♔ 16

Przygotowania do wizyty w alkowie dzisiaj zajęły mi wyjątkowo sporo czasu. Przez gojące się rany na plecach wciąż miałem trudności z poruszaniem się. Dodatkowo nie mogłem zanurzyć pleców w kąpieli, dlatego służące musiały polewać każdą moją część ciała wodą z niewielkich naczyń. Oczyściły je z brudu, pozbawiły zbędnych włosów i natarły olejkami, a na plecy nałożyły świeżą maść leczniczą. Dzisiaj Yenay pozostawiła mi większość włosów rozpuszczonych, ponieważ ciężko było mi wysiedzieć prosto przed toaletką w nowej komnacie. Dziewczyna pośpiesznie powplatała w kosmyki malutkie ozdoby, a obcięte lustrem włosy spróbowała upiąć spinką, aby nikt ich nie widział. Pozwoliłem im nałożyć mi makijaż i w końcu przyszła pora, aby się ubrać.

– Życzysz sobie którąś z szat, panie? – zapytała Dongmei, przeglądając drogie, zdobione materiały.

– Wybierz coś lekkiego i luźnego, żeby nie naciskało na plecy – poleciłem, a ona skinęła posłusznie głową.

Przerażała mnie perspektywa wizyty w alkowie, co z całych sił próbowałem ukryć. Zadeklarowałem się, iż z przyjemnością ją odwiedzę, jednak to było kłamstwo mające pokazać moim wrogom moją potęgę. Prawdą było, iż nie mogłem po prostu odmówić. Złożyłem Yushengowi obietnicę, stałem się jego nałożnikiem i musiałem odwiedzać alkowę, mimo iż było to sprzeczne ze wszystkim, w co wierzyłem. Mimo iż nienawidziłem Yushenga i nie chciałem, aby mnie dotykał, aby mnie całował, aby mnie po raz kolejny posiadł. Jednak już nie liczyło się to, czego chciałem a czego nie. W świetle prawa byłem jego niewolnikiem, należałem do niego i wszystkiego, czego nie chciałbym mu dać dobrowolnie, miał prawo wziąć siłą. A już raz mi udowodnił, że był do tego zdolny.

– Panie? – Z zamyślenia wyrwał mnie niepewny głos Dongmei. Zerknąłem na służącą, którą w dłoniach ściskała jedną z szat, które dostałem od Syinga zanim szwaczka uszyła dla mnie szaty na wymiar. – Co powiesz na tę szatę?

Uśmiechnąłem się, ponieważ propozycja służącej była wręcz idealna. Szata, którą wybrała, nie tylko była na mnie lekko za duża, przez co na pewno nie będzie uciskała pleców, ale również miała szmaragdowy odcień, ulubiony kolor Huana, którego pozycja w haremie obecnie należała do mnie.

– Jest idealna – odpowiedziałem, wstając od toaletki, żeby podejść do Dongmei.

Yenay od razu ruszyła za mną, aby pomóc drugiej dziewczynie mnie ubrać – plecy Dongmei były w o wiele lepszym stanie niż moje, jednak wciąż ograniczały ją ruchowo, co starała się za wszelką cenę ukryć. Gdy w końcu byłem gotowy na odwiedziny w alkowie, jeszcze tylko ostatni raz przejrzałem się w lustrze przed wyjściem.

Na moim policzku nie było już śladu po uderzeniach Yushenga, a po podpięciu obciętych włosów można byłoby pomyśleć, że zdarzenia z tamtego dnia nigdy nie miały miejsca. Teraz jedynym widocznym dowodem na to, co się stało, była już prawie wygojona rana na śródręczu mojej prawej dłoni, którą rozciąłem sobie kawałkiem lustra. Jeśli blizny na plecach były symbolem mojego zwycięstwa, gdy udało mi się przekonać Yushenga, abym przejął karę chłosty, tak blizna na dłoni przypominała mi o przytłaczającej bezsilności, którą wtedy czułem. Nie chciałem myśleć, co teraz byłoby z Syingiem, Dongmei oraz Yenay, gdyby Yusheng nie przyszedł do mojej komnaty zmartwiony, iż odbiorę sobie życie.

Rozległo się pukanie do drzwi, spojrzałem w ich kierunku dokładnie w tej samej chwili, w której dobiegło mnie wołanie Syinga.

– Wybacz, panie, że przeszkadzam! – zawołał. – Już najwyższa pora, abyś udał się do alkowy! Król cię wyczekuje!

– Chodźmy – odezwałem się do służących, które pośpiesznie otworzyły przede mną drzwi, pozwalając mi nawiązać krótki kontakt wzrokowy z nadzorcą haremu, który pokłonił mi się, a na jego ustach wykwitł uśmiech.

– Bardzo przemyślany dobór koloru szaty – zauważył. – Wyglądasz pięknie, Wasza Wysokość.

– Dziękuję.

Ruszyliśmy razem w korytarzem, który prowadził prosto do alkowy. Część haremu przeznaczona dla królowych znajdowała się o wiele bliżej alkowy niż moja poprzednia komnata. Na korytarzach kręciło się sporo osób, które sprzątały po dzisiejszej uroczystości. Roześmiane dziewczęta kłaniały się nam i szeptały między sobą, gdy tylko je wymijaliśmy. Wiedziałem, że nawet jeśli nie minę się z Huanem, dotrze do niego moja niema wiadomość. Ubierając się w jego ulubiony kolor pokazywałem wszystkim, że zająłem jego miejsce i nie zamierzałem z niego ustępować.

Jednak chociaż zewnętrze wyglądałem na pewnego siebie, w środku cały drżałem. Nie wiedziałem, czego mogę się spodziewać w alkowie. Nie wiedziałem, czy Yusheng nie zechce mnie ukarać za śmiałe posunięcie na dzisiejszej uroczystości. W końcu pozwoliłem sobie zająć miejsce przeznaczone dla jego małżonki. Jednak strach przed niewiadomą oraz potencjalnymi konsekwencjami nie był jedyną przyczyną mojego wewnętrznego roztrzęsienia. Była jeszcze jedna rzecz, która zaprzątała mi myśli.

– Coś się stało, panie? – zapytał Sying, gdy zupełnie niespodziewanie się zatrzymałem.

Został nam do pokonania ostatni zakręt, za którym kryły się drzwi do alkowy strzeżone przez dwójkę gwardzistów.

– Muszę cię o coś zapytać – zwróciłem się do nadzorcy, starając się mówić najciszej, jak to było możliwe. Pozwoliłem sobie posłużyć się językiem Beatie, na wszelki wypadek, jakby w jakiś sposób te słowa mogły dotrzeć do nieprzeznaczonych im uszu. – Czy... Czy kiedy byłem nieprzytomny pod wpływem leków... Czy wtedy... Czy ktoś...

– Wiem, o co chcesz zapytać, panie – odpowiedział mi Sying, również posługując się moim ojczystym językiem. – W tym czasie król nie wzywał nikogo do alkowy. Królowa jest w błogosławionym stanie, a Huan został odtrącony przez króla. Król również nie zażyczył sobie żadnej nowej nałożnicy. Teraz jesteś tylko ty.

– I tak ma pozostać.

– Rozkaz, Wasza Wysokość.

– Dziękuję.

– To ja dziękuję. Nigdy nie uda mi się odwdzięczyć za to, iż chciałeś przyjąć na siebie moją karę. I nigdy nie wybaczę sobie, że tak bardzo ucierpiałeś, a mnie ona całkowicie uniknęła.

– Och, gdyby kat nie został stracony, z przyjemnością naprawiłby to niedopatrzenie.

Sying się roześmiał.

– Masz rację, był to niewątpliwie człowiek z zamiłowaniem do swojej pracy.

Odwzajemniłem przyjazny uśmiech nadzorcy, czując się trochę spokojniejszy.

Skoro od czasu mojej ostatniej wizyty w alkowie nikogo tam nie było, nie mogłem nazwać Yushenga zdrajcą. Co prawda nie byliśmy małżeństwem, do tego obaj byliśmy mężczyznami, ale jego wierność znaczyła dla mnie wiele. Ponieważ w Beatie to właśnie wierność była najważniejsza, a zdrady nigdy się nie wybaczało.

Nie powiedziałbym, że byłem gotowy na wizytę w alkowie, chyba nigdy nie byłbym na nią gotowy, jednak czułem się na tyle uspokojony, iż w końcu udało mi się pokonać ostatni zakręt. Gwardziści zapowiedzieli moje przybycie i otworzyli przede mną drzwi, które przekroczyłem pewnym krokiem, zostawiając za sobą służące oraz Syinga.

Król na mnie czekał. Wciąż miał na sobie czerwoną szatę, jakby chciał się ze mną droczyć, i stał przy drzwiach na taras, które jak zwykle były otwarte. Na jego upiętych w wysokiego koka włosach znajdowała się złota korona, świadcząca o tym, że jest królem. Uśmiechnął się do mnie, gdy zatrzymałem się na środku komnaty, ze śmiałością patrząc mu w twarz. Według nauk Syinga powinienem teraz klęknąć i zaczekać, aż król pozwoli mi wstać, a następnie miałem usłużyć mu moim ciałem, ponieważ właśnie w tym celu zostałem tutaj wezwany. Oczywiście nie zamierzałem klękać przed Yushengiem, a on ponownie uśmiechał się, kiedy powinien okazać swoją złość na moje nieposłuszeństwo i sprzeciw wobec zasad panujących w jego pałacu.

– Pięknie wyglądasz – przywitał się ze mną tymi słowami. – Jednak w czerwieni było ci o wiele bardziej do twarzy.

Uśmiechnąłem się w reakcji na tę prowokację z jego strony.

– Masz rację – przyznałem. – Niestety moja jedyna czerwona szata została mi odebrana.

Zaśmiał się, zatrzymując się tuż przede mną, i z czułością pogładził mój policzek, wpatrując się mi prosto w oczy. Całym moim ciałem wstrząsnął dreszcz w reakcji na jego dotyk. Dokładnie tą ręką wymierzył mi cios w dokładnie ten policzek. Ta sama dłoń, ta sama twarz, a jednak zupełnie inny dotyk. Ten był miękki i przyjemny.

– Jak się czujesz? – zapytał, prawie szepcząc. Wciąż wpatrywaliśmy się sobie w oczy, więc musiałem zadzierać głowę, by pokonać naszą różnicę wzrostu.

– Plecy wciąż mi dokuczają, zwłaszcza przy ruchu. Medyczka zaleciła, aby na nich nie leżał przez jeszcze...

– Nie o plecy pytałem.

– Nie? A powinieneś, bo to ty wymierzyłeś pięćdziesiąt uderzeń batem w ramach kary za moje przewinienie.

– Jak dobrze słyszeć, że mimo tej kary wciąż się nie zmieniłeś. Jesteś niczym zaczarowana róża, która będzie kwitła wiekami i chroniła się najostrzejszymi kolcami.

Poczułem, że zacząłem się rumienić, więc odwróciłem wzrok. To była jedynie absurdalna reakcja ciała na słowa mężczyzny, którego nienawidziłem, dlatego postanowiłem to zignorować i zachowywać się, jakby moich policzków wcale nie zaczęły znaczyć różane wypieki.

– Więc o co pytałeś? – spróbowałem zmienić temat.

– O twojego brata.

Ta odpowiedź tak mnie zaskoczyła, iż znowu spojrzałem Yushengowi prosto w oczy.

– Brata?

– Zostałeś zdradzony przez brata. To niewyobrażalny ból, kiedy własna rodzina odwraca się przeciw tobie. Dlatego pytam, jak się czujesz?

– Miałeś rację – wykrztusiłem przez ściśnięte gardło. Rozmawianie o bracie niespodziewanie okazało się trudniejsze, niż się tego spodziewałem. Od czasu uroczystości w ogóle nie poruszałem tego tematu, jakbym podświadomie go unikał. – Ostrzegałeś mnie, ale cię nie posłuchałem, ślepo wierząc w Zowie.

– Ponieważ jest uparty. Jak osioł.

Prychnąłem, przewracając oczami.

– Jestem różą, czy osłem. Zdecyduj się.

– Możesz być i różą i osłem jednocześnie – zaśmiał się i w końcu ściągnął dłoń z mojego policzka.

Odsunął się ode mnie raptem o krok i zaczął rozplątywać wiązanie swojej szaty. Przyglądałem się jego palcom ozdobionym licznymi pierścieniami i ani drgnąłem, nie zamierzając samemu się rozebrać. Błędnie jednak odczytałem zamiary Yushenga, ponieważ mężczyzna rozebrał się jedynie do połowy, odsłaniając nagi tors, umięśniony brzuch oraz barczyste ramiona. Nieśpiesznie sięgnął po moją dłoń, którą ułożył na białej bliźnie na swoim podbrzuszu.

– Zauważyłem, że ostatnio zwróciłeś na nią uwagę – pierwszy przerwał milczenie.

– Nie każdy ma na brzuchu bliznę po dźgnięciu sztyletem.

– Skąd pewność, iż pchnięcie zadano sztyletem?

– Blizna jest za duża na nóż i za mała na miecz.

– Zadziwiasz mnie. Bardzo dobre spostrzeżenie.

– Kto jest odpowiedzialny za nią? – dopytałem, przesuwając palcami po białym zgrubieniu.

– Mój młodszy brat – wyznał. Ponownie dałem się zaskoczyć, zerkając z niedowierzaniem prosto w ciemne oczy Yushenga. Pierwszy raz słyszałem, by król Daiyu miał brata. – Był mi bardzo bliski, myślałem, że zawsze będę miał w nim oparcie. Jednakże w dzień śmierci mojego ojca, gdy przenosiłem się do tej komnaty, aby stać się nowym królem, on podjął się próby zamachu stanu. Wiedziałem, że kierował nim strach, jednakże ta zdrada bolała bardziej, niż cios, który mi zadał.

– Co się z nim stało?

– Zabiłem go. Tym samym sztyletem. Wyciągnąłem go z mojego ciała i zabiłem osobę, którą kochałem szczerze i bezwarunkowo. Znam ból, który teraz w sobie nosisz.

– Twoim bratem kierował strach, moim bratem kieruje chciwość. Twój brat użył sztyletu, a mój posłużył się tobą. Jesteś sztyletem tkwiącym w moim ciele.

– Czy prosząc o wybaczenie, proszę o zbyt wiele?

Cofnąłem rękę, zabierając dłoń z podbrzusza Yushenga. Pozwolił mi na to, cierpliwie czekając na odpowiedź.

Jeśli chciałem zdobyć jego zaufanie, zbliżyć się do władzy i, kiedy nie będzie się tego spodziewać, pozbawić go tronu oraz życia, powinienem był skłamać. Powinienem się do niego zbliżyć i schować kolce, aby uśpić jego czujność. Jednak z jakiegoś powodu nie mogłem zmusić się do wypowiedzenia nieszczerych słów.

– Nigdy ci nie wybaczę – odpowiedziałem. – Uprowadziłeś mnie. Odebrałeś mi wolność, pochodzenie i godność, a w zamian uczyniłeś swoją własnością.

– Jestem świadom, jak wiele ci odebrałem, jednak staram się dać ci wszystko, co mogę ci dać.

– Wszystko, co możesz mi dać – powtórzyłem prześmiewczo. – Status nałożnika, kilka szat, szkatułkę z biżuterią, dwie służące, próby zamachu na moje życie i noce w twojej alkowie. Czy to jest wszystko, co możesz mi dać?

– Jak możesz być tak spostrzegawczy, a jednocześnie taki ślepy? – zapytał, sięgając do mojego podbródka, aby mieć pewność, że nie ucieknę od niego wzrokiem. – Patrzysz na mnie, ale mnie nie widzisz.

– Widzę króla, który chce tylko posiadać, którego zachłanność popchnęła do zwrócenia dwóch braci przeciw sobie, który uczynił z koronnego księcia swojego nałożnika.

– Zatem widzisz tylko koronę na mojej głowie, spróbuj dostrzec człowieka, który kryje się pod czerwonymi szatami. Spójrz na niego, a wtedy dostrzeżesz, że patrzysz na mężczyznę, którego serce trzymasz w swych dłoniach. Skradłeś mnie pierwszego dnia, w którym cię ujrzałem, i skradasz każdym kolejnym spojrzeniem i słowem coraz bardziej, aż w końcu nic ze mnie nie zostanie, będę jedynie twój. – Chwycił moją twarz w obie dłonie. – Kocham cię. Zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia, jednak zbyt późno zrozumiałem, że to miłość. Wybacz mi, że tak długo byłem ślepy na własne uczucia. Nigdy nie kochałem w ten sposób, a może nigdy nie kochałem naprawdę. To dla mnie zupełnie nowe uczucie, którego wciąż się uczę.

Nie czekał na moją odpowiedź. Nachylił się nade mną i pocałował mnie. Pozwoliłem jego wargom naznaczyć moje wargi, jednak nie odwzajemniłem jego żarliwego pocałunku, którym chciał wyrazić mi swoje uczucia.

Czy to było możliwe, że Yusheng naprawdę się we mnie zakochał? Że nie kierowało nim jedynie pożądanie? Że nie zapragnął mnie tylko dlatego, że byłem czymś, czego pozornie nie mógł dostać? I co najważniejsze, co oznaczała dla mnie jego miłość? Jak daleko mogłem się posunąć, wykorzystując przeciw niemu jego własne uczucia?

Kiedy odsunął się ode mnie, pośpiesznie chwyciłem go za nadgarstki, uwalniając moją twarz od uścisku jego dłoni, i ponownie złączyłem nasze usta. Nie pocałowałem go z takim uczuciem, jakim obdarzył mnie chwilę temu, jedynie musnąłem jego wargi z delikatnością. Nie byłem pewien, co mną kierowało, kiedy to robiłem, ale moje zachowanie wywołało jego uśmiech.

– Pocałowałeś mnie – szepnął prosto w moje wargi.

Odsunąłem się od niego, czując ból w plecach, który wywołał wcześniejszy nagły ruch.

– Ty pocałowałeś mnie pierwszy – próbowałem się bronić.

– Tuż po tym, jak wyznałem ci miłość.

– Wezwałeś mnie do alkowy tylko po to, żeby ze mną rozmawiać i mnie całować?

Roześmiał się w reakcji na moją próbę zmienienia tematu. Znowu moje serce zadrżało w rytm jego śmiechu. Najwidoczniej nie tylko Yusheng nie rozumiał swoich uczuć. Mojemu ciało ostatnio zdarzało się zachowywać w niezrozumiały dla mnie sposób i jeszcze nie wiedziałem, co było tego przyczyną, chociaż nie miałem wątpliwość, kto za tym stał.

– Jest za wcześnie na cokolwiek innego. Sam powiedziałeś, że plecy wciąż cię bolą. – Yusheng na szczęście przystał na moją zmianę tematu.

– Zatem mam wrócić do swojej komnaty?

– Chciałbym, żebyś został na noc. Twoja bliskość sprawia, że jestem szczęśliwy.

– To się nazywa masochizm – wyrwało mi się, nim zdołałem opanować swój język.

Jednak chociaż moje słowa były zniewagą dla króla, on ponowie roześmiał się i chwycił moją dłoń, by ucałować z osobna każdy palec.

– Dotrzymasz mi towarzystwa przez noc, a rano zjemy wspólnie śniadanie, a następnie przespacerujemy się po ogrodzie – zaproponował. – Lubisz poezję?

Przyglądałem się mu dłuższą chwilę w milczeniu. On również wpatrywał się prosto w moje oczy i w niczym mnie nie popędzał.

Próbowałem zrozumieć.

Wiedziałem, że wiele się zmieniło od czasu mojej chłosty. Wiedziałem, że to Yusheng ją przerwał i zaniósł mnie, nieprzytomnego i krwawiącego, do komnaty medyczki. Wiedziałem, że kat za sam spisek z Huanem przeciw mnie zapłacił życie. Jednak nie sądziłem, iż Yusheng będzie chciał mnie poznać. Od kiedy zamknął mnie w tym piekle na ziemi, uważałem, iż pragnął jedynie mojego ciała, jednak on właśnie wezwał mnie do siebie, abyśmy wspólnie spędzili czas.

– Tak, lubię poezję – odparłem. – Jednakże nie znam żadnego poety z Daiyu. Musisz mi wybaczyć mą ignorancję.

W jego oczach pojawiły się iskierki, zaczęły mienić się niczym dwa czarne jadeity, gdy wciąż wpatrywały się w moją twarz. Nadano mi imię Lan, ponieważ byłem piękny niczym orchidea, ktokolwiek nadał mu imię oznaczające jadeit, również się nie pomylił.

– Znasz mnie – zauważył. – Więc znasz już jednego poetę z Daiyu.

– Doprawdy? – Po raz kolejny dałem się zaskoczyć. – Czyżby ten ukryty tomik poezji był twojego autorstwa?

Tym razem to ja zaskoczyłem Yushenga.

– Skąd o nim wiesz? – dopytał, zmierzając w stronę biurka.

– Znalazłem go przez przypadek, kiedy szukałem klucza do tajnego przejścia.

Roześmiał się. Powinien być wściekły, a jednak po raz kolejny, już sam nie wiedziałem który, roześmiał się.

– Twoja szczerość i bezpośredniość sprawia, że zakochuję się w tobie jeszcze bardziej – wyznał, wyciągając znany mi już tomik poezji. Znany jedynie z wyglądu, ponieważ nie miałem okazji go czytać, nawet nie podejrzewając, iż jego autorem jest sam król Daiyu. – Jesteś chyba jedyną osobą w tym pałacu, która mówi mi w twarz, że chce mnie zabić, po czym mnie całuje, zamiast kłamać mi prosto w oczy, że mnie kocha, i próbować zabić mnie po cichu.

– Skąd wiesz, że nie próbuję zabić cię po cichu?

– Nie wiem – odparł z nieniknącym uśmiechem.

Tym razem i ja się uśmiechnąłem, rozbawiony swobodą, z jaką Yusheng wypowiedział te słowa. Jakby w żaden sposób nie przejmował się, iż ktoś mógłby w mroku czaić się na jego życie. Podszedłem do niego, kiedy usiadł przy biurku i skinął na mnie głową, zachęcając, bym usiadł obok. Jednak zanim opadłem na siedzisko, uświadomiłem sobie drugie dno, które kryło się w słowach Yushenga.

Huan był jego dotychczasowym ulubieńcem, więc z pewnością wielokrotnie powtarzał mu, jak bardzo go kocha. Jednocześnie truł go regularnie i po cichu, aby nikt się nie dowiedział, że to on będzie odpowiedzialny za śmierć Yushenga. Ta myśl sprawiła, iż moje myśli rozpoczęły dziki galop. Wpierw przypomniałem sobie o przypadkowo podsłuchanej rozmowie, a wtedy w mojej głowie pojawiło się jeszcze inne wspomnienie – Yusheng w swojej komnacie miał pełno podejrzanych buteleczek z niewiadomą zawartością. I gdy połączyłem te wszystkie kropki, zrozumiałem.

– Wiesz, że cię trują – powiedziałem na głos, nawiązując kontakt wzrokowy z Yushengiem.

Mężczyzna zmarszczył brwi. Jednak bardzo szybko niezrozumienie przemieniło się w złość. A może to było rozczarowanie?

– Wiesz, że mnie trują – prychnął. – Więc jednak też próbujesz mnie zabić po cichy.

– Nie, nie próbuję – odpowiedziałem szczerze. – Po prostu nie krzyżuję planów innym.

Yusheng odłożył tomik poezji na blat biurka, pierwszy raz dzisiaj tracąc dobry humor.

– Przełóżmy to na inny dzień. Wróć do siebie.

– Czego oczekiwałeś? – zapytałem i, wbrew rozkazowi króla, zamiast wyjść, usiadłem obok niego. – Uprowadziłeś mnie i zamknąłeś w miejscu gorszym od więzienia. Nienawidzę cię i chcę twojej śmierci. Byłbym idiotą, gdybym pokrzyżował szyki komuś, kto działa mi na rękę. Mimo że jego również nienawidzę.

– Uważasz, że Biyu i Huan utrzymaliby cię przy życiu po mojej śmierci?

– Biyu też spiskuje przeciwko tobie? – dopytałem z niedowierzaniem, a Yusheng uśmiechnął się nerwowo, gdy uświadomił sobie, że nieświadomie podał mi na tacy jeden z największych sekretów tego pałacu.

– Wróć do swojej komnaty – powtórzył.

– Doskonale wiem, że straciłbym życie zaraz po tobie.

– Powiedziałem, że masz wrócić do siebie.

– Do mnie? Czy jeszcze gdzieś na tym świecie jest moje miejsce?

– Iain...

– Nie nazywaj mnie tym imieniem! – krzyknąłem na niego, co wyraźnie go zaskoczyło. Jednak dość szybko zapanował nad sobą i przybrał obojętny wyraz twarzy. – Odebrałeś mi je i nadałeś mi imię Lan, więc tylko tak masz prawo się do mnie...

– Kazałem ci...

– Nie przerywaj mi! – krzyczałem dalej. – Nie wrócę do swojej komnaty, ponieważ im dłużej nałożnik zostaje w alkowie, tym bardziej jest ceniony. A ty mnie bardzo cenisz.

Znowu nawiązaliśmy kontakt wzrokowy, więc z całych sił spróbowałem rzucić Yushengowi wyzwanie moim spojrzeniem. Na jego twarzy byłem w stanie dostrzec cień uśmiechu, który uznałem za dobry znak. Miał przystojną twarz, bez względu na to, jak bardzo go nienawidziłem. W końcu sięgnął po moją dłoń i po raz kolejny ucałował każdy z moich palców.

– Masz rację – wyszeptał w końcu, a mnie wypełniła ulga. – Bardzo cię cenię.

Odwzajemniłem jego delikatny uśmiech i z całych sił starałem się zachowywać, jakbym z powrotem całkowicie panował nad sytuacją. W końcu miałem się zbliżyć do Yushenga i zdobyć jego zaufanie, żeby móc go zabić i się zemścić.

– Jeśli twoja poezja mnie nie zachwyci, nie odpowiem na następne wezwanie do alkowy – zagroziłem mu, a on, jak zwykle, kiedy powinien się na mnie rozzłościć, zaczął się śmiać. – Śmiejesz się, bo myślisz, że tylko żartuję.

– I jak ja mam cię nie uwielbiać, kiedy skradasz mnie coraz bardziej każdym słowem, mój najpiękniejszy wśród najpiękniejszych orchidei?

Odwróciłem od niego wzrok i zmusiłem się, by wbić spojrzenie w tomik poezji. Ta straszna noc może okazać się dla mnie łaskawsza, niż się tego spodziewałem. Król Daiyu powoli odkrywał przede mną swoje sekrety, a to sprawiało, iż stawał się coraz bardziej bezbronny. Właśnie dlatego tak bardzo mnie cieszyło, że próbował się do mnie zbliżyć. Tylko dla tego. Nie było żadnego innego powodu, dla którego moje serce drżało w rytm jego śmiechu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top