34.

Stałam obok Flaga na placu, gdzie za chwilę przyjadą najniebezpieczniejsi ludzie na świecie. Trochę się czułam jak lizodup nauczyciela, będąc tak posłusznie przy jego boku, gdy resztę, 'wypakowali' z dużych worków, jak śmieci trochę. Nie jestem pewna, ale chyba trochę praw człowieka ta kobita z rządu to łamie.
Harley Quinn, Deadshot, Kapitan Boomerang, ale słaba ksywka, jakiś stwór z piekła rodem, Diablo i Slipknot. Kuźwa i taką brygadą pokonamy jakiś kosmitów, to ja już wolę Avengers, przebierańcy, ale chociaż przy zdrowych zmysłach.

-Patrz Flag ma nowego przydupasa.-Zauważył idiotyczny ochroniarz. Wiedziałam, że tak będzie, ale chociaż mogę kogoś nieco utemperować.

-Mogę?-Zapytałam Ricka. On tylko kiwnął głową na potwierdzenie i czekał, co mam zamiar zrobić. Podeszłam do 'agenta', który pilnował brygadę RR.

-I co mi zrobisz dziewczynko?-Potargał mi włosy. Złapałam go za rękę i wykręciłam ją kumulując całą złość.

-Jeszcze raz coś takiego powiesz to włożę ci spluwę do gardła i nacisnę spust, udławisz się własną krwią, a pocisk wyleci ci dupą. Rozumie pan?-Powiedziałam bardzo uroczym głosem. 

-Tak tak.-Puściłam go. Kiedy zobaczyłam jak mężczyzna rozmasowuję bolące miejsce, nie powiem miałam niemałą satysfakcję.
Wsiedliśmy do wojskowego samolotu. Zajęłam miejsce obok Harley, która jak gdyby nigdy nic wyjęła telefon i zaczęła pisa,  jak się nie mylę z Jokerem. Zauważyła, że się przyglądam i położyła palec na usta.

-Ciiiiii. Mój kochany nas uwolni.-Szepnęła.-Ciebie polubiłam, więc weźmie nas obie.-Ja tylko kiwnęłam głową i się lekko uśmiechnęłam, skąd oni biorą tych wariatów. Już mieliśmy startować i w ostatniej chwili weszła kobieta z białą maską. Szczęka mi nieco opadła, a moja bisexualna natura się odezwała.

-To jest Katana. Będzie mnie chronić.-Powiadomił nas Flag, cholernie mu zazdrościłam. Obserwowałam dyskretnie Azjatkę, olewając wszystko co dookoła się mnie dzieje. Do momentu, gdy coś trafiło w podniebny statek. Zaczęło niesamowicie trząść, przez co byliśmy zmuszeni 

-Julia nic ci nie jest?-Zapytał patrząc na lekko rozciętą ranę na ramieniu, Flag. Miło, że się martwił.

-Nie nie, spokojnie nic mi nie jest.-Pokiwałam głową, pomógł mi to jakoś zasłonić by nie wdało się poważne zakażenie, po czym ruszyliśmy w drogę.
Szliśmy po ulicach zmasakrowanego jakiegoś miasta. Przerażona patrzyłam na ciała ludzi, który nie zdołali się odpowiednio szybko ewakuować, albo byli to żołnierze, którzy zostali wysłani na pewną rzeź. Flag zmienił nas miejscami. Teraz to on szedł po boku, a ja między nim a kataną.

-Patrz się przed siebie.-Nakazał. Kiwnęłam głową i skierowałam wzrok na swoje buty. Długo będzie męczył mnie ten widok postapokaliptyczny.

-O tych ładunkach wybuchowych to brednie. Próbują nas nastraszyć.-Usłyszałam Kapitana Boomeranga, gadającego do mężczyzny, który spogląda na niego jak na psychopatę. On jest powalony. Nosi jednorożca w kurtce i ma niższe IQ od banana.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top