8.
Usiadłam szybko i się rozejrzałam. Byłam w dalszym ciągu w laboratorium.
-Co się stało?-Ziewnęłam.
-Podczas zabiegu zasnęłaś i budzę ci właśnie powiedzieć, że się skończył, śpiochu.-Uśmiechnął się. Pokiwałam głową i przeszłam do rozmowy z nim odnośnie mojego planu, ujawnieniu się. Spojrzał na zegarek, po czym oznajmił, że musi zmykać do Pep. Pożegnałam się i poszłam do kuchni by coś zjeść. Burczało mi w brzuchu.
Z braku pomysłu, zaczęłam robić ciasto na gofry, które tak ubóstwiam.
-Cooo robiszzz?-Poczułam jak Barnes kładzie mi na ramię głowę. Moje mięśnie się momentalnie spięły, czując dotyk bruneta. Bałam się wykonać jakikolwiek ruch, który może się okazać nieprawidłowym.
-G-gofry.-Jęknęłam. Bucky zaczął się mi przyglądać. Zmartwiony przyłożył rękę do policzka, co poskutkowało jeszcze większymi rumieńcami. Kiedy czułam jego obecność przypominał mi się ten niestosowny sen.
-Dobrze się czujesz? Wyglądasz jakbyś miała gorączkę.-Oznajmił i posadził mnie na kanapie przykrywając mnie kocem.-Zrobię ci jeść i gorącą herbatę, nie wyglądasz za dobrze.
-Dzięki James, właśnie to chciałam usłyszeć.-Oznajmiałam z rozbawieniem. Uśmiechnął się przepraszająco, acz uroczo. Uraczył mnie jedzeniem oraz ciepłym napojem, za co byłam mu bardzo wdzięczna. Usiadł przy mnie jedząc jednego z gofrów. Oparłam się o jego tors i włączyłam jakiś program telewizyjny.-Spojrzałam na zegarek i głośno westchnęłam.-Idę się przejść na spacer, za nim się całkowicie będzie ciemno.-Odparłam. Dobrze by się w reszcie przewietrzyć.
-Z gorączką?-Zmarszczył brwi.
-Nie mam żadnej gorączki, głupi jesteś.-Prychnęłam rozbawiona. Złożyłam koc, a następnie sprzątnęłam po sobie naczynia.
-Czekaj pójdę z tobą. Wolę być pewien, że nic ci nie będzie.-Wstał z sofy, rozciągając kości. Przebrałam się w cieplejsze ubrania, po czym wyszliśmy z budynku. Rozejrzałam się po parku. Szliśmy leniwym krokiem przed siebie, próbowałam wyłączyć myślenie, ale widziałam, że brunet chce coś powiedzieć.-Powiedz.
-Co?-Spojrzał się zdzwiony.
-Powiedz, widzę, że cię coś męczy.-Uśmiechnęłam się, wkładając dłonie do kieszeni bluzy.
-Skąd wiesz, że....-Zaciął się.-A z resztą.-Westchnął. Zatrzymał się i stanął na przeciwko mnie.-Poznałem kogoś. Ten ktoś bardzo mi się podoba. Nie wiem jak to mu wyznać. Kiedy się uśmiecha, spogląda w oczy tracę rozum, przez co nie mogę się odpowiednio wysłowić.-Wytłumaczył.
-Ohh...-Zostałam zbita z tropu. Miałam małą nadzieję, że ja mu się podobam.-Powinieneś powiedzieć to bez zbędnych ceregieli.-Szepnęłam, spuszczając głowę i idąc dalej przed siebie.-Czekanie jest zbędę, tą tajemniczą osobę, mimo, że darzysz uczuciami, może zabrać ktoś inny.-Poczułam nagle jak łapie mnie za ramię, a następnie odwrócił w swoją stronę. Drugą dłoń położył na talii, przybliżając mnie maksymalnie. Stykaliśmy się prawie nosami. Bałam się oddychać, nie rozumiałam co się właśnie dzieje.
-Głupia, tobie chce to wyznać, a nie potrafię.-Uśmiechnął się szeroko. Na te słowa pobladłam, nie wierząc co słyszę. Chwile zajęło mi przyswojenie tej wiadomości, chciałam jeszcze powiedzieć kilka słów, ale wszystko zostało zatrzymane pocałunkiem. Wpił się w moje usta. Na początku szło wszystko nieśmiało, delikatnie, a skoczyło się na rozbieraniu w windzie oraz rozrzuconych ubraniach w pokoju mężczyzny.
Obudziłam wtulona w bruneta w wygodnym łóżku. Spojrzałam na telefon, po czym ciężko westchnęłam. Mam jutro umówione konferencje a nawet nie mam przemówienia. Wstałam, ubrałam i po cichu wymknęłam się z jego pokoju.
-Co ty robiłaś u Buckyego tak rano?-Usłyszałam głos Kapitana kiedy akurat zamykałam drzwi.
-No bo ja u niego wieczorem zostawiłam telefon.-Miętosiłam rękaw bluzy bruneta. Steve podniósł brew i spojrzał się z politowaniem, nie wierząc w moje tłumaczenie.
-Nie umiesz kłamać.
-Spałam tylko u niego.-Naciskałam na słowo "tylko", mimo, iż było kłamstwem, ale nie chciałam by mężczyzna dostał zawału.
-Czy wy jesteście razem?-Zdziwił się.
-Tak, znaczy chyba, to trudne do wytłumaczenia. Tylko nie mów nikomu proszę.-Szepnęłam cicho, by nie obudzić nikogo.
-Dobrze.-Kiwnął głową. Uśmiechnęłam się, podziękowałam, a następnie wróciłam do pokoju zacząć pisać moje przemówienie. Kiedy szukałam w szafce ładowarki do laptopa znalazłam paczkę papierosów. Zaczęłam bić się myślami, ale pragnienie zapalenia wygrało. Wzięłam laptopa, szlugi, zapalniczkę i wyszłam na taras. Zapaliłam jednego, poczułam jak moje mięśnie się rozluźniają. Brakowało mi tego. Pisanie poszło mi dość szybko, kiedy chciałam sięgnąć po kolejnego zauważyłam, że pudełko jest puste. Westchnęłam i wyrzuciłam pusty kartonik. Ubrała buty, idąc potem do najbliższego sklepu.
Witam wszystkich, którzy jeszcze czytają moje wypociny. Moje usprawiedliwienie jest napisane na moim prof. Przepraszam za moją chwilową śmierć, ale powracam i mam nadzieję, że na dobre.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top