VII
Po ostatniej lekcji, gdy wszyscy jak zwykle szybko wybiegli, zmarnowany Noah pierwszy schował wszystkie rzeczy, ale z braku innej możliwości czekał na swojego wspólnika w niedoli, jaką było więzienie przez kajdanki. Gdy Nathan także się spakował, wstał i dwójka spokojnie podeszła do nauczycielki, a wtedy ta spojrzała pytająco:
- Coś się stało, chłopcy?
- Może pani nas już odpiąć? - westchnął Nathan.
- Ale ja nie dostałam żadnego klucza - zaśmiała się - Właśnie miałam pytać, dlaczego chodzicie z tymi kajdankami? W dodatku razem... Zaskoczyliście mnie tą waszą przyjaźnią...
- Szmata nas oszukała! - warknął Noah, marszcząc gniewnie brwi.
- Co? - Nathan spojrzał na chłopaka.
- Nie pamiętasz? Mówiła, że każdy nauczyciel będzie nas obserwował...
- Ty, no tak! - teraz to Lee się wkurzył.
- Co się stało, chłopcy? Kto was zakuł? - dalej się uśmiechała.
- Przemilczmy kwestię tego, kto nas zakuł... - Nathan spojrzał w bok, uśmiechając się głupio, kiedy Noah posyłał mu gniewne spojrzenie.
- Ta... - westchnął rudowłosy - Trochę się... - zaczął niepewnie - pokłóciliśmy... Więc dyrektor kazała nam spędzić ze soba cały dzień. Ale w pewnym momencie skończyliśmy tak - tutaj uniósł swoją dłoń i Nathana, ukazując gustowne kajdanki - Uznali, że nawet tak będzie dla nas lepiej - uśmiechnął się ironicznie - Dzień w szkole się skończył, więc ktoś powinien nas uwolnić...
- No właśnie!
- Przepraszam was naprawdę, ale ja nic nie wiem... Może idźcie do dyrektor, chociaż nie wiem czy ją jeszcze złapiecie...
Nathan i Noah tylko spojrzeli po sobie przerażeni, po czym natychmiast pobiegli, prawdopodobnie prosto do gabinetu dyrektor. Obydwaj teraz biegli tak szybko jak nigdy na treningu za piłką. Co prawda, Noah nie latał za bardzo, ale zdarzało się...
Gdy piłkarze pobiegli, zaczęli z całej siły walić w drzwi w jakimś szale, ale nic dziwnego, przecież tu chodziło o ich wyjście ze szkoły i uwolnienie się od siebie. Mieli tylko dzień w szkole spędzić ze sobą, a nie poza nią... Dwójka pukała, dopóki nie podszedł do nich jakichś pracownik, upominając ich.
- Gdzie teraz macie lekcje? - spytał nieprzyjemnie mężczyzna.
- Skończyliśmy właśnie! - jęknął Nathan z przejęciem.
- To do domu!
- No bardzo chętnie, tylko niech ktoś nas uwolni! - warknął Noah.
- Ta młodzież teraz się tak bawi, a potem oczekuje pomocy... - pokręcił głową, odchodząc.
Nathan i Noah zmarszczyli brwi, czując się zdezorientowani, ale zaraz zrozumieli i wtedy dopiero się oburzyli.
- Nosz kurwa mać! - wrzasnął rudowłosy, kopiąc w drzwi - Co robimy?
- Chodź poszukać kogoś innego...
- Nie chcę mi się. Chcę iść do domu.
- Ja też - uśmiechnął się krzywo - Dlatego im szybciej to załatwimy, tym szybciej pójdziemy w swoje strony...
- Dobra! Szybko!
Nathan ruryszł zdecydowanie przed siebie, a Noah tuż za nim już z mniejszym entuzjazmem. Zresztą żaden nie był szczęśliwy z tego powodu, że wciąż muszą ze sobą chodzić, chociaż zgodnie z karą spędzili już razem dzień...
I tak chodzili od sali do sali, szukając gdziekolwiek pomocy, ale inni albo mieli lekcje i brak czasu, albo nie wiedzieli w ogóle o co chodzi... Dwójka powoli traciła nadzieję, że cokolwiek osiągną... Została tylko jedna osoba. Rudowłosy i brunet zgodnie zeszli prosto na halę sportową, gdzie aktualnie odbywał się trening piłki nożnej, jakby nie patrzeć ich trening.
Mężczyzna ubrany na sportowo i w czapce o wiadomym kształcie daszka akurat stał gdzieś z boku, obserwując swoich zawodników w akcji, niekiedy zagwizdał lub krzyknął. Gdy Nathan i Noah dostrzegli trenera jedynie spojrzeli na siebie, pokiwali głowami, po czym zdecydowanym krokiem podeszli.
- Trenerze... - zaczęli obydwaj niepewnie.
- Mamy problem... - rzekł Nathan.
Sportowiec odwrócił się bez pośpiechu, nawet nie zdziwiony, że z jakiegoś powodu problem mają akurat Johnson i Lee.
- Co wy tu robicie dzisiaj? - zaczął mężczyzna, przyglądając się dwójce z pewnego rodzaju ojcowską troską, chociaż na wierzchu wyglądał na srogiego - Byliście dzisiaj zwolnieni...
Wtedy zdesperowani Nathan i Noah unieśli razem ręce, pokazując trenerowi ich problem, a był wyjątkowo ciężki. Mężczyzna był trochę zdziwiony, ale zanim przemówił, dotknął kajdanek, badając je oczami.
- Dlaczego mnie to w ogóle nie dziwi, panowie?
- No samo jakoś się stało... - burknął zawstydzony Nathan, patrząc w bok. Do trenera miał wyjątkowy respekt.
- Ta, samo! - warknął Noah - Specjalnie mnie zakułeś, debilu!
- Johnson! - zawołał karcąco mężczyzna.
- Przepraszam, trenerze - aż sam pokornie spuścił wzrok w dół, natychmiast zmieniając ton na delikatniejszy.
- Dlaczego to zawsze wy dwaj musicie być... - pokręcił głową, wzdychając. Przy okazji cały czas badał narzędzie - Gdzie macie kluczyk?
- W tym problem, że nie wiadomo, gdzie jest... - wyjaśnił Nathan - Próbowaliśmy wszędzie, ale zostałeś tylko ty, trenerze...
- Poczekajcie... Wyjaśnijcie mi wszystko od początku i jak to się stało, że skończyliście w ten sposób...
Nathan zaczął na szybko tłumaczyć mężczyźnie cały przebieg historii, a Noah czasem dodawał, jakby tamten czego zapomniał lub pominął. Trener za to kiwał głową, jakby słuchał, chociaż na dwójkę spoglądał z coraz większym politowaniem. Ci dwaj zawsze wpadali na najbardziej absurdalne pomysły lub kłócili się o tak mało istotne rzeczy, że nie było za bardzo wiadomo, co z tym zrobić, zresztą skąd oni to wszystko brali...
- Jak można wpaść na tak idiotyczny pomysł... - stwierdził trener, chwilę pomyślał, po czym wyciągnął telefon - Dzwonię do tej chorej kobiety.
Lee i Johnson teraz patrzyli na mężczyznę już mniej pewnie i bezbronnie, bardziej jak mali chłopcy, za to trener był ich bohaterem. Obydwaj byli mu podporządkowani i tak jak mało kogo szanowali, tak jego zdanie traktowali nad wyraz poważnie. Nie to, że się go bali, po prostu nie chcieli działać wbrew jego woli ani go zawieść... Pomimo, że trener dla każdego z zawodników starał się też być najlepszym opiekunem, to mimo wszystko Nathanowi i Noah zastępował ojców, których oni mieli tylko raz na jakiś czas, gdy tamci akurat nie byli zajęci. Właściwie Nathan miał dobrą relację z tym swoim, ale nie tak częstą jak mógłby chcieć jako dojrzewający chłopak, który powoli stawał się mężczyzną. W dodatku matka ciągle opowiadała o ojcu bruneta same złe rzeczy, przez co ten gubił się, chociaż nie powiedziałby tego głośno... Wolał udawać, że to wszystko go bawi i nie rusza go nijak.
Dwójka lustrowała uważnie trenera, mając nadzieję, że ten wszystko załatwi. W końcu on zawsze wszystko załatwiał i rozwiązywał problemy, nawet te najbardziej idiotyczne i bezsensowne. Ten pewnie należał do jednych z tych problemów... Jednak mężczyzna wzdychał coraz ciężej z telefonem przy uchu, samemu powoli tracąc cierpliwość...
- Cholerna ignorantka... - warknął przez zęby - Dlaczego ona jeszcze tu w ogóle pracuje, a co gorsza, jest dyrektorem...
Tymczasem do Nathana zaczął ktoś dzwonić, na co Noah spojrzał pytająco na bruneta, a ten zdezorientowany wyjął urządzenie i zamarł, otwierając szerzej oczy. Niewiele myśląc odblokował ekran, odbierając.
- Już skończyłeś trening? - spytał Alex.
- Właśnie zabawna sprawa... - zaśmiał się niepewnie - Nie mam dzisiaj treningu...
- To gdzie ty jesteś? - spytał podniesionym głosem - Od dawna powinieneś być u mnie.
- Wiem, kochanie, nie denerwuj się...
- Możesz mi wytłumaczyć, dlaczego mimo tego, że nie masz treningu to słyszę wyraźnie, że tam jesteś?
- Jezu, Alex... - westchnął - To skomplikowane... Nie mogę teraz gadać.
- Nie masz dla mnie czasu?
- Wiesz, że nie o to chodzi...
- Jeśli za pół godziny nie zobaczę cię u mnie w domu, możesz zapomnieć, że masz chłopaka. Nara - po czym rozłączył się.
Nathan zmarszczył brwi, spoglądając na wyświetlacz. Nienawidził czuć się pod presją, a zwłaszcza, gdy ktoś na niego naciskał...
- To był Alex? - spytał rudowłosy.
- Ta... - warknął brunet.
- Nie powinieneś się cieszyć, że rozmawiałeś ze swoim chłopakiem, o którego tak walczyłeś ze mną? - zaśmiał się.
- Wkurwia mnie niesamowicie...
- Uroki bycia w związku... - westchnął - Myślisz, że Austin też będzie mnie tak wkurzał?
- Nie, bo wy nie będziecie razem! - wrzasnął.
- Ale ty jesteś głupi... - pokręcił głową z politowaniem.
- Musimy już iść - wyznał Nathan - Nie mam czasu czekać aż ktoś nas odkuje... Alex mi zagroził, że ze mną zerwie, jeśli zaraz u niego nie będę...
- Ostro... - przyznał rozbawiony Johnson, nic sobie nie robiąc z powagi sytuacji.
- Przestań! To nie jest zabawne!
- Jest potwornie zabawne...
Nagle usłyszeli zirytowany głos trenera:
- Nie, to jest niepoważne jakieś... - lamentował z wyczerpania nerwów - Po co ta kobieta w ogóle się zajmuje szkołą...
- Coś nie tak? - spytał Nathan.
- Wasza dyrektor ma wszystko głęboko w... - zatrzymał się, chociaż ledwo co - Będę dalej próbował to załatwić, ale nie obiecuję, że się dogadam z tą - przyciszył głos - idiotką...
- Więc będziemy musieli tak ze sobą chodzić dosłownie cały dzień? - Noah skrzywił się.
- Nie wiem - odpowiedział emocjonalnie - Narazie musicie jeszcze jakoś ze sobą wytrzymać... Tego materiału i zabezpieczenia nie da się tak po prostu zniszczyć, sprawdzałem kiedyś... - spojrzał w bok.
- Sprawdzałeś, trenerze? - uśmiechnął się zaciekawiony Nathan - Dlaczego musiałeś sprawdzać?
- Nie interesuj się, gówniarzu - spojrzał na niego srogo, kryjąc za tym zmieszanie.
- Nie wiedziałem, że z trenera taki ryzykant... - przyznał Noah, nabijając się z mężczyzny razem z brunetem.
- Może poświęcił się kiedyś, żeby zaimponować swojej przyszłej żonie... - Lee porozumiewawczo szturchnął rudowłosego w ramię.
- Na pewno! - zaśmiał się Johnson - Takiej pięknej kobiecie to trzeba się jakoś pokazać, bo nie poleci na byle co...
- Ale się chyba opłaciło, co, Noah?
- Czy ja wiem... Dwójka dzieci i jedno w drodze...
- Co za różnica, jeśli - westchnął starszy, czując, że ci dwaj testują jego opanowanie - już tutaj mam zamieszanie przez waszą dwójkę - złapał się za głowę w celach terapeutycznych - Dobrze, że chociaż mam córki, a nie synów takich jak wy...
- Ja bym się obawiał... - dodał z udawaną powagą śniadoskóry - Zaraz dorosną i zacznie się okres godowy... - po czym wybuchnął śmiechem, a Noah razem z nim.
- Okres godowy... - spojrzał na niego z politowaniem - Zajmij się nauką, chłopaku, a nie masz głupoty w głowie...
- Przepraszam bardzo, ale ja nie mam głupot w głowie! Jestem zainteresowany tylko jedną osobą!
- To niech ta osoba ci wybije te idiotyczne pomysły z głowy jak na przykład zakuwanie się z kolegą w kajdanki.
- To nie jest mój kolega!
- A dziwne... - pokręcił głową z pobłażliwym uśmiechem, spoglądając na boisko - Pasujecie do siebie...
- Co?! - wrzasnęli nagle obydwaj, oburzeni.
- Ja z nim?! - wściekły Noah wskazał na chłopaka obok - W życiu!
- Ani ja z nim! - dodał Nathan.
- A wy jak zwykle o jednym myślicie, wy małe gnojki... - zaśmiał się - Chodziło mi o przyjaźń, debile..
- Ja z nim?! - powtórzył rudowłosy.
- Nie chcę mieć z nim nic wspólnego! - dołożył brunet.
Nagle do Lee znów zadzwonił telefon, a ten z automatu odebrał i rzekł:
- No już idę!
- Co? - zaśmiała się kobieta.
- Jezu, mamo! - zmieszał się - To nie do ciebie, myślałem, że ktoś inny dzwoni...
- Mam nadzieję, że nie masz planów na wieczór...
- Nie wiem, a co?
- Musisz wrócić do osiemnastej, bo idziemy w jedno miejsce...
- Jakie miejsce? - zmarszczył brwi.
- Zobaczysz, kochanie.
Gdy kobieta się rozłączyła, Nathan już po prostu pociągnął Noah za sobą, na co ten nie był gotowy, ale jakimś cudem się nie przewrócił. Za to nie krył irytacji nagłą zmianą i aż zaczął nieprzyjemnie:
- Pojebało cię?
- Musimy iść do Alexa - odpowiedział bez namysłu.
- Czemu?
- Mówiłem ci, że mnie zabije...
- Powiedziałeś, że zerwie - zaśmiał się.
- To to samo... - westchnął.
- Ale z ciebie zakochany klaun...
- Zamknij mordę i chodź.
Minęło trochę czasu, a "przyjaciele" w końcu dotarli do budynku, w którym mieszkał Alexander, po całej serii sprzeczek i cudem unikniknionych wypadków, wszak ci dwaj byli do siebie tak bardzo dobrze nastawieni...
Nathan szedł pewnie przez korytarz, ciągnąc za sobą znudzonego Noah, który coraz głośniej dawał do zrozumienia, jak bardzo nie chce iść dalej... Wzdychał lub wyrywał się, ale bezskutecznie, bo Lee wtedy pociągał za kajdanki mocniej... Gdy dostrzegł odpowiednie drzwi, szybko podszedł i natychmiast zapukał. Normalnie wszedłby bez tego, ale nie był sam...
Za chwilę drzwi otworzyły się, przedstawiając smukłego blondyna, na widok którego brunet oniemiał i szybko wtulił się w niego jedną ręką. Rawson jednak był naprawdę zaskoczony i zdezorientowany taką postawą chłopaka, aż uniósł powieki, jednocześnie marszcząc brwi, a do tego niepewnie objął wyższego w plecach.
- Alex, ratuj! - zamarudził śniadoskóry, wtulając się nosem w ciepłą szyję niższego.
- Nathan, co ty... - spytał skołowany, ale w tym czasie zauważył obok bruneta, swojego byłego chłopaka - Noah..?
Wtedy Lee oderwał się od ukochanego, po czym bez ostrzeżenia podniósł rękę, zmuszając zirytowanego rudowłosego do tego samego. Alexander od razu dostrzegł brasoletki przyjaźni dwójki, ale z każdą sekundą nie dowierzał coraz bardziej, aż wybuchnął śmiechem.
- Alex! - brunet upomniał go ze zmartwieniem.
- Tak bardzo się kochacie? - spytał blondyn, wpuszczając dwójkę do środka.
- To nie jest śmieszne, Alex... - warknął Noah.
- Nie jest? - zaśmiał się głośno i jakby ignorując powagę sytuacji - To dlaczego mnie bawi?
- Jesteś potworem... - posłał mu krzywe spojrzenie - Co ja w tobie widziałem... - westchnął pogardliwie.
- Widocznie coś widziałeś, skoro byłem twoim pierwszym chłopakiem w tej szkole... - wzruszył ramionami.
Cała trójka przeszła do salonu, gdzie Noah usiadł tuż przy podłokietniku, opierając się o niego i przesuwając dłonią po zmęczonej twarzy.
Do tego rozkładał szeroko nogi, potwierdzając tym swoją mocną, męską energię... Miał już dość tego wszystkiego i Nathana, a jeszcze Alex go musiał dręczyć... Kiedy on ledwo wytrzymywał, Nathan patrzył maślanymi oczami na chodzącego w jedną i drugą stronę blondyna.
- Dobra, gadać - zaczął Alexander - Czemu jesteście skuci?
- Znowu się zaczyna... - westchnął Noah, po czym stwierdził - Ja ci powiem szybko, bo on przekręci... Ten idiota chciał mnie skuć, ale przy okazji skuł mnie ze sobą...
- Skąd ty wziąłeś kajdanki? - zaśmiał się zdumiony Rawson, spoglądając na swojego chłopaka.
- No bo przyszedł typ z policji i nam pokazywał... - naburmuszony Lee, jakby marudził ze wzrokiem skierowanym w bok.
- Co wam się stało, że siedzieliście razem? - spytał zaskoczony blondyn.
- Musiałem z nim siedzieć - rzekł z oburzeniem rudowłosy - Wszystkie inne miejsca były zajęte...
- I się nie pozabijaliście?
- Wyrwałem klamkę i zniszczyłem zamek w drzwiach... - rzekł niepewnie Nathan, spoglądając w bok.
- Ty idioto! - wrzasnął Alex - Jesteś normalny?!
- Oj no... Nic się nie stało przecież...
- W końcu wywalą cię z tej szkoły!
- Jeśli mnie wywalą to tego debila też - burknął, wskazując na rudowłosego - To tylko jego wina...
- Ty szmato! - wrzasnął Johnson, łapiąc bruneta za koszulkę - To ty nas uwięziłeś!
- Prowokujesz mnie!
- To ty uroiłeś sobie coś!
- Chyba ty! To ty stwierdziłeś: Och, za... - zaczął go prześmiewczo naśladować, ale drugi mu przerwał.
- Zamknij się! - wrzasnął oszołomiony, szarpiąc go.
- ,,Za" co? - spytał zdezorientowany Alex.
- Załóżmy się. To miał na myśli Nathan - na szybko wyjaśnił przerażony w środku Noah, zostawiając koszulkę ciemnookiego - Zapomniał tylko, że to on chciał się zakładać... - posłał śniadoskóremu srogi wzrok.
- Ha! - wyśmiał go Lee - Jebnij się w łeb czasem, co?
- Zakładać? - blondyn zastanowił się, po czym wybuchnął śmiechem - Już robiliście sobie dobrze, sprawdzając, który dłużej wytrzyma?
- Co?! - wrzasnęli rudy i brunet, marszcząc brwi - Nie!
- Nie dotknąłbym go kijem! - stwierdził oburzony Johnson.
- Ja też - dodał Nathan - Zresztą jestem z tobą, Alex... Dlaczego miałbym dotykać kogoś innego?
- Wszystkie twoje zakłady się tak kończą... - westchnął Rawson, dalej uśmiechając się z rozbawieniem.
- Większość. Ale to dlatego, że... - nagle sam uniósł kąciki ust zadziornie - W większości zakładałem się tylko z tobą, słońce. Szczerze mówiąc - uważnie sledził go oczami - nie miałbym nic przeciwko, gdybyśmy teraz też się tak założyli...
- Zamknij ryj - zaprotestował zmarnowany Noah z zamkniętymi oczami, przecierając twarz dłonią - Głowa mnie boli...
- No właśnie - westchnął ciężko brunet - Gdyby nie ten zjeb, moglibyśmy...
- Przeszkadza ci czyjaś obecność, Nathan? - niższy posłał chłopakowi zalotne spojrzenie.
- Alex! - zawołał onieśmielony, czując jak zalewa go zimny, a zarazem ciężki dreszcz - Nie rób mi tego!
- Czego? - spytał niewinnie, siadając tuż obok bruneta, na którego ciepłym policzku za chwilę ułożył dłoń, patrząc mu głęboko w oczy. Dodał na wydechu - Czy coś nie tak, skarbie?
- Alex... - zastękał przez zęby, ze zmartwieniem krzywiąc twarz - Bawi cię to?
- Dlaczego? - zaśmiał się, kontynuując swoją kokieteryjną grę. Nawet zbliżył nos do szyi chłopaka, gdzie stwierdził - Ładnie pachniesz, wiesz? Ale dlaczego się tak napinasz, mój mały piłkarzu, co? - ułożył usta w delikatny uśmiech, jakby nic.
- Zaraz nie tylko ja będę taki napięty... Co wtedy zrobisz, geniuszu?
- Co tylko będzie mi się podobać - po czym zwinnie przeszedł wargami po wrażliwej skórze chłopaka, aż wpił się w jego usta.
Noah, słysząc podejrzaną rozmowę, a potem jeszcze dziwniejsze dźwięki, odruchowo spojrzał w stronę pary, a wtedy skrzywił się, po czym przewrócił oczami. Już samo przebywanie w jednym pokoju ze swoim byłym i rywalem nie tylko na boisku było wystarczająco niekomfortowe, a ci jeszcze bezczelnie poszli w ślinę... Mimo wszystko postanowił dać dwójce chwilę w ramach męskiej solidarności i dopiero, gdy ci już prawie się zjadali, dotykając siebie coraz odważniej, wtedy rudowłosy zajęczał marudnie:
- Dobra, już wam starczy...
W odpowiedzi Nathan ułożył uwięzioną dłoń w taki sposób, aby posłać w stronę chłopaka najbardziej pospolity gest środkowego palca. Noah na to zmarszczył brwi, po czym zachłannie pociągnął ręką, tym samym odsuwając bruneta od blondyna. Alexander nie krył rozbawienia tą sytuacją, za to nieco zirytowany Lee spytał z niezadowoleniem:
- Zazdrosny jesteś?
- Śnisz... - posłał mu pogardliwe, a jednocześnie aroganckie spojrzenie - O co miałbym być zazdrosny?
- Że Alex finalnie jest mój - uśmiechnął się dumnie.
- Co mnie to... - westchnął - Mam gdzieś czy ze sobą jesteście, dopóki nie zaczynacie się przy mnie ruchać...
- Może chciałbyś dołączyć? - spytał niespodziewanie wciąż zadowolony blondyn.
- Co? - zdezorientowany Nathan natychmiast spojrzał na swojego chłopaka.
- Lubisz się zabawić z dwoma naraz? - rudowłosy spojrzał na niższego chytrze, zadziornie unosząc kąciki ust, zupełnie zignorował obecność bruneta.
- A gdybym lubił, to co?
- Dałbyś radę z dwoma chujami w sobie, kwiatuszku?
- Nie tylko w sobie, fetyszysto... - zaśmiał się figlarnie.
- Alex! - Lee zawołał z przerażeniem.
- Oj, spokojnie... - rzekł w stronę bruneta, z ciągłym rozbawieniem - Myślisz, że dałbym wam konkurować o to, który lepiej mnie zaspokoi?
- Proste, że ja - prychnął Noah obojętnie - Po co konkurować...
- A właśnie, że ja! - wrzasnął wściekły brunet, po czym spojrzał z nadzieją na ukochanego - Prawda, Alex?
- Tak, tak... - pokręcił głową pobłażliwie i przewrócił oczami, po czym pocałował chłopaka w czoło i dodał - Ciebie kocham, nie Noah. Nie musisz z nim o mnie walczyć.
Po czym wstał i poszedł prosto do kuchni, zostawiając Nathana i Noah samych. Kiedy rudowłosy ze znużeniem i obojętnie siedział, szukając racjonalnego powodu, dlaczego jeszcze nie poszedł do domu, śniadoskóry posyłał mu krzywe spojrzenie. Z początku Johnson ignorował to, ale w końcu westchnął ciężko i spytał:
- O co ci chodzi?
- Ale co? - wcale nie zmienił wyrazu twarzy.
- Daj spokój, idioto... Nie musisz być zazdrosny. Nie ma dla mnie miejsca w waszym związku...
- Pewnie taki mały, że nawet bym nie zauważył... - prychnął.
- A... - zaśmiał się - Więc o to ci chodzi... - pokręcił głową z politowaniem, po czym rzekł - Nie jest najmniejszy, nie martw się... Twojemu spokojnie dorównuje.
- Ta, jasne...
- Chcesz zobaczyć? - spojrzał na niego z pełną powagą.
- Nie masz psychy... - uśmiechnął się z powątpiewaniem.
Wtedy rudowłosy pewnie chwycił za pasek od spodni, dalej spoglądając brunetowi w oczy. Kontynuując ich kontakt wzrokowy, sukcesywnie rozpinał spodnie, zsuwając je nieco, później to samo zrobił z materiałem bokserek, a wtedy Nathan zobaczył nagie kroczę drugiego. Niemal natychmiast skrzywił się, ale mimo wszystko zaczął uważnie lustrować przyrodzenie rudowłosego, porównując je z wyglądem swojego. Ale im dłużej patrzył, tym bardziej się wkurzał, aż wrzasnął, odwracając wzrok i krzyżując ręce:
- Spierdalaj!
- Ładny? - spytał Noah zadowolony z siebie, spoglądając na bruneta z satysfakcją.
- Ohydny! W życiu nie widziałem tak brzydkiego chuja!
- Co wy robicie? - nagle usłyszeli zbliżający się głos Alexandra, który, gdy wszedł z powrotem do pokoju, dostrzegł, że Noah zapina spodnie, co wydało mu się dziwne, aż zmarszczył brwi - Yyy...
- To nie tak! - zawołał spanikowany Lee.
- Jak nie tak? - zaśmiał się Noah - Tak się na mnie napalił, że chciał mi zwalić...
- Co?! - brunet zmarszczył brwi - Pojebało cię?! Sam mi pokazywałeś!
- Po was już się wszystkiego spodziewam... - pokręcił głową z politowaniem, po czym usiadł obok swojego chłopaka i wtulił się w niego - Musicie zaraz iść...
- Skąd wiesz? - spytał Nathan, odruchowo przesuwając dłoń na głowę niższego.
- Twoja matka mi napisała, że jeśli jesteś ze mną, żebym ci przekazał, że masz zaraz być w domu.
- Czemu nie zadzwoniła do mnie?
- Telefon ci się rozładował, kochanie. Wiem, bo też próbowałem się z tobą skontaktować...
- Wiesz chociaż po co mam być już w domu?
- Nie napisała...
- Dobra. To co? - wstał, zmuszając rudowłosego do podniesienia wyżej ręki, przez co ten patrzył na bruneta z wyrzutem - Idziemy...
- Czekaj - blondyn także wstał, wtulając się w wyższego mocno, a wtedy szepnął - Kocham cię, Nathan...
- A ja ciebie, Alex... - uśmiechnął się, rozczulony wyznaniem niższego.
Nagle Lee poczuł ciągnięcie, przez co był zmuszony zostawić ukochanego. Spojrzał zza ramienia na chłopaka pytająco, a wtedy ten rzekł wkurzony:
- I co, miło tak? Też mi nie dawałeś nic zrobić z Austinem...
- Ale ty jesteś głupi... - zaśmiał się Nathan, po czym jeszcze pomachał blondynowi i zaraz wyszedł razem z Noah.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top