14.
Kiedy dojechaliśmy do miejsca gdzie miałam mieć robione zdjęcia nie byłam przekonana do sesji, ale Tony namówił mnie, argumentem, że to polepszy mój wizerunek.
Sekretarka zaprowadziła nas do sali, gdzie makijażystki poprawiły mi makijaż.
-Dasz radę teraz za pozować ze swoim chłopakiem?-Spytał fotograf pokazując na bruneta. Nie chciałam, żeby wyszło, że wstydzę się Buckiego, ale zależało mi jednocześnie na dyskrecji naszego związku. Jednak nastolatka z stuletnim facetem, nie jest często spotykane.
-Jesteśmy przyjaciółmi.-Powiedziałam, po czym miałam wielką ochotę palnąć sobie w łeb. Blondyn na te słowa tylko kiwnął głową i dokończył zdjęcia. Sesja trwała półtorej godziny, czyli zdążyłam w między czasie zgłodnieć. Wyszłam z pomieszczenia, przed którym czekał Barnes.
-Jedziemy może na obiad bo jest dopiero 13;40?-Zaproponowałam z ulgą, że już nie muszę się prężyć przed kamerą.
-Jak chcesz.-Warknął, a kiedy chciałam złapać go za rękę wyrwał ją szybko.
-Co Ci się stało?-Podniosłam brew.-To było chamskie.-Oburzyłam się.
-Przyjaciele nie chodzą ze sobą za rękę.-Uśmiechnął się przekornie, a w głosie wyczuwałam złość.
-Ołłł.-Zrobiłam minę, która łączyła wstyd i chęć przeproszenia.-Wiesz, że nie o to mi chodziło...-Czyli słyszał.
-To o co?!-Podniósł głos. Rozumiałam go, też nie chciałabym się czuć ukrywana.
-Buck, zrozum, że nie chcę, żeby dookoła, powstały nas plotki. Kocham cię najbardziej na świecie. Mam zaproszenie na sesje zdjęciową, żeby reklamować ciuchy projektanta, więc jak Hydra się od nas odwali, przyjmę propozycję i zrobimy to razem. Przepraszam cię, nie chciałam cię urazić.-Wydusiłam to z siebie. Brunet odetchnął, kiwając głową.
-Dobra choć na ten obiad.-Mruknął, po czym wsiadł do auta. Pojechaliśmy do restauracji. Cholernie mnie denerwowało, że kelnerka zezowała na bruneta. Sztućce przynosiła pojedynczo by dłużej utrzymać jakikolwiek kontakt z Barnesem.
-Czy coś jeszcze podać?-Uśmiechnęła się do Jamesa.
-Nie może, już Pani iść, dziękujemy.-Oznajmiłam się twardo, odsyłając ją. Kobieta spojrzała się na mnie z nienawiścią i poszła.-Boże co za niewychowana pinda.-Bełkotałam pod nosem, po czym cichy śmiech z naprzeciwka. Zwróciłam wzrok na bruneta, który kisł ze śmiechu.
-Jesteś słodka jak jesteś zazdrosna.-Zaśmiał się na co przewróciłam oczami.
-Nie jestem zazdrosna, a na pewno nie słodka.-Prychnęłam. Chyba mu się coś przywidziało.-Po prostu się mi się nie podobało, że ta kelnerka nie zna manier.-Odwróciłam od niego wzrok, by twardo się trzymać. Moja duma nie mogła zostać urażona.
-Mhm.-Uśmiechnął się i kiwnął głową.-Dobrze, by było jakbyśmy po wywiadzie najszybciej wrócili do domu.-Oznajmił, łapiąc za szklankę.
-Co się stało sztywniaku?-Zmarszczyłam rozbawiona brwi.
-Boję się, że agenci Hydry mogą nas śledzić.-Jego ton głosu spoważniał.
-Buck spokojnie bo popadniesz w paranoje.
-Po prostu się martwię.-Burknął.
-Nie myśl o tym teraz.-Uśmiechnęłam się. Po kilku minutach niezręcznej ciszy dostaliśmy nasze zamówienia. Pochłonęłam mój makron z prędkością światła i opadłam najedzona na krzesło.
-Gdybym nie znał cię już długo mógłbym pomyśleć, że cię głodzili.-Zaśmiał się.
-To nie ty musiałeś stać przez półtorej godziny i pozować żartownisiu.-Delikatnie uderzyłam go nogą pod stołem.
-Ale ciężka praca, zobaczymy co powiesz po dzisiejszym treningu.-Mina mi zrzedła.
-Miałeś mi odpuścić bo jestem poturbowana. Plecy mnie tak strasznie bolą.-Przypomniałam mu.
-A ja nie mam ręki.
-A ręki i nogi i co nie narzekam, możemy tak grać do rana. Wiele rzeczy nie mam.-Westchnął i pokiwał głową. Zerknął na zegarek.
-Musimy się zbierać, jeśli nie chcesz się spóźnić.-Złapał za kurtkę.
-Dobrze już dobrze.-Wstałam i z Jamesem udaliśmy się na spotkanie z dziennikarzem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top