44.
Kiedy wróciliśmy do siedziby, poszłam do pokoju by się przebrać w coś luźniejszego.
Musiałam wreszcie wrócić do treningów, jeśli chciałam poprawić swoje umiejętności.
Złapałam za bidon z wodą, a następnie udałam się do salki.
Po krótkiej rozgrzewce, obwiązałam nadgarstki czarnym bandażem elastycznym.
Zacisnęłam zęby i wyprowadzałam ciosy. Jednak z każdym ruchem w mojej głowie zaczynały krążyć ostatnie zdarzenia, które nie mogły dać mi spokoju.
Nic mi nie wychodziło w ostatnim miesiącu. Zawaliłam co tylko mogłam, nawet relację z Parkerem.
-Kuźwa!-Krzyknęłam czując narastający stres, który nie zwiastował nic dobrego. Kopnęłam ostatni raz worek. Chwyciłam za bidon upijając kilka łyków. Gdy ugasiłam pragnienie, zamknęłam oczy i odetchnęłam głeboko.
Próbowałam się jakkolwiek otrząsnąć z tego natłoku.
-Coś się stało Stark?-Podskoczyłam jak oparzona, słysząc za sobą męski głos.
-Cholera Barnes nie strasz.-Westchnęłam, widząc bruneta, którego rozbawiło moje przerażenie.-Nic mi nie jest. Po prostu dawno nie trenowałam i coś mi przeskoczyło w nadgarstku, ale już jest ok.-Rzuciłam, tylko by się odczepił. Nie chciałam nikogo obarczać moimi problemami, a szczególnie jego. Bucky sam miał dużą trudność w odnalezieniu siebie, po tym co Hydra zgotowała mu przez te siedemdziesiąt lat.
-Lepiej się wygadać. Jak coś trzymasz za długo w sobie, zaczyna cię zatruwać od środka. Wiem po sobie.-Posłał mi troskliwe spojrzenie.
Tak bardzo tego nie lubiłam, gdy ludzie patrzą się na mnie w ten sposób.
Za każdym razem, czuję się jakbym ponownie była na pogrzebie rodziców. Członkowie rodziny spoglądali się na mnie z troską oraz współczuciem, ale jedynie z kim został mi kontakt to Tonym. Dziadkowie od strony mamy nie chcą mnie nawet znać.
-Wszystko mi się pieprzy Barnes.-Westchnęłam bezsilnie.-Praca nad zbroją mi nie idzie, z Parkerem zerwaliśmy, a Steve...-Zacięłam się, nie wiedząc czy mu mówić, ale gdy spojrzałam się na niego, jakby dobrze wiedział o czym chcę powiedzieć.-Jak to Steve...
-Wybrał Sharon co?-Podniósł brew, zakładając ręce na piersi.
-To nie tak. Sama chciałam odczekać, jednak na pierwszy rzut oka widać, że Sharon przypomina mu Peggy i wpatrzony jest w tą kobietę jak w obraz.-Prychnęłam, żałując, że tak to rozegrałam.
-Wszystko się ułoży jakoś.-Mruknął.
-Oczekiwałam jakieś rady, lub tym podobne.-Prychnęłam rozbawiona, zerkając na niego jak na idiotę.
-Wspomniałem, że możesz mi się wygadać, a nie, że dam ci rozwiązania na te problemy.-Roześmiał się.
-Fakt.-Przyznałam mu rację.-Ale rzeczywiście lepiej się czuję, dziękuję.-Posłałam mu przelotny uśmiech.-W zamian, że nie udzieliłeś mi rady to potrenujesz ze mną. Na razie trzymaj mi worek.-Klepnęłam go w ramię, zachęcając.
-Po co ci to mam trzymać, kopiesz w to, a worek nawet nie drgnie.-Pokpił ze mnie, przez co musiał przepraszać przez pół treningu.
W pokutę zaoferował wyjście na ciasto, więc jakoś uchronił się od wiecznego potępienia.
-Panno Stark, Sir wzywa na cotygodniowe badania.-Odezwał się Friday, po tym jak wyszłam spod prysznica.
-Huh? Od kiedy on robi cotygodniowe badania.-Zdziwiłam się, wycierając włosy.
Szybko przebrałam się w czarny dres, a następnie zaniepokojona udałam się do laboratorium.
-Jestem.-Zajrzałam do pomieszczenia, gdzie Stark i Burce, coś kombinowali. Nie wydawało mi się to normlane.-Od kiedy weszły cotygodniowe badania? Przecież nic nie biorę, alkoholu nawet nie tykam od dłuższego czasu.-Opadłam na krzesło, obawiając się nieco.
-To jest dla wszystkich.-Rzucił Bruce, przygotowując strzykawkę.
-Stało się coś? Nie powiem, ale się martwię.-Powiedziałam pół żartem pół serio.
-Zaciśnij rękę.-Założył mi opaskę uciskową, po czym pobrał krew.-Nic się nie stało, po prostu mamy nakaz z góry. Nie martw się na zaś.-Tony położył mi dłoń na ramieniu.
Kiwnęłam głową, jednak czułam, gdzieś w głębi, że nie mówi mi do końca prawdy.-Ej młoda jeszcze jedno pytanie.-Podbiegł do mnie, gdy już przekraczałam próg.
-Co? Streszczaj się bo ledwo stoję na nogach Tony.-Wywróciłam oczami, myśląc tylko o śnie.
-Pep pytała czy nie chcesz na stałe dołączyć do fir...
-Nie ma mowy, dobranoc.-Przerwałam mu. Odpowiedź dla mnie była jasna. Nigdy więcej użerania z tymi cholernymi ludźmi z rządu. Jeszcze do wszystkiego dochodził Hammer, który mimo długiej odsiadki, powrócił do trucia dupy Stark Industries.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top