15.
Weszłam do sali konferencyjnej, gdzie większość już było. Zauważyłam jednak puste miejsce obok mnie.-Gdzie Parker?-Spytałam Stark.
-W szkole. Wakacje się skończyły.-Zaśmiał się. Faktycznie, wakacje się skończyły. Nie zauważyłam jak te kilka miesięcy zleciało. Peter będzie miał teraz mniej czasu, a mi wypadałoby również wrócić do jakiejś placówki edukacyjnej.
-O co chodzi? Ktoś mi powie wreszcie? Mam na prawdę ważniejsze rzeczy do roboty.-Mruknęłam znudzona siedzeniem. Każdy spojrzał się na mnie, po czym miliarder zaczął.
-Rozjeżdżamy się. Loki pokonanym, Hydra na razie siedzi cicho, Fury będzie trzymał rękę na pulsie. Podjęliśmy decyzję, że wreszcie na jakiś czas można by się rozejść na jakiś czas.-Powiedział krótko. Zmarszczyłam brwi. Lubiłam taki sposób życia, więc niezbyt podobało mi się to.
-Każdemu przydadzą się wakacje.-Oznajmił Thor, odkładając swój młot na stół.
-A co z Barnesem?-Zwróciłam się do Kapitana, który siedział zamyślony.
-Będzie odzyskiwał pamięć w Wakandzie. Już wszystko ustalone, tam mu pomogą.-Uśmiechnął się słabo.
-Jak to będzie teraz wyglądało?-Podeszłam do bruneta po obradzie.-My zostajemy tu czy jak? Dopiero co mam nowy pokój, dobrze mi w Nowym Jorku.-Dodałam. Stark objął mnie ramieniem.
-Niestety nie zostajemy, ale w nowym miejscu jeszcze ci się bardziej spodoba. Najlepiej jakbyś się dziś zaczęła pakować, bo po gali, jutro chciałbym już wyjechać.-Posłałam mu skwaszoną minę.-Daj spokój nie będzie tak źle. Załatwimy ci naukę domową i będziesz miała wolna rękę. Możesz sobie robić co dusza pragnie.-Odparł uśmiechnięty.
-To ja idę się pakować.-Mruknęłam zawiedzona, ale musiałam się najpierw skupić na misji. Wróciłam jak najszybciej do pokoju i skontaktowałam się z agentem Furyego. -Andy, pakuj się idziemy na misję, dzisiaj.-Powiedziałam, szybko ubierając się w skafander. Zaczęłam jakiekolwiek przydatne rzeczy wrzucać do plecaka.
-Czemu?-Zdziwił się, ale było słychać jak zerwał się z miejsca i gdzieś biegnie.
-Jutro jadę z Tonym do willi. Więc zrobimy to dziś. Za pięć minut przy siedzibie Tarczy, tam wystartujemy Qunjetem.-Wytłumaczyłam, po czym się rozłączyłam.
-Umiesz tym sterować?-Spytał lekko przestraszony, stając ze mną przed panelem.
-To nie jest dobre pytanie na teraz.-Szepnęłam klikając silniki.-Udało się odpalić silniki.-Ty jesteś szpiegiem nie umiesz pilotować?-Zauważyłam. Chłopak wyszczerzył zęby i usiadł na miejscu drugiego pilota.
-Jestem nowy, tak jakby.-Odwróciłam głowę i obcięłam go, zwątpiłam całkowicie w powodzenie tej misji. Jakimś cudem udało się nam wznieść w powietrze, co prawda łamiąc kilka masztów na budynku, ale udało.
Po jakiś 2 godzinach byliśmy u celu. W oddali było już widać kampus, który mieliśmy prześwietlić.
-Wkradamy się?
-A czy to jest jakiś sens? Tam są dzieciaki. Pogadamy z nimi i tyle. Wątpię, że to jest jakaś jednostka Hydry, która chce zniszczyć konika Furyego, chłop ma manię kontrolowania wszystkiego i wszystkich.-Poirytowana wylądowałam niedaleko. Przeczytałam wszystkie akta, nic nie wskazywało na to, że sprawiają jakieś zagrożenie. Była to zwykła akademia dla dzieciaków, którzy uchodzą za dziwolągi oraz nie są akceptowani przez społeczeństwo.
-I jeszcze powiemy im: "Albo dołączycie do T.A.R.C.Z.Y. albo was zabijemy"
Normalnie zajebisty plan.-Prychnął.
-Nikogo nie zabijemy uspokój się.-Stanęliśmy przed drewnianymi drzwiami.-Zachowuj się przyzwoicie. Ja chcę mieć to za sobą.-Westchnęłam.
-Dzień Dobry! Co was tu sprowadza?-Otworzyły się drzwi i przywitał nas z sztucznym uśmiechem, facet na wózku.
-Pan pewnie już wie. Rzadko się spotyka z telepatę.-Powiedział odkrywczo Andy. Spojrzałam na czarnowłosego jakby odkrył Amerykę. A następnie trzasnęłam go w łeb za brak szacunku, przez co posłał mi piorunujące spojrzenie.
-To Pan jest profesorem X?-Spytałam dla pewności.
-Tak.-Kiwnął głową.-Wejdźcie, oprowadzę was. Wiem, po co tu jesteście.-Mruknął.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top