ustach prowadząc nas do jednego z mniejszych wyjść, które wychodziło prosto na ogród. Nie było w nim tak licznych kwiatów, jak w haremowym ogrodzie, jednak szybko zrozumiałem, co Yusheng miał na myśli, mówiąc, że to coś więcej niż ogród. Przed nami rozpościerały się błonia pełne soczystej, zielonej trawy i krzewów, gdzieś w oddali byłem w stanie dostrzec niewielki lasek oraz kilka mniejszych budynków. Nie potrafiłem powstrzymać uśmiechu, bo chociaż wciąż byłem więźniem króla Daiyu, od dawna nie czułem się tak wolny.

Puściłem ramię Yushenga i ze śmiałością ruszyłem jedną ze ścieżek, które prowadziły w głąb ogrodu. Obróciłem się kilkukrotnie wokół własnej osi, w końcu nie będąc z każdej strony otoczonym murami pałacu, a niewidzialny ciężar, który od wielu tygodni nosiłem na swoich barkach, jakby zelżał. Gdy skończyłem się kręcić, stałem przodem do Yushenga, który uśmiechał się do mnie nie tylko ustami, ale i oczami. Nawiązaliśmy kontakt wzrokowy i rzuciłem mu spojrzeniem wyzwanie.

– Dlaczego mam wrażenie, że coś kombinujesz? – zapytał, układając dłonie na dole pleców.

– Ja? – zapytałem, jakbym nie miał niczego na sumieniu. – Jakże bym śmiał.

– Teraz jestem pewien, że coś kombinujesz.

Między nami zapanowała bardzo krótka chwila milczenia, podczas której przygryzałem dolną wargę, nieudolnie próbując w ten sposób powstrzymać uśmiech. W końcu pękłem.

– Złap mnie! – zawołałem, chwytając za sięgający do ziemi dół szaty, i rzuciłem się biegiem przez równo przystrzyżoną trawą.

Mój śmiech zaczął nieść się wzdłuż błoni, a wszystkie ozdoby na włosach, rękach i w uszach zaczęły dzwonić wraz z każdym moim krokiem. Ledwo dotarłem na szczyt pobliskiego wzniesienia, kiedy poczułem, jak otaczają mnie czyjeś silne dłonie, a moje nogi tracą kontakt z ziemią. Przez nagłe wytracenie prędkości Yusheng stracił równowagę, obrócił nas raz wokół własnej osi, a następnie upadł plecami na miękką trawę, nie wypuszczając mnie ze swoich objęć. Czułem ból w gojących się plecach, ale nie przeszkadzał mi on w głośnym śmianiu się, kiedy zsunąłem się z ciała króla Daiyu i usiadłem na trawie tuż obok niego. Również się uśmiechał i oddychał ciężko przez niespodziewany wysiłek fizyczny, a jego spojrzenie wbijało się w błękitne niebo.

– Jesteś dla mnie za młody – westchnął, odgarniając na bok kosmyk włosów, który wysunął się z upięcia i przykrył jego czoło.

– Więc za dziewięć lat będę takim starym zrzędą jak ty? – zapytałem złośliwie, podnosząc się z trawy, i spojrzałem na łącznie dwanaście służących, które czekały na nas dokładnie w tym samym miejscu, w którym rozpoczęliśmy naszą grę w berka.

– Za osiem – sprecyzował. – Jestem o osiem lat starszy, nie dziewięć.

– Masz dwadzieścia sześć lat – powiedziałem takim tonem, jakbym wiedział to lepiej od niego. – Dwadzieścia sześć lat, sto osiemdziesiąt pięć centymetrów wzrostu, jesteś królem od dziesięciu lat. Sying uczył mnie tego w swoich haremowych naukach.

– A ty masz osiemnaście – odparł, naśladując mój ton.

– Jeszcze nie – rzuciłem, drocząc się z nim, i przysiągłbym, iż kątem oka zauważyłem, jak Yusheng przewraca oczami, jednak moją uwagę skutecznie odciągnęło coś innego. – To książę Bolin? – zapytałem, a Yusheng podążył za moim spojrzeniem.

– Tak, o tej godzinie ma lekcje z łucznictwa.

– Możemy podejść? – zapytałem, ale wcale nie czekałem na odpowiedź.

Ruszyłem w stronę małego chłopca, który u boku nauczyciela i swojej opiekunki próbował z małego łuku trafić do ustawionej na jego przeciw tarczy. Yusheng, który musiał podnieść się z ziemi, dogonił mnie kilka kroków dalej.

– Znasz słowo „spacer"? – zapytał, wystawiając ramię w moją stronę, które chwyciłem z zadziornym uśmiechem. – Mam wrażenie, że się nie zrozumieliśmy.

– Może zainteresuję się spacerami za dziewięć lat.

– Osiem – poprawił mnie, zanim zrozumiał, iż celowo się z nim droczę, a gdy to do niego dotarło, westchnął ciężko.

– Ostrzegałem cię, iż czerpanie przyjemności ze spędzania ze mną czasu, nazywa się masochizmem.

– W takim razie jestem największym masochistą na świecie, ponieważ chciałbym spędzić z tobą każdą sekundę mojego życia.

Zerknąłem na Yushenga, czując, jak dreszcze przebiegają wzdłuż mojego ciała. Sam nie byłem pewien, czy spodobało mi się to uczucie, czy nie, jednak nie miałem czasu, aby teraz się nad tym zastanawiać.

– Wasza Wysokość! – zawołał nauczyciel księcia, kiedy tylko dostrzegł, że się zbliżamy.

– Ojcze! – Bolin również zainteresował się naszą obecnością, upuścił dziecięcy łuk na ziemię i podbiegł do Yushenga, który czule pogładził syna po włosach. – Witaj, bracie Lan – wydukał z mniejszą pewnością siebie.

– Witaj – odpowiedziałem, uśmiechając się do chłopca.

– Ojcze, masz trawę na ubraniu.

– Ciekawe, skąd ona się tam wzięła? – zapytał, pozwalając rozbawionemu dziecku ściągnąć z siebie kilka źdźbeł trawy.

– Przyszedłeś zobaczyć, jak strzelam? – zapytał podekscytowany.

– Dawno nie kontrolowałem twoich postępów. Z chęcią zobaczę, czego się nauczyłeś przez ten czas.

Chłopiec energicznie podniósł z podłogi łuk, a następnie wziął od nauczyciela podawaną mu strzałę. Wokół ustawionej w niewielkiej odległości tarczy było już kilka strzał wbitych w ziemię, ale żadna z nich nie trafiła w cel. Chłopiec po raz kolejny spróbował wycelować w czerwony punkt, naciągając cięciwę i delikatnie wypinając język.

– Zaczekaj – odezwałem się, podchodząc do księcia, i kucnąłem tuż obok niego. – Będzie łatwiej, jeśli uniesiesz łokieć trochę wyżej – poinstruowałem go, ostrożnie unosząc łokieć małego chłopca. – O właśnie tak.

Bolin stosując się do mojej rady, jeszcze raz wycelował w punkt, co zajęło mu chwilę, a następnie wypuścił strzałę, która przecięła powietrze ze świstem i wbiła się w białe pole na sam krańcu tarczy.

– Trafiłem! – zawołał radośnie chłopiec, wyrzucając ręce do góry, przez co niechcący uderzył się gryfem w głowę. Na szczęście zupełnie się tym nie przejął. – Dziękuję, bracie Lan. Jesteś najlepszy!

– Cała przyjemność po mojej stronie – odpowiedziałem, zerkając na uśmiechającego się Yushenga. – Może się zmierzymy?

– W łucznictwie?

– Dlaczego nie? Boisz się ze mną przegrać?

Roześmiał się, ale po jego oczach zauważyłem, że niezaprzeczalnie uraziłem jego ego.

– Jeśli tego życzy sobie mój ulubieniec – odezwał się w końcu i odwrócił do służących, które dołączyły do nas, kiedy przestaliśmy się gonić po błoniach. – Przynieście mój łuk i jakiś łuk odpowiedni dla Lana.

– Oczywiście, panie – odpowiedziała najstarsza ze służących i wraz z kobietą, która stała tuż obok niej, odwróciły się, aby wykonać rozkaz króla.

– Umiesz strzelać z łuku, bracie Lan? – Do rozmowy wtrącił się Bolin.

– Oczywiście. Mój ojciec nauczył mnie, kiedy byłem w twoim wieku. A ja uczyłem mojego młodszego brata – zamilkłem, kiedy ból ścisnął mi klatkę piersiową. – Oczywiście z pomocą nauczyciela.

– Ja też będę uczył mojego młodszego brata!

– A co jeśli będziesz miał siostrę? – zapytał Yusheng, będąc w wyraźnie dobrym nastroju.

– Mama mówi, że będę miał brata. Chcę mieć brata, będę go wszystkiego uczył. I łucznictwa, i jazdy konnej, i walczenia na miecze, i jak namówić mamę, żeby pozwoliła mu zjeść trochę więcej słodyczy.

Właśnie w ten sposób Bolin wpadł w potok słów. Na wczorajszej uroczystości nie mówił za wiele, więc naprawdę zaskoczyłem się jego gadatliwością. Zaczął opowiadać nam o wszystkim, czego się uczył, z wyszczególnieniem, jakie lekcje lubił, a które go nudziły. Przez cały swój monolog żwawo gestykulował rękoma, a w lewej wciąż ściskał łuk, przez co uderzył się gryfem w głowę jeszcze trzy razy. Zamilkł, dopiero gdy służące zgodnie z rozkazem Yushenga przyniosły nam dwa łuki oraz kołczan pełen długich i ostrych strzał.

– Życzysz sobie zacząć? – zapytał mnie, gdy nauczyciel małego księcia poszedł ustawić tarczę w adekwatnej dla nas odległości.

– Rzuciłem ci wyzwanie, więc ty powinieneś zacząć – odpowiedziałem, a Yusheng skinął głową, przystając na moje słowa.

Przyglądałem się, jak układa łuk w prawej dłoni, a lewą naciąga cięciwę. Również delikatnie przygryzł język, niczym Bolin, najwidoczniej jaki ojciec, taki syn, aż w końcu wypuścił strzałę, która wbiła się centymetr od czerwonego okręgu wyznaczającego środek celu.

– Chybiłeś – zauważyłem złośliwie.

– Do trzech – powiedział, sięgając po drugą strzałę.

Zachichotałem, czerpiąc radość z droczenia się z królem i wbijania szpileczek w jego ego. Druga strzała wbiła się prawie idealnie w środek czerwonego pola, a mały książę zaczął radośnie skakać. Yusheng nie świętował swojego trafienia, od razu sięgając po trzecią strzałę. Celował nią przez dłużą chwilę, pozwalając mi podziwiać jego przystojną twarz pełną skupienia. Nie byłem pewien, czy przyglądałem się mu przez kilka sekund, czy kilkanaście godzin, ale kiedy wypuścił strzałę, gdyby nie świst powietrza, nawet bym tego nie zauważył. Ona również trafiła w czerwone pole tuż obok poprzedniej.

– Dwa trafienia na trzy – podsumował, podając służącej swój łuk. – Twoja kolej.

– Nie ustaliliśmy, co dostaje zwycięzca – zauważyłem, biorąc drugi łuk, który zacząłem układać sobie w lewej dłoni.

– Co byś chciał dostać?

– Zaskocz mnie.

Yusheng się roześmiał.

– Dobrze, jeśli trafisz trzy razy, dam ci coś, co na pewno ci się spodoba. Jednak jeśli zremisujemy lub...

– Trafię trzy razy – przerwałem mu, sięgając po pierwszą strzałę.

– Oby twoja pewność siebie cię nie zwiodła.

Uśmiechnąłem się do Yushenga. Ustawiłem się przodem do tarczy, podciągnąłem prawy rękaw i naciągnąłem cięciwę. Skupiłem się na tym, by unieść łokieć odpowiednio wysoko, a następnie zacząłem celować. Przymknąłem lewe oko, wsłuchując się w moje głośne bicie serca, które przerywało panującą dookoła nas ciszę. Aż w końcu do rytmicznego łomotu dołączył świst przecinanego powietrza, a niebieska lotka zatańczyła tuż obok złotej lotki, bezbłędnie trafiając w środek czerwonego pola.

– Pierwszy strzał trafiony – powiedziałem, chcąc podkreślić moje bezbłędne trafienie.

– Jeszcze dwa.

Wciąż się uśmiechałem, kiedy wycelowałem drugą strzałę, a już chwilę później wbiła się ona tuż obok pierwszej.

– Jeszcze jeden – poprawiłem Yushenga, który również się uśmiechał.

– Jeszcze możemy zremisować.

– Wątpliwe.

Yusheng się roześmiał przez moją pewność siebie. Po raz trzeci naciągnąłem cięciwę, delektując się jedną z moich ulubionych książęcych czynności, kiedy do głowy wpadł mi szalony pomysł. Mógł być moją porażką albo słodyczą lepszą od zwycięstwa. Przesunąłem rękę, w której trzymałem łuk odrobinę w lewo i zacząłem mierzyć do nowego celu, ponownie wsłuchując się w bicie mojego serca. Nie śpieszyłem się, maksymalnie skupiając się na tym, aby na pewno trafić. Aż w końcu wstrzymałem oddech i wypuściłem ostatnią strzałę.

– Chybiłeś – odezwał się Yusheng z wyraźnym zadowoleniem w głosie.

– Jesteś pewien? – zapytałem, z dumą opuszczając łuk. – Na moje oko trafiłem idealnie.

Yusheng ponownie spojrzał na tarczę, dopiero teraz dostrzegając, że ostatnia ze strzał przebiła się przez promień jego pierwszej nietrafionej strzały.

– Nie wierzę – mruknął pod nosem, bardziej do siebie niż do mnie, a następnie ruszył do tarczy, jakby nie wierzył własnym oczom.

– Masz wspaniałą technikę – odezwał się do mnie nauczyciel księcia, więc skinąłem głową, dziękując mężczyźnie za komplement, chociaż on nie mógł tego zobaczyć, ponieważ jego spojrzenie było wbite w ziemię.

– Więc? – zapytałem Yushenga, gdy wrócił do nas, kręcąc głową z niedowierzania.

– Wygrałeś – przyznał, patrząc mi prosto w oczy. – Twoja nagroda będzie czekała na ciebie wraz ze mną dzisiaj wieczorem w alkowie.

Skinąłem głową, udając, że mam wybór. Nie spodziewałem się kolejnego wezwania do alkowy tak szybko, jednak nie mogłem się nie zgodzić.

– Czy... – Yusheng się zawahał. – W przyszłym tygodniu są urodziny Bolina i zabieram go ze sobą na polowanie. Czy chciałbyś do nas dołączyć?

Uśmiechnąłem się bardziej entuzjastycznie, niż chciałbym to okazać.

Polowanie. Las, konie, wolność...

– Z przyjemnością! – zawołałem.

***

Gdy w końcu dotarłem do łaźni, w środku czekał na mnie Sying. Największy z basenów wypełniony był wodą, w której pływały płatki kwiatów oraz olejki. Uśmiechnął się, gdy tylko mnie zobaczył, i pochylił głowę w pełnym szacunku ukłonie.

– Pozwól, że dzisiaj ja ci usłużę przy kąpieli, panie – odezwał się pierwszy, kiedy ruszyłem w jego stronę, a następnie przeniósł spojrzenie na Dongmei i Yenay. – Możecie odejść.

Służące spojrzały na mnie z niemym pytaniem w oczach, więc skinąłem na nie dłonią.

– Idźcie do mojej komnaty, przygotujcie dla mnie posiłek, coś lekkiego przed wizytą w alkowie, oraz nowe szaty – rozkazałem.

– Oczywiście, panie – odpowiedziały jednocześnie i zaczęły się wycofywać w stronę wyjścia.

W końcu zostałem z Syingiem sam na sam. Pozwoliłem nadzorcy zsunąć ze mnie brzoskwiniowo-błękitną szatę, a następnie wypleść resztę ozdób z włosów. Usiadłem na brzegu basenu, wsuwając nogi do przyjemnie ciepłej wody, żałując, że nie mogę zanurzyć się całkowicie. Jeszcze minie kilka dni, nim medyczka zezwoli mi moczyć tworzące się blizny na plecach. Sying ukląkł przy mnie i zaczął polewać moje ciało i włosy wodą.

– Coś się stało? – zapytałem, widząc, że jest w wyraźnie dobrym nastroju.

– I tak, i nie – odpowiedział. – Doszły mnie słuchy, że wyciągasz króla na spacery poza harem, bawisz się z nim w ganianego i strzelasz z łuku.

– Możliwe, że doszły cię dobre słuchy – zaśmiałem się.

– Jesteś nieobliczalny, panie – westchnął, jakby mówił mi komplement. – Słyszałem też, że zostałeś zaproszony na polowanie.

– Nic się przed tobą nie ukryje. – Zamknąłem oczy z przyjemności, gdy zaczął polewać moje plecy, a ciepła woda rozluźniała napięte mięśnie.

– Bardzo mnie to cieszy. Uczestnictwo w polowaniu to wielki zaszczyt, który świadczy o tym, jak bardzo król cię ceni – stwierdził z ulgą w głosie. – Daiyu i król Yusheng potrzebują kogoś takiego jak ty.

Zerknąłem zaskoczony na Syinga, ale nadzorca nie patrzył się na mnie, zajęty oczyszczaniem mojego ciała.

– Co masz na myśli?

– Pomału pozbędziemy się wszystkich chwastów z haremu, a następnie z całego pałacu – wyjaśnił. – Yusheng jest dobrym człowiekiem i bardzo dobrym królem, jedynie otaczają go dwulicowi ludzie, łaknący władzy i bogactwa dla siebie. Właśnie przed nimi od lat, ja i naczelny sekretarz, staramy się go chronić.

To był moment, w którym dotarło do mnie, jak bardzo się pomyliłem, co do Syinga.

Nadzorca haremu nie spiskował przeciw Yushengowi. Zaczął otwarcie mnie popierać oraz zaryzykował dla mnie swoje życie, ponieważ chciał, bym rządził Daiyu nie jako król, lecz jako królową. To oznaczało, że mój największy sojusznik, może stać się zagrożeniem, jeśli odkryje moje prawdziwe zamiary. To oznaczało, że jeśli zabiję Yushenga, Syinga również będę musiał pozbawić życia.

– Sprowadziłem dla ciebie nową maść – zmienił temat, z ostrożnością myjąc mi plecy. – Na blizny, nie na zranienia. Ślady nie znikną, ale będą mniej widoczne i staną się bardziej elastyczne...

Urwał, gdy pomieszczenie wypełniło delikatne, lecz pośpieszne pukanie do drzwi. Wyprostował się, odchodząc ode mnie o kilka kroków, a do łaźni weszła drobna dziewczyna o dużych oczach. Przeprosiła za przeszkodzenie nam w kąpieli i prawie podbiegła do nadzorcy, by następnie wyszeptać mu coś do ucha.

Sying westchnął głośno i przetarł twarz wilgotną dłonią.

– Wybacz mi, panie, obowiązki wzywają – mówiąc to, skłonił mi się, zmierzając w stronę wyjścia z łaźni. – Wyślę do ciebie twoje służące.

– Dobrze, zaczekam – odpowiedziałem, nawet czując ulgę, że Sying odszedł. Nie chciałem, żeby wyczuł zmianę, w moim podejściu do niego.

Wbiłem spojrzenie w taflę wody, na której pływały wielobarwne płatki kwiatów, i poruszyłem nogą, wprawiając je w ruch. Zastanawiałem się, co się stało, że Sying niezwłocznie się oddalił. Z pewnością nie były to dobre informacje.

Czyżby królowa źle się poczuła? A może Huan w akcie desperacji zrobił coś nieodpowiedniego?

Czułem się źle, pozostając w niewiedzy, zwłaszcza że kilka chwil temu uświadomiłem sobie, że mój największy sojusznik tak naprawdę nie był lojalny wobec mnie. Jednak nie pozostawało mi nic innego, jak granie w jego grę i cierpliwe czekanie na przybycie Dongmei i Yenay, które dokończą oczyszczanie mojego ciała.

Drgnąłem, kiedy wyczułem niespodziewany dotyk miękkich dłoni na moich ramionach, i nim zdążyłem zrozumieć, co się dzieje, moje ucho podrażnił delikatny, dziewczęcy głos:

– Pozwolisz mi usłużyć ci moim ciałem? – zapytała dziewczyna, która przybyła przekazać informację Syingowi. Jeśli się nie myliłem, była jedną ze służących odpowiedzialnych za utrzymanie czystości w haremie.

– Nie dotykaj mnie! – krzyknąłem, odpychając jej ręce. Dziewczyna posłusznie się odsunęła, jednak moja ulga nie trwała długo, ponieważ chwilę później ukazało mi się jej drobne, nagie ciało, zanurzające się w wodzie, w której wciąż trzymałem nogi. – Co ty wyprawiasz?!

– Chcę służyć ci mym ciałem – odpowiedziała, przysuwając się bliżej. – Pozwól mi sprawić ci przyjemność, panie. Twoje ciało jest zdolne, by móc mnie posiąść.

Poderwałem się na równe nogi, od razu wyskakując z basenu na zimną posadzkę. Gdy dotarło do mnie, iż właśnie wpadłem w pułapkę, było już za późno. Drzwi do łaźni otworzyły się bez zapowiedzi, a w ich progu stali gwardziści z Biyu na czele, która z uśmiechem gładziła napęczniały brzuch. Moje nienawistne spojrzenie wbiło się w piękną twarz królowej, na której gościł triumfalny uśmiech. Była z siebie wyraźnie dumna, jakby już wiedziała, że wygrała nie tylko jedną bitwę, lecz całą wojnę.

– Natychmiast aresztujcie tego zdrajcę! – rozkazała, machając dłonią, jakby od niechcenia.

Strażnicy od razu ruszyli w moim kierunku, pozwalając kobiecie podążyć wolno ich śladem. Silne palce zacisnęły się na moich mokrych ramionach, zapewne tworząc siniaki na bladej skórze. Nie stawiałem oporu, ponieważ właśnie tego oczekiwała królowa. Pozwoliłem się pochwycić i przywołałem na twarz uśmiech.

– Naprawdę myślisz, że król uwierzy w moją zdradę? – zapytałem z pewnością siebie w głosie, jednak moje słowa jedynie poszerzyły uśmiech Biyu.

– Niestety nie wiem i nie przyjdzie nam dowiedzieć się tego w najbliższym czasie – odpowiedziała z przerysowanym smutkiem w głosie. – Zupełnie przypadkowo się składa, że król opuścił pałac godzinę temu i wróci dopiero na wieczór. Jednak ty... Ty na pewno do tego czasu będziesz martwy.

Poczułem, jak krew odpływa mi z twarzy, a nogi miękną.

To nie mogła być prawda. Ta szalona kobieta nie mogła tak po prostu mnie zabić w biały dzień, kryjąc się za absurdalnym oskarżeniem o zdradę. Nigdy bym nie zdradził, bo w Beatie wierność była najważniejsza. Samo podejrzenie zdrady było dla mnie hańbą, a co dopiero utrata życia z tego powodu, nawet jeśli było ono kłamstwem.

– Nie ośmielisz się – wykrztusiłem, wpatrując się w jej ciemne oczy z nienawiścią. – Yusheng nigdy ci tego nie wybaczy, polegniesz wraz ze mną.

– To rozwiązłość nałożnika jest niewybaczalna, drogi książę – odparła, jakby niestraszny był jej gniew króla. – Naga kobieta sam na sam z tobą w łaźni... Czy to nie jednoznaczny dowód zdrady? Nie jesteś wytrzebiony, więc nie wolno ci przebywać na osobności z kobietą zdolną do współżycia.

Zaśmiałem się cicho, a dłonie gwardzistów, którzy wciąż mnie przytrzymywali, zacisnęły się mocniej na mojej skórze.

– Co cię tak bawi? – dopytała, cofając się o krok, i spojrzała na dziewczynę, którą wysłała na samobójczą misję.

Służąca, którą się posłużyła, bez wątpienia również miała stracić życie.

– Masz rację, nie wolno mi przebywać na osobności z kobietą zdolną do współżycia – odpowiedziałem z drżącym sercem. – Jednak przy kobietach, to ja nie jestem zdolny do współżycia.

Królowa prychnęła, wyraźnie zaskoczona moim wyznaniem. Ja również byłem nim zaskoczony, jednak prawdą było, iż nigdy nie interesowała mnie żadna kobieta, nigdy nie czułem potrzeby ani ochoty, by którąś dotknąć. A kiedy o tym pomyślałem, w mojej głowie pojawiło się wspomnienie nagiej klatki piersiowej Yushenga, na którą padały jasne promienie słońca. To jego ciała chciałem dotykać.

– Wybacz – wyszeptała, ponowienie do mnie podchodząc. – Gdybym wiedziała wcześniej, wysłałabym tutaj Huana.

– Bezpłciowe dziwki również mnie nie interesują – odszepnąłem, na co się uśmiechnęła.

– Więc to tak... – westchnęła. – Nie martw się, gdy będziesz czekał w celi na śmierć, któryś z żołnierzy chętnie cię posiądzie.

Odwzajemniłem jej uśmiech.

– Skoro masz taką wiedzę, zaczynam wątpić, iż dziecko, które nosisz pod sercem, należy do króla – powiedziałem, wpatrując się prosto w jej oczy.

Za te słowa wymierzyła mi cios w policzek. Używanie przemocy ze strony królowej było jednak oznaką jej słabości.

– Zabierzcie go do celi! – rozkazała, odchodząc i nawet nie oglądając się za siebie.

***

Nie pozwolono mi się wytrzeć, a narzucona na ramiona szata nie zasłaniała wszystkiego, co powinna zasłaniać, gdy prowadzono mnie przez pałacowe korytarze prosto do cel więziennych oddalonych od haremu. Nawet nie mogłem zaczekać na mój wyrok we własnej komnacie. Rzucono mną na kamienną podłogę, na której teraz siedziałem, trzęsąc się z zimna. Jedynym źródłem światła były promienie słońca, wdzierające się do środka przez małe okienko, jednak dzień niespodziewanie stał się pochmurny, więc korytarz spowijała ciemność.

Starałem się nie popadać w panikę. W końcu byłem ulubionym nałożnikiem ich króla, więc nie mieli prawa mnie stracić bez jego rozkazu. A przynajmniej miałem nadzieję, że nie mieli takiego prawa. Nauki Syinga nie poruszały tego tematu. Mimo starań, by nie tracić zdrowego rozsądku, podświadomość szeptała mi, że umrę. Bez względu na mój status, czy absurdalność w oskarżeniach Biyu, kat na pewno stawiał już mi szubienicę.

Nie wiedziałem, ile czasu drżałem skulony na ziemi w celi, gdy dotarły do mnie czyjeś podniesione głosy, dobiegające z oddali. Podniosłem się z podłogi i poszedłem do grubych, stalowych krat, na których zacisnąłem dłonie. Rozmowa po chwili ucichła i zastąpiły ją pośpieszne kroki, które narastały z każdą chwilą, wypełniając mnie nadzieją. Jednak zamiast Yushenga moim oczom ukazał się nadzorca haremu.

– Sying! – zawołałem, gdy tylko rozpoznałem przybysza. – Musisz ściągnąć tutaj Yushenga. On wie, że nigdy bym go nie zdradził. Nie powinno mnie tutaj być. Wezwał mnie dzisiaj do swojej alkowy.

– Wybacz mi, Wasza Wysokość – załkał, nienaturalnie wysokim głosem. – To wszystko moja wina, dałem się wywabić jak naiwne dziecko i nie dopilnowałem, aby ta przeklęta dziewczyna poszła ze mną.

– Jedyną winną tej sytuacji jest królowa Biyu – westchnąłem, odrywając się od krat, a moje bose stopy rozpoczęły spacer po zimnej posadzce. – Musisz przyprowadzić tutaj Yushenga.

– Już po niego posłałem, ale król nie zdąży wrócić na czas. Zanim wiadomość do niego dotrze, zanim zawróci... Będzie już po wszystkim. Kat właśnie rozkłada się na dziedzińcu, by publicznie stracić zdrajców króla. Ty i ta dziewczyna, z którą cię znaleźli, macie już wyrok.

– Nie mogą! – krzyknąłem. – Nie mają żadnych dowodów, tylko głupie domysły!

– Mają dowody. – Sying przetarł twarz drżącą ręką. – Medyczka obejrzała dziewczynę i potwierdza, iż w niedawnym czasie miała kontakt z mężczyzną.

– Nigdy bym nie zdradził Yushenga! – krzyczałem dalej, a w moich oczach zaczęły zbierać się łzy bezsilności.

– Wiem.

– To nie może się stać! Musisz powstrzymać to szaleństwo za wszelką cenę, rozumiesz?

Nie byłem pewny, czy to był rozkaz, czy kolejne błaganie przepełnione bezsilnością. Nadzorca skłonił mi się, a następnie odwrócił pośpiesznie, by udać się z powrotem do haremu. Wpatrywałem się w miejsce, w którym zniknął, nim ponownie zdecydowałem się usiąść na kamiennej podłodze i drżeć. Z zimna, ze strachu lub ze złości, albo z wszystkich tych trzech rzeczy na raz.

Ze słów Syinga wynikało, że Biyu nie traciła czasu, bojąc się, że coś może pokrzyżować jej plany. Musiała być z siebie dumna, że wszystko tak idealnie układa się po jej myśli. Dałem się złapać z nagą kobietą, a nałożnik za zdradę króla tracił życie, więc nikt nie mógł zarzucić jej działania niezgodnego z prawem. Nie dała jednak mi szansy się obronić i z oczywistych powodów pośpieszyła całą procedurę. Musiała zdążyć mnie zabić, nim do Yushenga dotrze wiadomość, że w ogóle coś się stało w pałacu. Zapewne, kiedy wróci, zastanie moje ciało wiszące na sznurze przed pałacem.

Czy miałem jakiś przywilej, który mógłby mi pomóc w takim przypadku? Czy istniała jakaś szansa, że przeżyję, jeśli Yusheng nie zdąży mnie uratować?

Dlaczego znowu byłem całkowicie bezsilny?!

Czułem się jak mała, wystraszona myszka, która została zagoniona przez kota w kąt i nie miała możliwości ucieczki. Moje myśli goniły w szalonym pędzie, potykając się same o siebie, by tylko móc znaleźć jakieś wyjście z tego potrzasku, jednak dążyły donikąd. Każda myśl wpadała w bezdenną przepaść, mówiącą mi, że moje oddechy są już policzone.

Kiedy następne kroki przerwały ciszę panującą na korytarzu, z gęstych chmur na niebie zaczął na ziemię sączyć się deszcz. W moim kierunku zmierzała przynajmniej trója osób, dość równym i żwawym tempem. Mundury żandarmerii wyłoniły się z ciemności i zatrzymały tuż przy topornych karatach. Jeden z żołnierzy otworzył celę za pomocą klucza, a następnie otworzył drzwi na oścież.

Więc mój kat już czekał...

Sam podniosłem się z ziemi, ponieważ, o dziwo, nie weszli, aby mi z tym pomóc. Bose stopy nieśpiesznie sunęły po podłodze, bo kto by się śpieszył na własną egzekucję. Przez chwilę uderzyła we mnie myśl, by spróbować uciec, jednak szybko została zgaszona przez rozsądek, mówiący, iż z pewnością mi się to nie uda. Biyu zapewne podjęła odpowiednie środki ostrożności, abym na pewno trafił na stryczek.

– Sying przekazał mi, iż pragniesz zachować życie za wszelką cenę. – Dobiegł mnie kobiecy głos. Znałem go skądś, jednak nie potrafiłem rozpoznać jego właścicielki, dopóki zza żołnierzy nie wyłoniła się starsza kobieta ubrana w swoje ulubione purpurowe szaty. Spojrzałem na matkę króla we własnej osobie. – Moja cena będzie wysoka, dasz radę ją spłacić?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top