♔ 10

Jeszcze kilka sekund temu byłem przekonany, że nie mam szans, by kiedykolwiek opuścić harem żywym. Jednak teraz nadzieja odżyła niczym deszcz, który po miesiącach suszy w końcu zaczął pokrywać spękaną ziemię. Musiałem zrobić wszystko, żeby Yusheng zabrał mnie na uroczystość zamiast Huana. Wszystko.

Nie miałem czasu na jedzenie, pogoniłem Dongmei, by jak najszybciej związała mi włosy, a Yenay kazałem naszykować mi szatę. Służące pomogły mi się ubrać i już po kilkudziesięciu minutach byłem gotowy, by zejść do komnaty, w której sypiały liczne dziewczęta z haremu. Właśnie tam zastałem Syinga, który z wyraźnie zmęczoną twarzą wydawał polecenia. Zatrzymałem się tuż przed nim i obdarzyłem nadzorcę uśmiechem, którego nie odwzajemnił.

– Lan – westchnął w odpowiedzi na moje powitanie. – Nie mam czasu na twoje wybryki i widzimisię. Już mi starczy, że mam za sobą nieprzespaną noc z twojego powodu.

– Miałbyś przespaną noc, gdyby gwardziści pilnujący wyjścia na ogród nie mieli przespanej nocy – odparłem, a moje spostrzeżenie wyraźnie nie przypadło Syingowi do gustu. – Nie musisz marnować czasu na moje widzimisię, wystarczy, że mi powiesz, gdzie znajdę szwaczkę.

– Po co ci szwaczka?

– Chcę zamówić sobie nową szatę.

– Nie ma takiej opcji! – zbulwersował się. – Dopiero co dostałeś masę nowych szat, nie pamiętasz? Po co ci jeszcze jedna?

– Ponieważ żadna z tamtych szat nie nadaję się, by pójść w niej na sobotnią uroczystość.

Nadzorca parsknął śmiechem, ściągając na nas uwagę dziewcząt, które właśnie układały biżuterię w szkatułkach.

– Nie wybierasz się na sobotnią uroczystość – powiedział ostro, krzyżując ręce na piersi.

– Tak się składa, że zamierzam się na nią wybrać.

– Nie ma takiej możliwości, Lan. Z nałożników na uroczystość idzie Huan.

– Zatem nie pójdzie.

– Nawet jakby Huan nie szedł, nie ma opcji, że ty pójdziesz.

– Teraz ja jestem nowym ulubieńcem króla...

– Stwarzasz zbyt wiele problemów, Lan! – warknął nadzorca, wyraźnie tracąc do mnie cierpliwość. – Jesteś nieprzewidywalny, nieokrzesany, a twój język powinienem dawno przypalić, bo nie masz nad nim żadnej kontroli. Właśnie dlatego nawet jakbyś był ostatnim nałożnikiem w haremie, nigdzie się nie wybierasz. Masz jeszcze jakieś wątpliwości? Bo jeśli nie, to pozwól, że wrócę do swoich obowiązków. W przeciwieństwie do niektórych ja ze swoich obowiązków sumiennie się wywiązuję.

– Nie mam już żadnych wątpliwości – odparłem, starając się nie mordować Syinga wzrokiem, po czym wyminąłem nadzorcę i ruszyłem przed siebie.

Skoro nie chciał mi pomóc, zamierzałem poradzić sobie sam. Znalezienie szwaczki w haremie wcale nie było rzeczą niemożliwą, a do zamówienia szat nie potrzebowałem niczyjej zgodny. Najwyżej nadzorca dowie się po wszystkim i nie będzie miał innego wyjścia, jak po prostu zapłacić za moją nową szatę. Jednak kiedy wyszedłem na korytarz, do kroków Dongmei oraz Yenay dołączyły jeszcze czyjeś kroki.

– Dlaczego mam wrażenie, że znowu będę miał przez ciebie problemy? – Dobiegł mnie głos Syinga, który po chwili zrównał się ze mną.

– Nie obwiniaj mnie za własną niekompetencję – prychnąłem, nawet na niego nie patrząc. – A teraz wybacz, próbuję znaleźć szwaczkę.

– Na moją nieściętą głowę, odpuść! – załkał. – Nie znajdziesz jej, prawdopodobnie nie ma jej już w haremie.

– Dziękuję za podpowiedź – mówiąc to, od razu skierowałem swoje kroki w stronę wyjścia z haremu.

Nadzorca jęknął całkowicie zrezygnowany, wciąż dotrzymując mi kroku, chociaż jego ramiona wyraźnie opadły.

– Jesteś najbardziej upartą osobą, jaką spotkałem w całym moim życiu! A żyję dłużej niż ty!

– Po prostu mam poczucie własnej wartości, które usiłujecie zbrukać w tym barbarzyńskim miejscu.

– Usiłujemy – powtórzył po mnie, zniżając głos do szeptu. – Radziłbym ci zważać na słowa, zapominasz, że w pałacu ściany mają uszy. Tylko my znamy prawdę o twojej nocy w alkowie.

Przemilczałem tę trafną uwagę, wciąż uparcie zmierzając prosto w stronę wyjścia z haremu. Sying nie zatrzymywał mnie, zapewne przekonany, że szwaczka już dawno opuściła harem i zastanę jedynie zamknięte drzwi, których nie wolno było mi przekraczać. Jednak będę musiał je przekroczyć, będę musiał pójść na sobotnią uroczystość i reprezentować na niej harem, jeśli chciałem spotkać się z młodszym bratem. Zowie na pewno uratuje mnie z tego piekła na ziemi.

Szczęście musiało mi dopisywać, ponieważ gdy w końcu pokonałem ostatni zakręt, moim oczom ukazała się starsza kobieta, która właśnie przekraczała próg haremu. Usłyszałem, jak Sying cicho klnie pod nosem, zanim sam zdołałem się odezwać.

– Zaczekaj! – krzyknąłem, przyciągając uwagę szwaczki. I nie tylko jej. Tuż po drugiej stronie drzwi, poza granicą haremu, stał Zhong, którego spojrzenie właśnie padło na mnie.

Dziwnie się czułem, widząc tego człowieka po takim czasie. Prawie zapomniałem, iż niezmiennie pozostawał naczelnym królewskim sekretarzem i trwał przy boku Yushenga. To właśnie on na rozkaz swojego króla uprowadził mnie, a następnie przyprowadził przed jego oblicze. W moim wnętrzu zebrały się mieszane uczucia. Wiedziałem, że wykonywał jedynie rozkazy, jednak w moich oczach był winny temu, iż właśnie tak skończyłem.

– Lan – przywitał się ze mną, zwracając się do mnie przybranym imieniem, które miało chronić moją prawdziwą tożsamość.

– Zhong – postanowiłem przywitać się z nim w ten sam sposób.

– Czyżbyś nie zdążył zamówić nowej szaty? – dopytał, zerkając na starszą kobietę. – Zamierzam zamówić coś dla siebie. Jeśli chcesz, możesz do mnie dołączyć.

– Z wielką przyjemnością – odparłem, zerkając triumfalnie nie Syinga, który westchnął ciężko.

Wiedziałem, że nie będzie się ze mną kłócił i robił awantury przy naczelnym królewskim sekretarzu, w końcu ten już ostatnio zarzucił nadzorcy, że nie jest w stanie zapanować nad nałożnikami, a to był jego główny obowiązek.

Zhong skinął głową i cofnął się o krok, zapraszając mnie gestem dłoni do opuszczenia terenu haremu. Moje serce zabiło mocniej, a ciało wręcz drżało z podekscytowania, kiedy przekroczyłem próg pierwszą stopą. Gdy tylko znalazłem się poza tą niewidzialną granicą, powietrze dookoła mnie stało się lżejsze i pachniało wolnością. Obawiałem się, że już nigdy nie wyjdę poza harem, że nigdy nie pokonam granicy, która oddzielała te dwie części pałacu, jednak się stało. Przemierzałem korytarz, którym ostatni raz szedłem ze związanymi rękami i w podartym ubraniu do jazdy konnej pozbawionym książęcych emblematów. Nie było to tak dawno temu, a jednak tak wiele się od tego czasu zmieniło. Jakby tamten ja i obecny ja nie byliśmy już tą samą osobą. Jednak to wrażenie nie mogło być prawdą. Nadal byłem księciem, nadal nosiłem imię Iain, chociaż miałem na sobie biżuterię, szaty nałożnika i wołano na mnie Lan.

Sying nie zamierzał zostawiać mnie samego z naczelnym sekretarzem, zwłaszcza że opuszczałem wraz z nim harem. Wciąż szedł przy moim boku, zostawiając moje służące w tyle. Jego twarz przybrała opanowany wyraz, jednak w jego krokach byłem w stanie usłyszeć wściekłość. Milczał, chociaż z pewnością wewnętrznie kipiał z niezadowolenia z zaistniałej sytuacji.

Nie zajęło nam dużo czasu, by dotrzeć do komnaty, w której Zhong od razu usiadł za biurkiem. W końcu nie znajdowała się daleko od haremu, dosłownie kilka kroków od komnaty króla. Całe jej pomieszczenie wypełniało jedynie biurko, kilka siedzisk dla potencjalnych gości, liczne szafki i komody pełne dokumentów oraz różnorakich papierów.

– Zajmij się nałożnikiem w pierwszej kolejności – Zhong zwrócił się do szwaczki, wydając jej rozkaz.

Poczułem się urażony, słysząc to określenie, jednak wziąłem do serca ostrzeżenie Syinga i przemilczałem to obrzydliwe kłamstwo. Zerknąłem na niego przez ramię, a mojej uwadze nie umknął fakt, iż drzwi pozostały otwarte, jakby chciano uniknąć jakichkolwiek podejrzeń. W oczach innych w końcu byłem własnością króla, która właśnie odwiedziła komnatę królewskiego naczelnego sekretarza.

– Jakie kolory cię interesują, panie? – starsza kobieta zwróciła się do mnie, wyciągając z materiałowego wora liczne próbki materiałów. Jednak żadna z nich mnie nie interesowała.

Uśmiechnąłem się, po raz kolejny zerkając na Syinga. Jego spojrzenie nie pozostawiało mi wątpliwości, iż jedynie czeka na chwilę, w której zacznie żałować, że jednak nie zaczął się awanturować, nim przekroczyłem próg haremu, i że mnie nie powstrzymał, tym samym dopuszczając do zaistniałej sytuacji.

– Czerwień oraz złoto – odparłem, spoglądając z powrotem na szwaczkę, a w pomieszczeniu zapanowała bardzo swoista atmosfera.

Przez kilka ciągnących się wiekami chwil każdy milczał, zapewne uznając, iż właśnie zupełnie straciłem rozum. Również postanowiłem milczeć, z uśmiechem czekając na potwierdzenie szwaczki, iż przyjęła moje życzenie i zajmie się uszyciem odpowiedniej szaty. Prawdopodobnie stalibyśmy w tym zawieszeniu przez całą wieczność, gdyby Zhong nie parsknął śmiechem, który momentalnie powstrzymał, kiedy Sying spiorunował go wzrokiem.

– Ależ panie... – wykrztusiła z siebie starsza kobieta, zupełnie nie wiedząc, jak powinna się zachować. – Czerwień jest kolorem zarezerwowanym dla króla. To symbol jego władzy i pozycji w państwie.

– Otóż właśnie dlatego zależy mi na tym kolorze – odpowiedziałem z całkowitą pewnością siebie. – Uszyj mi szatę w kolorze czerwieni oraz złota, materiał najwyższej jakości, licznie zdobiony. Pragnę zapierać dech w piersiach i przyciągać wszystkie spojrzenia. Jestem ulubionym nałożnikiem twojego króla, spraw bym był niczym najcenniejszy kamień na jednym z jego pierścieni. Skoro harem jest jednym z insygniów króla, czerwień mojej szaty będzie symbolizowała jego władzę.

Kobieta rozchyliła usta w niedowierzaniu i przeniosła przepełnione przerażeniem spojrzenie na Syinga, szukając ratunku u haremowego nadzorcy.

– Bardzo śmiałe posunięcie – odpowiedział, nawiązując ze mną kontakt wzrokowy, i uśmiechnął się, jakby już wygrał naszą potyczkę. – Chcesz być symbolem władzy króla? Proszę bardzo, nie będę cię powstrzymywał. Jednak nie licz, iż przeznaczę na tę zachciankę haremowe złoto. Sam opłać swoje zamówienie, ulubiony nałożniku króla. Przypomnę tylko, że biżuteria, którą na sobie nosisz, należy do haremu, czyli do mnie.

Zacisnąłem zęby i wbiłem w Syinga ostre spojrzenie, aby wiedział, że wywołał mój gniew. W końcu doskonale wiedział, że nie mam nic. Całe złoto zostało mi odebrane jeszcze na granicy. Wraz z wolnością odebrano mi mój majątek. W haremie nie musiałem się martwić o dach nad głową czy pożywienie, do tego chodziłem w nowych, drogich szatach oraz nosiłem na sobie liczną biżuterię. Jednak nic z tego nie należało do mnie. Byłem biedniejszy od niejednego żebraka na ulicy.

Nie miałem wyboru. Musiałem przyznać nadzorcy haremu wygraną w tym starciu. Nie wiedziałem, czy mniej uwłaczające będzie wykłócanie się z nim, czy otwarte przyznanie do przegranej. Rozważałem nawet opuszczenie komnaty Zhonga w milczeniu i powrót do haremu z wysoko uniesionym podbródkiem. Nim zdołałem podjąć ostateczną decyzję, w progu komnaty zamajaczyła nowa sylwetka, częściowo zasłonięta przez moje służące, które czekały z pochylonymi głowami na rozkazy. Mimo to rozpoznałem go od razu.

– Wybaczcie mi mą śmiałość. Jeśli mi wolno, opłacę to zamówienie – odezwał się, barwiąc obcy język słodkim akcentem z naszej ojczyzny, a następnie rzucił sakiewką wypełnioną złotem, która upadła tuż przy moich stopach.

Dopiero wtedy Dongmei oraz Yenay odsunęły się, umożliwiając mi nawiązanie kontaktu wzrokowego z Jarynem – byłym zastępcą kapitana mojej książęcej armii, zdrajcą, który wraz z Zhongiem przywlókł mnie do tego pałacu. Wpatrywałem się w jego twarz z najszczerszą nienawiścią i obrzydzeniem. Nie chciałem wierzyć, że ktoś z mojego kraju, mój poddany, człowiek, któremu powinienem móc zaufać, odwrócił się przeciw prawu Beatie i zdradził. Sprzedał własnego księcia koronnego za marną sakiewkę złota. Powinien stracić za to głowę, a tymczasem stał się więźniem tego pałacu. Tak samo, jak ja. Tylko że mi przypadło zostanie nałożnikiem barbarzyńskiego króla Daiyu.

Poznałem Jaryna, gdy jeszcze szkolił się na żołnierza pod opieką Nealla, który był moim nauczycielem, zanim nie został wysłany do nowo wybudowanej przygranicznej twierdzy, by pilnować porządku i strzec najżyźniejszych i najbogatszych w zwierzynę ziem Beatie. Rodzina Jaryna była kiedyś wpływowa i posiadała sporo złota oraz ziem. Jednak po śmierci matki chłopaka, jego ojciec utopił cały majątek w alkoholu i by uchronić się przed biedą, oddał syna do pałacu, pobierając opłaty za jego służbę dla ojczyzny. Jaryn był młodym, niewiele ode mnie starszym, i silnym młodzieńcem, szybko się uczył, miał talent do walki mieczem. Dzięki temu bardzo szybko awansował na zastępcę kapitana w mojej książęcej armii. Jak się okazało z czasem, był również zdrajcą. Sprzedał mnie, tak samo, jak jego ojciec sprzedał swego jedynego syna.

– Pozwól mi na to, Wasza Wysokość – zwrócił się do mnie w naszym ojczystym języku. Jak miło było go usłyszeć po tylu miesiącach posługiwania się językiem wroga. Na kilka sekund przeniosłem się z powrotem do domu.

– Teraz mnie tytułujesz? – prychnąłem, również posługując się językiem Beatie. – Gdzie był mój tytuł, gdy zdradziłeś nasz kraj? Gdzie był mój tytuł, gdy zawlokłeś swego księcia przed oblicze króla Daiyu? Gdzie był mój tytuł, gdy sprzedałeś mu następcę tronu Beatie?

– To nie tak miało wyglądać – zaczął się tłumaczyć. – Również zostałem oszukany.

– Nie jest mi z tego powodu przykro. Nie zasługujesz, by w ogóle ze mną rozmawiać.

– Przyjmij to złoto, Wasza Wysokość. Dostałem je za ciebie, więc tobie je oddaję.

Po tych słowach odszedł, zabierając ze sobą cząstkę ojczyzny, za którą szybko zacząłem tęsknić. Z całych sił starałem się utrzymywać opanowany wyraz twarzy, gdy spojrzałem na sakwę wypełnioną złotem, a następnie przeniosłem wzrok na Zhonga, który jako jedyny zrozumiał naszą rozmowę. Naczelny królewski sekretarz nie wydawał się mnie żałować, wręcz przeciwnie, na jego twarzy krył się cień uśmiechu.

– To twoja zapłata – zwróciłem się do szwaczki. – Nie żałuj na mojej szacie. Ma być gotowa przed sobotnią uroczystością.

Kobieta skłoniła mi się, w końcu przyjmując zamówienie. Odwróciłem się, wymijając nienaturalnie milczącego Syinga, i ruszyłem z powrotem do haremu. Oczywiście moje służące oraz nadzorca od razu ruszyli za mną, nie mogąc zostawić mnie samego poza granicami mego więzienia. Nie zamierzałem rzucać się do ucieczki niczym dzikie zwierzę, wiedziałem, że nie udałoby mi się zbiec w biały dzień z samego serca pałacu. Taka próba jedynie by mnie ośmieszyła i sprawiła, iż Yusheng przydzieliłby mi na stałe strażników, o ile w ogóle nie zamknąłby mnie w mojej komnacie na wieczność.

Gdy przekroczyłem próg haremu, poczułem się nieswojo. Towarzyszyło mi uczucie żalu, a jednocześnie poczułem się, jakbym wrócił do domu. Za bardzo pozwoliłem temu miejscu wedrzeć się do mego wnętrza i zacząć krążyć w mym ciele wraz z krwią. Przyzwyczaiłem się do wygody bycia nałożnikiem i braku obowiązków, a nie powinienem. Tak naprawdę nie byłem nałożnikiem. Przecież byłem księciem koronnym Beatie, byłem Iainem. Nie mogłem o tym zapominać.

– Yenay – przywołałem służącą. – Idź do kuchni i przekaż, by przygotowano mi świeżą porcję śniadania.

– Oczywiście, panie – odpowiedziała i od razu ruszyła szybkim krokiem w stronę kuchni.

– Zamierzam wrócić prosto do mojej komnaty, nie musisz mnie już pilnować – tym razem zwróciłem się do nadzorcy, który wciąż milcząc, szedł u mego boku.

Spodziewałem się, że gdy tylko znajdziemy się poza zasięgiem uszu Zhonga, Sying zacznie na mnie krzyczeć i pouczać, co mi wypada, a co nie, jako nałożnikowi. On jednak milczał jak zaklęty z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Dopiero gdy się do niego odezwałem, ocknął się z tego letargu.

– Możemy porozmawiać w cztery oczy? – zapytał, zatrzymując się nagle.

Również się zatrzymałem i skinąłem głową na Dongmei, która zrozumiała rozkaz bez słów. Sying przyglądał się służącej, dopóki nie zniknęła za następnym zakrętem. Odczekał jeszcze dłuższą chwilę, zanim zwrócił się do mnie, wbijając spojrzenie w posadzkę.

– Moja matka pochodziła z Beatie – odezwał się, mówiąc płynnie w moim ojczystym języku.

Nie musiał mówić nic więcej, bym miał pewność, że zrozumiał każde słowo, które padło między mną a Jarynem.

– Więc znasz mój język – wykrztusiłem z siebie, czując, jak lodowata pięść zaciska się na moich płucach, wyduszając z nich powietrze i utrudniając mi wzięcie kolejnego oddechu. Mój sekret już niedługo mógł przestać być sekretem.

– Tak – odpowiedział, wciąż posługując się językiem Beatie. Znał go na tyle dobrze, że nie zniekształcał słów obcym akcentem. – Jesteś... To niemożliwe. Czy ty... Czy ty naprawdę jesteś księciem koronnym Beatie?

Nie było sensu zaprzeczać.

– Jestem Iain, pierworodny syn króla Beatie, następca tronu. Yusheng rozkazał mnie porwać i upozorować mą śmierć, a następnie uwięził w swoim haremie.

– To... To niezgodne z prawem. To wbrew zasadom haremu. Jak on mógł wysłać tutaj wolnego mężczyznę, do tego jeszcze księcia?

– Teraz rozumiesz, dlaczego nie mogę tutaj zostać. Nie mogę stać się nałożnikiem twego króla.

– Król Yusheng naprawdę stracił dla ciebie głowę...

– Pomóż mi się stąd wydostać – szepnąłem błagalnie. Dopiero te słowa sprawiły, że Sying uniósł spojrzenie i nawiązał ze mną krótki kontakt wzrokowy. Bardzo szybko go zerwał, ponieważ nie miał już śmiałości, by patrzeć mi w twarz. Teraz gdy już wiedział, kim naprawdę jestem.

– Nie mogę – odszepnął. – Chciałbym, ale nie mogę. Jeśli król cię tutaj zamknął, jeśli król nakazał uczynić z ciebie swego nałożnika, nic nie mogę z tym zrobić. Nie mam takiej władzy. Wybacz mi, książęca mość, ale nie mam innego wyboru, niż udawanie, iż nic nie wiem, i wołanie na ciebie Lan.

Poczułem najprawdziwszy fizyczny ból. Zapragnąłem pokazać Syingowi, gdzie jest jego miejsce, ukarać ze znieważenie, którego świadomie się dopuścił, jednak nie mogłem tego zrobić. W tym świecie był ponad mną. Nie tylko on pozostawał bezsilny.

– Zapamiętaj moje słowa – ostrzegłem go. – Jestem księciem i ani ty, ani Yusheng tego nie zmienicie. Lepiej dla ciebie, jeśli więcej mnie nie znieważysz.

Nie czekałem na jego odpowiedź. Odwróciłem się na pięcie i ruszyłem prosto do mojej komnaty, a echo moich słów mieszało się z echem moich szybkich kroków.

Ja również powinienem pamiętać, że jestem księciem, że jestem Iainem, a nie Lanem.

***

Piątek nastał stanowczo zbyt szybko. Cały pałac wrzał od przygotowań do jutrzejszej uroczystości, a w haremie panowało wszechobecne podekscytowanie. W końcu nie zawsze zagraniczny książę przyjeżdżał, by prosić o rękę księżniczki. Dziewczęta z haremu żyły plotkami, teraz korzystały z każdej okazji, żeby chociaż przez kilka sekund móc szeptać między sobą, dzieląc się nowinkami. Interesowało je absolutnie wszystko – od tego, w co będą ubrani królowe, księżniczka oraz Huan, aż po ślubne tradycje w Beatie.

Widziałem po Dongmei oraz Yenay, że najchętniej również by przyłączyły się do wspólnych szeptów i chichotów, ale nie zamierzałem pozwolić im uczestniczyć w tym szaleństwie. Sam potrzebowałem ich pomocy, by przygotować się do wieczornej wizyty w alkowie.

Od rana ciężko mi było skupić się na czymś innym niż wizja spędzenia nocy z królem Daiyu. Jeszcze kilka dni temu wolałem popełnić samobójstwo, niż odwiedzić alkowę, jednak teraz musiałem to zrobić. Tylko w ten sposób uda mi się przekupić króla, by pozwolił mi spotkać się z bratem. Sam mi to zasugerował, wzywając mnie do alkowy przeddzień uroczystości.

Kiedy szwaczka w końcu dostarczyła szaty dla królowych, księżniczki oraz Huana, pozwoliłem ciekawości dać upust. Wraz ze służącymi stanąłem przy balustradzie na piętrze i przyglądałem się, jak Huan, jako jedyny z tej czwórki, otwiera swój pakunek przy innych dziewczętach. Wszystkie zaczęły piszczeć z zachwytu, gdy napuszony nałożnik przyłożył materiał do swojego ciała i obrócił się wokół własnej osi. Jego szata bez dwóch zdań była piękna, miała jego ulubiony odcień ciemnej zieleni i była wyszyta licznymi kamieniami, które przy każdym ruchu stukały o siebie, przez co Huan przywodził na myśl żywą pozytywkę.

– Nie przejmuj się, panie – szepnęła Dongmei i obdarzyła mnie krótkim uśmiechem, zanim pokornie opuściła głowę. – Twoja szata na pewno przyjdzie na czas i będzie o wiele piękniejsza niż szata Huana.

– Wiem – odpowiedziałem, odrywając się od balustrady, żeby wrócić do komnaty. – Nie mam czasu przejmować się takimi głupotami. W końcu muszę naszykować się do wizyty w alkowie. Przygotuj kąpiel, Dongmei.

– Oczywiście, panie – odpowiedziała i od razu ruszyła szybkim krokiem w stronę schodów.

Yenay wróciła ze mną do komnaty, jednak nie umknęło mojej uwadze, że miała zmieszany wyraz twarzy.

– Co się dzieje? – zapytałem ją, a służąca szybko pokręciła głową. – Yenay, powiedz, co zaprząta ci myśli. Widzę, że wyraźnie cię to niepokoi.

Dziewczyna nabrała powietrza do płuc i przetrzymała je chwilę, zanim odpowiedziała.

– Nadzorca nic nie mówił.

– O czym?

– O twojej wizycie w alkowie, panie. Jesteś pewien, że król będzie cię oczekiwał.

– Oczywiście. Przecież sam powiedział, że wezwie mnie w piątek.

– Jednak nie wydał tego rozkazu nadzorcy albo nadzorca z jakiegoś powodu nie chce przekazać go tobie, panie.

– Prawdą jest, że Sying miałby powody, by zataić ten rozkaz, ale wątpię, że miałby odwagę sprzeciwić się swojemu królowi. Dlatego nie zamierzam się nim przejmować. Muszę odwiedzić dzisiaj króla w alkowie, inaczej wszystko przepadnie.

– Co masz na myśli, panie?

– Dowiesz się w swoim czasie. Przyszykuj mnie do kąpieli.

***

Mimo że przyzwyczaiłem się do tego, iż ktoś mył moje ciało za mnie, przygotowanie je do wizyty w alkowie wprawiało mnie w spore poczucie dyskomfortu. Na szczęście sama kąpiel oraz natarcie ciała oliwkami odbyło się sprawnie i w ciszy. Gdy wróciłem do komnaty, Dongmei od razu zaczęła rozczesywać mi włosy, robiła to nieśpiesznie oraz starannie, czekając, aż wyschną. Yenay zajęła się w tym czasie szykowaniem szaty i doborem biżuterii.

Czas mijał, a Syinga wciąż nie było. Zacząłem podejrzewać, że naprawdę postanowił sprzeciwić się swojemu królowi i nie przekazać mi wezwania do alkowy. Unikał mnie, odkąd dowiedział się, kim naprawdę jestem. Czy to było możliwe, że nie chciał dopuścić do mojej wizyty w alkowie, ponieważ byłem księciem Beatie? Kilka dni temu oddałbym wszystko za takiego sojusznika, jednak teraz musiałem odwiedzić Yushenga i przekonać go, by zgodził się na moje spotkanie z bratem.

Dongmei zaczęła zaplatać na moich włosach dwa warkocze, które zwykła prowadzić od przodu twarzy aż do koka, którego upinała mi tuż nad karkiem. Nawiązałem kontakt wzrokowy z moim odbiciem w lustrze, a następnie przeniosłem spojrzenie na ciało zasłonięte przez czarną szatę sypialną, założoną po kąpieli. Szata, w której zamierzałem odwiedzić alkowę, leżała już gotowa na łożu. Yenay już założyła mi wybrane przez siebie kolczyki, a Dongmei przeplatała przez warkocze srebrne spinki, których główki miały kształt malutkich kwiatów.

W końcu na korytarzu przy drzwiach rozległy się czyjeś kroki. Poderwałem się z siedzenia, nie zważając, że służąca właśnie zaczęła zbierać mi włosy, by w końcu upiąć je w koka. Podszedłem do drzwi i otworzyłem je na oścież, spodziewając się zastać po drugiej stronie Syinga. Nadzorcy jednak tam nie było, chociaż nieomylnie rozpoznałem jego kroki. Stał pod drzwiami do komnaty Huana, z którym rozmawiał cicho.

– Jutro jest uroczystość! – krzyknął nałożnik, podnosząc głos, gdy tylko mnie zobaczył, jakby chciał, bym usłyszał jego słowa. – Wiesz, ile mam przygotowań na głowie?

Nadzorca prychnął głośno.

– Ty masz wiele przygotowań? – zapytał z kpiną w głosie. – Co ja mam powiedzieć?

– Z tego, co mi wiadomo, nie bierzesz udziału w uroczystości, w przeciwieństwie do mnie. Muszę jutro ładnie wyglądać – urwał, wychylając się mocniej zza drzwi i przenosząc spojrzenie na mnie, by móc zmierzyć mnie wzrokiem. – Wybierasz się gdzieś?

– A ty? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie, również patrząc się oceniająco na królewską dziwkę.

– Nie planowałem nigdzie dzisiaj się wybierać, ale jeśli król wzywa mnie do alkowy, to jakże mógłbym odmówić.

Do alkowy?! Nie wierzyłem własnym uszom. Jak Yusheng mógł wezwać go do alkowy, kiedy wezwał już mnie?! Albo sobie ze mną pogrywał, albo to Sying coś mieszał, abym nie odwiedził dzisiaj jego króla. To nie mogło się tak skończyć. Nie mogłem zaprzepaścić szansy na spotkanie się z bratem.

Huan uśmiechnął się do mnie z wyższością, widząc mój wyraz twarzy. Oderwałem od niego spojrzenie, żeby nawiązać krótki kontakt wzrokowy z Syingiem, który bardzo szybko spuścił głowę, nie śmiąc patrzeć mi w oczy.

– To doprawdy niefortunne, że przyjdzie ci leżeć pod Yushengiem, zamiast spać – powiedziałem, chcąc zatrzeć mu uśmiech z twarzy. – Z pewnością zrobią ci się worki pod oczami i nowe zmarszczki.

Huan jeszcze raz zmierzył mnie wzrokiem, zanim prychnął z pogardą i trzasnął drzwiami, nie przejmując się swoją wcześniejszą rozmową z nadzorcą haremu. Sying zerknął w stronę komnaty królewskiej dziwki, zanim w końcu ruszył w moim kierunku, zatrzymując się kilka kroków przede mną.

– Czy jest coś, czego potrzebujesz? – zapytał, nawet na mnie nie patrząc.

Tak, tak było coś, czego potrzebowałem. Potrzebowałem uciec z tego piekła na ziemi, wrócić do mojego królestwa i zemścić się na Daiyu za uprowadzenie mnie. Jednak bez pomocy brata nie miałem szans, by spełnić to pragnienie. A żeby spotkać się z bratem, potrzebowałem najpierw spotkać się z Yushengiem. I Huan na pewno nie stanie mi na drodze.

Nie zamierzałem zwlekać ani sekundy dłużej. Ruszyłem w stronę schodów, nawet nie oglądając się za siebie. Jeśli Yusheng nie zamierzał wzywać mnie dzisiaj do alkowy, sam się do niej wezwę. Nazywano mnie jego najcenniejszym nałożnikiem, więc przyszła najwyższa pora, abym naprawdę się nim stał.

– Zaczekaj! – zawołał Sying, biegnąc za mną. – Lan, zaczekaj!

Nie słuchałem go, uparcie prąc przed siebie.

– Lan! Co robisz?

– Wykonuję rozkaz twojego króla – odpowiedziałem bezemocjonalnym głosem, bezbłędnie pokonując drogę do alkowy.

Nie zatrzymałem się, ignorując prośby nadzorcy haremu, abym się uspokoił i wyjaśnił mu powód mojego zachowania, jednak nie marnowałem na to czasu. Nie ufałem Syingowi, więc nie zamierzałem wdawać się z nim w dyskusję.

– Otwórzcie drzwi! – rozkazałem gwardzistom, zatrzymując się tuż przed wejściem do alkowy króla.

Dwójka mężczyzn w zielonych szatach spojrzała po sobie z wyraźnym zmieszaniem.

– Wybacz, ale to nie ciebie oczekuje król – odpowiedział mi jeden z nich, którego od razu spiorunowałem wzrokiem.

– Król właśnie mnie oczekuje! – krzyknąłem. – Więc masz w tej chwili mnie wpuścić!

– Wybacz, ale... – zaczął, jednak urwał, gdy z wnętrza komnaty dobiegł nas głos króla.

– Wpuść go! – zawołał Yusheng.

Gwardziści od razu pokornie pochylili głowy i otworzyli przede mną drzwi. Nim wszedłem do komnaty mojego największego wroga, zerknąłem przez ramię na Syinga, aby nawet nie próbował wchodzić do środka za mną. Nadzorca musiał bezbłędnie zinterpretować moje spojrzenie, ponieważ nawet nie drgnął, a drzwi do alkowy zamknęły się za moimi plecami z hukiem. Yusheng stał przy toaletce i właśnie nasuwał na palce pierścienie. Również miał na sobie szatę sypialną, a to oznaczało, że niedawno wyszedł z kąpieli i właśnie przygotowywał się do wizyty nałożnika. Nawiązałem kontakt wzrokowy z jego odbiciem w lustrze, pozwalając sobie wejść w głąb komnaty, nawet nie chyląc głowy przed królem. Według nauk Syinga powinienem klęknąć na środku i czekać na pozwolenie, by w ogóle spojrzeć na Yushenga.

– Co cię tu sprowadza? – zapytał, uśmiechając się do mnie wyzywająco.

Oczywiście, że to była jego sprawka. Całe to zamieszanie w haremie było jego planem, a ja niczym marionetka posłusznie pozwalałem mu mną sterować. Powiedział mi kiedyś, że jeszcze sam przyjdę do jego alkowy, i oto jestem.

– Dobrze wiesz, co mnie tu sprowadza – odpowiedziałem, nie zamierzając okazywać wahania.

Sięgnąłem do wiązania od mojej szaty, by mocno za nie pociągnąć. Materiał posłusznie puścił, a już po chwili zsunął się z mojego ciała, odsłaniając je w całej okazałości.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top