XV

Nadszedł kolejny lipcowy dzień, który zapowiadał się naprawdę przyjemnie. Słońce od dawna grzało ulice w ogólnie ciepłym klimacie, kiedy Austin jeszcze leżał w wygodnym łóżku. Rozespany powoli rejestrował rzeczywistość po przeżyciu najcudowniejszego snu, jaki w życiu mu się śnił... Chwilę jeszcze się wiercił w jasnej pościeli, aż nagle otworzył szeroko oczy, uświadomiwszy sobie jedną rzecz... Aż przesunął dłonią po zakrytym przez cienką koszulkę torsie, czując, że serce z sekundy na sekundę przyśpiesza rytm. Chłopak lustrował sufit, a z każdą chwilą przeżywał coraz to większy szok, potem zmieszanie...

Nagle wyskoczył z łóżka, doznając wypieków na twarzy, ale to z kolei zawstydzało go tylko bardziej. Postanowił jednak pobiec do łazienki, aby na szybko ochłonąć.

Od razu otworzył drzwi od pokoju, po czym wyszedł, gdy nagle zauważył przechodzącego Nathana. Wyższy brunet z początku miał neutralną minę, ale w sekundę zmarszczył brwi, zauważając dziwaczne zachowanie kuzyna.

- Nic mi nie jest! - Martinez wrzasnął pierwszy, po czym bez czekania na odpowiedź pobiegł do łazienki.
- Zabiję tego rudego idiotę! - warknął, oglądając się za młodszym.
- Czego drzesz mordę? - ziewnął Alexander otwierający drzwi od swojego pokoju, a przy tym przesunął dłoń po twarzy.
- Austin znowu coś odpierdala!
- Daj mu spokój, Boże... - westchnął, przewracając oczami.

Zaraz po tych słowach blondyn przeszedł byle jak obok wyższego i przelotnie zwrócił na siebie jego uwagę znaczącym pukaniem w czoło, patrząc mu prosto w oczy. Potem odszedł, jakby nic, a przy tym pokręcił pobłażliwie głową... Co prawda sam już się przyzwyczaił do paranoi Nathana i umiał z tym żyć, ale wiedział, że mały Martinez jest na to zbyt wrażliwy i delikatny, nie mówiąc już o jego intensywnym okresie dorastania... Z drugiej strony zielonooki czasem miał wrażenie, że Lee sam jeszcze nie do końca dorósł, bo zachowywał się czasem naprawdę idiotycznie i dziecinnie tak jak na przykład w kwestii zauroczenia swojego młodszego brata. On zamiast go wspierać, przerażał młodszego, a przez to ten bał się lubić swojego pierwszego chłopaka. To była jego pierwsza miłość, coś szalenie ważnego dla wielu, być może dla samego Austina również... Miał to szczęście, że jego wybranek odwzajemniał uczucia i to jeszcze jak... Alexander już zdążył wcześniej wyciągnąć od swojego piłkarzyka sekret Noah, przez co wiedział wcześniej, że ta relacja się rozwija prawidłowo... Zresztą w końcu ta dwójka została parą. Być może sam bronił Noah przez nieświadomą lekką słabość do niego, bo tak na dobrą sprawę nie pamiętał, aby ten go źle traktował czy ogólnie zachowywał się nieprzyjemnie... Chociaż nie byli długo razem, Rawson jakoś nie miał oporów, żeby oddać małego Latynosa prosto w ciepłe ramiona tego rudowłosego modela. Miał przeczucie, że do jego byłego zdecydowanie bardziej pasuje taki Martinez, jakby idealnie...

Minęło może z piętnaście minut, w ciągu których Alexander zdążył wyciągnąć miskę, nasypać płatki, zalać je i zacząć jeść przy telefonie, gdy nagle w kuchni pojawił się jak zwykle zagubiony brunet, ale nie bardziej niż zazwyczaj... Starszy dostrzegł go kątem oka, dlatego automatycznie odłożył urządzenie na bok, tym samym przeniósł wzrok prosto na Austina, a wtedy ten nieco drgnął w zdezorientowaniu, po czym niepewnie podszedł i usiadł obok wyższego chłopaka, który już go nachalnie pytał oczami. Przynajmniej z perspektywy śniadoskórego...

- Co cię martwi? - ciszę przerwał Rawson, o dziwo ciepłym, cierpliwym głosem.
- Mnie nic nie mar... - Alex mu przerwał.
- Nie udawaj... Przyszedłeś do mnie, a nie do Nathana... Wiesz, że nie możesz z nim rozmawiać o wszystkim, dlatego niewygodne tematy zostawiasz dla mnie.
- Alex... Em... - zaczął patrzeć na boki ze wstydem w oczach, układając słowa w głowie - Czy... To boli..?
- Ale co? - zaśmiał się.
- No wiesz... Kiedy pierwszy raz...
- Ach, to... - przyznał ze zrozumieniem. Aż podrapał się z tyłu głowy, nieznacznie zaskoczony, przez co uniósł lekko powieki. Mimo to nie chciał pozostawiać młodszego bez odpowiedzi - To zależy...
- Jak to?! - nagle uniósł na niego przerażony wzrok.
- Nie, spokojnie! - szybko go uspokoił, skołowany reakcją młodszego - Trzeba po prostu uważać... Wiesz, my jako geje potrzebujemy dodatkowego nawilżenia... Po to używamy lubrykantów, chociaż osoby hetero też, to nie ma jakiegoś specjalnego przeznaczenia... Niby można wszystkiego, co nawilża, ale tak naprawdę nie wszystko się nadaje i najbezpieczniejsze będą tylko właśnie lubrykant albo prezerwatywy z dodatkowym nawilżeniem. Musisz wiedzieć, że te drugie też cię zwyczajnie chronią przed chorobami...

Alex, ku jego własnemu zdziwieniu, mówił zaskakująco płynnie o tych tematach, a jednocześnie czuł się, jakby przeprowadzał właśnie rozmowę z własnym synem. W sumie, jakby się przyjrzeć, Austin był całkiem podobny do Nathana, chociaż o wiele, wiele niższy nawet od swoich rówieśników z klasy. Gdyby blondyn jednak był dziewczyną, mógłby zostać matką takiego małego Latynosa z ojcem idiotą, który w życiu by nie przeprowadził z dzieckiem rozmowy o seksie. Ba, on by wpadł w szał, że jego mały chłopiec w ogóle myśli o takich rzeczach... W sumie Nathan teraz też by wariował, jeśli dla niego całowanie czy malinka, czy nawet niewinny flirt to już były najgorsze grzechy, jakich mógł się dopuścić Noah w kierunku małego Austinka.

Z kolei brunet z każdą chwilą krzywił się jeszcze bardziej ze wstydu, a jego twarz coraz mocniej zalewał rumieniec. Było mu niezręcznie i głupio, a to mało powiedziane, on miał ochotę uciec jak najdalej... A jednocześnie przy Alexandrze czuł pewien komfort i bezpieczeństwo, w końcu ten go wcale nie oceniał ani nie mówił źle o osobie, którą bądź co bądź brązowooki darzył jakimś uczuciem. Gdyby zaczął tę rozmowę z kuzynem, byłoby to straszne...

- A ty i Nathan... - nagle wydusił z siebie nieśmiało brunet - używacie ich..?
- Nathan nie lubi gumek... - westchnął, patrząc w bok z jakimś wyrzutem.
- A ciebie bolało, gdy robiliście to pierwszy raz..?

Blondyn wzdrygnął się, przypominając sobie pierwszy stosunek z Nathanem. W tamtym czasie nie wyobrażał sobie nawet, że ten głupi piłkarzyk może w przyszłości zostać jego chłopakiem i że to wszystko tak się skończy... Aktualnie mieszkali razem jako przybrani bracia z technicznego punktu widzenia, a ich rodzice właśnie byli gdzieś daleko w podróży poślubnej... Pomijając już absurd ich związku, gdy w jakiś sposób byli rodziną, dla Alexandra już samo to, że był z Nathanem Lee, było wielkim szokiem. Mimo wszystko aktualnie, gdy myślał o tym impulsywnym idiocie, uśmiechał się mimowolnie, widocznie go trochę lubił...

- Wiesz... - chwilę się zastanowił - Ten idiota używał śliny, więc... Trochę tak... Ale nie martw się, Noah na pewno nie wpadnie na tak durny pomysł!
- Noah... - nagle spojrzał w bok, czując, że zalewa go ognisty rumieniec.
- No tak... To chyba z nim chcesz to zrobić, tak?
- Co?! - zawstydził się jeszcze bardziej - Nie!
- Myślałem, że pytasz o to, bo... - mówiąc to aż uniósł wyżej powieki, jakby oświecony.
- Nie! Nie! Nie! To nie tak..! - zaczął się wiercić.
- Austin... - nagle uniósł kąciki ust delikatnie.
- No co?! - wrzasnął.
- Czy nasza rozmowa ma coś wspólnego z tym jak przed chwilą wybiegłeś z pokoju?
- Nie! - otworzył szeroko zmartwione oczy.
- Czy śniło ci się coś..? - ledwo powstrzymywał się od śmiechu.
- Wcale nie! - zmarszczył brwi w złości, którą zakrywał wstyd - Nie myślę o takich rzeczach!

Zaraz po tym maksymalnie speszony wybiegł również z kuchni, czując, że już nawet Alex go nie rozumie...

Później, gdy emocje opadły i prawdopodobnie każdy zapomniał o całej sprawie na przestrzeni kilku godzin, Austin nagle usłyszał sygnał swojego telefonu. Sam akurat leżał na łóżku obok komórki, więc jedynie musiał wyciągnąć rękę i za chwilę już trzymał urządzenie przed twarzą. Wtedy dostrzegł, że dzwoni... Noah. Aż otworzył szerzej oczy, kiedy momentalnie zalała go fala stresu i wątpliwości. Przecież on mu się śnił jeszcze przed chwilą, a był to sen z rodzaju tych raczej mało subtelnych... Jak on miał teraz z nim normalnie rozmawiać, jakby nic się nie stało... Mimo wszystko drżącym palcem nacisnął słuchawkę na ekranie, a wtedy usłyszał:

- No nareszcie... - westchnął rudowłosy, ale zaraz zmienił ton na o wiele cieplejszy - Cześć, słodziaku... Coś się stało? Nie odzywasz się ani nic... Martwiłem się...
- Przepraszam, Noah! - zawołał wyższym głosem, pewnie z nerwów.
- Wszystko dobrze, Austin..?
- Tak, tak... - zaśmiał się nerwowo - A ty... Jak się czujesz?
- Wiesz... Miałem trochę problemów z rana, więc trochę nerwowo, ale od razu mi się polepszyło, gdy cię usłyszałem, skarbie...
- Noah... - spojrzał w bok, uśmiechając się z zawstydzenia.
- Czułbym się jeszcze lepiej, gdybyś zechciał dzisiaj mi towarzyszyć... Na przykład w parku?
- Oczywiś... - zaczął z automatu, ale nagle zaciął się przerażony. Zaraz jednak kontynuował - Ja... - wydukał ledwo co z mimowolnym uśmiechem - Bardzo bym chciał, ale...
- Ale? - spytał szczerze zaskoczony. Nie, żeby był urażony czy poczuł się urażony, jakby chłopak miał rzucać wszystko specjalnie dla niego. Po prostu Austin nigdy nie odmawiał spotkań.
- Yyy... - skołował się, aż zmarszczył brwi.
- Naprawdę nie masz ochoty ze mną wyjść? - westchnął starszy.
- To nie tak!
- Rozumiem, jeśli chcesz ode mnie odpocząć... Nie jestem zły, aniołku. Nie chcę cię na siłę nigdzie ciągnąć.
- Przyjdź! - nagle krzyknął na jednym wdechu.
- Na pewno?
- Tak! Proszę, Noah!
- Dobra... Będę niedługo. Trzymaj się, maleństwo - po czym zakończył połączenie.

Austin odetchnął z ulgą, opadając z powrotem na łóżko. Zaraz jednak poczuł zryw paniki, gdy uświadomił sobie, że właśnie zaprosił chłopaka... To było jeszcze gorsze niż rozmowa przez telefon. Teraz będą musieli faktycznie patrzeć sobie w oczy, a to tylko pogłębi wstyd, jaki ogarniał ciemnowłosego już od rana...

Po kilku minutach załamania, chłopak nagle wstał, biorąc głęboki wdech i wydech, a następnie podszedł do szafy w poszukiwaniu czegoś ładnego na spotkanie z ukochanym. Przecież po domu chodził w spranym dresie, w dodatku za dużym, co akurat w jego przypadku nie należało do rzeczy niezwykłych. Większość ubrań, które nosił, były raczej luźne z wielu powodów...

Mimo wszystko dla Noah chciał założyć coś bardziej dopasowanego i finalnie wybór padł na ciemną, niezbyt grubą bluzkę z długim rękawem oraz proste dżinsy. Potem poszedł do łazienki, gdzie spojrzał w lustro, a wtedy zaczął się sobie przyglądać... Niby wyglądał normalnie, za to włosy... Te zdecydowanie potrzebowały jakiegoś ułożenia. Niewiele myśląc szybko zajrzał do pierwszej lepszej szafki z nadzieją, że tam znajdzie ten słynny żel do włosów, jakiego często używał Nathan i mu raz pożyczył...

Tymczasem w pokoju Alexandra trwała prawdziwa walka pomiędzy nim a jego chłopakiem. Blondyn właśnie dokonywał ostatnich poprawek, opryskując się czymś, a na to wszystko spoglądał niezadowolony Nathan. Latynos leżał na łóżku oparty łokciami i wciąż marudził z grymasem na twarzy:

- Nie idź nigdzie, Alex...
- To tylko kilka godzin, Boże... - wzdychał z politowaniem.
- Zdechnę z nudów... - lamentował jęcząco.
- Przynajmniej będzie spokój.
- Alex no! Nie możesz tak mówić!
- Niby czemu? Tylko mi przeszkadzasz, pijawko... - warknął.
- Jesteś strasznie niemiły... - zrobił smutną minę, podnosząc się - Dlaczego "pijawko"?
- Potrafisz tylko się do mnie przyssać i nie chcesz się odczepić.

Nathan nie odpowiedział, za to Rawson zupełnie niespodziewanie drgnął, unosząc nieco wyżej powieki, gdy poczuł plecami ciepły tors śniadoskórego, który zresztą objął mocno jego biodra. Za chwilę Alex aż westchnął ciężko przez zamknięte usta i znikomo odchylił głowę do tyłu, czując na swojej szyi ciężar języka wyższego. Odruchowo wsunął dłoń gdzieś w jego włosy, za które go pociągnął, a wtedy zastękał twardo:

- Nathan...
- Nadal masz zamiar iść? - rzekł na wydechu, kontynuując rozkoszną zabawę na skórze blondyna.
- Tak... - warknął, z trudem opierając się przyjemnym cielesnym doznaniom - Idę... Właśnie teraz...
- Nie zauważyłem - aż zaśmiał się zadziornie, przenosząc pocałunki wyżej - Wciąż stoisz...
- Zaraz tobie stanie... - zmarszczył brwi z irytacją, choć nie odrzucał chłopaka - Masz mnie natychmiast puścić, frajerze, albo cię skopię.

Brunet po tych słowach momentalnie zostawił blondyna, z niewinną miną obserwując jego reakcję. Wtedy Alexander odwrócił się do niego, posyłając mu zabójcze spojrzenie, po czym znów zaczął poprawiać swoje eleganckie ubranie...

Lee patrzył na to z mimowolnym uśmiechem, kręcąc głową. Kiedy zielonooki z taką dokładnością wygładzał strój, brunet w głowie już szykował na niego coś więcej... Wykorzystał tylko moment nieuwagi, aż nagle...

Nathan złapał Alexa w pasie, po czym popchnął go własnym ciałem prosto na ścianę, a wraz z tym zwinnym ruchem zamknął mu usta swoimi, rozpoczynając dziką rozmowę bez słów. Oszołomiony blondyn aż zastękał przez pocałunek, ale bezmyślnie odwzajemniał, ledwo nadążając za wyższym. Chłopak swoim ciepłem i namiętnością zdobywał go od razu, a on jedynie przesunął ręce gdzieś na barki piłkarza. Jedną przesunął po jego ciepłym karku aż do włosów, w które wplątał palce. Za to drugą zaciskał przez całą długość ramienia śniadoskórego, a przy tym wszystkim przyciągał go mocniej, nieznacznie ocierając się o niego. Nathan zresztą sam prowokował młodszego, robiąc coś podobnego, a szczególnie napierając na ukochanego. Jeszcze dodatkowo drażnił Rawsona po bokach, a robił to z taką pasją, jakby dotykał dzieła sztuki...

Niespodziewanie Alex przerwał pocałunek, próbując odzyskać spokojny oddech, bo ten aktualny zdecydowanie do takich nie należał. Zresztą cały był już ciepły, a to go zaczęło od razu martwić... Aż zmarszczył twarz, zaciskając ręce mocniej na brunecie.

- Już się podnieciłeś, skarbie? - spytał Lee, nie ukrywając rozbawienia.
- Zamknij mordę! - warknął, zastanawiając się.
- Przyznaj to po prostu, Alex... - wyszeptał zmysłowo z uśmiechem - Wolisz się ze mną pieprzyć i porzucić jakieś tam spotkanie...
- Chciałbym... - przygryzł wargę - Ale tego naprawdę nie mogę porzucić...
- Oczywiście, że możesz. Wiem, że kochasz mnie do tego stopnia, że rzucisz dosłownie wszystko dla mnie...
- Kurwa, mówiłem ci... - przelotnie go pocałował, dysząc wciąż - Zamknij mordę...
- Czemu mam to robić? Uwielbiasz moje gadanie głupot, moja księżniczko...
- Odprowadzisz mnie..? - spojrzał na niego wymownie.

Nathan jedynie pokiwał głową, po czym złapał chłopaka wyjątkowo mocno, tym samym wznawiając gorący pocałunek. Alexander natychmiast się zaangażował oraz swoje ciało, którym dodatkowo pociągał całego bruneta, choć ten był chętny jeszcze przed całym tym aktem. Mimo wszystko dwójka ostrożnym krokiem, powoli przesuwała się coraz bliżej otwartych drzwi, nie zatrzymując krążących po nich wzajemnie rąk. Nie przestali tego robić nawet, opuszczając pokój... W miłosnych objęciach szli na ślepo przez całe przejście, opierając się o ścianę... Nagle Nathan zsunął się wargami po ciepłej skórze ukochanego aż do jego szyi, na co Alex nawet nie otwierał oczu, a za to drgnął, wypuszczając z siebie głębokie westchnienie. Lecz, gdy zdecydował się lekko unieść powieki wyżej, zaraz otworzył oczy szeroko w szoku, a przy tym odrzucił od siebie śniadoskórego. Zdezorientowany Nathan spojrzał na blondyna, a ten jedynie rzekł:

- To ja... Idę - ledwo ukrył wybuch śmiechu przez lekki uśmiech, wskazując brodą w danym kierunku, a następnie szybko niemal wybiegł z domu.

Lee zmarszczył brwi w zdziwieniu, jednak spojrzał za siebie i wtedy sam przeżył sekundę zażenowania, a jego twarz zajął mimowolny wstyd. Właśnie wymieniał spojrzenie z jeszcze bardziej speszonym Austinem, który ledwo co nie spłonął od wypieków.

- Przepraszam! - wrzasnął młodszy, zakrywając twarz dłońmi.
- Nie, nie, nie... - natychmiast podszedł do niego i zaczął cierpliwie - Spokojnie, Austin... Nic się nie stało...
- Nie chciałem wam przeszkadzać... - spojrzał w bok.
- Nie przeszkadzałeś... - westchnął - Alex i tak wychodził, a to mnie poniosło... W ogóle... - przyjrzał się jego nietypowej fryzurze, a wtedy aż parsknął mimowolnym śmiechem - Co ci się stało z włosami?
- Nie wiem! - wrzasnął z wyrzutem i bezsilnie - Pomożesz mi?!
- Jasne, jasne... Czekaj... - po czym zaczął układać to, co młodszy miał na głowie.

Gdy Nathan doprowadzał włosy kuzyna do porządku, aż uśmiechał się delikatnie. Austin był taki uroczy, gdy starał się spodobać chłopakowi, którego lubi... Ale, gdy Lee uświadomił sobie, że Martinez chce się podobać Noah, aż zmarszczył brwi i odechciało mu się... Dlaczego miałby niby sprawiać przyjemność temu idiocie, dając mu patrzeć pięknego kuzyna Lee. Co z tego, że to przede wszystkim Austin miał czuć się dobrze... Mimo wszystko chłopak przełknął ślinę i postanowił jakoś pominąć tę nieciekawą część...

Niespodziewanie usłyszeli dźwięk dzwonka do drzwi. Zaskoczony Nathan spojrzał pytająco na brata, a ten odpowiedział niepewnie:

- Zaprosiłem Noah...
- Co?! - wrzasnął - Nie chcę go w swoim domu!
- Nie do domu... - spojrzał w dół - Idziemy na spacer...
- O której wrócisz?
- Nie wiem...

Nagle Nathan usłyszał, że ktoś do niego dzwoni, więc odruchowo odebrał, a wtedy usłyszał:

- Wypuścisz go wreszcie? - westchnął Noah.
- Skąd masz mój numer, frajerze?
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, piłkarzyku - stwierdził z subtelnym uśmiechem - I wypuść wreszcie Austina.
- Tak, jakbyś sam nie grał...
- Ja łapię piłkę, ty się na nią rzucasz. Zastanów się, kto jest ważniejszy. I jeszcze raz, wypuść Austina. Pewnie za mną się stęsknił, biedny...
- Śnisz! - wyśmiał go, czując napływ złości - Nie ma żadnej randki!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top