48.
-Panno Stark, chce pani mnie uwieść i porzucić na następny dzień?-Cmoknął ustami, udając wielkie niezadowolenie.
-Dokładnie tak.-Roześmiałam się.-Zdecydowany?-Spytałam z nadzieją, że się zgodzi na przygodę jednej nocy.
-Chyba nie mam innego wyboru.-Westchnął uroczo. Poczułam jak łapie mnie i bierze na ręce. Chwyciłam go mocniej bojąc się, że spadnę.-Nie puściłbym cię.-Uśmiechnął się szeroko, sadzając na stole. Przysunął mnie tak blisko, że czułam jego uwypuklenie w spodniach. -Tym razem wolę spytać, żebyś nie uciekła w popłochu. Mogę cię pocałować?
-Tak debilu, ja w popło...-Przerwał mi wpijając się w usta. Bez wahania rozchyliłam wargi, by dać większe pole do popisu brunetowi. Który zaczął pieścić moje usta w taki sposób, że zaczynałam się rozpływać. A gdy włożył ręce pod t-shirt, aż zadrżałam. Nie mogłam w żaden sposób zapanować nad swoim ciałem przy nim.
-Ręce do góry.-Zaśmiał się, zdejmując ze mnie czarną bluzkę. Schował głowę w zagłębieniu szyi, całując i przygryzając przy tym skórę. Spięłam się nieco, gdy pocałunkami zbliżał się do miejsca reaktora. Miałam tam wiele blizn, z którymi nie najpewniej się czułam. Barnes wyłapał to w sekundzie.-Wszystko dobrze?-Spytał, wyprostowując się.
-Taak...-Kiwnęłam głowę.-Po prostu mam tam kilka blizn.-Szepnęłam. Buck, kiedy to usłyszał pozbył się koszulki, ukazując swój tors, który też był pełen w pamiątkach po bolesnej przeszłości.
Poczułam się dużo lżej, gdy zobaczyłam, że on sam się też nie krępuje taki rzeczami.
-Lepiej?-Uniósł mnie w swoich ramionach. Uśmiechnęłam się, kiwając głową. Zarzuciłam mu ręce na ramiona, po czym złożyłam na jego wargach krótki pocałunek.-Słodka.-Oblizał usta, zmierzając do sypialni.
Zasunęłam torbę, po czym usiadłam w salonie czekając na Jamesa, który brał jeszcze prysznic przed wylotem.
-Dłużej królewicz nie dał rady?-Prychnęłam widząc go. Wyszczerzył się, podchodząc do mnie i nachylił.
Już chciałam go pocałować jednak cofnął się i zaśmiał.
-A miała być tylko jedna noc.-Przypomniał, posyłając wredny uśmiech.
Chwyciłam go za koszulkę, przybliżając go do siebie i całując zachłannie.
-A to ja miałam cię wykorzystać.-Przewróciłam oczami.-Bierz walizki i jedziemy, uber czeka. Nie możemy się spóźnić.-Chciałam wstać, jednak Barnes ani drgnął.
-Częściej musimy wyjeżdżać.-Mruknął w usta, po czym sięgnął po torby, a ja mogłam spokojnie wstać po plecak.
Udaliśmy się na lotnisko. Ominęliśmy o dziwo stanie w kolejkach, a odprawa poszła szybko. Zajęliśmy swoje miejsca. W momencie, gdy samolot wystartował, zrobiło się smutno. Te kilka dni były czymś czego od dawna mi brakowało. A przy Barnesie czułam się zupełnie inaczej niż przy Parkerze czy nawet Rogersie.
Żeby głowę zająć czymś innym. Oparłam się o bark Jamesa, który automatycznie objął mnie ramieniem, przez co robiło mi się ciepło na sercu.
-To powiesz mi po co lecisz do Waszyngtonu?-Zaczął temat, od którego myślałam, że dam radę się uchronić.
-Pracuje tam pewna pani naukowiec, która powie mi jak się dostać do Asgardu. Muszę pomówić z bratem Thora o bardzo ważnej kwestii. To co mi się śniło tamtej nocy ma związek z tym.-Oznajmiłam ziewając. Nie wyspałam się najlepiej, a w dodatku byłam dość obolała. Barnes w łóżku to dopiero pokazywał swoją drugą stronę.
-Z Lokim?-Zacisnął szczękę. Widać było, że nie spodobał mu się bardzo mój pomysł.
-Tak. Zna się na magii oraz przestudiował wiele ksiąg, które mogą odpowiedzieć na kilka nurtujących mnie pytań. Nie martw się o mnie, bedzie przy tym Thor i wrócę niebawem.-Cmoknęłam go w policzek, by nie był aż tak ponury.
-A co będzie z nami, gdy wrócisz?-Odwrócił głowę. Znowu poczułam jego przeszywający wzrok.
-Tony by mnie zabił, jeśli się dowie o nas.-Rzuciłam smutniejąc. To co było pomiędzy mną, a Barnesem to nie miała prawa bytu. Choć tak bardzo chciałam. Tony by mnie ubił jak psa, a po za tym jakby odebrał to kapitan.
-A może pomyślisz jak wrócisz?-Westchnął, chwytając moją brodę. Przyciągnął mnie do siebie cmokając w usta.-Będę cię tak długo całował, aż się zgodzisz.-Wywróciłam oczami, uśmiechając się pod nosem.
-Przemyśle.-Kiwnęłam głową.
Gdy wyszliśmy z lotniska, rzucili się na nas ludzie z aparatami oraz kamerami. Krzyczeli w nasze strony, błagając wręcz o wywiad, do magazynu, z którego się urwali.
-Cholera jasna.-Warknęłam pod nosem, próbując się przedrzeć jakoś przez tłumy ludzi.
-Czy to prawda, że jesteście parą?-Dziennikarz zaczął machać, gazetą, na której było nasze zdjęcie z Japonii. Jakaś hiena musiała zrobić je z ukrycia i wysłać za spore pieniądze.
-Choć musimy ich zgubić.-Usłyszałam głos Jamesa, który sprowadził mnie na ziemię. Wplótł palce w moje, po czym pociągnął w stronę, najbliższych uliczek, gdzie mogliśmy zgubić paparazzi.
-Barnes musimy się rozdzielić.-Ciężko dyszałam. Biegi długodystansowe to nie moja bajka. -Wracaj do bazy, ja znajdę Jane Foster.-Zabrałam plecak z rąk Barnesa. Wcześniej spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy, które mogą mi się przydać w Asgardzie.
-Stark...-Westchnął, przybity. Równie bardzo nie chciałam się rozstawać, co Barnes.
-Dam sobie radę. Nie martw się o mnie. Postaram się wrócić jak najprędzej. I pamiętaj ani mru mru nikomu.-Pogroziłam palcem. Żołnierzyk wykrzywił usta w delikatnym uśmiechu, przytakując.
-Uważaj na siebie.-Uścisnął mnie, po czym rozeszliśmy się w swoje strony.
Uberem dotarłam pod Uniwersytet Howard, gdzie doktor Foster prowadziła wykłady. Gdy weszłam na teren szkoły, nie potrzebna było mi nawet przebranie. Uczniowie szybko przechodzili z budynku do budynku, by zdążyć na lekcję.
-Ej przepraszam.-Zaczepiłam jakąś rudowłosą dziewczynę, która trzymała w ręku podręcznik od astrofizyki.-W której sali znajdę doktor Jane Foster?-Kobietka spojrzała się na zegarek, po czym wróciła wzrokiem na mnie.
-Zaspałaś grubo na lekcje, właśnie powinna kończyć. Sala siódma, pierwsze piętro, drzwi po prawej.-Wyjaśniła szczegółowo. Podziękowałam i pognałam w stronę sali wykładowej, z której akurat wychodzili studenci.
-Dzień dobry.-Podeszłam, która energicznie pakowała dokumenty do torby.
-Mówiłam już, że nie prowadzę zajęć dodatkowych.-Rzuciła, zbierając z podłogi porozrzucane kartki. Schyliłam się i chwyciłam kilka z nich, po czym podałam kobiecie.
-Ja nieco w innej sprawie.-Uśmiechnęłam się, kiedy spojrzała się na mnie.
-O przepraszam skądś cię kojarzę.-Obcięła mnie wzrokiem.
-Julia Stark. Miło mi panią poznać.-Wyciągnęłam dłoń w stronę brunetki, która delikatnie ją uścisnęła.-Przyszłam do pani bo muszę się dostać do Asgardu...-Kontynuowałam.
-O nie nie. Nie chcę mieć nic związanego z Thorem i jego sprawami. Jeśli go zobaczysz nie pozdrawiaj go ode mnie.-Chwyciła za torebkę, wychodząc z klasy. Pobiegłam za nią, chcąc wytłumaczyć sytuację.
-Proszę musi mi pani pomóc. Nie chodzi o Thora, nie przysłał mnie tu, a właśnie muszę się do niego dostać by pomówić z Lokim. Miałam bardzo dziwny sen, ostrzegano mnie przed Thanosem. Jednak przeszukałam cały Internet, a nie ma nic o tym. Kompletna pustka. Proszę, może się to okazać sprawą życia i śmierci. A tylko ty oraz Selvig wiecie jak się tam dostać, jednak profesor jest nieosiągalny bo prowadzi badania w jednostce TARCZY.-Powiedziałam błagalnym głosem. Jane zatrzymała się wzdychając ciężko. Zdjęła z nosa okulary, by przetrzeć twarz dłonią.
-Dobra, choć. Musimy znaleźć mniej zaludnione miejsce.-Pokiwałam głową, podążając za kobietą. Wyszłyśmy zza kampus. Foster ustawiła mnie na środku trawnika, po czym odsunęła się kilka metrów.
-Musisz podnieść rękę i wykrzyczeć Heimdallu otwórz most.-Spojrzałam się oczekując, że jest jakiś żart. Jednak mina pani profesor nie zmieniła się.
-Heimdallu otwórz most!-Wykrzyczałam, czując się jak ostatnia idiotka bo nic się nie zadziało.
-Jesteś pewna, że to....-Po chwili wciągnęło mnie oślepiające światło. Jakby tysiące gwiazd się miało właśnie ze mną zderzyć.-AAaaa!-Krzyczałam zasłaniając się przed tym. Byłam pewna, że za chwilę walnę o jakiś meteoryt.
-Może jakoś panience pomóc?-Usłyszałam rozbawiony głos. Stanęłam na baczność, rozglądając się dookoła.
-Asgard? Czyli dobry przystanek?-Rozejrzałam się po złotej kopule, aż mój wzrok padł na wysokim, czarnoskórym mężczyźnie. Uśmiechnięty od ucha do ucha przytaknął.-Przybyłam do Thora. Muszę pomówić z jego bratem.-Wytłumaczyłam, nie mogąc się nadziwić tą dziwną budowlą, w której się właśnie znajdowałam. Wychodził od niej długi, jakby szklany most przeplatający przez siebie wszystkie kolory.
-Właśnie Thor...-Zaczął.
-Witaj Heimdallu!-Krzyknął uradowany blondyn.
-Panienka chyba do ciebie książę.-Odparł złotooki. Bóg piorunów, spojrzał się na mnie, po czym podbiegł, przytulając mnie.
-Ciebie też miło widzieć.-Powiedziałam skliszczona w uścisku.-Puść mnie bo za chwile wyciśniesz ze mnie śniadanie.
-Jak ty się tu znalazłaś?-Spytał zaskoczony.
-Udałam się po pomoc do Jane Foster, kazała cię nie pozdrawiać.-Zaśmiałam się pod nosem.-Ale przejdźmy do rzeczy. Muszę porozmawiać z Lokim.
-Lokim? Po jakie licho? Szczerze myślałem, że jesteś ostatnią osobą, która chce z nim rozmawiać. Siedzi zamknięty w swojej komnacie. Pewnie obmyśla kolejny plan jak wleźć na tron.-Prychnął.
-Thor proszę cię. Nie po to ryzykowałam życie lecąc przez jakiś pieprzony tunel światła, żeby teraz z nim się nie spotkać. Nie mogliście portalu sobie wymyśleć? Tylko takie coś!-Wymachiwałam rękoma, wspominając traumatyczne przeżycie.-To był pierwszy i ostatni raz!
-Dobra dobra już. Zamknij jadaczkę. Zaprowadzę cię do mojego brata.-Pacnął mnie w głowę, nic nie robiąc sobie z mojego zdenerwowania.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top