23.

Rozejrzałam się, po czym wybiegłam z nimi.-Misja zakończona powodzeniem.-Oznajmiłam wracając do pokoju. Kartony położyłam na biurku.
Kiedy pozbyłam się ciężaru, odetchnęłam z ulgą.

-Co masz?-Spytał podchodząc do paczki otwierając ją powoli.-Nie odpuścisz sobie tej sprawy co?-Patrzył na moje cudeńka. Zauważyłam iskierki w szarych oczach Buckiego. Jemu też już brakowało ruchu. Nie jeździł na misję, aby cały czas przy mnie być. 

-James tam były dzieci. Wygłodzone. Oni chcą je wykorzystać jak kiedyś psychole podczas wojny. Przez dwa dni nic z tym Avengers, ani Tarcza nic nie zrobiła. Nie będę stać i patrzeć jak ludzie umierają.-Powiedziałam zmobilizowana, trzymając się za bolące miejsce, przez co wyglądałam bardziej jak kaleka.

-Jutro w nocy tam się wybierzemy.-Westchnął. Zdzwiona spojrzałam się na niego.

-My?-Spytałam z niedowierzaniem. Przypuszczałam, że będzie się stawiał oraz próbował odciągnąć mnie od tego pomysłu.

-Samej cię nie puszczę. Byłem tam parę długich lat, znam dokładnie rozkład budynku oraz wątpię, że sama sobie poradzisz, oczywiście tobie nie umniejszam, lecz po twojej ucieczce, będą przygotowani na atak. A w szczególności jak mają jakiegoś szpiega Nicka. Jednak jest to dla nas dobre, bo spodziewają się Avengers, albo armii Tarczy. My moglibyśmy odwrócić ich uwagę, po czym po cichu uwolnić dzieciaki.-Powiedział analizując mapę. 

-Musimy wybrać transport powietrzny. Mogą dogonić nas jeśli wybierzemy auta, a raczej autobus, biorąc pod uwagę dzieciaki. Będziemy musieli się rozdzielić. Jedno z nas poleci, drugie odciągnie uwagę. Ja mogę...

-Nie.-Warknął, nie dając mi dokończyć zdania. Obydwoje wiedzieliśmy, że bardzo prawdopodobne jest to, że może się to skończyć trafieniem do niewoli, albo śmiercią. W moim przypadku jest cień szansy, że prędzej mnie zamkną niż zabiją. Byłam dla hydry dość przydatna, a James bez wahania został by uśmiercony.-Nie chcę cię znów stracić. 

-A ja ciebie.-Uśmiechnęłam się smutno. Zacisnął metalową dłoń i nachylił się nad hologramem budynku Hydry. Szukał jakiegokolwiek innego rozwiązania.-Nie myśl o tym teraz. Pomyślę nad czymś innym. Nie śpieszy mi się umierać.-Wtuliłam się do jego pleców, chcąc, aby się rozluźnił. 

Później podebrałam jeszcze kilka rzeczy z głównej pracowni, czyli Tonego. Miał taki bajzel, że nie musiałam się przejmować, że zauważy braki. Obawiałam się bardziej, że Happy podczas spisywania, zauważy braki.
Usiadłam do biurka i zaczęłam zabawę. Zabrałam mój stary strój, a następnie go rozmontowałam. Wyjęłam z niego kulo odporną siatkę, wszywając w moją bluzę. Nie miałam zamiaru pokazywanie się w moim stroju. Nie chciałam, aby ktokolwiek mnie rozpoznał spośród cywili.

-Tony tu idzie...-Spojrzał na telefon, na którym pojawiła się wiadomość. Odłożył komórkę, po czym pomagał m i ukryć rzeczy.

-Zdejmuj koszulkę.-Nakazałam Jamesowi. On spojrzał się na mnie jak na obłąkaną.-Nie gap się i zdejmuj, zobaczy ciebie speszy się i nie zwróci uwagi na burdel pod stolikiem. Zdejmuj szybko.-Buck rzucił swoją koszulkę w kąt. Położył się na kanapę, a ja usiadłam na niego okrakiem.

-Hej...-Wszedł brunet. Zamarł widząc nas. Odwrócił szybko się do nas plecami.-Jezus Maria, jak się rozbieracie, zamknijcie drzwi na klucz, albo uprzedzajcie do jasnej cholery.

-A ty się naucz pukać. Co chciałeś?-Spytałam rozbawiona, na widok, że mało co nie potknie się o własne nogi.

-Żebyście później na kolacje przyszli, ale proszę was, nie na półnago.-Powiedział szybko i wyszedł.

-Mówiłam.-Mruknęłam wstając z Barnesa, jednak nie było mi to dane, bo złapał mnie, a następnie posadził z powrotem na sobie.-I co się głupio szczerzysz puszczaj zboku.-Przymrużyłam oczy, próbując się wyrwać z sideł chłopaka.

-No weźźź. Daj mi się sobą nacieszyć.-Żachnął.

-Zrobię to co mam i po kolacji się nacieszysz.-Uśmiechnęłam się zabierając paczkę żelków, które przyniósł.

-Dobrzee. -Westchnął.-Pomóc ci w czymś?-Spytał. Kiwnęłam przecząco głową. Usiadłam do biurka, zakładając okulary. Rozwaliłam wszystkie rzeczy, aby zobaczyć i powyjmować nadajniki gps. Pistoletom powiększyłam zasięg oraz zwiększyłam magazynki. Składałam je bardzo dokładnie, aby jak najłatwiej było nam porać się z całą armią Hydry.
W czasie kiedy ja się bawiłam w wynalazcę, James próbował sobie znaleźć jakieś ciekawe zajęcie. Skończyło się tak, że walnął się na łóżko oglądając jakiś film.

-Skończyłam.-Westchnęłam opadając ciężko na krzesło.

-To idź się przebierz i zajrzymy do nich na kolacje.-Mruknął Bucky. Spojrzałam na zegarek, zostało naam jeszcze 40 minut. Uśmiechnęłam się, a następnie położyłam się na łóżku, przyglądając się brunetowi.

-Co się gapisz, ubieraj się.-Przełączył kanał. Fuknęłam oburzona. Chciałam, żeby poświęcił mi trochę uwagi, a nie tv.
Przysunęłam się do niego, a następnie go pocałowałam długo. Trochę zdyszani oderwaliśmy się od siebie.-Co w ciebie wstąpiło?-Uśmiechnął się zaskoczony.

-Brakowało mi tego, przez pobyt w szpitalu.-Mruknęłam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top