20.

Tony zapisał mnie do szkoły prywatnej, która znajdowała się niedaleko. Nie byłam przepełniona pozytywnymi emocjami, ale umowa to umowa, którą dotrzymam z bólem serca, tydzień to nie jest aż tak długo. Chyba nie zdążą mnie wylać przez ten czas, chyba. 

Wstałam przed ósmą, by wziąć gorący prysznic oraz zrobić kreski, bez których nie wychodzę z domu. Do szkoły miałam na dziewiątą, więc zrobiłam sobie pełnowartościowe śniadanie, pierwszy raz od dawna nie na bazie kofeiny, ale bez małej kawy się nie obyło. 

Kiedy wychodziłam Tony zszedł przeciągając się. Miał za sobą chyba udaną noc bo widać, że humor mu dopisywał. 

-Trzymaj.-Dał mi stu dolarówkę.-W sklepiku szkolnym nie zapłacisz kartą.-Uśmiechnął się ciepło. Ojj Pepper chyba nieźle zadziałała. Muszę jej podziękować.

-Dzięki.-Wzięłam i schowałam do kieszeni.-Biorę auto.-Rzuciłam schodząc do garażu. Złapałam za kluczyki Toyoty Supry, która chyba była najtańsza z jego kolekcji, więc idealna dla mnie, żeby przez ten tydzień, nie rzucać się nauczycielom w oczy.
Wyjechałam z podziemi, czując się niczym batman wyjeżdżając ze swojej kryjówki. Połączyłam głośniki auta z telefonem i pod głosiłam, rozkoszując się melodią Dying Breed, której często słuchałam z Parkerem. 


Weszłam do szkoły, szukając mojej szafki, którą dzień wcześniej przydzielił mi mężczyzna z sekretariatu, ale teraz, gdy większość oczu na korytarzu było skierowanych na mnie, czułam się niekomfortowo. Nie przepadam za tłumami, a tym bardziej za moimi rówieśnikami. A dzieci milionerów ze szkół prywatnych to zazwyczaj wygłodniałe hieny. Poruszają się w stadzie i polują na najsłabszego osobnika.
Ohoo już widzę królewny, które się do mnie zbliżają. Szpilki i sztuczny uśmiech, a w dodatku nie przestrzeganie mundurków szkolnych, czyli ojcowie wpłacają duże datki, a dyrekcja przymyka oko na ich zachowanie.

-Cześć.-Stanęły przede mną. Ojj to jednak będzie długi tydzień.-Ja jestem Luna to jest Sally a to Suzy.-Kiwnęłam tylko na to głową.

-I co mam z tą informacją zrobić?-Prychnęłam, zamykając szafkę. Chciałam je ominąć, ale przesunęły się, zagradzając mi drogę ucieczki.

-Chcesz dołączyć do naszej paczki? Słyszałam, że jesteś od Starka. Ładna willa.-Podniosła brew ilustrując mój ubiór.

-Dzięki bardzo, ale nie skorzystam.-Spojrzałam na zegarek, chciałam znaleźć salę do końca przerwy i nie spóźnić się na pierwszą lekcję.

-Wymienimy się numerami i jak się namyślisz kochaniutka to dzwoń.-Podały mi swoje numery a ja dałam im mój, po czym odeszły. Usłyszałam dzwonek po czym weszłam do klasy. Czułam się trochę nieswojo bo było jedyne wolne miejsce obok chłopaka, nawet dobrze zbudowanego z szarymi włosami. Zdjęłam plecak i rzuciłam pod ławkę, a następnie zajęłam miejsce.

-Hej jestem Peter Maximoff.

-Julia Stark.-Przywitaliśmy się i podaliśmy sobie rękę.

-Czyli jesteś  kim dla Starka...-

-To jest mój wujek.-Dokończyłam.

-Ahaaaaaaa...

-A co ty myślałeś?-Spytałam rozbawiona.

-Wiesz to Anthony Stark.-Popatrzył się na mnie dwuznacznym spojrzeniem uważając mnie wcześniej za partnerkę milionera, co było absurdalne.

-Julia.-Powiedziała stara jedzą, jak się nie mylę od chemii, chyba. Nie obchodziło mnie nawet na jakiej jestem lekcji.

-Tak, proszę Pani.-Oznajmiłam niczym aniołek.

-Wyjaśnij mi co to mieszanina jednorodna i nie jednorodna.-Zdziwiłam się na to pytanie. To jest materiał z szkoły podstawowej, Tony nie patrzył raczej na poziom tej szkoły. 

-U jednej widać składniki gołym okiem, a u drugiej nie. 

-Skąd to wiesz?-Zapytała podejrzliwie. Ja wiem, że wyglądam na idiotkę, ale bez przesady.

-Bo uczyłam się tego?-Zmarszczyłam brwi. Powinniśmy mieć materiał z alkoholami albo aldehydami, a nie coś takiego.

-Nie kłam.-Nie za bardzo wiedziałam co ta facetka do mnie miała, nawet mnie nie zna.

-Nie kłamie, może pani porozmawiać z moim opiekunem na ten temat. Te pytanie było banalne, uczą się tego dzieci na początku szkoły. Liczyłam, że ta szkoła prywatna wykazuję trochę wyższy poziom.-Skrzywiłam się delikatnie, nie chcąc urazić kobiety.

-Co za pyskowanie nauczycielowi?!

-Co robię?-Popatrzyłam na nią niezrozumiale.-Przesłyszałam się chyba. Są to nie prawdziwe zarzuty w moim kierunku.-Zapytała to odpowiedziałam.

-Do dyrektora!-Zdenerwowana złapałam za torbę i obcięłam wzorkiem tą kobietę

-Pani jest głupia!-Krzyknął Peter nie wymyślając nic lepszego.

-Ty też do dyrektora!-Kiedy wyszliśmy z klasy, zatrzymałam go łapiąc za ramię.

-Co ty odwalasz? Ja sobie sama dobrze poradzę.

-Nudzi mi się. Po za tym czuję, że możemy się zaprzyjaźnić.-Uśmiechnął się.-Po za tym zawsze chciałem jej to powiedzieć.-Odwzajemniłam gest.-W dodatku jest jeszcze gorsza dla sławnych dzieciaków, którzy prezentują coś więcej niż Sally z jej koleżankami.-Prychnął.
Aaa to wszystko by tłumaczyło pewność tej paczki, to dzieciaki nauczycieli.

-Ale ja nie jestem sławna.-Zaprzeczyłam, nawet nie ujawniałam się w mediach po tym występku z Lokim. Nie lubię kamer, a tym bardziej paparazzi.

-Jak nie?-Stanął w miejscu, spoglądając się na mnie jak na osobę chorą psychicznie.

-NO NIE.-Zaprzeczyłam kiwając przecząco głową.-Jedyne co mam sławne to nazwisko i to nie z własnej woli.-Dodałam wzdychając.

-Jesteś przecież w AVENGERS!-Krzyknął na cały korytarz. Otworzyłam szeroko oczy ze słowy strachu, obawiając się, że jakiś nauczyciel wyjdzie z sali i nas doprowadzi do gabinetu głowy szkoły. Trzepnęłam go w ramię by się uciszył.

-Jestem ich przydupasem tylko nic więcej.-Machnęłam dłońmi kończąc temat. Spojrzałam na zegarek. Tony miał mieć teraz jakieś spotkanie w Nowym Jorku. Pewnie już poleciał w swojej blaszanej zbroi.-Choć do mnie. Wyjaśnisz mi czego się uczycie z innych przedmiotów.-Zaproponowałam.

-Jasne.-Odparł z widocznym zadowoleniem.

Kiedy otworzyłam drzwi od willi, pierwsze co zobaczyłam Tonego, który stał z założonymi rękami. Chciałam nimi szybko trzasnąć  i uciec, ale zatrzymał je butem.

-To my może wracamy do szkoły?-Spojrzałam przestraszona na szarowłosego, a on na mnie.

-Jestem za.-Zgodził się Peter robiąc w tył zwrot. Gdy się odwróciliśmy, czerwono-złota zbroja zagrodziła nam drogę.

-Może jednak zostaniesz młoda?-Spytał lekko zdenerwowany.

-Jeśli muszę.-Pisnęłam, po czym pomachałam Peterowi na pożegnanie. Czułam jakby to byłaby moja ostatnia minuta życia, a teraz idę na szubienicę.

-Siadaj.-Nakazał, zajmując miejsce na przeciwko stołu.-Co się stało w szkole?-Zapytał najspokojniej jak umiał chyba.

-Tony nie moja wina, że uczy mnie walnięta kobieta i olałam szkołę dlatego, że próbowałam się nie wpaść w kłopoty.-Zaczęłam szybko tłumaczyć, a przy tym nerwowo wymachiwałam rękoma, mając nadzieję, że uwierzy mi.

-Nie mogłaś ja swoim urokiem osobistym uraczyć, albo siedzieć cicho. Do dyrektora też nie poszłaś. Może problem leży po twojej stronie?-Zdjął okulary do czytania, by rozmasować sobie czoło.

-Ty chyba sobie żartujesz.-Parsknęłam z niedowierzaniem.-Czemu mi nie wierzysz? Miała pretensję, że dobrze odpowiedziałam na pytanie.-Uderzyłam delikatnie o stół. Zaczynały nerwy brać nade mną władzę.

-Idź do pokoju i się poucz.-Westchnął, przecierając twarz.-Masz szlaban.-Dodał kiedy byłam już na piętrze. Walnęłam noga o próg, zła. Wykorzystał moją lokalizację by wygrać kłótnie. Otworzyłam jakąś książkę i zaczęłam ją czytać godzinami, do puki nie zrobiłam się głodna.
Weszłam po cichu na schody by upewnić się, że nie ma Tonego.

-Julia przyjdziesz?-Usłyszałam głos jego partnerki. Kurwa nie chcę rozmawiać z Pepper.

-Muszę?-Jęknęłam.

-Tak choć tu, na chwileczkę.-Poprosiła. Westchnęłam głęboko i zmieniłam swoją trasę do kuchni.-Co się stało?

-Nic.-Mruknęłam, jedyne co miałam w głowie, to jedzenie, które czekało na mnie w lodówce.

-Opowiedz jak w szkole?-Uśmiechnęła się ciepło w moją stronę.

-Facetka od chemii się do mnie przyczepiła.-Podrapałam się nerwowo w kark.

-To wiem i potwierdzam, że to była jędza, ale czy to wszystko?-Popatrzyła się na mnie błagalnym wzrokiem.

-Ja powiedziałam tylko co myślałam, ale Tony nie rozumie jak to jest w szkole, gdzie zawsze jest ta jedna osoba, która przyczepi się za moje nazwisko. On był zawsze świetnym dzieciakiem, którego wszyscy kochali, a ja tak nie mam.-Wytłumaczyłam, nie do końca wiedząc co jej brunet naopowiadał. 

-Jesteście identyczni, szczerze mówiąc.-Zaśmiała się. Przekrzywiłam głowę, nie rozumiejąc jej słów.

-W którym momencie ty to widzisz...-Zmarszczyłam niezadowolona nos.

-Chciał z tobą pogadać głównie o waszych "mścicielach", tylko wyprowadzony z równowagi zrezygnował z tego...-Zaczęła tłumaczyć. 

-Co jest z grupą? Co się stało?-Spytałam zaniepokojona, przerywając jej monolog.

-Zostali postawieni przed ultimatum. Rząd chce mieć pełną władzę nad Avengers, a kapitan się stawia i przedłuża swoją zgodę. Chciałam cię poprosić, abyś z nim pogadała. Kłócicie się i to często, ale wydaję mi się, że nikt was bardziej nie rozumie, niż wy sami. 

-Mhm.-Mruknęłam słysząc to kolejny raz, ale zanim poszłam do niego, wyciągnęłam z barku whisky i dwie szklanki, uciekając wzrokiem od Potts.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top