>~> 5 <~<

>~>~<~<

"Prawda może boleć, ale jest lepsza od kłamstwa"

Delikatne drapanie mojej skóry zbudziło mnie ze snu. Podniosłam się, Sylvi smacznie sobie jeszcze spała. Ale właśnie! Byłam tylko ona i ja! Gdzie poszedł Tantai? Wstałam, rozglądając się po jaskini i wypatrując smoczej skóry. Niestety, nie było go. Może znowu rozprostowuje skrzydła? Tak czy inaczej czułam, że wkrótce znów się spotykamy. Postanowiłam wyjść na świeże powietrze i po medytować, to zawsze pomagało mi poskładać myśli. Szłam w kierunku wyjścia, ciągle myśląc o Tantai'ju. Właśnie wtedy, ujrzałam go... Siedział przed jaskinią i patrzył w niebo, obserwując chmury, jak gwiazdy. Ciekawe o czym znów myślisz? Zbliżyłam się powoli, czując przy ty spokoju. Stojąc obok, przyłożyła dłoń do jego łapy i tak samo jak on spojrzałam w niebo.

- Chmury są piękne prawda? - odważyłam się pierwsza wypowiedzieć słowa. Myślałam, że znów będzie tylko milczał, ale on poruszył ogonem, który po chwili owinął wokół mnie

- ... - pomruk tylko tyle zdołałam usłyszeć. "Jeśli mam ci pomóc to musisz mi na to pozwolić, ale ciszą nic nie wskórasz." Delikatnie gładziłam dłonią jego skórę, czując, że to czego najbardziej teraz potrzebuje to  wsparcie.

- Tantai, proszę.. Chcę ci pomóc.. Powiedz mi, jak stałeś się smokiem. - spytałam, licząc, że może jednak się otworzy. Obrócił się do mnie i na krótką chwilę nasze oczy zetknęły się z sobą.

- To długa historia... - odparł, po czym odwrócił łeb z  powrotem w kierunku nieba. - Myślałem, że dobrze ją znam... Miałem nadzieję, że miłość So-Young do mnie jest trwała, niestety to było tylko złudzenie. Zmieniła się...

- Zmieniła się? - spytałam, czując jak nie pewne są moje słowa

- Niestety... Wszystko się zmieniło kiedy ja i ona byliśmy starsi. Ilekroć próbowałem się zbliżyć do So-Young, odrzucała mnie. Przemawiał przez nią gniew, chłód, ból... Potem nasz ojciec poważnie zachorował, co jeszcze bardziej odmieniło So-Young. Przed swoim odejściem na tamten świat zdecydował, że to ja mam objąć rządy w królestwie... - mówił dalej, a ta historia budziła we mnie tyle uczuć. Nie mogłam zdecydować, które czuć najpierw, bo mieszały się ze sobą.

- I co było dalej? - kiedy spytałam, znów się do mnie odwrócił.
- Na pewno chcesz wiedzieć?

- Tak. - i znowu tylko pomruk, a potem patrzenie w niebo. Tak ci łatwiej prawda?
Chmury pomagają ci opowiadać, bo z nich można wyczytać znacznie więcej niż myślimy.

- Zgoda... Od śmierci ojca So-Young stała się miła i pogodna jak wcześniej. Myślałem, że odejście członka rodziny obudziło jej serce. Dzień przed koronacją zabrała mnie na spacer do lasu. Uważała, że świeże powietrze to dobry sposób na rozluźnienie ciała od nadmiaru stresu. Niestety dałem się łatwo zwieść i wpaść w zasadzkę...

- Tantai, co So-Young ci zrobiła? - co raz mniej podobała mi się ta historia. Do tego miałam wrażenie, że nie skończy się dobrze.

- Zmieniła w smoka, rzucając na mnie klątwę. To ona sprawia, że za dnia jestem taki, a po zachodzie słońca znowu przyjmuje ludzką postać i tak do końca swojego życia.- żal ciskał mi serce tak mocno, że chciałam płakać. Nie patrząc na to co zrobił, przytuliłam go.

- Oh Tantai to okropne, jak ona mogła ci to zrobić. - cofnął się, odtrącając mnie.

- Nie powinnaś okazywać współczucia komuś kto jest tchórzem i słabeuszem.. - nie wierzę w jego słowa! On taki nie jest!

- Ty wcale taki nie jesteś!

- Nie!? Gdybym nie był to nie stał bym teraz w smoczej skórze! - warknął, odwracając się w moim kierunku i przysuwając do mnie pysk. "Czuję to, czuję twój ból. Masz wyrzuty sumienia..." Zbliżyłam się i dotknęłam  dłońmi pysk.

- Oh Tantai, nie jesteś tchórzem i nie jesteś słaby. Wręcz przeciwnie, tli się w tobie ogromna siła i ciepłe serce. Odkąd cię poznałam dokonałeś tyle dobrego, więc nie obwiniaj się za błędy siostry. Nigdy nie pozwolę, abyś w siebie zwątpił i znajdę sposób na ściągnięcie klątwy. W tedy razem pokonamy So-Young i zajmiesz należyte ci miejsce na tronie. - odparłam, przykładając czoło do pyska. - Przyrzekam ci Tantai, przyrzekam... - wyszeptałam, czując jak po między nim, a mną coraz bardziej rozkwita uczucie.

- LuLu, dziękuję ci... - słysząc to otworzyłam oczy i cofnęłam się. Czy.. podziękował mi? Wiedziałam, że muszę zostać z Tantai'em i pomoc mu, nie zważając na los. Tylko jak? Wiedźma! No przecież! Pamiętam jak Nirva mi o niej opowiadała, na pewno musi wiedzieć coś więcej. Nie chcę zostawiać go samego, ale nie mam wyboru.

- Tantai, wiem jak mogę ci pomoc, ale muszę cię na trochę zostawić samego. - zamrugał, odwracając się z powrotem do chmur.

- Chociaż ściągnięcie klątwy to tylko złuda, nie bronię ci próbować. Do samotności przywykłem już dawno temu... - odparł, po czym wstał i rozłożył skrzydła, na końcu wzbił się w powietrze. "Nie martw się Tantai, wrócę najszybciej jak potrafię". Oczywiście muszę zabrać ze sobą Silvy, powinna wrócić do swojej siostry. Wróciłam do środka, mając nadzieję, że zastanę dziewczynkę śpiącą, ale było inaczej. Stała wystraszona, czułam jej strach, który za każdą chwilą rósł w siłę. Podeszłam do niej, po czym chwyciła w objęcia. Wystarczyła chwila, a strach zmienił się w spokoju. Spojrzałam na Sylvi, trzymając dłońmi jej ręce.

- Nie bój, już nic ci nie grozi. Zabiorę cię do siostry, dobrze?

- Nie! - ten ton, taki pełny bólu i smutku. Wyrwała dłonie i podbiegła do jeziora, po czym usiadła przy biegu. Zbierała z ziemi małe kamienie, które potem wrzucała do wody. "Coś męczy jej serce i nie daje odetchnąć." Usiadłam obok, odgarniając dłonią kosmyki włosów z twarzy dziewczynki.

- Co się dzieje? Nie tęsknisz za siostrą?

- Tęsknię, ale nie chce do niej wracać, bo ona nie ma dla mnie czasu. - mówiąc to ocierała dłonią łzy. Dotknęłam dłonią policzka dziewczynki, po czym odwróciłam ją do siebie.

- Sylvi posłuchaj, wiem, że ciężko ci kiedy twoja siostra poświęca ci mniej czasu. Teraz nastały trudne czasy dla nas wszystkich i Farah robi wszystko, aby uchronić nasz świat przed tymi, którzy chcą go zniszczyć. - może i jest dzieckiem, ale musi wiedzieć w jakim świecie żyje.

- Możemy już wracać? Chce do domu.

- Oczywiście. - mówiąc to wstałam i podałam jej dłoń, którą śmiało chwyciła. Opuściliśmy jaskinie i wyruszyliśmy w drogę powrotną do Gvini. Wiedziałam, że będzie to długa droga, ale byłam na nią gotowa. Sylvi ciągle była blisko mnie, dotrzymując mi kroku. Czułam jej niepokój, ale także siłę. Może i jest mała, ale mądra. Nie przywidywałam żadnych problemów podczas podróży, ale los potrafi zaskoczyć. Nagle coś zaczęło się do nas zbliżać, a duża fala powietrza nie pozwala mi się przyjrzeć. Dopiero, kiedy wszystko cicho, zobaczyłam czarnego smoka. Tantai! Co on tutaj robi!? Sylvi wystraszyła się i schowała za mną. Nawet nie mogę zostawić go samego.

- Tantai? - nie odpowiedział, tylko owinął ogon wokół nas i podniósł, sadzając na swoim grzbiecie. Wzbij się w niebo, wyłaniając z koron drzew. Czułam się zmieszana jego zachowaniem, ale ból tali przywrócił mnie do pionu. To była Sylvi, cała drżała ze strachu. "Tantai poczeka, muszę ją uspokoić." Delikatne dotknęłam dłoni Sylvi, co pomogło zwrócić jej uwagę na mnie. Spojrzała swoim przerażonymi oczami, które wręcz błagały o pomoc. - Nie bój się, to przyjaciel. - na moje słowa odetchnęła z ulgą, rozluźniając przy tym ścisk na mojej tali. Skoro się uspokoiła, mogłam zająć się Tantai'em. Dlaczego się nie odezwał? Czemu nas zabrał?

- Czuję, że szukasz odpowiedzi... - na dźwięk słów smoka przeszedł mnie dziwny dreszcz. "Ma rację."

- Ja.. Dlaczego to zrobiłeś? - ugięłam się, a co innego miałam zrobić? Sprawił, że nie wiedziałam co powiedzieć.

- Ludzie...kręcą się po lesie...
- C...co? Tantai, powinnieś się ukryć. - odparłam, a mój głos chociaż cichy i spokojny dotarł do niego.

- Ukryć? Zbyt długo ukrywałem się przed światem i nie mam zamiaru robić tego więcej... - oznajmił, a ja cicho westchnęłam. "Uparty..." Cóż jedyne co mogłam zrobić, to zgodzić się na na jego pomoc.

- Dobrze... Możesz nas podrzuć do miasta, ale tylko w jego granice, resztę drogi przejdziemy same dobrze?

- Niech tak będzie... - po tych słowach ruszył, a ja znów czułam się wolna. Miałam wrażenie, że ponownie stałam się ptakiem, który podróżuje wśród chmur uwolniony od wszystkich ciężarów, które musi nosić. Sylvi trzymała się mnie mocno, podziwiając kolejno mijane widoki. Z każdym razem kiedy zaczynałam go rozumieć, dawał mi powód do kolejnych rozmyśleń. Na przykład : "Nagle odczuł odwagę to świata i przestał się przed nim ukrywać..."

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top