♔ 11
Na moim ciele pojawiła się gęsia skórka, gdy Yusheng badał je uważnie wzrokiem. Nie czuł się skrępowany moją nagością, z zachłannością i śmiałością przyglądał się każdej części mojego ciała, jakby naprawdę należało już do niego. Wodził wzrokiem od ramienia do ramienia, po falującej klatce piersiowej, wzdłuż brzucha, zatrzymał się na wąskiej talii, by po chwili ruszyć dalej. Uśmiechał się delikatnie, przyglądając się okolicom bioder i ud, a następnie wrócił spojrzeniem do mojej twarzy. Czułem się jak niewolnik wystawiony na sprzedaż, który musi jak najlepiej się zaprezentować, by potencjalny nowy właściciel zechciał wydać na niego odpowiednią sumę złota.
Moja zapłata była cenniejsza niż złoto. Sprzedawałem siebie za szansę odzyskania wolności. To na niej zależało mi teraz najbardziej. Na wolności oraz na zemście.
Podszedłem bliżej Yushenga, chociaż miałem nogi jak z waty. Drżałem cały w środku, ponieważ nie wiedziałem, czego mogłem się spodziewać po królu wrogiego królestwa. Czego mogłem się spodziewać po moim największym wrogu? Yusheng był dla mnie nieobliczalny, w końcu miał śmiałość zamknąć mnie w swoim haremie. Teraz nawet nie drgnął, kiedy powoli zarzucałam mu ręce na ramiona. Przysunąłem się tak blisko, jak tylko to było możliwe, i przylgnąłem całym ciałem do jego ciała. Nawiązaliśmy kontakt wzrokowy, którego nie miałem śmiałości utrzymać dłużej niż jedynie przez kilka sekund. Przeniosłem spojrzenie na jego usta i ostrożnie przesunąłem prawą dłoń na policzek Yushenga, aby przyciągnąć go do siebie. Nie stawiał oporu, posłusznie się pochylił i pozwolił mi złożyć delikatny pocałunek na jego wargach.
Ta jedna, pozornie niewielka oznaka czułości była dla mnie ogromnym wyzwaniem. Przeszedł mnie dreszcz od warg wzdłuż całego ciała aż do palców u stóp. Usta Yushenga były milsze w dotyku, niż się spodziewałem. Nie były takie mokre i obślizgłe jak jego język, więc całowanie ich mogło uchodzić nawet za nie tak okropne. Mimo to odsunąłem się od nich po jednym, krótkim pocałunku, chociaż wciąż nie puszczałem policzka znienawidzonego mężczyzny. Znowu nawiązaliśmy kontakt wzrokowy, jednak tym razem zmusiłem się, aby go nie przerywać. Wpatrywałem się w oczy Yushenga, w których teraz mieniły się miliony gwiazd.
Zawsze patrzył na mnie w ten sposób, czy winny temu był mój pocałunek?
Nie zdążyłem się nad tym zastanowić, ponieważ król ponownie zbliżył się do moich warg, jednak tym razem nie pozwoliłem się pocałować. Odsunąłem się od niego, oddzielając nasze ciała, a Yusheng spojrzał na mnie z wyraźnym zaskoczeniem.
– Przyszedłem życzyć ci dobrej nocy z Huanem – odezwałem się pierwszy, ignorując nienaturalne brzmienie mojego głosu. Za bardzo się denerwowałem przez moje śmiałe i ryzykowne posunięcie. – Wrócę już do swojej komnaty.
Mimo tych słów nawet nie drgnąłem, czekając na reakcję Yushenga. Zaskoczenie bardzo szybko zniknęło z jego twarzy i zastąpiło je rozbawienie. Zaczął cicho chichotać, najwidoczniej po raz kolejny nie biorąc moich słów na poważnie. Miałem już dość tego, że moje zachowanie tak często go bawiło.
– Czy to szantaż? – zapytał, sięgając dłonią do swoich warg i delikatnie przycisnął do niej palce. – Dajesz mi skosztować tego, co możesz mi dać. Teraz powiedz, czego chcesz w zamian. Nie przyszedłeś tutaj po nic.
Wziąłem głębszy oddech, by spróbować zapanować nad drżeniem w moim wnętrzu, co nie było takie proste, gdy wciąż wpatrywałem się w ciemne oczy Yushenga. Wiedziałem, że jeśli to zepsuję, drugiej szansy już nie będzie.
– Chcę wziąć udział w jutrzejszej uroczystości jako twój nałożnika – postawiłem warunek. Yusheng nie wyglądał, jakbym go zaskoczył moim żądaniem. Jego uśmiech się poszerzył.
– Nie ma takiej możliwości – odparł tonem nieznoszącym sprzeciwu.
– W takim razie zapomnij, że zostanę twoim nałożnikiem. Posiądziesz moje ciało, dopiero kiedy będę martwy – warknąłem, mimowolnie zaciskając dłonie w pięści.
Po tych słowach w pomieszczeniu zapanowała cisza, którą przerywały jedynie nasze oddechy. Mój był szybki i nerwowy, oddech Yushenga był spokojny, właściwie bezdźwięczny. Niezmiennie wpatrywaliśmy się sobie w oczy, czekając. Ja czekałem na jego ruch, on czekał na mój. Któryś z nas musiał pierwszy pęknąć, ale wciąż obaj trwaliśmy, mierząc się spojrzeniami.
– Czyż nie miałeś wracać do swojej komnaty? – Yusheng odezwał się pierwszy.
– Właśnie to zamierzam zrobić – odpowiedziałem ostro.
– Nie śpieszy ci się – zauważył, wciąż się uśmiechając.
Miałem wielką ochotę poderżnąć mu gardło. Oczami wyobraźni widziałem, jak przesuwam ostrzem noża po jego szyi. Jednak nie miałem sposobności, by go zabić. Pozostawałem bezsilny i zdesperowany.
– Muszę zobaczyć się z bratem – wykrztusiłem. – Po prostu muszę!
– Masz mnie za idiotę? Wcale nie musisz.
– Proponuję wymianę! – Nie dawałem za wygraną. – Oddam ci siebie za spotkanie z bratem.
– Oddasz mi siebie na jedną noc, czy już na zawsze?
– Odpowiem na każde twoje wezwanie do alkowy... Jeśli będę mógł.
– Jeśli będziesz mógł – zaśmiał się. – Aż tak wierzysz w swojego brata? Uważasz, że odzyskasz dzięki niemu wolność? Jeśli tak, to się mylisz.
– Zowie jest dla mnie bardzo ważny. Wychowywaliśmy się razem, a teraz został sam. Dlatego chcę się z nim zobaczyć – skłamałem.
– Naprawdę masz mnie za głupca. Nie licz na pomoc ze strony brata.
– Pozwól mi się z nim spotkać. Niech chociaż zobaczy, że żyję. Czyż nie pragniesz mnie do tego stopnia, iż posunąłeś się do uprowadzenia księcia? Teraz masz okazję, bym dobrowolnie ci się oddał. Chcesz ją zmarnować?
Yusheng odwrócił ode mnie wzrok, chociaż wciąż na jego twarzy widniał uśmiech. Widziałem, że zastanawia się nad moimi słowami, a to pozwoliło mojej nadziei odżyć. Byłem coraz bliżej upragnionej wolności, nie mogłem teraz pozwolić temu przepaść.
– Wiesz, jak działa prawo Beatie – szepnąłem, przyciągając z powrotem uwagę wrogiego króla. – Raz uczynisz mnie swoim i już na zawsze będę tylko twój.
– Tylko nie wiń mnie za swoje rozczarowanie bratem – odpowiedział, ruszając szybkim krokiem przed siebie.
Ominął mnie, by dotrzeć do drzwi wyjściowych z komnaty. Uchylił je delikatnie, nawet nie czekając, aż otworzą je gwardziści. Odwróciłem się, by niezmiennie móc widzieć króla Daiyu.
– Sying! – przywołał nadzorcę, który musiał cały czas czekać pod drzwiami. – Odwołuję wizytę Huana w alkowie. A po Lana masz wrócić rano, po śniadaniu.
– O-oczywiście, Wasza Wysokość – wykrztusił nadzorca haremu, widocznie nie spodziewając się takiego obrotu spraw.
Yusheng zamknął drzwi, a następnie wbił we mnie spojrzenie. Nie było już dla mnie ucieczki. Sprzedałem swoje ciało za szansę na odzyskanie wolności i wszedłem w układ z samym demonem. Musiałem jakoś przeżyć tę noc, jednak zupełnie nie wiedziałem, czego miałem się spodziewać. Nauki przedmałżeńskie miały się nijak do praktyk w Daiyu. Właśnie dlatego postanowiłem, że będę marionetką, która po prostu podda się cudzym dłoniom, by sterowały jej ciałem.
Zamknąłem oczy, gdy król wrogiego królestwa zatrzymał się tuż przede mną i ujął dłonią mój podbródek. Czułem, jak przyciska miękkie wargi do moich warg, by połączyć nas w delikatnym pocałunku. Następny pocałunek złożył w kąciku moich ust, kolejny na linii szczęki, potem na płatu ucha, aż w końcu zatrzymał się na szyi, którą zaczął znaczyć namiętnymi, mokrymi pieszczotami. Zacisnąłem pięść na materiale jego szaty na wysokości klatki piersiowej, jakbym zamierzał go odepchnąć, gdy tylko przekroczy pewną granicę. To jednak nie zniechęciło Yushenga. Namiętne pocałunki przeszły na moje ramię, a chłodne powietrze przyjemnie podrażniało wilgotną od śliny skórę.
– Czym sobie zasłużyłem, iż mogę cię kosztować i delektować się smakiem twojej skóry? – wyszeptał, ostatni raz całując moje ramię. – Nawet bogowie mogą mi zazdrościć smakowania cię. Moja kolczasta róża najsłodszy ma nektar.
Nie odpowiedziałem. Nie potrafiłem znaleźć w mojej głowie żadnych słów, aby spleść z nich odpowiedź. Pozwoliłem, by Yusheng chwycił moje dłonie i poprowadził mnie w stronę łoża. Ucałował każdy z dziesięciu palców, nim posadził mnie pośród miękkiej pościeli. Następnie sięgnął do wiązania swojej szaty, by nieśpiesznie je rozpleść. Delikatny materiał zsunął się z jego nagiego ciała, pokazując je w pełnej okazałości. Nie powinienem się mu przyglądać, jednak nie potrafiłem zapanować nad ciekawością.
Bez względu, jak bardzo nienawidziłem Yushenga, jego ciało było dla mnie piękne. Nie tylko przystojna twarz, ale również szerokie ramiona, umięśnione ręce oraz klatka piersiowa, płaski brzuch, nabite uda. Blada skóra gładko opinała wszystkie mięśnie, święcąc się teraz od oliwek, którymi ją natarto. Moją uwagę przyciągnęła jedyna skaza mężczyzny – biała podłużna blizna po lewej stronie jego podbrzusza. Wyglądała na bliznę po dźgnięciu, za mała na miecz, więc zapewne ranę zadano sztyletem lub nożem. Najwidoczniej nie tylko ja w tym pałacu uciekłem się spod skrzydeł śmierci.
– Chcesz mnie dotknąć? – zapytał szeptem, przysuwając się do mnie.
– Nie – odpowiedziałem od razu, ponownie wywołując cichy chichot Yushenga.
– Twoje spojrzenie mówi co innego – odparł. – Pamiętaj, że w alkowie nie tylko ty należysz do mnie, ale również ja należę do ciebie. Możesz mi zdradzić swoje najskrytsze pragnienia.
– Jesteś pewien, że chcesz je poznać? – szepnąłem, kiedy Yusheng zaczął pochylać się nad moim ciałem.
Oparł się dłońmi o łóżko, zmuszając mnie, bym się na nim położył. Ułożyłem rękę na klatce piersiowej znienawidzonego mężczyzny, aby zmusić go do zachowania dystansu. Nie walczył ze mną, posłusznie się zatrzymał, nie wymuszając zmniejszenia dzielącej nas odległości. Nie potrafiłem zapanować nad myślami, które podążyły do miejsca, gdzie łączyły się nasze nagie ciała. Skóra Yushenga była przyjemnie ciepła i miękka, a pod opuszkami palców wyczuwałem szybkie uderzenia jego serca. Więc jednak je miał.
– Czy pragniesz czegoś więcej, niż pozbawienia mnie życia? – dopytał z uśmiechem.
– Wolności – odparłem. – Pragnę zemsty i wolności.
– Jakże cudnie słyszeć, że się nie zmieniłeś – odparł. – Tyle czasu minęło, a ty nie dałeś się złamać. To dobrze, nie chcę, byś stał się jednym z wielu.
– Czyniąc ze mnie swojego nałożnika, czynisz mnie jednym z wielu.
– Nie dla mnie. Dla mnie jesteś wyjątkowy, jedyny. Iain – wyszeptał moje imię z mieniącymi się oczami. – Stań się mój tej nocy.
Wiedziałem, że nadszedł moment, w którym powinienem cofnąć oddzielającą nas dłoń. Jeszcze przez chwilę wpatrywałem się prosto w oczy króla Daiyu, próbując ukryć moje przerażenie, zanim dopuściłem go do siebie. Bałem się. Oczywiście, że się bałem, ponieważ nie wiedziałem, czego mogę się spodziewać po nocy w alkowie i tego, co zastanę następnego ranka. Bałem się, że po oddaniu mojego ciała wrogiemu królowi, już nigdy nie będzie ono moje, na zawsze pozostając jedynie jego. Bałem się wszystkich konsekwencji, które czekały na mnie za drzwiami wraz z gwardzistami i moją służbą. O dziwo nie bałem się samego Yushenga. Z jakiegoś powodu wiedziałem, że nie zada mi bólu, że nie potraktuje mnie jak zwykłego nałożnika i niewolnika.
Jego dotyk był intensywny, ale delikatny. Pocałunki wilgotne, ale nie natarczywe. Gdy chciał naznaczać moje usta, odwracałem głowę, nie pozwalając mu więcej na tę pieszczotę kochanków, a wtedy on całował mnie w skroń lub w szyję. Zostałem ułożony na samym środku łoża i wbiłem spojrzenie w stos równo ułożonych poduszek. Sięgnąłem do jednej z nich ręką i zacisnąłem dłoń w pięść na jej rogu.
– Musisz się rozluźnić – wyszeptał lekko zdyszany Yusheng. – Inaczej sprawisz sobie ból.
– Nie potrafię – wykrztusiłem, wciąż ściskając niczemu winną poduszkę. – Nie wiem jak.
– Widzę, że to dla ciebie za szybko – odparł, wsuwając dłoń pod moje plecy, by oderwać je od miękkiej pościeli. Wypuściłem poduszkę, by złapać się ramienia Yushenga, kiedy sadzał mnie na sobie. – Zrobimy to twoim tempem. Nie śpiesz się.
Przymknąłem powieki i schowałem twarz w zagłębieniu jego szyi, jakbym szukał ostoi w ramionach mojego największego wroga. Jego skóra przyjemnie pachniała kwiatowymi olejkami, do tego była miła w dotyku. Nie takie cechy przypisywałem mu w mojej głowie. Najwidoczniej miał w sobie więcej z człowieka a mniej z zimnego, obślizgłego gada, niż tego oczekiwałem.
Dłonie Yushenga przytrzymały mnie w talii, kiedy zacząłem się poruszać. Nie narzucał mi niczego, pozwolił robić to tak, jak ja tego chciałem. Jeśli w ogóle mogłem powiedzieć, że tego chciałem. Ponieważ nie chciałem, a jednak to robiłem, by otrzymać płynącą z tego korzyść. Więc chciałem tego, mimo że tego nie chciałem. Znaczyłem skórę Yushenga moim wilgotnym oddechem i wbijałem paznokcie w jego ramię, w końcu kończąc to, po co dzisiaj tutaj przyszedłem. Zacząłem drżeć, z trudem tłumiąc w sobie wszelkie dźwięki, a wszystkie moje mięśnie rozluźniły się, jakbym do tej pory naprawdę był jedynie marionetką w rękach kuglarza.
– Zapewne jesteś zmęczony – szepnął Yusheng, pomagając mi z siebie zejść.
Próbowałem stanąć na nogach, ale miałem mięśnie jak z waty. Tylko dlatego pozwoliłem królowi położyć mnie z powrotem na łożu. Yusheng wstał, zostawiając mnie samego na kilka chwil. Gdy nie patrzył, uszczypnąłem się w udo, żeby sprawdzić, czy moje ciało wciąż należało do mnie. Poczułem ból, więc było moje. Przynajmniej w pewnym stopniu.
– Oczyszczę nas i możemy pójść spać. – Dobiegł mnie jego głos. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że zamknąłem oczy.
– Wolałbym wrócić do swojej komnaty.
– Jeśli wrócisz teraz, stracisz w oczach innych – wyjaśnił. – Im dłużej nałożnik zostaje w alkowie, tym bardziej jest ceniony. A ja bardzo cię cenię, Iain.
Nie mówiłem już nic. Potrzebowałem czasu, by w pełni dotarło do mnie, co się przed chwilą wydarzyło. Musiałem poradzić sobie z nową sytuacją. Oddałem moje ciało za szansę na wolność. Teraz, czy tego chciałem, czy też nie, należałem do króla Daiyu do śmierci mojej albo jego. Nie było już innej szansy na odzyskanie w pełni wolności niż pozbawienie go życia.
Zostałem przykryty kołdrą, kiedy Yusheng ułożył się na łożu obok mnie. Nie objął mnie, ale położył się tuż za mną, jego naga ciepła skóra dotykała mojej nagiej skóry, a oddech gubił się gdzieś we włosach.
– Śpij dobrze. Najpiękniejszy wśród najpiękniejszych orchidei. To była najprawdziwsza przyjemność uczynić ciebie moim.
Zacisnąłem powieki, chcąc jak najszybciej zasnąć.
Stało się. Już nikt nie mógł tego odczynić, więc nie było sensu nad tym rozmyślać. Teraz musiałem zaczekać na spotkanie z bratem, dzięki któremu odzyskam upragnioną wolność i zemszczę się na Daiyu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top