X
- Alexander! - desperacko zawołał śniadoskóry.
- Teraz o nim myślisz, śmieciu?! - wrzasnął wyższy, ściskając jego ubranie w pięści - Zdradziłem ci swój największy sekret, a ty znowu wykorzystujesz moją siostrę?!
- To nie tak jak myślisz! - zmarszczył brwi bezbronnie, jakoś odpychając się od rudowłosego.
- Nie tak?! - wyśmiał go ze wściekłości - Jak mam rozumieć to, że się całowaliście, gdy ty byłeś bez koszulki?! - następnie spojrzał na dziewczynę - A ty jeszcze nie zrozumiałaś, że to drań, który cię skrzywdził?!
- Noah... - zaczęła niepewnie - Ale on mnie obronił...
- Wstyd mi za ciebie... - warknął, po czym ochłonął nieco i dodał podniesionym głosem, ale zmartwiony - Jesteś za dobrą partią dla wieśniaków z tej szkoły, takich jak on! - wskazał palcem na Nathana.
Dziewczyna była oszołomiona, zmieszana i przerażona, ale widząc zawód w oczach brata, którego tak szanowała i traktowała niczym idola, aż spanikowała i uciekła z łazienki, prawdopodobnie do innej. Tymczasem Noah znów przerzucił pełen pogardy wzrok na napastnika i wrzasnął jeszcze:
- Może ja nie byłem najlepszy dla Alexa, będąc z nim na złość tobie, ale ty..! - zmarszczył brwi z obrzydzeniem - Ty go zdradziłeś, idioto... - westchnął ciężko - Wiem, że Gloria nie jest małym dzieckiem i ma wolny wybór, ale... Debilu, jak mogłeś na to pozwolić?! Bez problemu byś ją odciągnął od siebie!
- Nie wiem..! - jęknął, łapiąc się za głowę, cały zestresowany - To jakoś samo poszło... Patrzyłem w jej oczy i mnie to osłabiło... Mam słabość do zielonych oczu, takich jak ma Alex...
- Mi też będziesz wpychał język do gardła jak tylko na mnie spojrzysz?!
- Fuj, nie! - skrzywił się z obrzydzenia.
- Więc czemu Glorię pocałowałeś?!
- Bo chciałem! - wrzasnął złośliwie, po czym zbuntował się i wyszedł z łazienki.
Na następnej lekcji Alexander pierwszy wszedł do klasy, ciężkim krokiem idąc na sam koniec ławek, gdzie usiadł z głośnym hukiem. Natychmiast oparł się plecami o ścianę, wszak siedział bokiem, a przy tym ułożył nogę na drugim krześle, wzdychając ciężko przy pocieraniu twarzy dłonią. Czy był smutny i zawiedziony... Nie, on był zwyczajnie wkurwiony. Aż zaciskał mocno zęby i układał drugą rękę w pięść, mając ochotę nią w coś uderzyć... Nie mógł znieść świadomości, że zaufał Nathanowi, a ten przy pierwszej lepszej okazji okazał, co dla niego znaczy wierność... W ogóle duma blondyna nie mogła znieść, że chłopaka ktokolwiek śmiał zdradzić... Innych mogli, ale nie jego, bo on nie był naiwny. A jednak tak łatwo dał się wykorzystać głupiemu piłkarzykowi, który dawniej miał doświadczenie jedynie z kobietami i to tymi raczej nawet nie blisko poziomu Alexandra...
Tymczasem do klasy wbiegł zadyszany Nathan, a zauważając swojego chłopaka, od razu ruszył w jego kierunku. Gdy blondyn dostrzegł bruneta kątem oka, poczuł szybszy rytm serca pod wpływem emocji, ale dobrze to ukrył pod płaszczykiem obojętności, która jednocześnie miała zakryć złość Rawsona.
- Alex... - wydyszał niepewnie Lee, próbując złapać oddech.
- Spierdalaj - warknął ze zmarszczonymi brwiami, odwracając wzrok.
- To jedyne wolne miejsce...
- Na podłogę, psie.
Nathan pomyślał ze skołowaniem, po czym wzruszył ramionami i po prostu usiadł na ziemi, tak jak chciał niższy. Alex zauważył to kątem oka i aż zacisnął wargi, byle się nie zaśmiać, ale uważny wzrok bruneta go zdenerwował bardziej, więc wrzasnął, kopiąc go w ramię:
- Zostaw mnie!
- Nigdy w życiu - stwierdził cierpliwie Lee.
- Zdradziłeś mnie!
- Alex... - westchnął.
Nagle nauczycielka zauważyła całą sytuację i kazała natychmiast usiąść Nathanowi na krześle jak człowiek. Brunet spojrzał wymownie na blondyna, który tylko przewrócił oczami i westchnął, odwracając twarz w drugą stronę. Jeszcze krzyżował ręce na klatce piersiowej, jakby nie chcąc przyjmować wyższego do siebie.
- Później pogadamy o tym, kochanie... - wyszeptał Nathan dyskretnie.
- Nigdy nie mów do mnie ,,kochanie"... - stwierdził z irytacją - Nie zasługujesz na to...
- Wiem, jestem dupkiem, ale...
- Nie.
Nathan już nie miał pewności, utracił ją przez zimne spojrzenie oraz ton, z jakim mówił Alexander. Ten był bezwzględny i oschły jak nigdy. To było straszne, a nawet okropne...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top