11.
-Zachowuj się racjonalnie po tym co teraz powiem.-Nakazał nad wyraz spokojnie Rogers.-Stark tymczasowo zaginął. Kilka godzin temu próbował się kontaktować z Pepper...-Tłumaczył zawile Steve. Czułam się wkurzona i załamana.
-COO DO JASNEJ CHOLERY?!-Wykrzyknęłam, aż słuchawka zatrzeszczała.
-Znajdziemy go spokojnie.-Odparł.
-Spokojnie?! Nie umiecie znaleźć jednego z was?! Zabijacie kosmitów, walczycie z Hydrą, a nie umiecie go znaleźć?!
-Ale...
-Wal się!-Wykrzyczałam do telefonu i się rozłączyłam.
-Daję Ci wolną rękę.-Powiedział Steven, który bał się cokolwiek powiedzieć, widząc moją furię. Odwróciłam się w stronę bruneta.
-Peter ubieraj się.-Nakazałam mu. -Idziemy na ratunek. Wiesz co z Happym?-Szłam korytarzem do swojej kwatery.
-Happy miał wypadek i leży w szpitalu ale mam jednego znajomego, który nam pomoże.-Powiedział. Zanim się obejrzeliśmy byliśmy już pod Stark Tower.
Musimy zorganizować jakiś transport. Przez urządzenie namierzające, znaleźliśmy zbroję Starka, który ostatni sygnał wydała na Florydzie, co wydało mi się logiczne, bo niedaleko Miami znajdowała się kryjówka Mandaryna.
-Była Pani umówiona?-Zatrzymała mnie pytaniem sekretarka, na wejściu do wieży. Spojrzałam n a nią jak na chorą psychicznie. Rozumiałam, że nie jestem sławna w porównaniu do Tonego, ale osoba pracująca w Stark Tower, powinna wiedzieć jak wyglądam.
-Julia Stark.-Odparłam miło.
-Tak, a ja mam złotego słonia.-Zadrwiła. Wyjęłam mój dowód osobisty i podałam jej.-Przepraszam. Już Panią wpuszczam. -Uśmiechnęłam się z nienawiścią, po czym poszłam dalej.
-Jesteś?-Usłyszałam Parkera w słuchawce.
-A jak myślisz?-Powiedziałam zjeżdżając na parking. Otworzyło się drzwi do windy. Wpisałam Kod do garażu, po czym weszłam.
-Proszę kogo ja widzę.-Oznajmił pirat, który stal jakby czekając na mnie.
-Dobry.-Mruknęłam i szukałam kluczyka do czarnego Range Rovera. Czekła nas dość długa podróż, więc to było najwygodniejsze auto.
-Widzę, że bierzesz sprawy w swoje ręce.-Prychnął.-Nie udało się Avengers i całej Tarczy go znaleźć, a ty to zrobisz?-Niedowierzał.
-Można powiedzieć, że już to zrobiłam.-Zaśmiałam się, wsiadając do auta. Podjechałam po Parkera.
-No i jestem. Z kim rozmawiałaś?-Wpadł szybko do auta.
-Z Nickiem.-Mruknęłam, włączając radio.
-On wie że jadę z tobą?
-Nie wie.-Powiedziałam.-Ale to chyba kwestia czasu. Śledzą mnie. Stał w garażu jak gdyby dobrze wiedział, że właśnie jadę windą. Pieprzony szpieg.-Przetarłam oczy. Wjechałam po chwili na autostradę. Rozpoczynając kilkunastu godzinną podróż.
-Mogą śledzić twój telefon.-Odparł brunet.-Z jednej strony to dobrze, gdy znajdziemy Starka, może wyślą posiłki.-Pokiwałam głową, nucąc sobie po cichu melodię.
Zmęczona stanęłam między jakimiś krzakami by zasłonić auto. Peter zaczął coś majstrować przy kostiumach.
-Ile ci to jeszcze zajmie?-Stanęłam przy nim, przypatrując co robi.
-Daj mi minutę.-Kiwnęłam głową. Rozprostowałam kości, które zaczęły pstrykać. Wzięłam łyka kawy. Rozejrzałam się po pustkowiu.-Dobra mam, możesz się ubierać.-Podał mi kostium. Ubrałam go szybko i czekałam na Petera.-Ned halo Ned słyszysz mnie?
-Tak tak, ale odjazd ci powiem. Zgodnie z moich informacji, jego kryjówka jest kilometr na wschód.-Usłyszałam głos jakiegoś chłopaka. Spojrzałam na spidermana i zakradliśmy się do posiadłości.-Co tu tak wali...
-Peter ciszej.-Szepnęłam.-To nie wygląda na ośrodek Mandaryna, tylko jakaś posiadłość bankruta.
-Zdecydowanie.-Przytaknął.
Weszliśmy do jakiegoś pokoju. Na samym środku stało łóżko, gdzie najwyraźniej ktoś leżał.
-Ty odsłaniasz.-Nakazałam, szukając czegoś podejrzanego.
-Trzy, czte-ry. Co too...-Zobaczyliśmy dwie kobiety liżące się.
-Aha.-Wydusiłam z siebie. Słyszeliśmy, że klamka z drzwi z nad przeciwka została naciśnięta. Wpadliśmy zza łóżko, nie widząc lepszej kryjówki.
-Która z was to Vanessa?-Usłyszeliśmy męski głos. Wyjrzałam, żeby upewnić się, że to Mandaryn.
-Stój! Ręce do góry!-Krzyknęłam.
-Laski do kibla.
-Pe...Spider man! Skup się.
-No co?!-Spytał nieco rozbawiany.
-Nic... Z kim ja pracuje, Boże.-Westchnęłam. Zauważyłam Mandaryna, który próbował na czworakach uciekać.-Gdzie jest Tony Stark?-Spytałam po dobroci.
-No chyba był ale teraz go nie ma, ale może zaraz będzie.-Nawijał Mandaryn.
-Mów facet gdzie jest Stark?!
-Ja nie jestem żadnym Mandarynem. Jestem aktorem.-Pisnął zasłaniając głowę rękoma.
-Trzymaj mnie Parker bo ja go zabiję...-Syknęłam.
-Dobra już wam mówię. Nie jaki Aldrich Killian porwał Starka gdzieś nie daleko i jest tu war machine czy jakoś.
-Kto to jest Aldrich?-Odezwał się pajęczak.
-Już sprawdzam.-Odezwał się jak dobrze pamiętam kolega Parkera, Ned.
-W mordę. Jest to taki gościu co robi różne takie testy na ludziach. A potem oni wybuchają coś jak człowiek lawa.-Typowy kujon ale ma chłopak rozeznanie w aktach AIM.
-Ok dzięki. Jarvis przeskanuj budynki i szukaj Starka.-Nakazałam, po czym zostawiłam obleśnego faceta.
-Mam. W prawym skrzydle jest Pan Stark, zaś w Lewym porucznik.-Nie wiem jak oni to zrobili. Dwóch dorosłych, którzy są uzbrojeni po same uszy, dało się porwać.
-Ja lecę po Starka a ty po jego kolegę. Ruszaj się!! Tryb zabójcy, proszę.
-Już się robi sir.-Powiedziała sztuczna inteligencja. Doszłam do wielkich metalowych drzwi. Rozwaliłam wejście ładunkami i przedostałam się do pomieszczenia, gdzie znajdował się Tony.
-Bawicie się bez ze mnie? Nie ładnie.-Zaśmiałam się. Podchodząc do zdziwionych bandziorów.
-Ktoś ty?!-Zdziwił się jeden z napakowanych gości.
-Twój koszmar.-Wystrzeliłam w ich stronę ładunki usypiające. Padli jak muchy.
-Co ty tu robisz? Ty chodzisz?-Zdziwił się, kiedy zaczęłam go wyswobadzać z więzów.
-Jakbyś nie widział, przybyłam cię uratować i tak chodzę, ale to dłuższa historia. Gdzie twój metalowy garniak. Tony przyzwał go po kilku nie udanych próbach, przy okazji robienia z siebie idioty.-Coś ty z nim zrobił?-Zobaczyłam go na całą poobijaną zbroję, która wyglądała jakby się miała za chwilę rozpaść.
-Nie pytaj...-Westchnął. Zaczęliśmy szukać jakiegoś wyjścia.
-Stark!-Usłyszałam pułkownika w słuchawce.
-Rod powiedz, że to ty lecisz.-Spojrzeliśmy na niebo, na którym szybował War Machine.
-Niestety.-Powiedział zły.-Mam tu młodego.-Dodał.
-Parker tu jest?! Kto Ci pozwolił organizować taką akcję!-Krzyknął milioner po czym zerknął na mnie. Jakoś jak mnie zobaczył tak się nie oburzył.
-Musiałam kogoś zabrać.-Oznajmiłam.
#Ciąg dalszy nastąpi#
A tu jest te autko
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top