3.
Po kilku godzinach, dziewczyna otworzyła oczy i zerwała się na równe nogi przybierając postawę bojową. Widziała mroczki przed oczyma, a w głowie zaczęło się jej kołować.
-G-gdzie j-ja j-jestem!-Spytała przestraszona, łapiąc się za głowę.
Spanikowana zaczęła rozglądać się dookoła, szukając drogi ucieczki. Obawiała się, że to jakaś symulacja Thanosa albo Hydry.
-Obudziła się.-Powiedział do słuchawki, chcąc powiadomić Avengers i lekarzy. Podszedł do niej, by ją uspokoić.-Jesteś w swoim pokoju, w bazie tylko kilka miesięcy później. Sprowadziliśmy cię z przeszłości.-Próbował ubrać to jakoś w słowa. Był prostym człowiekiem, więc ominął pojęcia jakimi posługiwał Banner oraz Tony.
-Co ty pieprzysz?! Co z tamtymi ludźmi?!-Zdenerwowana zmarszczyła brwi i poczyniła kilka kroków w tył. Widział jak się trzęsie mimowolnie. Nawet dla niej ta sytuacja była zbyt zagmatwana. Przecież podróże w czasie nie są możliwe.
-Spokojnie, oni żyją, Barton jest właśnie wraz z swoją rodziną.-Zaczął się do niej stopniowo podchodzić. Czuł się jakby polował na królika, który wystraszy najcichszy szmer
-Kłamiesz! Jesteś z Hydry!-Krzyknęła przestraszona ze łzami w oczach.-Nie podchodź!-Rozglądała się nerwowo szukając jakiejś broni. Złapała za lampkę nocną wyciągając ją przed siebie. Gdy był przed nią, chciała go uderzyć, ale nie była w stanie. Zabrał delikatnie jej z dłoni urządzanie.
-Spokojnie już.-Szeptał, wtulając ją w siebie. Poczuła, że to jej Barnes, a nie żaden agent z maską. Cała drżąc objęła go nie pewnie.
-Julia!-Krzyknął Tony, który wszedł z resztą. Młoda Stark spięła się momentalnie. Czuła ulgę, że wszyscy mają się dobrze, ale mało co, serce wyskoczyłoby jej z piersi.
-Trochę spokojniej, jest w szoku.-Skarcił go Banner. Tony kiwnął głową zdając sobie sprawę, że zbyt prędko okazał swą radość.
Kiedy się trochę uspokoiła, wytłumaczyli nastolatce całą sytuację, o której napomknął Barnes. Usiadła na ciemnozielonym fotelu z wrażenia. Nie wierzyła, że mogli dla niej coś takiego zrobić. W części też nie czuła się tą samą osobą, o której mówili.
-Jesteście cholernie samolubni.-Oznajmiła twardo, a na twarzach mścicieli zapanowało wielkie zdziwienie.-Co się stanie z ludźmi z tamtego wymiaru? Oni czekają na swoje rodziny. Jeśli miałam się poświęcić to po jasną cholerę zmieniacie tego bieg i zaburzacie czasoprzestrzeń.
-Nic nie zaburzamy, tamci ludzie żyją. Tamta przeszłość nie ma wpływu na tą przyszłość. Tamto jakby się nigdy nie wydarzyło.-Wytłumaczył Bruce naciągając nieco prawdę, na co tylko kiwnęła głową. Przez kilka dni musiała się oswajać z tym faktem. Próbowała też poznać technologię jaką skonstruował Tony. Stała przy tej kosmicznej maszynie i wahała się czy nie załączyć jej, by nie powrócić do swojego wymiaru, by upewnić się czy wszystko jest na pewno tak jak jej mówią mściciele.
-Jedziesz ze mną?-Położył jej dłoń na ramieniu, wybudzając ją z zamyślenia.
Musiał wracać do swojej małej rodzinki po kilku dniach spędzonych w bazie. Chciał by uczestniczyła w życiu Morgan. Byłaby świetną siostrą.
-Nie, muszę sobie wszystko poukładać i może się na coś przydam. Ucałuj ode mnie małą.-Uśmiechnęła się smutno. Stark poczochrał jej włosy i pożegnał się z bólem serca.
Wróciła do swojego pokoju, aby znów zanurkować w intrenecie i dowiedzieć się co ją ominęło. Musiała się jakoś przygotować na powrót do żywych.
Pov. Julia Stark
-Co robisz?-Wszedł Bucky do pokoju dziewczyny. Chciał spędzić z nią więcej czasu. Obawiał, że znowu jakaś sytuacja może mu ją zabrać.
Zrzucił kilka poduszek, by móc wygodnie rozłożyć się na jej materacu.
-Sprawdzam wszystkie wiadomości i co przez ten czas narozrabialiście a co?-Spytałam odwracając się w jego stronę na fotelu. Za każdym razem jak na niego patrzę winię się, że zadałam mu jeszcze więcej bólu. Rogers mi opowiadał, że Barnes był blisko akcji samobójczej. Tamta ja ratując miliony ludzi, spisałam na straty tego człowieka, który stał się mi najbliższy.
-Może gdzieś wyjdziemy?-Zaproponował, spoglądając się na mnie szarymi oczami. Jakby wiedział, że Rogers się wygadał.
-Dobra, byle mało zaludnione miejsca.-Kiwnęłam głową, po czym założyłam czarną bluzę z kapturem by nie zamarznąć. Kiedy wyszliśmy z budynku złapałam Buckiego za rękę, w miejscach publicznych udawaliśmy parę, żeby nie zwracać uwagi, mało kto chce patrzeć na zakochane pary. Zacisnął delikatnie dłoń na mojej, dając mi znak bym spojrzała.
-Może usiądziemy w tu.-Kiwnął w stronę budynku. Lokal wyglądał na niezwykle przyjemny i uroczy. Uśmiechnęłam się i pociągnęłam w stronę wejścia. Usiedliśmy w rogu i zamówiliśmy coś z menu. Miła blondynka postawiła przed nami kubki i talerzyki z ciastem. -Masz jakieś plany na jutro?-Spytał, popijając kawę. Spojrzałam, biorąc kawałek ciasta porzeczkowego.
-Mam zamiar lecieć na Asgard i pogadać z Lokim.-Oznajmiłam niepewnie, wiedziałam, że nie spodoba się mu ten plan.
Bucky się prawie zachłysnął kawą usłyszawszy to. Tęskniłam za złośliwym czarnowłosym. Brakowało mi jego towarzystwa, miałam wrażenie, że jako jeden z nielicznych mnie rozumie.
-Myślałem, że nie chcesz tak szybkiej konfrontacji z innymi, a szczególnie z nim.-Podkreślił drugą część zdania. Nie przepadali za sobą. Chyba zaczynałam się domyślać dlaczego...
-To jest mój najlepszy przyjaciel, tylko jego miałam na statku Thanosa. Muszę nie tylko o ty z nim pogadać, ale też o naszych relacjach...-Ostatnią część zdania powiedziałam jak najciszej umiałam i spaliłam pomidora.
-Ty go kochasz?-Spytał zawiedzony, a delikatny uśmiech zszedł mu całkowicie z twarzy. Zauważyłam jak bierze metalową protezę pod stół. by czegoś nie zniszczyć.
-Nie! Oczywiście, że nie, znaczy tak, tylko po przyjacielsku.-Wywinęłam się szybko. Nie Loki był tym, do którego żywiłam uczucia.
Westchnął z ulgą, a w tym samym czasie jego komórka zawibrowała. Złapał ją szybko i odblokował.
-Kto to?-Zaniepokoiłam się, widząc jego przejętą postawę jaką przyjął.
-Nick mam misję, musimy wracać.-Zapłacił po czym szybko udaliśmy się do bazy.
-Steve pilnuj jej.-Rozkazał Bucky.
-Sama się mogę pilnować.-Fuknęłam, zakładając ręce na piersi. Nie czułam się dobrze z tym, że cofnęłam się z agentki na dziecko, którym wszyscy musieli się opiekować.
-Wiem, ale nie chcę cię stracić, kolejny raz.-Szepnął na co ucałował mnie w czoło, po czym udał się do qunjieta. Zostałam obok Steva cała się czerwieniąc, ale w środku skakałam z radości, że wreszcie odważył się na taki gest.
-Widzę, że się do siebie zbliżyliście.-Uśmiechnął się szturchając mnie łokciem.
-A co chciałbyś być to ty.-Wytknęłam mu język. Zmieszał się nieco na te słowa, szepcząc coś sobie pod nosem. Wydawało mi się to dziwne.
-Brakowało nam ciebie.-Uśmiechnął się delikatnie, co odwzajemniłam.-Co ty na to jakby jakoś ten czas nadrobić co?-Zaproponował. Wyszczerzyłam się do niego.
Zrobiło się dość późno, więc udałam się spać, wykonałam wieczorną toaletę i położyłam się do łóżka.
Następnego ranka obudziłam się dość wcześnie, chciałam jak najprędzej uporać się z Asgardem. Szybko ubrałam się i delikatnie pomalowałam, by zrobić nieco lepsze wrażenie. Napisałam mały liścik Rogersowi, żeby się nie martwił po czym wyszłam na trawnik i zawołałam Heimdalla, który przeniósł mnie na Asgard. Ukłoniłam się delikatnie i przywitałam.
Po krótkiej rozmowie czarnoskóry wezwał konia, na którym pognałam do zamku.
-Witaj Odynie.-Ukłoniłam się przed królem.
-Miło cię znów widzieć.-Uśmiechnął się starszy.-Jaki jest powód twojego przybycia?
-Chciałabym pogadać z twoimi synami.-Oznajmiłam twardo.
Podeszła do mnie starsza kobieta.
-Choć dziecko zaprowadzę cię do nich.-Wyglądała na bardzo miłą i ciepłą osobę. Zapewne to żona Odyna.-Synowie wspominali mi o tobie, że zginęłaś.-Zagaiła.
-A długo by gadać, sama nie wiem jak to się stało.-Pokiwała zamyślona.-Tu jest komnata Lokiego, Thor jest wraz ze swoimi przyjaciółmi na sali treningowej. Lecz chyba z Lokim masz najwięcej do wyjaśnienia.-Spojrzałam na nią z dziwieniem, skąd może to wiedzieć.
Uśmiechnęła się ciepło, zostawiając mnie przed kanapą.
Zapukałam, kiedy usłyszałam pozwolenie, uważnie weszłam.
-Dzień dobry.-Pomachałam. Loki siedział na swoim fotelu czytając jakąś księgę. Spojrzał na mnie zdziwiony, aż mu książka z ręki wypadła. Wstał i podszedł do mnie.
-Przepraszam.-Wyszeptał i wtulił się. Zamarłam na chwile.-Jakim cudem ty żyjesz?-Oderwał się po dłuższej chwili.
-Loki bo ten... Nie wiem jak zacząć. Przybyłam tutaj, żeby porozmawiać na pewien temat...-Westchnęłam.-Chcę, żebyśmy znów byli przyjaciółmi, przepraszam, że nie odwzajemniam twoich uczuć, ale po prostu nie potrafię.-Pokiwał głową. Przed powrotem do domu, poszłam spotkać się jeszcze z Thorem. Poznałam przy okazji Sif. Podjęliśmy decyzję, że w trójkę wracamy do bazy Avengers. Wróciliśmy portalem do domu. Wbiegłam do pokoju Buckiego, żeby opowiedział jak było na misji, lecz zastałam pustkę. Poszłam więc do salonu w którym kapitan spędzał wolne.
-Jeszcze nie wrócili?-Pokiwał przecząco głową. Westchnęłam i poszłam do Lokiego.
-Cooo roobiiszz?-Rzuciłam się mu na łóżko.-Krucze masz wygodniejsze od mojego.-Mruknęłam cicho.
-Jak chcesz możesz ze mną spędzić kilka nocy.-Uśmiechnął się. Zboczeniec. Aż mi krew poleciała z nosa. Rzuciłam w niego całej siły poduszką.
-A TO ZA CO?
-ZA TO, ŻE JESTEŚ ZBOCZEŃCEM.
-Boszzzzzzz, nawet żartować nie mogę.-Westchnął.
-Poczytasz mi?-Spytałam, wtulając się w jego łóżko.
-Nie masz pięciu lat.-Warknął.
-Proszęęę...
-Jak dasz buziaka.-Uśmiechnął się.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top