♔ 15

Następne dni mieszały się ze sobą. Pamiętałem jedynie, że przebudzałem się kilkukrotnie, że raz na zewnątrz było jasno, innym razem za oknami panowała ciemność. Nie byłem pewien, gdzie właściwie się znajduję, oprócz tego, że leżałem na ogromnym, miękkim łożu. Dookoła mnie czasem kręciło się pełno osób, innym razem było zupełnie pusto. Nie wiedziałem, czy to wszystko działo się naprawdę, czy jedynie mi się śniło. Majaki senne mieszały się z rzeczywistością.

Gdy przebudziłem się tym razem, słyszałem w uszach szum, który przypominał mi dźwięk fal morza, nad którym znajdował się zamek w Beatie. Wziąłem głęboki oddech i wtuliłem się mocniej w puszystą poduszkę, na której spoczywała moja głowa. Przez kilka chwil pozwoliłem sobie marzyć, iż z powrotem znajduję się w domu. Leżałem na brzuchu, okryty lekką pościelą jedynie do pasa i czułem się dziwnie szczęśliwy oraz beztroski, jakby wszystkie moje problemy zniknęły, zastępując je błogim spokojem. Uchyliłem powieki, by spojrzeć prosto na okno, zasłonięte cienkim baldachimem od łoża, a blade promienie słońca, wpadały do nieznanego mi pomieszczenia.

– Pospałeś trochę, Wasza Wysokość. – Usłyszałem znajomy głos i, podążając za nim wzrokiem, odnalazłem mężczyznę siedzącego po drugiej stronie cienkiej zasłony.

Jego dłoń ogarnęła ją na bok, byśmy mogli spojrzeć sobie w oczy bez przeszkód.

– Sying. – Rozpoznałem nadzorcę haremu i uśmiechnąłem się do niego, ignorując nienaturalnie szorstkie brzmienie mojego głosu. – Co tu robisz?

– Czuwam przy tobie – odpowiedział i również się uśmiechnął. – Pozwól, iż odejdę na chwilę. Rozkażę Yenay przekazać medyczce, że się wybudziłeś. Nie! – krzyknął, kiedy zacząłem prostować ręce, by podnieść się z łoża. – Nie wstawaj, panie.

Znieruchomiałem, a moje drżące ręce po chwili poddały się, więc opadłem na miękkie łoże. Zmarszczyłem brwi i spróbowałem zebrać rozbiegane, nieskładne myśli, które pojawiały się w mojej głowie, by ulotnić się chwilę później, nim w ogóle zdołałem się ich chwycić. Chciałem zapytać Syinga, skąd się wziął tutaj szum fal, skoro pałac w Daiyu nie znajdował się bezpośrednio nad morzem, i dlaczego nie wolno mi wstawać. Odnosiłem wrażenie, że przeleżałem w łóżku całą wieczność. Dopiero kiedy z wysiłkiem zacząłem układać pytanie w głowie, uświadomiłem sobie, że rozmawiałem z nadzorcą w języku Beatie, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.

Kiedy Sying wrócił do komnaty, z powrotem usiadł na zwykłym stołeczku. Takim samym, jaki stał przy toaletce w mojej komnacie, ale ten stołeczek ustawiony był przy łóżku i pozwalał siedzącej na nim osobie przyglądać się mi.

– Co jest ze mną nie tak? – zapytałem, tym razem posługując się językiem Daiyu.

Sying uśmiechnął się do mnie, ostrożnie poprawiając przykrywający mnie, cienki materiał.

– To skutek uboczny środka przeciwbólowego, panie – wyjaśnił. – Medyczka ostrzegała, że będziesz trochę... – urwał na chwilę, po czym wypowiedział słowo, którego nie zrozumiałem.

– Jaki? – dopytałem, marszcząc brwi.

Zaśmiał się.

– Niefrasobliwy – odpowiedział w moim ojczystym języku.

– Ach – mruknąłem i spróbowałem skinąć głową, która wciąż leżała na poduszce. – Niefrasobliwy – powtórzyłem nowe słowo, by lepiej je zapamiętać. – Niefrasobliwy... A czemuż to jestem niefrasobliwy?

– Nie pamiętasz, Wasza Wysokość? – Uśmiech zniknął z jego twarzy. – Zemdlałeś podczas chłosty.

Zacisnąłem powieki, kiedy te słowa wywołały nagły powrót wspomnień. Palący ból w plecach po każdym uderzeniu batem, płacz, krew, świst przecinanego powietrza. Łkanie Dongmei, śmiech Huana, moje błagalne pocałunki na ustach Yushenga. Zdrada brata, czerwona szata i tajne przejście. Lustro pokrywające podłogę w mojej komnacie, rozcięta dłoń i obcięte włosy.

Otworzyłem oczy, wracając do Syinga. Czułem się, jakbym moja głowa miała zaraz pęknąć niczym porcelanowa filiżanka rzucona z impetem o ścianę.

– Jak się czujesz? – zapytałem zmartwiony, gdy na chwilę udało mi się zebrać rozbiegane myśli. – Jak się czuje Dongmei?

Znowu mówiłem nie w tym języku. A może właśnie w tym, którym powinienem się posługiwać podczas prywatnej rozmowy z sojusznikiem. Raczej niewiele osób w tych murach znało język Beatie.

– Dobrze – zapewnił mnie. – Niecały tydzień temu wyszła z komnaty medycznej, ale jest jeszcze bardzo obolała. Ja nie zostałem wychłostany.

Uśmiechnąłem się z ulgą. Ból bata odrywającego skórę z pleców był czymś, czego nie życzyłbym nikomu, nawet zdradzieckiemu bratu. No może z małym wyjątkiem, ponieważ moja nienawiść do Huana była czymś, czego nie dało się opisać słowami.

– To dobrze, bardzo dobrze – powiedziałem, powoli przyswajając nowe informacje. – Tydzień? Ile tutaj leżę?

– Dziewięć dni – odpowiedział. – Zapewne nie jesteś świadom upływu czasu na skutek leków. To bardzo silne leki przeciwbólowe. Na szczęście z każdym dniem twoje plecy, panie, wyglądają coraz lepiej. Jesteś pod dobrą opieką, król nie szczędzi na twoim zdrowiu.

– Dziewięć? Zowie zapewne już wyjechał. – Czułem się zagubiony. – Więc przyjąłem wszystkie baty?

– Dwadzieścia trzy, później zemdlałeś z bólu.

– Co z pozostałymi?

– Nic – odpowiedział i uśmiechnął się w nieznany mi sposób, a następne słowa wypowiedział ciszej niż pozostałe. – Gdy odbywałeś swą chłostę, każdy wpatrywał się w ciebie, panie, ja również. Nikt nie zauważył, kiedy obok nas stanął król, aby nadzorować prawidłowy przebieg kary. Kat nie zaprzestał chłosty po dziewiętnastu uderzeniach, mimo mojego rozkazu, aby tak uczynił. Zaśmiał się jedynie, że skoro chciałeś pięćdziesiąt, tyle właśnie dostaniesz. Kiedy zemdlałeś, dobiegł nas śmiech Huana, który również nie wiedział, że król stoi wśród nas, więc powiedział słowa, których mówić nie wolno, ale one często padały z waszych ust, jakbyście nie bali się konsekwencji. Po późniejszym przesłuchaniu okazało się, iż kat wziął od niego łapówkę i miał zabić twoje służące, by zadać ci w ten sposób cierpienie.

– Co dokładnie powiedział? – dopytałem.

- Powiedział „wychłoszcz tę sukę, aby w końcu zdechła" – zacytował.

Uśmiechnąłem się z zadowoleniem, ponieważ tymi słowami królewska dziwka sama wykopała sobie grób.

– I jak zareagował na to król?

– Uderzył go w twarz i powiedział, że brzydzi się nim i nigdy więcej nie chce go widzieć. Był tak wściekły, że kazał zabić kata, sam zaniósł cię do medyczki, a teraz umieścił tutaj.

Chociaż wciąż miałem trudności z zebraniem myśli, doskonale wiedziałem, że mimo przegrania bitwy z Yushengiem, udało mi się wygrać wojnę z Huanem.

– Gdzie jest „tutaj"? – dopytałem, ponownie przesuwając spojrzeniem po nieznanym mi pomieszczeniu.

– To twoja nowa komnata, Wasza Wysokość – wyjaśnił, wstając i jeszcze bardziej odsłonił baldachim, bym mógł przyjrzeć się pomieszczeniu. – Król przeniósł cię, abyś był z dala od Huana. Dla twojego bezpieczeństwa.

Przyjrzałem się pomieszczeniu, delikatnie mrużąc oczy od zbyt dużej ilości światła. Była bardzo jasna, miała ogromne okna sięgające od sufitu do podłogi, a do tego była ponad trzy razy większa od mojej poprzedniej komnaty. Ściany miały liczne zdobienia, tak samo, jak meble ze złotym wykończeniem, a siedziska pokrywał jasny, kremowy materiał.

Podobała mi się.

– Nie ma krat w oknach – zauważyłem.

– I jest taras – powiedział, wskazując uchylone drzwi na taras, które kryły się za jasną zasłoną. – A za tą ścianą mieszka królowa Biyu.

– Królowa?

– Tak, królowa. Wiesz, co to oznacza, Wasza Wysokość? – zapytał, ale nie oczekiwał ode mnie odpowiedzi, ponieważ sam jej udzielił. – Twoja nowa komnata jest w części haremu przeznaczonej dla rodziny królewskiej. Każdy w haremie szepcze, że król ma nowego ulubieńca, który całkowicie skradł mu serce.

Uśmiechnąłem się, czując narastającą satysfakcję. Chciałem wiedzieć więcej, wypytać Sying o wiele rzeczy, ale dotychczasowa rozmowa tak mnie zmęczyła, iż na powrót zasnąłem, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.

***

Obudziło mnie ciche krzątanie się po komnacie, miękkie kroki przemieszczały się z jednego jej kąta do drugiego. Uchyliłem powieki, by dostrzec niewyraźny zarys pomieszczenia, oświetlonego bladym blaskiem palących się świec. Moja twarz zapadała się lekko w puszystej poduszce, ponieważ niezmiennie leżałem na brzuchu, a na plecy miałem nasunięty delikatny, cieniutki materiał. Czułem, jak powoli myśli układają się w mojej głowie, w końcu tworząc spójną całość, co oznaczało, że przestano już faszerować mnie lekami. Spróbowałem unieść się na łokciach, dokładnie w tym samym momencie, w którym baldachim od mojego nowego łoża się rozsunął, ukazując mi zaskoczoną twarz Yenay. Dziewczyna trzymała w dłoniach misę z wodą i materiały do obmycia mojego ciała.

– Obudziłeś się, panie – powiedziała, klękając przy łożu, by szybko zwilżyć jeden z ręczniczków i otrzeć nim moje zapocone czoło. – Nie powinieneś wstawać.

– Chcę zażyć kąpieli – wykrztusiłem przez wyschnięte gardło. – Potrzebuję się oczyścić.

– Jest za wcześnie na kąpiel, medyczka...

– Przygotuj łaźnię – rozkazałem, nie zwracając uwagi na jej słowa. – Gdzie jest Dongmei?

Dziewczyna odłożyła wilgotny ręczniczek do misy, chyląc przede mną głowę. Zmusiłem zesztywniałe mięśnie do wysiłku i bardzo powoli usiadłem na łożu. Syknąłem, czując nasilający się ból w placach, gdy poraniona skóra naciągnęła się, umożliwiając mi ruch. Pożałowałem, iż nie posłuchałem służącej.

– Jest środek nocy, panie. – Yenay ostrożnie ułożyła mi dłoń na ramieniu. – Dongmei śpi. Przyszłam tutaj, by sprawdzić, jak się czujesz i oczyścić ciało z potu. Proszę, panie, nie wstawaj jeszcze. Połóż się z powrotem, pozwól ciału wciąż się regenerować.

Skinąłem głową, wsłuchując się w ciszę, panującą dookoła nas. Yenay miała rację, pałac spał. Król, królowe, nałożnicy i część służby, która musiała wstać z samego rana, by usługiwać swym panom – oni wszyscy pogrążeni byli we śnie.

– A jak się ona czuje?

– Dobrze – zapewniła mnie. – Zasinienia już prawie nie widać, a na ranach tworzą się blizny. Pozwól sobie na jeszcze odrobinę snu, proszę, panie. Z rana przygotuję twoją kąpiel.

– Niech będzie – przystałem, by nie kłopotać dziewczyny. – Ile dni minęło od chłosty?

– Piętnaście.

– Ile się zmieniło?

– Wszystko.

***

W łaźni było przyjemnie ciepło i parno. Wilgotne powietrze nawilżało moje drogi oddechowe, przynosząc im długo wyczekiwaną ulgę. Jednakże medyczka nie pozwoliła mi zażyć pełnej kąpieli, bojąc się o moje dobrze gojące się plecy, dlatego siedziałem teraz na brzegu największego z basenów, pozwalając służącym polewać moje ciało ciepłą wodą z kwiatowymi olejkami.

Ruchy Dongmei były mniej sprawne niż wcześniej. Było to zauważalne, szczególnie kiedy porównywało ją z Yenay. Jednak służąca zapewniła mnie, że czuje się wystarczająco dobrze, aby móc wypełniać swoje obowiązki. Wiedziałem, że dla osób, których życie polegało na usługiwaniu swojemu panu, niezdolność do pracy była skazaniem na śmierć, więc pozwoliłem jej zapewnić mnie, iż nadal może mi służyć.

Odchyliłem głowę, gdy zaczęła polewać mi włosy, by w końcu porządnie je oczyścić z wszelkiego brudu oraz potu. W tej pozycji ból w plecach dodatkowo się nasilał, jakby przypominanie mi o sobie przy każdym ruchu nie było wystarczające. Starałem się nie pokazywać po sobie tego dyskomfortu, ponieważ nie żałowałem mojej decyzji o przyjęciu chłosty moich służących na siebie. W końcu to była moja kara i nie chciałem, żeby inni myśleli, iż tego żałuję.

– Ranny z ciebie ptaszek. – Usłyszałem głos Syinga, który przyszedł do łaźni zapewne od razu, jak dowiedział się, iż poszedłem się oczyścić. – Czyżbyś znudził się przesypianiem większości dnia, Wasza Wysokość? Jeden raz nie dostał leków i już uciekła do kąpieli.

Zerknąłem na nadzorcę, który widocznie był w dobrym humorze. Na jego twarzy pojawił się uśmiech, gdy sam obdarzyłem go tym przyjacielskim gestem i zaśmiałem się cicho.

– Cóż to za ważna okazja, że wyciągnęliście mnie z mojego niefrasobliwego świata? – zapytałem, a Sying zajął miejsce przy jednym z pustych baseników, bym nie musiał zadzierać głowy, patrząc się na niego.

Ku mojemu niezadowoleniu jego uśmiech przygasł.

– Wczoraj wieczorem do pałacu dotarł posłaniec z dokumentem zawarcia małżeństwa między księciem koronnym Zowie a księżniczką Yuming – odpowiedział, nie kryjąc przede mną szczegółów, których nie znały moje służące.

Obie dziewczęta przysłuchiwały się naszej rozmowie z zainteresowaniem.

– Kolejna uroczystość – westchnąłem.

– Tym razem w haremie, a ty, panie, zostałeś na nią zaproszony – zapewnił mnie, ponownie przywołując szerszy uśmiech, jakby wspomniał dobre czasy.

– Nie muszę się włamywać tajnym przejściem? Nudy – stwierdziłem żartobliwie. – A Huan? On też został zaproszony?

– Tak – odpowiedział, a mi nie udało się ukryć zaskoczenia na twarzy.

– Po tym, co zrobił?

– Bez względu na gniew króla, wciąż jest królewskim nałożnikiem. Dopóki nie zostanie odesłany do małego pałacu, będzie miał swoje przywileje.

– Więc go tam odeślijmy – powiedziałem tonem nieznoszącym sprzeciwu.

– To nie będzie takie proste – odpowiedział nadzorca, ale mimo jego ponurych słów, wciąż się uśmiechał. – Jednakże nie niemożliwe.

Skinąłem głową.

Bardzo szybko zrozumiałem, na czym polega życie w haremie. Panowało tutaj wiele zasad, które miały zapewnić harmonię i porządek pośród nałożników oraz królowych. Jednakże, aby coś znaczyć, musiałeś łamać te zasady. Jedna po drugiej lub wszystkie na raz. Sztuka polegała na tym, aby łamać zasady w taki sposób, by nikt się nie dowiedział, a karę poniósł twój wróg. Mając nadzorcę haremu po swojej stronie, stałem na wygranej pozycji.

– Wasza Wysokość – odezwał się Sying, nawiązując ze mną kontakt wzrokowy. – Huan bezpowrotnie stracił swoją pozycję ulubieńca króla, mam nadzieję, że wygodnie ci się siedzi na jego miejscu.

– Owszem – zapewniłem go i gestem dłoni nakazałem służącym kontynuować moją kąpiel. – Nawet bardzo wygodnie.

Przymknąłem powieki i spróbowałem czerpać przyjemność z kąpieli, ignorując nasilający się ból w poranionych plecach. Jeszcze ich nie widziałem, ale ponoć kat nie miał żadnych skrupułów. Uderzał z całych sił, chcąc mnie zabić, a bat z każdym uderzeniem odrywał kawałki skóry i rozbryzgiwał krew. Jednak była to cena, którą musiałem zapłacić za spotkanie z lordami z Beatie oraz doradcami mojego ojca, za to, że teraz cały harem wiedział, kim tak naprawdę jestem, za klęskę Huana i za moją nową pozycję.

– Sying! – zawołałem za nadzorcą, słysząc jego kroki zbliżające się do drzwi wyjściowych.

Pochyliłem delikatnie głowę i uchyliłem powieki, by mieć pewność, że nadzorca haremu mnie słucha. Nawiązaliśmy kontakt wzrokowy.

– Od teraz tylko ja mam wstęp do alkowy króla.

– Oczywiście, panie. – Skłonił mi się.

***

Gdy przybyłem na uroczystość, podczas której mieliśmy świętować nowo zawarte małżeństwo, prawie wszystko było już gotowe. Pomieszczenie ponownie wypełniały liczne stoliki, a największy z nich został ustawiony dokładnie na środku komnaty. Na nich ustawiono liczne potrawy, których zapach unosił się w powietrzu, sprawiając, że usta mimowolnie wypełniały się śliną. Nie umknęło mojej uwadze, iż przygotowane jedzenie nie było jedynie tradycyjnymi potrawami z Daiyu, ale pośród nich znajdowały się również tradycyjne przysmaki prosto z Beatie. Zapewne tą mieszanką zamierzano okazać potęgę przypieczętowanego pokoju.

Nie wierzyłem w ten pokój.

Przecież Yusheng uprowadził mnie, ponieważ chciał zaszantażować mojego ojca. Planował zagrozić mu moją śmiercią i domagać się ziem, które w ostatniej wojnie przed kilkudziesięcioma laty wygrało Beatie po tym, jak Daiyu próbowało wyrwać je z naszych granic. Prawdą było, iż właśnie o te ziemie nasze królestwa toczyły liczne bitwy, jednakże należały, należą i zawsze będą należeć do Beatie. Chyba że...

Aż zakręciło mi się w głowie na samą myśl.

Czy to możliwe, iż Zowie obiecał oddać je Yushengowi za poparcie swoich rządów? Jak wiele mój głupi, młodszy brat zapłacił za swoją koronę? Czyżbym nie był jedyną walutą, na którą ją przeliczono? Koronny książę, urodzajne ziemie... Ile jeszcze mój kraj musiał zapłacić za tę zdradę?

– Panie? – Z zamyślenia wyrwał mnie głos Syinga, który delikatnie położył dłoń na moim ramieniu, chcąc w ten sposób okazać mi swoje wsparcie. – Blado wyglądasz? Jeśli źle się czujesz, odprowadzę cię do komnaty.

– Nie ma takiej potrzeby. Jedynie dokucza mi ból pleców – uspokoiłem go.

Sam również spróbowałem się uspokoić. Mój wybuch gniewu byłby zbędny. Pozostawałem zamknięty w tym piekle na ziemi, a nawet jakbym kiedyś zdołał uciec, mój brat zabezpieczył się na tę ewentualność. W świetle prawa Beatie oraz Daiyu byłem jedynie własnością Yushenga, który z pewnością domagałby się mojego zwrotu. Teraz moim priorytetem powinno być unieważnienie tego dokumentu, ale wątpiłem, iż król Daiyu kiedykolwiek zechce zwrócić mi wolność.

Chciałem walczyć, jednak nie wiedziałem, czy wciąż mam, o co. Straciłem wszystko z wyjątkiem życia. Chociaż i to próbowano mi odebrać.

Spojrzałem na Huana, który siedział w samym rogu komnaty. Został zupełnie sam, na rozkaz Yushenga pozbawiono go służących, a swoim wybrykiem stracił wsparcie królowej Biyu. Najwidoczniej, mimo iż swój grób wykopał za pomocą innych, pochowany zostanie w nim samotnie. Już zamierzałem tego dopilnować.

Zupełnie nagle wszystkie dziewczęta z haremu zamilkły, a pomieszczenie wypełniła całkowita cisza.

– Przybyły król – szepnął Sying, jakbym sam nie zdołał zauważyć.

Przeniosłem spojrzenie z jednego znienawidzonego mężczyzny na drugiego.

Nie zmienił się, odkąd widziałem go ostatni raz ponad dwa tygodnie temu. Jego włosy upięto w wysokiego koka, na którego nałożono koronę, a zdobiona czerwona szata z wizerunkiem smoka na plecach powiewała za nim, gdy szybkim krokiem przemierzył całe pomieszczenie. Zasiadł u szczytu środkowego stołu, gdzie już czekały na niego królowe oraz syn. Nie rozpoczął posiłku, przesunął spojrzeniem po zgromadzonych, a wszyscy, z moim małym wyjątkiem, oddawali mu pokłon, zanim również usiedli. Przy stole na środku komnaty znajdowało się teraz wolne miejsce, które wcześniej zajmował Huan. Najwidoczniej porzucony nałożnik nie śmiał lub nie miał już prawa go zająć. Zerknąłem na niego i nawiązaliśmy kontakt wzrokowy. Zerwałem go pierwszy, gdy dobiegło mnie wołanie króla.

– Lan! – Spojrzałem na Yushenga. – Chodź tutaj. Zajmij miejsce głównego nałożnika.

Przez chwilę wpatrywałem się w ciemne oczy Yushenga, zanim pozwoliłem sobie na delikatny, triumfalny uśmiech. Specjalnie nie odrywałem spojrzenia od króla, kiedy pokonywałem komnatę, aby zatrzymać się przy głównym stole. Czułem na sobie wzrok wściekłego Huana. Czułem na sobie spojrzenie każdej osoby w komnacie. Właśnie były książę koronny Beatie zasiadał na miejscu głównego nałożnika króla Daiyu. Jednak nie zdołałem nawet usiąść, gdy pojawił się pierwszy protest.

– Nie zgadzam się na to! – Królowa Biyu nawet na mnie nie patrzyła. Zerkała na zmianę na Yushenga i małego księcia – To nie jest miejsce dla kogoś takiego.

– Ponieważ nie spiskuje z tobą? – Yusheng uniósł jedną brew wyżej od drugiej, gdy zadawał to pytanie.

– Doskonale wiesz, kim on jest i dlaczego nie ma prawa tu przebywać – wycedziła przez zęby, wzbudzając falę szeptów wśród zgromadzonych. – Nie mam zamiaru brać udziału w tym bezeceństwie.

Po jej słowach zapadła piszcząca w uszach cisza. Zatrzymałem się przy stole i z dumnie uniesioną głową czekałem na decyzję Yushenga, który oderwał spojrzenie od żony, by przyglądać mi się przez chwilę, zanim z powrotem odezwał się do królowej Biyu. Na jago twarzy można było dostrzec całkowite opanowanie.

– Jesteś moją małżonką oraz matką dwójki dzieci, dlatego nie mogę zignorować twej woli – odezwał się i sięgnął po kieliszek z winem, by nieśpiesznie upić łyka trunku. – Wyjdź zatem.

– Słucham?! – królowa Biyu wykrztusiła z siebie z niedowierzaniem, gdy zduszone okrzyki kilku dziewcząt, w tym jej służby, przedarły się przez ciężką atmosferę panującą w komnacie.

– Zezwalam ci nie brać udziału w tym bezeceństwie. Wróć do swojej komnaty, mojego syna zostaw – rozkazał, nawet na nią nie patrząc, spojrzenie miał wbite w wino wypełniające porcelanowe naczynie. – Służba przyniesie ci potrawy, byś mimo to wraz z nienarodzonym dzieckiem mogła świętować ten radosny dzień.

Biyu już się nie odezwała. W milczeniu podniosła się ze swojego miejsca, a jej służące od razu podbiegły do niej, aby pomóc ciężarnej kobiecie. Następnie przytrzymując pęczniejący brzuch, ruszyła w stronę wyjścia i nie pożegnała się z nikim. Nawet nie skłoniła się własnemu mężowi. Znowu wszystkie spojrzenia wbiły się we mnie, a ja nawiązałem kontakt wzrokowy z Yushengiem. Nie trwał on znowu długo, ponieważ po chwili pomieszczenie wypełnił płacz małego księcia, który nie rozumiał, dlaczego jego matka wyszła, zamiast zostać z nim na uroczystości.

Byłem w szoku nie mniej niż inni. Sam nie doceniałem siły moich wpływów na króla oraz potęgi, którą nagle uzyskałem. Czy naprawdę perspektywa mojej śmierci tak bardzo przerażała władcę tego barbarzyńskiego królestwa? Ile był w stanie dla mnie zrobić, jeśli dobrze bym to rozegrał?

Postanowiłem to niezwłocznie sprawdzić. Odszedłem od miejsca przeznaczonego dla głównego nałożnika, ominąłem płaczącego chłopca i pozwoliłem sobie usiąść na miejscu, które jeszcze chwilę temu zajmowała królowa. Znajdowało się tuż po lewicy króla i wciąż było ciepłe od jej ciała. Uśmiechnąłem się, wyczuwając w powietrzu tę samą energię, która wypełniała salę tronową, gdy wtargnąłem na uroczystość odziany w czerwoną szatę. Strój, który miałem dzisiaj, jak i moja śmiałość w czynach, były o wiele mniej skandaliczne niż wtedy, jednak wciąż nie pozostawały bez znaczenia.

Sięgnąłem dłonią do główki płaczącego księcia i pogładziłem z czułością jego czarne włoski, na których znajdowała się malutka, srebrna korona. Chłopiec spojrzał na mnie załzawionymi oczami i momentalnie przestał płakać, wpatrując się we mnie z zafascynowaniem. Nie widziałem, kim byłem w jego oczach, ale na jego zaklejonej łzami twarzy pojawił się nieśmiały uśmiech.

– Czy mogę ci dzisiaj dotrzymać towarzystwa? – zapytałem, a książę skinął głową, nieprzerwanie przyglądając mi się szeroko otwartymi oczami.

Wciąż się uśmiechając, zerknąłem na królową wdowę i jej nieprzeniknione spojrzenie, a następnie nawiązałem kontakt wzrokowy z Yushengiem. On również się uśmiechał. Po raz kolejny uśmiechał się, kiedy powinien okazać mi swój gniew.

– Jak twoje plecy? – zapytał, jakbym właśnie nie dopuścił się bezprawnego zajęcia miejsca jego małżonki.

– Wciąż dokuczają, jednak już się przyzwyczaiłem i nie zwracam uwagi na ból – odpowiedziałem.

Król skinął głową i sięgnął po pierwszą z licznych potraw, w końcu oficjalnie rozpoczynając ucztę. Również sięgnąłem po misę z parującymi pierożkami, wpierw nakładając jedzenie małemu księciu, a dopiero później sobie.

– Śmiem twierdzić, iż nie wyciągnąłeś wniosków ze swojej kary – kontynuował rozmowę, w końcu komentując moją dzisiejszą śmiałość.

– Ależ wyciągnąłem wiele wniosków, jedynie niekoniecznie takich, jakich byś oczekiwał – sprostowałem.

Zaśmiał się, wsuwając do ust porcję mięsa, a moje serce znowu niebezpiecznie zaczęło drżeć w rytm jego śmiechu. Nie rozumiałem dlaczego się tak zachowywało. Dlaczego moje spojrzenie tak bardzo łaknęło krzyżować się ze spojrzeniem znienawidzonego przeze mnie mężczyzny. Najwidoczniej nie tylko Yushenga powinienem zwać szaleńcem.

– Czy to prawda, że ty też jesteś księciem? – Z zamyślenia wyrwał mnie głos chłopca, który przeżuwał jedzenie, mlaskając głośno.

Kiedy na niego spojrzałem, nawiązaliśmy kontakt wzrokowy, a w jego oczach wciąż mogłem dostrzec zafascynowanie moją osobą. Jeśli się nie myliłem, mały książę miał na imię Bolin.

– Tak, to prawda – odpowiedziałem.

– Cieszę się – powiedział, uśmiechając się i odsłaniając różowe dziąsła. – To oznacza, że jesteśmy braćmi, bracie Lan.

Słowo brat, nawet wypowiedziane w obcym języku, wypełniło mnie bólem. Pospiesznie oderwałem spojrzenie od małego księcia i wziąłem głęboki oddech, a moje palce zacisnęły się na srebrnej łyżce.

– Lan – zwrócił się do mnie Yusheng.

Potrzebowałem jeszcze chwili, by zmusić się, aby na niego spojrzeć. Wyglądał na zadowolonego, jakby cieszył się z relacji, którą zacząłem nawiązywać z jego najstarszym i jak na razie jedynym synem. W jego oczach dostrzegłem przebiegłą iskierkę, mówiącą mi, iż wiedział, że ten mały chłopiec jest jedynym przeciwnikiem, którego nie będę w stanie skrzywdzić.

– Odwiedź mnie dzisiaj w alkowie – powiedział, kiedy w końcu nawiązaliśmy kontakt wzrokowy.

– Z przyjemnością – skłamałem, patrząc się prosto w ciemne oczy Yushenga. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top