46.
Bucky mnie szturchnął, gdy już zasypiałam. Byłam wykończona przeżyciami, a sen ukoiłby choć trochę moje krwawiące serce.
-Co chcesz?-Zgromiłam go spojrzeniem, wyjmując słuchawkę z ucha.
-Chcę pani coś do picia?-Zagadnęła stewardesa, której nawet nie zauważyłam. Westchnęłam ciężko, zastanawiając na co bym miała ochotę w takim stanie, a odpowiedź nasunęła się sama.
-Whisky z colą i z lodem.-Spojrzała się na mnie, myśląc pewnie ile mam lat. Doszła jednak do konkluzji, że jeśli stać mnie było na bilet w pierwszej klasie do Japonii to mogę się leganie napić.
-Nie ma mowy.-Odparł stanowczo, posyłając mi karcące spojrzenie.-Dla tej pani tylko colę.-Powiadomił kobietę, która po chwili podała butelkę z czerwoną etykietą.
-Jesteś kuźwa nieznośny. Spać nie mogę, napić też nie...-Powiedziałam z bezsilnością w głosie. Czułam się tragicznie, jakby ktoś mnie przeżuł i wypluł.
-Martwię się tylko o ciebie. Jak będzie ci wygodniej, możesz się o mnie oprzeć. Nie chciałem cię obudzić.-Skorzystałam z propozycji i wtuliłam się w bruneta, który objął mnie ramieniem.
-W sumie dobrze, że za mną poszedłeś.-Mruknęłam pół snem. Zdawało mi się też, że Barnes nachylił się i czule pocałował w czoło. A w moim sercu coś drgnęło. Coś czego nie czułam od bardzo dawna...
-Ej królewno wstajemy...-Poczułam głaskanie na policzku. Otworzyłam leniwie oczy, zdając sobie sprawę, że dalej leżałam wtulona w męski tors.
-Wygodnie było ci tak spać?-Przeciągnęłam się, po czym zapięłam pasy, słysząc wieść o lądowaniu. Musiałam nawet przespać śniadanie.
-Nawet bardzo.-Uśmiechnął się szeroko, spoglądając szarymi oczyma. Zarumieniłam się delikatnie i szybko przeszłam do pakowania moich rzeczy. Bałam się, że coś zostawię.
Gdy odebraliśmy swoje bagaże, pojechaliśmy prosto do hotelu. Marzyłam o długim prysznicu. Wszystko mnie bolało po nocy w samolocie.
-Pamiętaj jesteśmy małżeństwem. Chcę jak tylko mogę uniknąć paparazzi.-Oznajmiłam przed wejściem do budynku.
-To co miesiąc miodowy kochanie?-Złapał mnie za dłoń.
Wywróciłam oczami i uśmiechnęłam się delikatnie.
Podeszliśmy do recepcji. Poczekaliśmy chwilę by kobieta nam wręczyła karty i udaliśmy się do windy.
-Gdzie nasz pokój?-Wychylił się Barnes na naszym piętrze. Zaśmiałam się pod nosem, rzucając mój bagaż na kanapę.
-Całe piętro jest nasze.-Puściłam oczko.
Dzień minął nam spokojnie, obydwoje odsypaliśmy długi i męczący lot. Gdy zebrałam się w sobie by wreszcie wyjść, aby się przejść po mieście. Chciałam kupić też coś słodkiego. W planach miałam zrobienie sobie wieczoru przy książce, winie oraz czymś niezdrowym.
-Gdzie idziesz?-Zatrzymał mnie mężczyzna, gdy wychodziłam. Myślałam, że śpi.
-Do sklepu się przejść.-Rzuciłam. Barnes założył pośpiesznie buty i poszedł ze mną.-Będziesz lazł za mną wszędzie?-Fuknęłam, chowając słuchawki. Mogłam zapomnieć o samotnym spacerze.
-Tak. Chcę cię chronić.
-Jesteś idiotą James. Sama siebie ochronię. Nie potrzebuję nikogo więcej.-Popchnęłam szklane drzwi.
-Czemu budujesz wokół siebie mur za każdym razem, gdy jesteś podłamana? Odpychasz każdą pomoc.-Chwycił mnie za rękę, widząc zatłoczoną główną ulicę. Był koniec tygodnia, więc zdecydowana większość zmierzała do klubów, albo na inne spotkania, przez co robił się tłok.
-Daj spokój, wymyślasz.-Mruknęłam, próbując się mu wyrwać. Chciałam być chociaż, przez kilka minut sama ze swoimi myślami.
James złapał mnie mocniej i przyciągnął do siebie w taki sposób, że patrzyliśmy sobie prosto w oczy, mierząc się spojrzeniami.
-O tym właśnie mówię. Wiedz, że nie musisz się z niczym sama radzić. Pozwól komuś o ciebie zadbać.-Zacisnęłam nerwowo szczękę, odwracając wzrok na chodnik.
W momencie zrobiło mi się lżej na sercu w jakiś sposób. Mimo, że cholernie działał mi na nerwy to było po prostu kochane. Inni, gdy zwracałam się do nich w taki sposób nie walczyli, tylko odpuszczali, zostawiając mnie samą.
-C-choć do tego sklepu.-Zmieniłam temat, nie wiedząc jak odpowiedzieć mężczyźnie.
-Daj będzie ci za ciężko.-Barnes przejął ode mnie zapełniany koszyk. Uwielbiałam japońskie słodycze i chciałam pokazać je żołnierzykowi.
-Bierzesz wino?-Zerknęłam na bruneta, który spoglądał na półkę z alkoholem.
-A masz ochotę?-Podniósł brew. Odpowiedź była oczywista.
Pokiwałam energicznie głową, choć preferowałam inne trunki. Podeszliśmy do kasy. Okazało się, że starsza Japonka nie mówi po angielsku. Zdenerwowana, zaczęłam się z nią kłócić, choć żadna z nas nie rozumiała co druga mówi.
-Kurwa mać, kartą.-Machałam jej plastikiem przed oczami, zaś staruszka wymachiwała dłońmi.
-Co się dzieje?-Podszedł Barnes, kładąc na ladę coś jeszcze.
-Nie zna angielskiego i nie mogę zapłacić.-Opuściłam zrezygnowana ręce. Brunet posłuchał co kobieta za ladą mówi, po czym spojrzał na mnie.
-Ja zapłacę, pani mówi, że nie ma terminala.-Odparł rozbawiony. Zdenerwowana złapałam za papierosy.
-Czekam przed sklepem, za to też zapłacisz.-Wypuściłam zdenerwowana powietrze nosem. Wyszłam przed budynek, ciężko łapiąc oddech z nerwów. Zapaliłam papierosa, zaciągając się mocno. Brakowało mi tego tak długo.
-Nerwusie możemy wracać.-Wyszedł Bucky, trzymający siatki. Schowałam zapalniczkę do kieszeni i szłam w stronę hotelu z ulgą wdychając mentolowy dym.
-Nie mówiłeś, że mówisz po japońsku.-Rzuciłam pełna podziwu.
-Znam płynnie dziesięć języków. Tak mnie zaprogramowali w Hydrze.-Widziałam jak zaciska mocniej dłoń na reklamówce.-Daj jednego.-Zatrzymał się, wyciągając rękę po paczkę cienkich L&M.
-A mnie nazwałeś nerwusem.-Zaśmiałam się, widząc jak łapie za metalową zapalniczkę, którą mam po ojcu.
Brunet mruknął coś pod nosem i wsadził sobie do ust papierosa. Jak zobaczyłam jego ruch metalową protezą, gdy trzyma fajkę, uznałam, że to najseksowniejsza rzecz, którą widziałam. Pomijając sprośne myśli w mojej głowie.
-Przycichłaś coś?-Przepuścił mnie do windy. Odchrząknęłam, próbując ochłonąć. Wyobrażałam jak jego dłoń ląduje na mojej szyi, zaś druga zaczyna błądzić po ciele.
-Ja? Niee. Zamyśliłam się po prostu.-Rozpięłam bluzę wchodząc do salonu. Zauważyłam jak Barnes posyła mi ukradkowe spojrzenie i się uśmiecha szeroko, jakby przeczytał moje myśli.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top