35.

-Co ci idioci kombinują?-Zapytał się mnie Deadshot. Zdziwiłam się nieco, że się do mnie odezwał. Myślałam, że tak samo sądzi o mnie jak ten strażnik, że jestem przydupasem.

-Uważają, że jakieś "bomby" to bzdury.-Zaśmiałam się lekko. 

-Tobie nic nie wstrzyknęli?-Zdziwił się i zaczął szukać wzrokiem, jakiejś rany po ukłuciu. 

-Nie. Chyba. Jak tak to nic nie wiem, ale raczej nie.-Wytłumaczyłam niepewnie. Dla pewności przejechałam po karku dłonią. Ale nic nie zwróciło mojej uwagi.

-Szczęściara.-Prychnął.-Za co cię wsadzili?

-Za handlowanie bronią. Idioci...-Westchnęłam ciężko, straciłam moją wiarę w prawo. Siedzę za niewinność, poprawka nie siedzę tylko zostałam wysłana na samobójstwo.

-Złościsz się, że cię złapali?-Nie zrozumiał. Pokręciłam przecząco głową. 

-To nie ja. Nie wiem gdzie jestem, jak ani po co. Siedzę za jebaną niewinność.-Oburzyłam się, czy ja mam wymalowane na twarzy, że współpracuję z Hydrą.-O kurwa!-Krzyknęłam kiedy zobaczyłam jak głowa jednego z przestępców wybucha. Zawsze mnie ciekawiło jak to wygląda, można porównać do arbuza, który pęka na milion małych elementów. Sama nie wiedziałam czy ta sytuacja mnie przeraża czy bardziej zaciekawiła. Jednak gdy zdałam sobie sprawę, że jego mózg leży na ulicy, czułam jak podnosi mi się śniadanie. 

-Zrobią tak z każdym z was jeśli będziecie chcieli uciec.-Przestrzegał nas Flag. Otworzyłam szeroko oczy, próbując sobie przypomnieć, czy, aby na pewno niczego mi nie zaaplikowali. Nagle mężczyzna podniósł rękę do góry na znak, abyśmy poczekali.

-Na 12 macie jakiś obiekt.-Usłyszeliśmy w słuchawkach. Odbezpieczyłam pistolet. Zdałam sobie sprawę, że ręce mi się trzęsą tak jak nigdy, panika robiła swoje. Zajęłam miejsce za spalonym autem, mierząc przed siebie. 
Zza auta wyszły jakieś obrzydliwe stworzenia. Miałe całe podziurawione i zgniłe ciało. Wymierzyli w nas jakimiś magicznymi dzidami, puszczając z nich fioletowe wiązki światła. 
Przez chwilę poczułam się jak na wojnie. Z każdej strony było słychać wystrzały. Schowałam się w pewnym momencie, zatykając uszy. Czułam, że mam cholerny atak paniki. Oddech stawał się płytki, a ucisk w płucach stawał się coraz mocniejszy. Gdy wszystko ustało, flag prześlizgnął się do mnie. Położył dłonie na moje policzki, każąc mi na siebie spojrzeć. Ale wszystko rozmazywały mi własne łzy. 

-N-nie pisałam się na to.-Ledwo łapałam powietrze. Miałam wrażenie, że tonę. Ze wszystkich stron czułam rozsadzające ciśnienie.

-Już już. Oddychaj spokojnie, patrz nie żyją. Nawet się nie ruszają.-Zerknął na Harley, która dalej nawala zgniłe ciało.

-Już spokojnie, nie żyje.-Powiedział Deadshot, który widział moje przerażenie.

-Ale patrz on jeszcze się rusza.-Kopnęła go i ponownie go zdzieliła. Komiczna sytuacja nieco sprowadziła mnie na ziemię. 

-Jesteśmy już blisko końca. Załatwimy to, a dopilnuję tego, żeby cię puścili do Starka, dobrze?-Kiwnęłam głową.-A teraz głęboki oddech.-Wpuściłam powietrze przez nos, po czym powolnie wypuściłam ustami, czując, że strach powoli mnie opuszcza.-Idziemy?-Skinęłam. Pomógł mi wstać, po czym podążyliśmy dalej.
Po jakimś czasie weszliśmy do budynku i skierowaliśmy się na schody pożarowe. Spojrzałam się na dziewczynę Jokera, która poszła w inną stronę niż wszyscy. Postanowiłam się odłączyć od reszty i podążyć za nią. Weszłyśmy do windy, która o dziwo działała. 

-Też ci się nie chcę kochana po schodach wchodzić?-Uśmiechnęła się, zarzucając swój młot na prawe ramię.

-Zgadłaś.-Uśmiechnęłam się. Oparłam się o barierkę, która po chwili pękła z resztą tak samo jak szklany sufit windy. Wleciał ten jeden z potworów zombie, rzucając się na nas.

-O Kur... mać.-Krzyknęłyśmy razem. 

Kiedy wjechałyśmy na najwyższe piętro, spokojnie wyszłyśmy. Wszyscy gapili się na nas. Stałam blada jak ściana. Ledwo wyczołgałam się z tego miejsca zbrodni.

-No Co?!-Krzyknęła Harley.

-Nic. Młoda ze mną. Wy tu czekacie.-Podążyłam za żołnierzami, jak nakazał Flag.
Wpadliśmy do dużego pokoju gdzie była kobieta zło, Amanda Waller. Jeszcze niedawno, cedziła przez zęby co mi zrobię jak ucieknę, a teraz mało co nie narobi pod siebie. 

-Jesteśmy już.-Mruknął Flag. Kobieta wzięła broń i zastrzeliła ostatnich ludzi. Oczy mało co z orbit mi nie wyleciały. A gdy usłyszałam ostatni strzał, musiałam zasłonić usta, by nie wydać przerażonego jęku.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top