VI

W gabinecie dyrektorskim przed biurkiem już siedziała najgrzeczniejsza dwójka w całej szkole, która absolutnie nie stwarzała żadnych problemów, a na rozmowę została zaprowadzona niesłusznie. Zarówno brunet jak i rudzielec nie kryli swojego oburzenia i naburmuszenia, krzyżując ręce na swoich umięśnionych torsach. Obydwaj patrzyli w przeciwnych kierunkach, czując się niesprawiedliwie, bo niby co takiego zrobili, że musieli teraz tracić czas... Niby lepiej było siedzieć gdzieś indziej niż na lekcjach, ale z drugiej strony znowu ktoś się o coś czepiał.

- Sama nie wiem od czego zacząć... - westchnęła ciężko kobieta, pocierając czoło.
- Nie ma o czym gadać - burknął Noah.
- Gdy do nas przyszedłeś razem z Glorią, byłam pewna, że jesteś wzorowym uczniem, który nie będzie sprawiał żadnych kłopotów...
- To się pani pomyliła. Zresztą to nie moja wina... Ten debil mnie prowokuje bez przerwy.
- Sam zacząłeś! - wrzasnął oburzony Nathan - Najpierw zabrałeś mi Alexa, teraz bajerujesz mi kuzyna... Wszystko mi zabierasz!
- Widocznie jestem od ciebie o wiele lepszy - prychnął zuchwale pod nosem.
- Chłopcy! - upomniała ich kobieta - Możecie zachować spokój chociaż tutaj?
- Ciężko będzie... - westchnął rudowłosy.
- Jak tylko widzę te jego chytrą, głupią mordę to ręka sama mi się układa w pięść... - warknął cicho Lee.
- Chcesz powtarzać to samo, co z Alexandrem, Nathan? - spytała dyrektor.
- Co?! - wrzasnął - Ale dlaczego?!
- Wiem, że to nie jest wasza pierwsza kłótnia... A nie mam zamiaru tego już znosić. To porządna szkoła.
- A książę Noah to niewinny i bezkarny jakiś?! Dlaczego to moja wina niby?!
- To już kolejna osoba, z którą się kłócisz...
- Oczywiście, że to tylko twoja wina - stwierdził rudowłosy - Jesteś chory psychicznie i masz jakieś adhd... - pokręcił palcem przy skroni, pokazując brunetowi, jaki jest jego stan psychiki - Lecz się, zjebie.
- Noah! - wrzasnęła kobieta.
- Taka prawda - zmarszczył brwi, czując się urażony upomnieniem.
- Wolę być chory psychicznie i mieć adhd niż brać wszystkich na swoje śliczne oczka i ładną buźkę. Och, ach, jestem modelem, jestem cudowny i wspaniały... - zaczął mówił przerysowanym głosem Nathan.
- Sam właśnie przyznałeś, że jestem od ciebie przystojniejszy - rudowłosy posłał mu wymowny uśmiech, z którego wręcz wylewała się pogarda i wyższość.
- Chłopcy, do rzeczy - znów westchnęła - Macie się teraz pogodzić i narazie dostajecie jedynie uwagi. Daję wam szansę na poprawę, ale moja cierpliwość ma granicę, szczególnie do ciebie mówię, panie Lee. Teraz Noah może wyjść, ale ty Nathan, zostań jeszcze.

Johnson westchnął ciężko, szybko podnosząc się z krzesła, ale brunet wykorzystał ten moment i z cwanym uśmieszkiem wyciągnął nogę, przez co za chwilę Noah, robiąc krok, potknął się i upadł równo na podłogę. Ale szybko podniósł się i wściekły spojrzał na rywala:

- Pojebało cię?!
- Nie wiem o co ci chodzi... - Nathan uśmiechał się niewinnie.
- Proszę pani! - oburzony chłopak spojrzał na kobietę, wskazując na drugiego.
- Idź już i daj mi święty spokój... - westchnęła.
- Co to ma być?! No ja pierdole! - niewiele myśląc, otworzył sobie drzwi, po czym wyszedł, trzaskając nimi równie mocno.

I teraz Nathan został sam na sam ze swoim ulubionym pracownikiem szkoły, który także pałał do niego wielką sympatią. Tak wielką, że aż kobieta ledwo nad sobą panowała, aby nie wybuchnąć i powiedzieć, co naprawdę sądzi o szczeniackim zachowaniu ukochanego ucznia. A z Nathanem było o tyle gorzej, że miał prawie tak doskonałe wyniki w nauce jak Alexander, więc bardzo się tym bronił. Z kolei nowy nabytek Noah również radził sobie bez zarzutu... Tak więc decyzja o wyrzuceniu ich ze szkoły byłaby najgorszą decyzją, jaką szkoła mogłaby podjąć, bo wtedy poziom by spadł o wiele niżej. Oczywiście było jeszcze kilka wybitnych jednostek, ale mimo wszystko ta trójka, łącznie z Rawsonem, należała zdecydowanie do tych najlepszych... I to było strasznie frustrujące, bo każdy z tych miał także piekielny temperament, który mógłby spalić cały budynek, gdyby tylko mieli taką fizyczną możliwość. Ale najbardziej nerwowy jednak był sam Nathan Lee, którego czasem ciężko było uspokoić, tak bardzo ulegał emocjom...

Wkurzony brunet tylko siedział przed dyrektorką i czekał na jej oburzające słowa, jakby on był czemuś winien. W końcu kobieta westchnęła ze zmęczenia i przemówiła:

- Dobra, Nathan, szczerze... Nie mam już nerwów ani siły na rozmowę o tym, co zrobiłeś źle - przesunęła dłonią po twarzy z lekko zdumionymi oczami i dodała stanowczo, choć dalej bezsilnie - Twoja mama otrzyma informację o tym, że trzeba odkupić zamek i klamkę, które zniszczyłeś... Nadal jestem w szoku, jak udało ci się je zniszczyć, ale nie chcę już w to wnikać... Tak samo jak Noah, narazie dostajesz tylko uwagę. Radzę ci się pilnować.

Naburmuszony chłopak przyjął do wiadomości i już miał wstawać, gdy usłyszał jeszcze:

- A, i jeszcze jedno...
- Ta? - warknął.
- Wciąż masz spędzić cały dzień w szkole z Noah.
- Jasne - westchnął, po czym wyszedł. O dziwo nie trzasnął drzwiami.

Gdy Nathan tylko opuścił gabinet, od razu zaczął robić miny, niby, że udawał dyrektor. Zaraz jednak uśmiechnął się cynicznie sam do siebie, wiedząc doskonale, że wcale nie będzie się słuchał jakiejś tam głupiej baby. Jednak chwilę później uświadomił sobie coś, przez co otworzył szerzej oczy. Przecież ten rudy debil będzie tylko szukał okazji, aby zostać z Austinem sam na sam, więc będzie uciekał... Zaraz chłopak zerwał się z miejsca i pobiegł prosto na kolejną lekcję, aby pilnować zielonookiego.

Brunet wpadł do sali bez pukania, szybko rozglądając się za miejscem, gdzie siedział Noah. O dziwo ten siedział na samym końcu i to w dodatku sam. Śniadoskóry nie zważając na nic, po prostu poszedł prosto przed siebie, aż doszedł do końca i zdecydowanie usiadł obok swojego rywala, który popatrzył na niego z obrzydzeniem.

- A ty co? - spytał zdegustowany Johnson.
- Nie myśl, że pozwolę ci się spotkać z Austinem...
- Ta... - prychnął pod nosem z butnym uśmiechem, kręcąc głową i krzyżując ręce na torsie, gdy spoglądał w przód - Sam sobie pozwolę.
- Chyba w Simsach.
- Nie jestem tobą, żeby sobie tworzyć sztuczną rzeczywistość, bo w tej prawdziwej nie chce mnie mój krasz, za którym biegam i biegam...
- A, spierdalaj! - warknął, czując, do czego ten nawiązuje.

Oczywiście Lee uniósł się honorem i z grymasem odwrócił twarz, samemu skupiając się na lekcji. Jak się okazało, odwiedził ich pracownik policji, który w niesamowicie nudny sposób opowiadał o pracy tam. Każdy go słuchał, udając zaangażowanie, wszak lepsze to niż normalna lekcja, ale Nathan nie umiał... Z trudem znosił te warunki, za to, gdy spoglądał na rudowłosego, ten wyglądał na zupełnie obojętnego, co zaczęło zastanawiać bruneta.

- Jak ty wytrzymujesz to pieprzenie? - spytał śniadoskóry, marszcząc brwi ze zdziwienia.
- Udaję, że zwracam uwagę. Tak naprawdę słucham muzyki na jednej słuchawce - Noah odpowiedział mu zaskakująco zwyczajnie, bez większej złośliwości - Zawsze tak robię, gdy mnie coś nie interesuje - nagle wyjął telefon i zaczął coś sprawdzać.
- No co ty? - posłał mu wymowny uśmieszek - Nie chcesz wiedzieć jak się zakuwa niegrzecznych ludzi?
- Żebym potem też tak się bawił z Austinem? - spojrzał na niego sprytnie, subtelnie unosząc kąciki ust w górę, po czym wrócił do urządzenia - Spoko, już to wszystko wiem, nie martw się.
- Co?! - zmarszczył brwi, oburzony - Na pewno nie!
- W łóżku też będziesz nam przeszkadzał?
- Tak! Poza tym nie będzie żadnego łóżka!
- Ależ ty upierdliwy... - syknął, kręcąc głową.

Po jakimś czasie gość specjalny pozwolił grupie popatrzeć na swoje kajdanki, o których zresztą dużo mówił. Teraz dopiero po klasie przeszła prawdziwa ciekawość, w końcu taka ciężka rzecz to co innego niż opowiadanie. Mimo wszystko kajdanki szybko szły z rąk do rąk, przez co były coraz bliżej ostatniej ławki. I tak jak Noah w ogóle nie interesował ten cenny przedmiot, tak Nathan bardzo chciał wejść w posiadanie go. On już w głowie wymyślił pewien plan, jaki chciał jak najszybciej zrealizować...

Kajdanki w końcu doszły do odpowiedniej ławki, gdzie Noah słuchał muzyki z zamkniętymi oczami, może nawet spał, ale za to jedną rękę trzymał ciężko na ławce. Nathan przez chwilę udawał, że faktycznie interesuje go ciężkość rzeczy, ale tak naprawdę to miał co innego do zrobienia... Z początku zaczął dobierać się do nadgarstka rudowłosego, chcąc go zakuć, ale coś poszło nie tak, chwila nieuwagi i brak ostrożności...

- Coś ty zrobił?! - gdy Johnson tylko poczuł na ręce dyskomfort, od razu spojrzał na śniadoskórego z irytacją - Ty jesteś normalny?! - chciał natychmiast pociągnąć rękę, ale wtedy również poszła za nim ręka Nathana - Co?!
- Jak to?! - spytał zszokowany brunet - Jak ja to zrobiłem?!
- Nie wiem! Mam to w chuju! Zdejmuj to gówno! - szarpał się.
- Nie umiem! Potrzebujemy klucza!

Noah wstał niekontrolowanie, oczywiście pociągając za sobą Nathana. Dlatego też już obydwaj podeszli do biurka, a raczej oburzony rudowłosy, ciągając za sobą drugiego. Gdy doszedł na miejsce, wskazał na nadgarstek i rzekł nieprzyjemnie:

- Nie chcę być skuty z tym idiotą...
- Może to nawet lepiej... - stwierdziła jakaś randomowa nauczycielka - I tak musicie ze sobą spędzić cały dzień... Tak będzie łatwiej.
- Dlaczego mam cierpieć za głupotę tego pajaca?! - oburzył się Noah - To on nam to zrobił!
- Trudno. Teraz jesteście zmuszeni przebywać ze sobą...
- To jakiś żart! Z tym debilem nic się nie da...! A poza tym mamy potem trening! Jak mamy grać na swoich pozycjach, będąc ze sobą złączeni?!
- Jesteście zwolnieni z treningu za karę tak czy siak.
- Co?! - wrzasnął - Niby dlaczego?!
- Nie umiecie się zachować...
- To on nie umie! Niech on cierpi! - wściekły wskazał na bruneta.
- Jeśli ja mam cierpieć to ty też, frajerze! - stwierdził śniadoskóry.
- Nawet teraz się nie możecie dogadać... - westchnęła.
- Nigdy się nie dogadamy! Nie cierpię tego zjeba! - warknął Noah, idąc gniewnie na swoje miejsce.

Rudowłosy, gdy tylko opadł na miejsce, od razu położył się za ławce, chowając głowę w ramiona, ale wciąż musiała mu wystawać ręka, bo ta była złączona z głupią ręką Nathana. Johnson nie mógł uwierzyć, że to wszystko się w ogóle dzieje, nie mógł uwierzyć, że Lee jest na tyle głupi...

Po którejś lekcji, gdy Nathan nie miał już magicznie czegoś do załatwienia, teraz to Noah obrał kierunek ich wspólnie spędzonej przerwy. Nie pytając nawet bruneta o zdanie, po prostu ruszył w jakimś kierunku, na co śniadoskóry marszczył brwi:

- Gdzie mnie ciągniesz, debilu?
- Teraz moja kolej, frajerze - warknął - Ciągle to ja muszę za tobą łazić, musiałem nawet łazić z tobą do kibla...
- Wiesz, nigdy nie sądziłem, że sikanie może być takie trudne... - posłał mu wzrok pełen wyrzutu.
- Gdybyś się nie wiercił tak to nie byłoby problemu.
- Gdybyś mi nie gadał nad uchem to byłoby łatwiej...
- Miałem stać i gapić się jak idiota na twojego chuja?
- Mogłeś po prostu czekać, a nie komentować wszystko wokół. Wiesz co ktoś inny w łazience mógł pomyśleć?
- Koło chuja mi to lata. To ty nas w to wplątałeś, geniuszu.

Wkrótce dwójka doszła pod klasę, gdzie następną lekcje miał mieć Austin, co niemal natychmiast doszło do Nathana. Zanim Noah zdążył podejść do drzwi, brunet już go pociągnął, stwierdzając:

- Nie ma mowy. Nie będziesz mu mieszał w głowie.
- A spierdalaj! - warknął, marszcząc brwi, a przy tym szarpnął ręką na tyle, że drugi musiał się poddać i pójść za rudowłosym - Co ja się będę pytał o zdanie... Twój kuzyn mnie lubi i to wreszcie zaakceptuj.
- Ale on nie może cię lubić! On jest zbyt...
- Naprawdę nie obchodzi mnie, co tam sobie uważasz - posłał mu arogancki uśmiech - Będę się spotykał z Austinem, czy tego chcesz czy nie... - dodał jeszcze pod nosem - Ciekawe jaka kurwica zaraz cię weźmie...
- Te! Nic nie kombinuj!
- Ta, ta... - zaśmiał się, kręcąc głową.

Gdy dwójka przeszła przez drzwi, zauważyła pustą salę, w której siedział jedynie mały brunet. Ponieważ był niezdarny i w pewien sposób wymagający, jemu wyjątkowo pozwolono posiedzieć w klasie. Zresztą nauczyciele często zostawiali otwarte klasy, gdyby ktoś wolał tam poczekać w samotni i spokoju. Gdy Martinez dostrzegł kroki, od razu spojrzał w wiadomym kierunku, a wtedy oczy, jakby mu zalśniły od widoku rudowłosego. Natychmiast wstał z ławki i pobiegł prosto w ramiona zielonookiego, wołając:

- Noah!

Johnson posłał Lee znaczące spojrzenie, gdy młodszy już się w niego wtulał, a on obejmował go jedną ręką, bo drugą nie mógł ze względów oczywistych. Nathan na to przewrócił oczami.

- Tęskniłem... - wyznał cicho niski brunet.
- Wiem, słońce... - Johnson wsunął delikatnie nos we włosy niższego - Ja też...
- A... - niepewnie wyjrzał - Co tu robi Nathan...
- On? - zaśmiał się rudowłosy - Nie ma swojego życia, więc przyszedł nas pooglądać...
- Naprawdę? - spojrzał w bok zawstydzony, a wtedy Noah rzucił koledze z drużyny znaczące, poważne spojrzenie.
- Nie, spokojnie, Austin... - pogłaskał go po głowie - Tak naprawdę ten idiota nas ze sobą połączył i teraz musimy razem wszędzie łazić...
- Jak to? - zaśmiał się.
- No, zobacz - podniósł wyżej rękę - Zakuł nas w kajdanki, mądry inaczej - Nathan na to posłał drugiemu gniewne spojrzenie.
- I co teraz będzie?
- I tak musimy ze sobą być przez cały dzień... - westchnął - Jeszcze przez tego idiotę nie mamy treningu...
- Biedny Noah, tak mi przykro... - wtulił się w niego znowu.
- Wiesz co mi poprawi humor? - zielonooki posłał młodszemu uśmiech, przesuwając dłoń na policzek bruneta.
- Tak?
- To - po czym powoli przysunął się do ust młodszego, które połączył ze swoimi w czułym pocałunku.

Nathan jak do tej pory stał z boku i starał się po prostu nie słuchać dwójki, dając im trochę luzu. W końcu Austin był najważniejszy, a ten był szczęśliwy przy Noah, więc napastnik musiał nieco odpuścić... Ale, gdy do jego uszu doszedł charakterystyczny dźwięk, nie mógł tego znieść i gwałtownie szarpnął ręką, tym samym urywając pocałunek, przy czym rzekł:

- Dobra, dobra, starczy wam już...
- Śpieszy ci się gdzieś? - zirytowany Noah spojrzał na chłopaka z wyrzutem.
- Tak. - Gdy to powiedział, od razu pociągnął za sobą rudowłosego.
- Nie zabieraj mi chłopaka! - zawołał smutno Austin, na co Nathan otworzył szerzej oczy, a Noah uśmiechnął się z zaciekawieniem.
- Że co?! - starszy brunet spojrzał na brata zszokowany - Chło - pa - ka?!
- Ja... - Martinez natychmiast spalił się ze wstydu, spoglądając w bok - Tak...
- Coś ty mu powiedział?! - warknął Lee, łapiąc za koszulkę rudowłosego tą samą ręką, którą był skuty.
- Nic, przysięgam... - zaśmiał się zdumiony - Sam jestem zaskoczony...
- Lubię Noah... Bardzo... - dukał niepewnie Austin.
- Naprawdę, skarbie? - Noah spojrzał ciepło na młodszego z takim samym uśmiechem.
- Mhm...
- A w dupie to mam - warknął Nathan, wyprowadzając Johnsona z sali.

Brunet nie mógł już znieść tej świadomości, że jego młodszy brat interesuje się kimś takim, takim frajerem... Nic nie mówiąc, szedł pośpiesznie w jakimś nieznanym kierunku, aż rozbawiony Noah spytał:

- Znowu masz jakieś sprawy? Gdzie ty tym razem idziesz?
- Po klucz! Mam cię już dosyć!
- Tylko dlatego, że twój mały braciszek właśnie wyznawał mi miłość?
- Chyba śnisz! - spojrzał na niego z politowaniem - Austin jest jeszcze młody i głupi... O nie wie co to miłość.
- Ale zakochać się mógł... Zresztą nie jest taki głupi jak myślisz... - stwierdził poważnie - Jest dosyć inteligentny, ale nikt nie chce na to zwrócić uwagi. Po prostu ma wyjątkową naturę...
- No nie mów, że też się w nim zakochałeś... - westchnął pogardliwie, przewracając oczami.
- Żartujesz?! - nagle zatrzymał się - Myślisz, że latam za nim dlatego, że mi się nudzi?!
- Szczerze... Wolałbym, żeby tak było! Nie chcę cię, rozumiesz?
- Jesteś tak zapatrzony w siebie, że masz gdzieś uczucia własnego brata! - zawołał zuchwale, posyłając mu swój zadziorny uśmiech.
- To nieprawda! - zmarszczył brwi pod presją.
- Oczywiście, że tak - dodał już spokojnie, ale dalej w swojej aurze - Chciałbyś, żeby wszystko było jak ty sobie wymyślisz... - przyznał pewnie, zadzierając nos - Pałasz do mnie tak wielką nienawiścią, że wolisz skrzywdzić Austina zamiast tolerować mnie w umiarkowanym stopniu...
- Nie bądź taki mądry... - warknął, mimo wszystko zastanawiając się nad słowami rudowłosego.
- Nie lubię cię, Nathan, z całego serca - zaczął szczerze Noah, wzdychając - Ale Austina owszem, nawet bardziej niż lubię... Myślę, że... - spojrzał w bok z jakimś cichym speszeniem - Coraz bardziej mi na nim zależy...
- I zaraz z nim zerwiesz jak z Alexem! - wrzasnął.
- Nie... - otworzył szerzej oczy, uświadamiając sobie coś - Alex tylko mi się podobał, no i... Chciałem ci dokuczyć... - aż przygryzł wargę - Ale Austin... Ja się w nim chyba... - poczuł jak mu serce bije szybciej od świadomości, a szczególnie, że pierwszy raz przed kimś wyznał coś tak bardzo nieznanego mu.
- Nawet się nie waż tego mówić - sam się przeraził powagą rudowłosego.
- Nathan... Kurwa, ja się w nim naprawdę zakochałem...
- Pojebało cię! - wrzasnął spanikowany - Przestań! Nie! Nie wierzę w to! Nie ma takiej opcji w ogóle! - stres kazał mu uciekać, ale on tylko mógł się szarpać - Ja pierdole, co za jebane kajdanki!
- Zakochałem się, rozumiesz to? - rzekł na wydechu - Pierwszy raz czuję to do kogoś...
- Przestań chrzanić, Noah! - skrzywił się - Nie wiesz co mówisz!
- Myślisz, że on mógłby do mnie czuć dokładnie to samo?
- Nie!

Nagle zadzwonił dzwonek, przez co trzeba było biec na lekcje. Nathan był gotowy, ale Noah aktualnie żył w innym świecie, oddalonym o parę dobrych lat świetlnych, to była w ogóle inna galaktyka... Co go teraz obchodziła szkoła, jeśli on właśnie przeżywał burzę emocji, błądząc w swojej poświadomości... W tej jednej chwili świat przewrócił mu się do góry nogami, a wszystko przyziemne przestało mieć znaczenie... Aż złapał się za lewą stronę klatki piersiowej, czując, że jego serce naprawdę bije tylko dla osoby, której je podarował. Do tego miał wrażenie, że zaraz spłonie od intensywności tego, czego się dowiedział przed chwilą... Wcześniej to w nim powoli rozkwitało, ale coraz szybciej, aż w końcu... Z niepozornego pąku wyłonił się piękny kwiat bogaty w kolor oraz ilość płatków, które zresztą były wielkie same w sobie...

Tymczasem Lee był wściekły i w takim stanie też zaprowadził swojego wroga do klasy, wszak przecież jeszcze były lekcje. Nie wiedział jak ma dotrzeć do rudowłosego, bo ten w ogóle nie kontaktował, wręcz prawie odrętwiał, jakby w innej przestrzeni. Niby miał otwarte oczy i normalnie szedł, ale to już nie był ten sam wredny Noah...

Dwójka szybko wpadła do klasy, a raczej Nathan z Noah na łańcuchu, po czym zajęli swoje miejsca. Rudowłosy nie przejawiał większego zainteresowania lekcją, jakby kiedykolwiek się interesował, ale teraz to już szczególnie... Nawet nie udawał, że go coś obchodzi. Tylko rozglądał się na wszystkie strony, a szczególnie patrzył melancholijnie za okno, ale najczęściej jednak siedział rozwalony na krześle, czekając tylko na koniec. Brunet z początku próbował ignorować dziwne zachowanie Johnsona, ale to było coraz bardziej uciążliwe, więc w końcu warknął:

- Możesz się ogarnąć? Jest lekcja, zjebie!
- I tak wszystko już wiem... - westchnął obojętnie.
- To udawaj chociaż, że słuchasz...
- Nie chce mi się... Po co mam udawać? Jak mnie będzie chciał wziąć do odpowiedzi, powiem mu więcej niż nas uczy ten stary zgred.
- Noah... - przyjrzał mu się uważniej - Ty poważnie z tym..?
- Z czym? - odwzajemnił wzrok.
- Z Austinem... No wiesz...
- Nie wiem... Nie jestem pewny, ale wydaje mi się, że tak... - rzekł jakoś smutno.
- Wiem, że to cholernie dziwnie zabrzmi, ale... - zmieszany przejechał dłonią po karku - Wszystko okej?
- Boję się, że rozkocham w sobie Austina, ale nie będę mógł mu dać wszystkiego, na co zasługuje... - wyznał ciężko.
- Noah! - wrzasnął, szturchając go w ramię ze skwaszoną miną - Dlaczego nie możesz się zachowywać jak wcześniej?!
- O co ci chodzi? - spojrzał na niego ze zmarszczonymi brwiami przez to, że wcale nie rozumiał bruneta - Zachowuję się tak jak zawsze.
- Wcześniejszy Noah kłóciłby się ze mną o jakąś pierdołę!
- Po co? - prychnął - Przecież sam dobrze wiesz, że jesteś głupi i, że jesteś kompletnym idiotą... Nie muszę ci tego mówić.
- Dobra, jesteś sobą... - odetchnął z ulgą - To co ci się stało?
- Chyba zrozumiałem, że cały czas chciałem być kimś i zastąpić sobie sobą samym i przyjaciół, i drugą połówkę... Wiesz, ja i Gloria wcześniej byliśmy często poniżani i odpychani jako dzieci - westchnął, po czym kontynuował z ironicznym uśmiechem - Dosyć ciekawe, bo w żaden sposób nie dawaliśmy nikomu do tego powodu...
- To... - onieśmielony otwartością chłopaka postanowił go słuchać dalej - Dlaczego...
- Byliśmy wybitnymi dziećmi. Zawsze najlepsze zabawki, najlepsze drugie śniadanie, najlepsze ubrania, najwięcej kieszonkowego... - pokręcił głową, zdając sobie sprawę, jakie to wszystko przyziemne i bez znaczenia - No ale oprócz tego zawsze uczyliśmy się najlepiej ze wszystkich i byliśmy uzdolnieni bardziej niż inni... Cóż, chyba po prostu za bardzo zazdrościli nam szczęścia w życiu i postrzegali nas tylko pod tym kątem. A może bali się, że będziemy się wywyższać i dlatego poczuli się zagrożeni... Szczerze, nie obchodzi mnie to już - uśmiechnął się gorzko.
- Ja też jestem z bogatej rodziny i miałem podobnie jak wy... Ale nikt nigdy nie robił mi o to wyrzutów, raczej trzymali się mnie, żeby być tymi ważniejszymi w klasie...
- Miałeś szczęście... Albo chodziłeś do szkoły prywatnej...
- Wszyscy tak radzili mojej mamie - zaśmiał się - Ale ona nie chciała. Według niej tam jest o wiele gorsze towarzystwo niż w normalnej szkole. Tylko tam się zasłaniają prestiżem...
- Coś w tym jest... Ja z Glorią musieliśmy się przenieść do prywatnej, ale to już było kompletnie co innego. Znaczy ona była przerażona i średnio się odnajdywała, ale ja szybko dojrzałem przez to w poprzedniej szkole i obiecałem sobie, że już nikt nie będzie się znęcał nad nami, a szczególnie nad nią... Dlatego tak ostro zareagowałem, gdy ją skrzywdziłeś. Nie dość, że to moja siostra, to w dodatku zrobiłeś jej coś tak beznadziejnego... Zresztą, przyznaj, zasłużyłeś na to, żeby dostać w zęby... Żadnej kobiety się tak nie traktuje.
- Ta... - aż skrzywił się, taką żałość do siebie poczuł i do teraz było mu cholernie głupio, gdy przypominał sobie, co zrobił niewinnej dziewczynie - Strasznie głupio wyszło...
- Delikatnie powiedziane... - zaśmiał się sucho - Ale dobrze, że zerwałeś z nią. Ona zasługuje na kogoś o wiele lepszego niż ty. Ty jej nie dorastasz do pięt.
- Żadnej kobiecie w twojej rodzinie nikt nie dorasta do pięć? - odwzajemnił niepewnie śmiech.
- To oczywiste - prychnął z pewnością - Kobiety ogólnie są niesamowite, ale te ode mnie są wyjątkowo cudowne.
- Skoro tak wielbisz kobiety, czemu jesteś gejem?
- Wiesz... - zastanowił się - Prawdopodobnie też im nie dorastam do pięt. No i trochę mnie irytują... No i jeszcze przez ich anatomię, która mnie trochę odrzuca, ale to najmniejszy problem akurat...
- Trochę z ciebie hipokryta... - przyznał, zastanawiając się - Niby tak dobrze mówisz o nich, a jednak dzisiaj zdążyłeś już kilka kobiet obrazić i to kilka razy...
- Różnice charakterów. Zresztą to dlatego, że traktuję je na równi z facetami. Dlaczego miałbym kogoś nie wyzwać, gdy mam na to ochotę, tylko dlatego, że jest niby "płcią piękną"? A poza tym tutaj pracują sami idioci, w ogóle mi ich nie żal!
- Dobra, dobra... - śmiał się - Ale co z tym wszystkim wspólnego ma Austin?
- Zrozumiałem, że nie jestem w stanie zastąpić sobie osoby, którą mógłbym kochać... Dopóki nie spotkałem Austina, nie wiedziałem o tym...
- Boże, ty tak poważnie... - złapał się za czoło, wzdychając ciężko i wciąż lustrował chłopaka z potylicą podtrzymywaną na ręce.

Noah jedynie pokiwał głową słabo, samemu spoglądając na bruneta, za to jego twarz z każdą chwilą traciła na pewności. Teraz to w jego zielonych tęczówkach pływała jakaś obawa i lęk przed tym, w co dał się wplątać. Ale Nathan wcale nie był lepszy, bo on także czuł zagrożenie związane ze stanem, w jaki wpadł rudowłosy...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top