15. +18
Jest to rozdział, w którym pojawia się scena +18, więc uwaga.
Był to przystojny blondyn z dłuższym zadbanym zarostem. Na sobie miał białą koszule i czarne spodnie. Wyglądał na 28-30 lat.
-Witam. Jestem Adam Liber.-Wyciągnął dłoń i uśmiechnął się serdecznie.
-Dzień dobry.-Uścisnęliśmy sobie dłonie. Ustawił nagrywanie, po czym przeszliśmy do rzeczy.
-Jak się czujesz po swoim urlopie?-Spytał, zakładając nogę na nogę.
-Ehh tęsknie za nim bo teraz mam dużo pracy i muszę wrócić do formy, co jest wymaga sporo pracy, bo troszkę zaniedbałam treningi.-Odparłam zgodnie z tym co ustaliłam wcześniej, spodziewałam się, niektórych pytań.
- Moim zdaniem wyglądasz tak dobrze jak zawsze. A czy byś mogła więcej zdradzić co było przyczyną twojego zniknięcia?
-Mogę tylko powiedzieć, że ze względów zdrowotnych.-Uśmiechnęłam się, kładąc dłonie na udzie, by móc bawić się materiałem do spodni. Zaczynałam żałować, że zgodziłam się na ten wywiad. Czułam się strasznie nieswojo.
-Mhm mhm,a wiążesz swoją przyszłość z Avengers czy wolałabyś się jednak prowadzić życie jako normalna nastolatka.-Zaśmiałam się nerwowo bo nie wiedziałam kompletnie co odpowiedzieć. Nigdy się nie zastanawiałam nad takimi rzeczami. Wolałam się godzić ze swoim losem.
-Nie myślałam nad tym mówiąc szczerze. Myślę, że trudny byłby powrót do szkoły oraz do normalnego życia. Po pierwsze metalowe kończyny a po drugie, za dużo już w życiu widziałam.-Oznajmiłam udając rozbawiony ton. Odpowiedziałam jeszcze na kilka pytań i wróciłam do domu. Podczas drogi byłam wyjątkowo cicho, moje myśli zaprzątało pytanie co chcę robić w przyszłości. Jestem jeszcze nastolatką, ale po przejściach na statku Thanosa i tak nie mogę się zestarzeć, więc będę się przyglądać jak cała moja rodzina umiera. W końcu zostanę sama jak palec, pochłaniana przez strach oraz odrzucenie.
-Hej młoda jak dzień?-Poczochrał mnie po włosach Stark, wybudzając mnie tym z myślowego transu.
-Spoko.-Mruknęłam cicho i usiadłam przy wyspie kuchennej.
-Coś się stało?-Spojrzał zdenerwowany na Bucka, myśląc, że po jego stronie leży wina.
-Nie nie. James nic nie zrobił po prostu się zamyśliłam. Spokojnie.-Uśmiechnęłam się sztucznie.
-Aaa to dobrze.-Westchnął z ulgą, pijąc dalej zawartość filiżanki.
-Co u Ciebie, czemu nie z Pep?-Spytałam z udawanym dobrym humorem.
-Musiałem wpaść bo jakieś problemy z systemem i pewnie zostanę na kilka dni więc możemy wyjść gdzieś?
-Stark chyba nie po...-Zaczął, ale szybko mu przerwałam. Wiedziałam, że mogło to prowadzić do kłótni.
-Jasne, tylko wybacz dziś nie mam zbytnio sił. Chyba idę się zdrzemnąć chwile.-Udałam ziewnięcie, po czym poszłam do mojego pokoju i usiadłam przy biurku. Chciałam pobyć przez chwile sama. Pozbierać myśli.
Schowałam twarz w dłoniach. Wzięłam butelkę wina, papierosy i wyszłam na taras. Usiadłam na wiklinowy fotel. Zapaliłam i zaciągnęłam się mocno, po czym wypuściłam dym robiąc kółeczka. Odetchnęłam z ulgą.
-Co się dzieje?-Wzdrygnęłam się na głos Jamesa. Usiadł obok i zabrał mi papierosa.-Po tym wywiadzie się nieco dziwnie zachowujesz. Coś cie trapi.-Stwierdził.
-Nic takiego. Myślałam tylko...-Urwałam. Nie chciałam obciążać go moimi problemami i tak ma dużo swojego.
-Coo? Jak powiesz to może trochę ci ulży.-Położył mi dłoń na udzie, delikatnie gładząc palcem skórę.
-Myślałam nad tym co będzie dalej. Ile wy tak pociągniecie bawiąc się w bohaterów, znaczy ty i Steve to długo, ale reszta? Avengers się niedługo rozwiąże, każdy wróci do rodzin, wspólnie zestarzeje, a ja? Ja zostanę bo jestem pierdzielonym eksperymentem Thanosa...-Ścisnęłam usta w wąską linię
-Do czego zmierzasz?-Spytał nie do końca wiedząc o co mi chodzi.
-Nie chcę patrzeć jak wy umieracie, nie chce zostać sama.-Poczułam jak łzy płyną mi po policzkach. Nerwowo wycierałam mokrą twarz, rękawem od bluzy. Serce kołatało mi jak szalone. Czułam jak atak paniki bierze nade mną kontrole.
-Skarbie, nawet tak nie myśl, zawsze będę przy tobie. Jesteś piękna, więc nie mów, że jesteś eksperymentem. Thanosa nie ma i już nie będzie, najgorsze za nami.-Wstał. Poczułam jak bierze mnie na ręce.-Dotarło małolacie?
-Mhm.-Oparłam głowę o jego tors.
-Co ty na wspólny wieczór?-Zaproponował z szerokim uśmiechem.
-Dobry pomysł.-Mruknęłam. Posadził mnie na kanapie i kazał wybrać jakiś film a on poszedł po jakieś słodycze. Hmm kusząco wyglądała lista z horrorami, aż nie mogłam się zdecydować. Zamknęłam oczy i wybrałam pierwszy lepszy.
-Mam twoje ulubione żelki.-Rzekł brunet wchodząc do pokoju. Podał mi paczkę a resztę położył na stole. Usadowił się na kanapie. Włączyłam film. Okazał się dużo straszniejszy niż przypuszczałam. Podskakiwałam z każdym gwałtowniejszym przejściem kamery, a gdy trwały straszne sceny, trzęsłam się i zasłaniałam oczy.
-Boisz się?-Zaśmiał się, zauważając moje zachowanie.
-Oczywiście, że nie.-Fuknęłam. Kiedy zjawa w filmie wyszła z szafy, pisnęłam przerażona, Bucky zaśmiał się ponownie, wziął mnie i wtulił się. Moja głowa leżała na jego klatce, przez co jego czułam jego zapach perfum. Film się zrobił nudny, a James bardziej namolny. Wsuwał ręce pod bluzkę.-Bucky, oglądaj.-Oznajmiłam ledwo, bo zrobiło mi się gorąco a serce przyśpieszyło. Jego dotyk na mnie działał jak otumaniające czary. Nie mogłam się skupić.
-Mam tu ciekawszy obiekt zainteresowania niż głupi film.-Mruknął mi do ucha. Ustami przeniósł się na szyję, przygryzając co jakiś czas skórę.
-Weź idźź ślad mi zostanie.-Próbowałam zachowywać się normalnie. Spojrzał się mi prosto w oczy zerkając co chwile na moje usta, które przygryzałam.
-Nie to nie.-Odparł złośliwie, zabierając momentalnie dłonie.
Chciał wstać, ale pociągnęłam go za koszulkę, aby wrócił na swoje miejsce. Uśmiechnął się, po czym wpił się w moje usta. Wziął mnie na ręce i położył na łóżku. Zawisł nade mną, metalową protezą się podpierał a zdrową dłonią zdejmował mi koszulkę. Przez jego dotyk dostawałam dreszczy.
-Jamess.-Oderwałam się, a on przestraszony zabrał rękę, obawiając się, że zrobił coś niewłaściwie.
-Zrobiłem coś źle? Mam przestać?-Spytał.
-Nie nie, ale...-Zarumieniłam się i odwróciłam wzrok, czując niemałe zawstydzenie.
-Przecież chyba nie jesteś dziewicą, to o co chodzi?-Zmarszczył brwi, ale się bardzo bałam, aby przyznać się ze wstydzę się mojego ciała z licznymi niedoskonałościami. Zacisnęłam metalową rękę, co mu nie umknęło. Zdjął swoją koszulkę, po czym położył się obok.
-Nie masz czym się przejmować...-Pokazywał na swoje duże blizny.
-Jesteś doskonały i okropnie seksowny. Mógłbyś mieć każdą.-Przerwałam mu.
-A ty jesteś dla mnie seksowna, jesteś idealna, Thanos zrobił ci przeokropną krzywdę, za co jestem winien bo mnie przy tobie nie było.-Przytulił mnie. Przymknęłam oczy, usiadłam po czym zdjęłam bluzkę, drżącymi rękami. Dalej bałam się odrzucenia, ale zbliżyłam się do bruneta i zaczęłam całować jego każdą bliznę, schodząc coraz bliżej jego spodni. Barnes złapał mnie za brodę, po czym złączył nasze usta, w tym samym czasie zmienił naszą pozycje i znowu byłam pod nim. Widać kto tu dominuje. Rozpiął mi stanik, po czym rzucił go gdzieś w kąt. Zaczął pieścić wargami moje sutki, żeby tylko głośno nie jęczeć, przygryzłam palec. Zdjął mi spodnie i rzucił tam gdzie stanik, po czym to samo zrobił ze swoimi. Był jak narkotyk, cholernie uzależniał. Odchylił mi dół bieliznę po czym włożył mi dwa palce i zaczął nimi powoli ruszać, po chwili wyjął penisa, założył gumkę i ostrożnie wszedł. Powstrzymałam głośny jęk, co mu się najwyraźniej nie spodobało bo złapał mnie za ręce i położył nad głową. Zaczął mnie łapczywie całować.
-Ja...zaraz..dojdę.-Jęknęłam. Czując nadchodzący orgazm.
-Też.-Westchnął. Zaczął coraz szybciej i mocniej. Po kilku następnych pchnięciach, wydałam głośny jęk i wygięłam plecy w łuk. Po chwili doszedł Buck. Opadliśmy ciężko dysząc. Poszedł wyrzucić zrzutą prezerwatywę a ja w tym czasie założyłam spodenki od piżamy i jego czarny t-shirt, po czym położyłam się wygodnie. Po jakiejś chwili poczułam jak ugina się materac pod ciężarem żołnierza. Odwróciłam się do niego i wtuliłam w tors, po czym zasnęłam.
A i chamska reklama zapraszam na mój profil, gdzie jest publikowana książka pod tytułem Irytacja. Jest to romansidło uczennicy. Będzie publikowane co tydzień, więc serdecznie zapraszam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top