49.

Kroczyliśmy korytarzami królewskiego pałacu. Zamki na ziemi nie równały się nawet w calu tym co właśnie widziałam. Wszystko było w złocie oraz marmurze, a w dodatku dekoracje z tutejszych roślin. Zapierało mi aż dech w piersi, widząc tą architekturę oraz bogactwo.

Szliśmy na początku do Odyna. Thor nalegał, żeby przedstawić mnie Odynowi bo Wszechojciec nie przepada za...jak oni nas nazywają??... a.. Midgarczykami. Żeby nie powiedzieć, że gardzi po prostu moją rasą, uważając ją za niższą. 
Blondyn kiwnął do strażników, którzy od razu otworzyli ogromne drzwi, prowadzące do sali tronowej. Podeszliśmy do wielkiego tronu, gdzie siedział władca. Odyn był starszy, już szarogłowy, jednak biło od niego majestatem oraz wyższością. 

-Co was do mnie sprowadza?-Spytał grubym i donośnym głosem, który rozbrzmiał po pomieszczeniu.

-Odynie, przybyłam spotkać się z Lokim...

-Zabraniam kategorycznie.-Kiedy to usłyszałam zaczęło się we mnie gotować. Nie dość, że nienawidziłam, jak ktoś mi przerywał, to znowu żałowałam, że wlazłam do Bifrostu.

-Przepraszam Pana bardzo, nie po to tłukłam się z Ziemi czy jak wy nazywacie moją planetę, z Midgardu, robiąc z siebie idiotkę przed ludźmi, żeby teraz od pana otrzymać taką odpowiedź. Tu rozważają się losy mojej planety.-Odparłam zdenerwowana. 
Thor stanął z boku, nie odzywając się ani słowem. Wiadome było, że jak stanie po jakiejś stronie to i tak oberwie. 

-Jak śmiesz przybywać do mojego królestwa...

-Wypraszam sobie.-Teraz ja mu przerwałam, odpłacając pięknym za nadobne.-Jakiś THANOS zbliża się. Zobaczymy jak zaatakuje Asgard i wybije połowę twoich poddanych. Gwarantuję, że mieszkańcy Ziemi na pewno nie wam nie pomogą.-Stałam jeszcze chwilę i wymachiwałam rękami, a następnie odwróciłam się na pięcie i zmierzałam w kierunku złotej kopuły. Ubolewając w sercu, że będę musiała wrócić w ten popieprzony sposób, znów walcząc o własne życie. 

-Stój dziecko.-Zatrzymał mnie Odyn, któremu chyba zaimponowałam moją bezczelnością oraz odwagą. Mógłby pstryknąć tylko palcami, pozbawiając mnie tym życia. -Thor zaprowadź ją do komnaty Lokiego.-Kiwnął palcem.

-Tak jest ojcze.-Thor podszedł, machając ręką bym poszła za nim.-Jesteś odważniejsza niż mądrzejsza.-Zaśmiał się pod nosem.-Chodźmy.-Dodał i ruszył w stronę, gdzie mieścił się pokój czarnowłosego. -Może być trochę nerwowy, ale nie powinien zrobić ci krzywdy.-Uśmiechnął się towarzysz.

-Umiesz pocieszać.-Prychnęłam i niepewnie zapukałam do drzwi. Kiedy usłyszałam pozwolenie, weszłam. Schowałam trzęsące się dłonie za plecami. Czułam się jak w basenie, gdzie znajduje się morderczy rekin, który połknie mnie w całości.

Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Wyobrażałam sobie je całkiem inaczej. Jakieś maszyny tortur, oślizgłe jaszczurki i tym podobne. A tym czasem to co ujrzałam kompletnie mnie zaskoczyło. Komnata była pięknie urządzona. Wszędzie regały z książkami, a nawet wyjście na ogród królewski. W rogu stał brązowy, skórzany fotel, na którym bożek kłamstw, siedział czytając.

-Aż tak zły nie jestem.-Zaśmiał się pod nosem. Wybudziłam się z obrębów mojej wyobraźni i próbowałam nie udawać zaskoczonej.

-Słucham? Mogę wiedzieć o co ci chodzi?-Zmarszczyłam brwi.

-Nie jestem, aż tak zły jak mnie sobie wyobrażałaś.-Westchnęłam ciężko, kręcąc głową, zdając sobie własną głupotę.

-Telepatia przecież. Ale z łaski swojej wyjdź mi z głowy.-Usiadłam na przeciwko niego.

-To po co tu przybyłaś?-Spytał, uśmiechając się szeroko, przez co zobaczyłam rząd białych zębów.

-Zapytać się o Thanosa.-Zobaczyłam jak czarnowłosy się nagle spina i poważnieje.-Miałam sen jak pewna bliska mi osoba ostrzega mnie przed nim. Nie wiem czy nie przyszłam tu marne, ale moje wyobrażenie, zdawało się nad wyraz realistyczne.-Wytłumaczyłam.

-Dobrze, że się tu pojawiłaś.-Szybko odłożył księgę, którą właśnie trzymał.-Musisz być nadzwyczajna, bo to był pewnie sen proroczy. Bo nie słyszałaś wcześniej o nim?-Spytał, na co zaprzeczyłam, kręcąc szybko głową.-Pracowałem z nim, pod czas ataku na Midgard.-Zmierzyłam go zabójczym wzrokiem, na co zaśmiał się nerwowo.-Przepraszam.-Posłał mi niewinny uśmiech.-Wracając, nie spotkałem się z nim. Kontaktowaliśmy się przez jego doradcę. Thanos jest psychopatą. Niszczy planety pustosząc je, a twoja wizja chyba ma nas ostrzec. Zbliża się. 
Mogę ci pomóc, jednak nic za darmo.-Uprzedził, składając ręce w piramidkę.

-Co chcesz?-Podniosłam brew. Przecież oczywiste to było, że nic nie zrobi z dobroci serca, o ile je posiada.

-Chce swoje berło z powrotem.

-Dostaniesz swoje berło, ale musimy wrócić na Ziemię.-Przystałam na jego pomysł, układając już sobie w głowie, plan zabrania jego dzidy z laboratorium.-Pakuj się i jedziemy do Hemdalla.-Mruknęłam niezadowolona. 




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top