Rozdział 6

Usiadłaś na łóżku i rozejrzałaś się po pokoju. Oświetlenie wydawało się być przyciemnione. Wstałaś i podeszłaś do okna. Na ulicach nie było nikogo, a neony przebijały się przez gęstą mgłę. Odwróciłaś się i ujrzałaś siebie śpiącą na łóżku.

-Umarłam?!

-Twoje ciało wciąż żyje, ale przywołałem cię, bo tylko jako dusza mogłaś mnie zobaczyć.
Zwróciłaś się w stronę, z której dochodził głos.
-Dziadek!

Rzuciłaś się mu w ramiona. Łzy spływały po twoich policzkach, jak rwące potoki.

-Spokojnie, przecież się nie rozstaliśmy. Cały czas byłem przy tobie. -potargał ci włosy jak to miał w zwyczaju.

Po chwili usiedliście razem na kanapie.

-Dlaczego chciałeś się spotkać? - zapytałaś. - Chce ci coś powiedzieć. Za życia nie powiedziałem tobie nic o twoich rodzicach. Jestem ci to winien.

Podczas jego wypowiedzi do pokoju wszedł Ryuunosuke. Usiadł na brzegu łóżka i zaczął gładzić twoje włosy.

-A ten tu czego? -zapytałaś.

-Nie widzi nas. Przychodzi tu dość często. Troszczy się o ciebie, jak tylko może. -powiedział uśmiechając się.

-Po nim bym się tego nie spodziewała... -odparłaś z ironią.

-Jesteście do siebie podobni. Nie poznaliście rodzicielskiej troski. Nie mieliście przyjaciół. Nie wiecie, jak się o kogoś troszczyć, ale robicie to instynktownie. Każdy musi mieć kogoś, o kogo dba. Najwyraźniej dla niego jesteś to ty.

-Tia, znając życie ktoś go tu przysłał...

-Czy gdyby ciebie ktoś zmusił do opieki nad kimś, gładziłabyś mu włosy i spała z nim w nocy na wypadek, gdyby się obudził?

-CZY ON SPAŁ ZE MNĄ W ŁÓŻKU?!

-Hahaha. Jesteś bardzo podobna do swojego taty, gdy był młody.

-Jaki on był? -zapytałaś.

-Na pewno uparty- powiedział, po czym dał ci pstryczka w czoło. - Masz to po nim.

-Hm... a mama? - potarłaś bolący czubek nosa.

-Wszędzie było jej pełno. Masz jej oczy i zdolność do zapanowania nad wieloma rzeczami naraz. Gdy mój syn, a twój ojciec, zobaczył ją pierwszy raz, wiedział, że to będzie kobieta, z która spędzi resztę życia. Można powiedzieć, że byli sobie pisani. Razem wiedli szczęśliwe życie i też razem powoli zaczęli tracić swoje człowieczeństwo. Dołączyli do gangu. W okolicy wołano na nich Kruki. Ich cechą szczególną były czarne wieńce z kwiatów, lecz naturalne czarne są bardzo rzadkie, więc używali czarnej farby w sprayu. Twój szybko zajął tytuł przywódcy i z twoją matką szybko zapomnieli, że istnieje świat poza nim. Wtedy urodziłaś się ty. Jako dziecko często mdlałaś, przez co twoi rodzice stwierdzili, że jesteś chora i zostawili pod moimi skrzydłami, bo uznali cie za nie przydatna w walce gangów, gdy podrośniesz. Prawda była taka, że Twój dar był naprawdę silny, a ty, jako małe dziecko, nie wiedziałaś jak do końca działa. Byłaś wtedy w stanie przejąc kontrolę nad każdą żywą istotą. Na kwiecistej łące pełnej motyli, ciągle traciłaś przytomność i na chwilę stawałaś się motylem. Nie mówiłem ci tego wcześniej, bo bałem się, że znienawidzisz przez to swoją zdolność. Gdy odkryłem prawdę o twoich tajemniczych omdleniach, było już za późno, by powiedzieć o tym twoim rodzicom... Polegli walcząc o terytorium z gangiem Białych Lisów.

-Białe Lisy...

- Musisz już chyba wracać wnusiu. Obiecaj mi, że tak, jak twój ojciec twojej matce i ty podarujesz czarne kwiaty osobie ze specjalnym miejscem w twoim sercu...

-Nie! Proszę, nie idź jeszcze. Mam tyle pytań i... - nagle znów zrobiło się całkowicie ciemno.

***

Rozdział dedykuje ku pamięci mojego dziadka i taty mojego kolegi z klasy, który zmarł w tym roku z powodu hipoglikemii. Niech spoczywają w pokoju

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top