6.
Pobiegliśmy do naszych pokojów. Schowałam głęboko ubranie.
Popatrzyłam na zegar, który pokazywał jak nieubłaganie leciał czas.
Przekalkulowałam , że powinnam zrobić sobie dwugodzinną drzemkę, by jakkolwiek w dzień funkcjonować. Jednak jak szybko się położyłam, tym szybciej odeszło ode mnie zmęczenie oraz uczucie senności. Z nudów postanowiłam iść do kuchni.
Zobaczyłam Tonego siedzącego przy oknie, który już albo trafniejsze byłoby powiedzenie, że jeszcze nie spał. Zauważyłam w jego dłoni szklankę do whisky.
-Nie za rano na alkohol? Coś się stało?-Zapytałam smarując chleb dżemem. Nie chciałam okazać zbyt dużej empatii do niego, bo by się jeszcze przyzwyczaił do dobrego, ale w jakiś sposób było mi go żal.
-Pepper wyjechała. Powiedziała, że musi odpocząć od tego wszystkiego.-Powiedział. Z jego tonu głosu wywnioskowałam, że był nieco załamany.
-Wróci, kocha cię.-Nie zdążył odpowiedzieć na moją odpowiedź, gdyż wszedł jeszcze zaspany Clint. Wrócił spojrzeniem do panoramy miasta.
Blondyn włączył telewizor. Zerkał na program, ale w dalszym ciągu jeszcze przysypiał. Podsunęłam jedną kanapkę z serem brunetowi, po czym dosiadłam do łucznika oglądającego dokument o pingwinach.
Po jakimś czasie, zaczął wyć głośny alarm. Spojrzałam na zdziwionego Starka, który włączył hologram z zegarka, przedstawiający jakieś informację. Nie zdołałam się przyjrzeć bliżej.
-Hydra zaatakowała bazę T.A.R.C.Z.Y.!-Przybiegł po chwili umięśniony blondyn. Clint zerwał się z kanapy, przeskakując nad nią. Pobiegł w stronę zbrojowni, gdzie znajdował się jego łuk. W jego ślady poszedł Rogers, a miliarder wyszedł szybko, gdzieś odbierając telefon. Grupa bohaterów szybko się zabrała, a do mnie przyszedł szef ochrony, który był jednocześnie najlepszym przyjacielem wynalazcy. Posłałam mu przelotne spojrzenie, gdy siadał na fotelu. Ruszałam nerwowo nogą, zastanawiając się co bym mogła zrobić. Chciałam się ujawnić, jako nowy mściciel, a to była dla rozpoczęcia mojej kariery, idealny moment.
Pierwszym etapem było pozbycie się Happy'ego.
Pod pretekstem bólu głowy zaczęłam szukać w apteczce czegoś mocnego na sen. Kiedy w końcu znalazłam tabletki, rozdrobniłam je szybko, dosypując do kawy. Podałam kubek mężczyźnie, który popatrzył się na mnie podejrzliwie.
-Co ty kombinujesz?-Zapytał i przymrużył oczy.
-Nic, zrobiłam tylko panu kawkę, bo coś sennie pan wygląda.-Oznajmiłam, po czym usiadłam w kuchni obserwując go uważnie. Odłożył pusty kubek na ławę. Jego powieki zaczęły być ciężkie i zamykały się samoczynnie. Po jakimś czasie zasnął. Przebrałam się szybko w uniform, po czym zostawiłam go. Weszłam zamaskowana do jakiejś taxi, nie przemyślałam, do końca jak się tam dostanę.
-Dzień dobry.-Spojrzał się na mnie zdziwiony hindus.
-Ja na konkurs.-Uspokoiłam go. Zniesmaczony kiwnął głową.-Proszę mnie tu wysadzić.-Pokazałam mu na nawigacji. Podjechałam niedaleko miejsca walki. Zapłaciłam mu drobniakami, jakie znalazłam w jego aucie na tylnej kanapie i zrobiłam z nim zdjęcie.
Szybko wyszłam, zakradając się do strzelaniny.
Złapałam jednego mężczyznę, który stał na czatach i odcięłam mu dopływ tlenu, na kilka sekund, by zemdlał. Nie miałam zamiaru zabijać ludzi, tylko ich unieszkodliwiać. Przez moją nieuwagę, nie zauważyłam jednego, który stał w pobliżu. Zaatakował mnie od tyłu. Zacisnął rękę na mojej szyi i przyłożył pistolet do skroni mówiąc coś po rosyjsku. Ku mojemu zdziwieniu, padł po chwili nieprzytomny.
-Kim ty jesteś?-Spytał Steve obcinając mnie wzrokiem. Nic nie odpowiedziałam, tylko ukłoniłam się teatralnie. Podniósł swoją tarczę, widząc garstkę żołnierzy, biegnących w naszą stronę. Pojawił się też jakiś z metalową ręką. Wyjął ostrze z buta, gdy wcześniej wytrąciłam mu karabin.
Rzucił się na mnie, wykorzystując moment, gdzie Rogers był okrążony przeciwnikami, przez co nie mógł mi pomóc. Brunet był nadzwyczajnie szybki. Zadawał cios za ciosem, przez co skupiłam się tylko, by mnie nie pociął. Każdy mój cios był blokowany i wykorzystywany przeciwko mnie. Uratował mnie od niego Iron Man, strzelając w niego wiązką, przez co poleciał na budynek. Oparłam dłonie na kolach i łapałam powietrze, zmęczona. Rzucił w mnie kajdankami, które automatycznie skrępowały mi nadgarstki.
-Nigdzie się stąd nie ruszaj.-Niezła zapłata za chęć pomocy. Na szczęście w masce odezwał się Friday, który zaproponował mi opcję ich wysadzenia. Nie byłam pewna zgodzenia się na tą opcję, ale nie chciałam, by mnie zdemaskowali. Kiwnęłam niepewnie głową. Nastąpił huk, po czym metalowe kajdany pękły, jak by były z porcelany. Poczułam tylko delikatne pieczenie, ale nic więcej się nie stało. Oszołomiona i zdziwiona, szybko się zwinęłam, tym razem zabierając się na przyczepie jakiejś ciężarówki
W biegu próbowałam zdjąć mój strój i wejść wejściem dla sprzątaczek. Wbiegając po schodach modliłam się, żeby Happy się nie obudził przed moim powrotem. Zamknęłam się w pokoju. Wepchnęłam strój do szafki pod łóżkiem, która jak na złość nie chciała się zamknąć.
Słyszałam już rozmowę zdenerwowanej grupy. Dopchnęłam nogą o mało jej nie psując. Wyszłam z pokoju, natykając się na nich.
-Co wy ducha zobaczyliście?-Śmiałam się, wchodząc do kuchnio salonu, nalewając sobie soku.
-No prawie. Jakiś obłąkany człowiek wbiega na pole walki, nie zdając sobie z zagrożenia.-Oburzył się Steve, który był poharatany z każdej strony. Trzymał się za bolący bok. Wyjęłam szybko gaziki z apteczki i zaczęłam wycierając się z rany sączącą się krew.
-Nick?-Nat zauważyła wchodzącego do salonu pirata, który nie był w dobrym humorze. Jego wyraz twarzy przypominał wkurwionego żółwia.
-Dzięki.-Kapitan posłał mi czarujący uśmiech i wziął mi z ręki gazik, kierując się do sali.
-Musimy porozmawiać!-Krzyknął, zbierając Avengers do sali konferencyjnej. Mógł im dać chociaż trochę odsapnąć.
Kiedy wyszli Stark zobaczył dopiero "nianię". Jak słodko śpi. Przed wyjściem dorysowałam mu na twarzy bardziej i mniej cenzuralne rzeczy.
Clint z resztą nie mogli się powstrzymać od śmiechu. Wziął telefon i dumny ze mnie zrobił sobie z nim selfe.
-Happy! Wstawaj!-Krzyknął Tony, delikatnie klepiąc go w policzek.
-Tak tak już.-Zerwał się przestraszony Happy. Ja powoli chciałam wyjść z salonu, ale ta misja zakończyła się niepowodzeniem. Widziałam jak o mało co gorąca para nie bucha Tonemu z uszu.
-Mogła byś zachować się raz jak dorosły człowiek.-Warknął zdenerwowany. Drużyna ucichła, spoglądając się na niego. Poczułam się atakowana.
-Ogarnij się, co ja znów złego zrobiłam? Znalazłeś sobie manekina do upustu emocji? Nie jesteś nikim bliskim, aby mnie wychowywać!-Zdenerwowałam się. Rozumiałam, że wszystkim był zmęczony, współczułam mu, ale robienie kłótni z niczego to było już nienormalne. Nie jestem rzeczą, na którą on może przelać swoją złość.
-No niestety jestem!-Przekrzyczał mnie. Zacisnęłam szczękę. Udałam, że to mnie w ogóle nie dotknęło. Brnęłam, więc w tą dyskusję.
-"Mogła byś zachować się raz jak dorosły człowiek". Poucza mnie facet, który ma większe ego niż on sam!
-No widzisz! Myślisz, że ja chciałem abyś tu mieszkała? No to się myślisz! Musiałem Cię adoptować bo trafiła byś do poprawczaka i bym ściągnął sobie upierdliwych dziennikarzy na głowę, po za tym przyniosło by to hańbę nazwisku!-Chciałam coś powiedzieć jeszcze, ale zamknęłam buzię. Zacisnęłam dłonie na bluzie. Odwróciłam się, po czym zmierzałam do pokoju.-Julia to nie miało tak brzmieć. Przepraszam!-Szedł za mną.
Zatrzasnęłam drzwi do pokoju, przed nosem bruneta.
Rzuciłam się na łóżko, a z telefonu puściłam muzykę, zagłuszając moje myśli.
Po jakimś czasie usłyszałam pukanie do drzwi.
-Mogę wejść?-Rozpoznałam głos Steva. Nie miałam ochoty z nim gadać. Schowałam głowę w poduszce.
-Idź Rogers.-I w taki sposób spławiłam mrożonkę. Po jakiejś godzinie przyszedł Peter.-Nie mam ochoty z nikim gadać!-Krzyknęłam, rzucając poduszką o drzwi.
-A zakład, że chcesz?-Powiedział podstępnie. Tylko mruknęłam, głębiej zakopując się w pościeli.-Chcesz wiedzieć o czym była rozmowa z Piratem?-Zapytał, na co kiwnęłam głową.
-Opowiadaj...-Mruknęłam zachrypniętym głosem od płakania.
-Nick zobaczył cię w akcji i złożył propozycje drużynie aby zwerbować nowego członka. Powiedział, że się przydasz T.A.R.C.Z.Y. i musisz uważać na następnych misjach bo chcą złapać . nazywamy cię Spider girl.-Mój humor poprawił się nieco. Uśmiechnęłam się słabo, wplatając moje palce w dłoń pajęczaka.
-Kto wymyślił tą nazwę?-Spytałam spoglądając na niego.
-Ja.-Rzekł dumnie, wypychając przed siebie pierś, na co się zaśmiałam delikatnie. Wytarłam bluzą mokre policzki.
-A pro po to co powiedział pan Stark...
-Nie chcę o tym rozmawiać.-Przerwałam mu szybko. Nie miałam po prostu siły. W takich chwilach, najbardziej czułam tęsknotę do rodziców.
Parker przytulił mnie, widząc jak posmutniałam.
-Może jakiś Maraton Sherlocka?-Zaproponował posyłając mi pokrzepiający uśmiech.
Kiwnęłam głową podając mu pilot i wtulając się w jego tors mocniej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top