>~> 1 <~<

>~>~<~<

"Droga, którą przymierzasz jest nie odkryta. Jeszcze cię zaskoczy co można na niej znaleźć"

Minął równy tydzień mojej długiej podróży, a już zaczęła tęsknić. Nie za rodzinnym miastem, w którym się wychowałam czy sierocińcu, w którym spędziłam większość swojego życia. Tęskniłam za Nirvą.. Przecież jest jak matka i to nie tylko dla mnie, ale i dla wszystkich dzieci, które wzięła pod swoje skrzydła. Przemierzałam las, w którym promienia słońca cudownie przenikały przez korony drzew. Tuż obok mnie na swoich małych skrzydłach leciała moja smocza przyjaciółka. Zmęczona długim lotem, w końcu spoczęła na moim ramieniu. Szukałyśmy miejsca na postój, a nie mogłyśmy osiąść byle gdzie. Darzyłam naturę wielkim szacunkiem tak samo jak żyjącej w niej stworzenia. Za drzew dobiegł szelest kruszonych liści i stawał się coraz głośniejszy. Za niepokojona wyciągnęłam z sakwy łuk, po czym na ciągnęła nakładając strzałę. Zbliżałam się powoli, aby nie spłoszyć ukrywającego się osobnika. Stałam tuż przy krzakach i po chwili wyskoczyłam w kierunku źródła dźwięku. Moje oczy spoczęły na siedzącej na ziemi małej dziewczynce. Policzki miała mokre od łez i wciąż płakała. Wyglądała na żywą roślinę, ale w formie ludzkiej. Pokryta liśćmi i pnączami, w sukieneczce i wianuszku z kwiatów na głowie. Widząc mnie przestraszyła się, jeszcze bardziej wzmacniając płacz. Schowałam broń i nachyliłam ku niej chcąc sprawdzić czemu tu siedzi. Dopiero w niskiej pozycji dostrzegłam co się stało. Zaplątana w gałęzie ostrokrzewu noga uniemożliwia jakiekolwiek ruch, to dlaczego tu siedziała. Mogłabym pomóc, ale ilekroć chciałam coś zrobić bała się. Każdy najdrobniejsze miotanie sprawiało małej ból, przez co bardziej płakała. Piko usiadła na mojej dłoni, po czym spojrzała na mnie swoimi jasnozielonymi oczami. Tylko skinęła krótko główką i podleciała do dziewczynki. Kiedy ta była skupiona na smoczycy, ja mogłam zacząć działać. Noga była pokryta krwią, płynącą z rozciętych przez kolce ran. Musiała być ostrożna, aby nie pogorszyć tego staniu. Dopiero kiedy noga była wolna, zauważyłam wbity mocniej jeden kolec. To będzie bolało - odparłam w myślach i spojrzałam na smoczyce. Nasze oczy spotkały się na chwilę porozumiewawczo. Wróciłam wzrokiem na nogę dziewczynki i delikatnie chwyciłam kolec. Na trzy.. Raz.. Dwa.. Trzy! Jednym ruchem usunęłam kolec i w tym samym czasie usłyszałam jej krzyk. Wyciągnęłam z torby flakonik z lekiem na rany, ale i to ją wystraszyło. Piko wzięła sprawy w swoje łapki i pokrótce wyjaśnia dziewczynce co zmierzam zrobić. Bardziej uspokojona przysunęła cofniętą nogę.
- Może trochę piec. - odparłam, nachylając nad nogą fiolkę z cieczą. Kilka drobnych kropel skapywało na skórę w okolice ran. Zamknęłam i schowałam fiolkę do torby, wyciągając bandaż. Owinęła powoli nogę, starając się zakryć wszystkie rany. Po wszystkim pomogłam jej wstać. Dziewczynka wygląda na całkiem spokojną przyglądając się mi całkiem zaciekawiona. Nie czuła już przedemną strachu, a nawet lepiej.. uśmiechała się. Piko siadła mi na ramieniu obserwując całą te sytuację. Spojrzała na mnie przekrzywiając łepek, a potem prostując i przenosząc wzrok na dziewczynkę. - Jak się czujesz? - spytałam nie wiedząc od jakich słów powinnam zacząć.

- Dobrze, dziękuję za pomoc.

- Nie ma sprawy, ale co robisz sama w lesie? Nie jesteś na to za mała? - na moje słowa tylko lekko się zaśmiała.

- Las to mój dom, żyje tu jak każda nimfa leśna. - powiedziała to tak spokojnie z uśmiechem na twarzy, ale i tak byłam w szoku.

- Nimfa Leśna? Czytałam o was, rzadko pokazujecie się innym i ciągle ukrywacie się w swoim naturalnym środowisku.

- Tak, to prawda. Tak bezpieczniej.

- To takie.. niesamowite spotkać jedną z was na własne oczy. - odparłam zadowolona z zapoznania się z nimfa leśną, na co tylko się uśmiechnęła.

- Czy masz tego dużo? - słowa i to jak mówiła, wszystko było takie poważnie. Zaniepokoiło mnie to trochę, alw czułam się także zmieszana nie wiedząc dokładnie o co pyta. Jedynie mogłam tylko zgadywać i liczyć, że trafię prawidłowo.

- Pytasz o przedmioty, których użyłam na twoje rany? - o dziwo trafiłam, bo od razu skinęła głową na słuszności moich słów. - Mam jeszcze trochę, ale nie za dużo. Dlaczego pytasz?

- Wczoraj widziałam coś.. smoka.. - co? czy to wogóle możliwe? Czemu skrył się akurat tutaj?

- Smoka? Co z nim?

- Ranny.. Potrzebuję pomocy, ja zaprowadzę.. - odparła, po czym chwyciła moją dłoń i zaczęła prowadzić w jakimś kierunku. Nie wiedziałam co o tym myśleć, ale nie chciałam odmówić. A co jeśli rzeczywiście potrzebuje pomocy? Pierwszy raz w swoim życiu zobaczę smoka. Czytałam na ich temat wiele książek, ale żadne nie mają miłej wzmianki na ich temat. Opisują te stworzenia ma agresywne o długi ostrych szponach i kłach oraz żądzą krwi, aby zabijać niewinnych. Przemierzałyśmy las nie zatrzymując się ani na chwilę. Wciąż trzymała moją rękę skupiając się na drodze. Co jakiś czas wymieniałam spojrzenia z Piko, jakbyśmy rozmawiały bez słów. Smoczyca wyglądała na zaniepokojoną, jakby wcale nie miała zamiaru lecieć za nimfą. Zachowanie Piko nie robiło na mnie wrażenia, wręcz przeciwnie dobrze je rozumiałam. Nawet smok może bać się spotkania z kimś podobnym do siebie. W końcu nimfa stanęła tuż przy dużym wejściu do jaskini. Jedyne co mogłam dostrzec to ciemność i dziwne uczucie niepokoju. Odwróciła się do dziewczynki, a między czasie Piko schowała się do mojej torby.

- To tutaj, tam w środku. - starałam się ukryć te nie wielką ilość strachu. Czułam, że jednak ona doskonale to wie.

- Zrobię co mogę i obiecuje, że cię nie zawiodę.

- Wiem.. - odparła krótko, po czym skierowała się do lasu. Nie wiem kiedy jeszcze ją zobaczę, więc chociaż dowiem się jak ma na imię. - Czekaj! Masz jakieś imię? - mój głos rozległa się po lesie i zwrócił jej uwagę. Przystanęła na chwilę, odwracając się do mnie.

- Mika.

- Lulu. - odparła krótko, a ona tylko skinęła głową i zniknęła wśród krzewów. Spojrzałam do torby, a moja przyjaciółka leżała zwinięta w kłębuszek niekoniecznie pocieszona. - Czas iść, będzie dobrze. - odparłam spokojnie, delikatnie głaszcząc palcem jej główkę. Wygląda jakby trochę się uspokoiła, co mnie ucieszyło. Zamknęłam torbę i zaczęła iść w kierunku wejścia. Zejście w dół na linii pochyłej, więc trzeba być ostrożnym. Powoli schodziłam w dół, ale im dalej schodziłam zamiast ciemności widziałam strugi światła. Nie patrzyłam pod nogi, bo to co widziałam było po po prostu niesamowite. W tym momencie potknęła się i zaczęła szybko spadać. Przeturlałam się na sam dół przy tym obijając nie co ciało. Wstałam, po czym szybko otrzepałam ciuchy. Dopiero po chwili zorientowała się gdzie w ogóle jestem. Ściany jaskini były, pokryte mchem i roślinami dającymi światło. Stawik z małym wodospadem i dużo kamieni, a po prawej coś na wzór posłania. Zaraz co!? To pewnie leżę, czyli gdzie blisko jest sam.. Smok. Najpierw widziałam tylko smugę ogona, kiedy poruszyły się wyczuwając moją obecności. Później na światło wyłonił się czarny pysk, a z nozdrzy buchnął dym. Pojawiły się i one, błyszczące w świetle złote oczy. Teraz nie było już odwrotu...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top