IV

Następnego dnia Austin od samego rana przejawiał dziwne podekscytowanie, które niesamowicie irytowało Nathana. Coś mu mówiło, że to Noah jest za to odpowiedzialny... Ale z tej całej ekscytacji jedynym plusem było to, że niższy brunet już nie mógł się doczekać, kiedy wreszcie pójdzie do szkoły. To, że po to, żeby spotkać rudowłosego, a nie dla nauki, to już szczegół. Już przy śniadaniu Martinez jadł tak szybko jak nigdy, byle zdążyć, a Nathan w tym czasie spoglądał na chłopaka ze znużeniem, a jednocześnie czymś w rodzaju zdziwienia... Aż odruchowo chwycił telefon i zadzwonił do swojego chłopaka. Długo czekał, chociaż sygnał był, aż wreszcie usłyszał ochrypnięty, niewyraźny głos:

- Spierdalaj - zaczął nieprzyjemnie Alexander - Śpię...
- Śpisz? - zaśmiał się - Taki wzorowy uczeń...
- W dupie to mam. Nie idę nigdzie - westchnął - Chyba jestem chory... I to tylko twoja wina, debilu.
- Nie wiem o co ci chodzi, skarbie... - spojrzał w bok z głupim uśmieszkiem, a przy tym przejechał dłonią po malince na swojej szyi.
- Ta... A kto wpadł na genialny pomysł ruchania się gdzieś w krzakach? - warknął.
- Nie mieliśmy innego wyjścia no!
- Ta, bo Austin jest mały i nie wie co to seks.
- To jeszcze dziecko! A, właśnie! - nagle zmienił wyraz na bardziej zirytowany i aż wypuścił ciężko powietrze z ust - Tak mnie wkurza, że chyba zaraz go wyrzucę z domu...
- Daj mu spokój... Zakochał się...
- Skąd wiesz, że to o to chodzi, Alex?
- Czym innym mógłby cię wkurzać twój ukochany, mały braciszek? - śmiał się, mocno zjeżdżając z tonu.
- Weź...
- Nigdy w życiu - od razu zaprotestował - Nigdy więcej nic od ciebie nie wezmę...
- Wczoraj mówiłeś coś innego...
- Chwila słabości. A teraz płacę za to zdrowiem... Mogłem się nie zgodzić.
- Po prostu ci się chciało, Alex... Przyznaj to - uśmiechnął się.
- Zrobiłem to tylko z litości nad twoim ego piłkarzyka...
- Lubisz moje ego piłkarzyka - przyznał dumnie, mrużąc chytrze oczy - Nie. Ty je kochasz... Ale mnie jeszcze bardziej.
- Kto ci to powiedział? - spytał z udawanym zdumieniem.
- Ty, kochanie. Wczoraj mi powiedziałeś, gdy... - odruchowo spojrzał na niewinnego Austina.
- No? Kiedy? - teraz to on nabrał przebiegłości w głosie.
- Oj, wiesz kiedy...
- Nie wiem... - zaśmiał się - Nie pamiętam, słońce...
- Jak możesz nie pamiętasz tego, co wczoraj zrobiliśmy?! - oburzył się.
- Oświeć mnie.
- Nie mogę o tym mówić na głos! Przecież wiesz!
- Pizda jesteś i tyle. Nara - po czym bezczelnie się rozłączył.

Nathan zmarszczył brwi, spoglądając jeszcze na wyświetlacz z pokazanym kontaktem do jego ukochanego. Aż przygryzł wargę, powstrzymując się przed tym, aby napisać blondynowi, że jednak zrywa i to nie ma sensu. Oczywiście wcale tak nie myślał, ale przemawiały przez niego nerwy i impuls, a ten był wyjątkowo wrażliwy, szczególnie na Alexandra. Byli ze sobą stosunkowo niewiele i wcale nie mieli łatwo, nagle zmieniając do siebie stosunek z wrogów na kochanków. Szczególnie ciężko szło to Rawsonowi, wszak on wyjątkowo miał problem z pogodzeniem się z prawdą i uczuciami... Nathan o wiele wcześniej zrozumiał, że blondyn to dla niego ktoś więcej niż tylko zwykły przeciwnik, którego należy gnębić jak tylko się da. Alexander aktualnie niby wiedział, że lubi Nathana trochę bardziej, a jednak miał do niego wciąż jakiś żal, który jednak nie przeszkadzał im w związku, jak narazie...

Gdy brunet był pogrążony w swoich przemyśleniach i próbował zachować spokój, wtedy Austin niepewnie podniósł na niego swoje wielkie brązowe oczy i spytał niepewnie:

- Nathan...
- Hm? - nawet na niego nie spojrzał.
- Chciałbym już iść...
- Do nauki! - wrzasnął.
- No ale... - speszył się, spuszczając wzrok w dół - W szkole chyba się uczymy...
- Ech... - westchnął ciężko - Przestań, Austin... Przecież wiem, że tęsknisz za Noah...
- Nieprawda... - wyraźnie poczerwieniał na twarzy - On mnie wcale nie obchodzi...
- Co? - prychnął w uśmiechu - Teraz będziesz wypierał uczucia? No nieźle... - pokręcił głową pobłażliwie.
- Nie lubię go! - wrzasnął, marszcząc brwi.
- Wcale? - uniósł wrednie kąciki ust w górę - Ani jego pięknych - mówiąc to, skrzywił się w duchu - rudych włosów, ani mięśni... Ani czarującego uśmiechu?
- Ani trochę!
- To jeszcze gorzej... - znów westchnął ciężej - Ale cię wzięło...
- Nie!
- Dobra... Chodź do tej głupiej szkoły.
***

Jakiś czas później dwójka kuzynów faktycznie dotarła do szkoły, ale tam Nathan w ogóle nie mógł znaleźć chłopaka, dlatego niewiele myśląc zadzwonił do niego.

- Czego? - westchnął blondyn przez słuchawkę.
- To jednak nie przyjdziesz? - spytał smutno Nathan.
- Przecież ci powiedziałem... Czego nie zrozumiałeś, debilu?
- Tej części, w której mówisz, że nigdzie nie idziesz... - uśmiechnął się niewinnie.
- Jestem chory, zjebie...
- Alexander no... - jęknął w desperacji - Co ja mam tu robić bez ciebie tyle czasu?
- Poszukaj sobie jakiejś dupy. Może ci ciśnienie skoczy i zdechniesz wreszcie.
- Masz specyficzny sposób okazywania miłości, wiesz? - zaśmiał się.
- Nie powiedziałem, że cię kocham...
- A jednak ode mnie odbierasz, chociaż cię wkurwiam, gdy źle się czujesz...
- No właśnie... - westchnął - Jesteś moim chłopakiem, powinieneś o tym pomyśleć, a nie, męczysz mnie...
- Czy moja obecność dzisiaj po lekcjach też będzie cię męczyć, skarbie?
- Być może będę w stanie ją znieść...
- No to przyjdę i cię trochę ogrzeję, żebyś szybciej wyzdrowiał...
- Nawet się nie nastawiaj na seks. Nie mam dzisiaj na to humoru ani siły...
- Nie myślę tylko o tym!
- Znam cię...
- Chcę po prostu polepszyć humor mojego ślicznego chłopaka - uśmiechnął się - O co ci chodzi...
- Własnym chujem?
- Nieee... - dodał ze śmiechem, gdy nagle dostrzegł coś podejrzanego, a przez to rzekł - Kochanie, wiesz co? Zadzwonię później...
- Mam nadzieję, że nigdy.

Gdy dwójka skończyła rozmowę Nathan natychmiast przyczaił się gdzieś, aby nie zostać zauważonym. Wszak Austin właśnie sobie swobodnie chodził po korytarzu, gdy nagle obok niego przeszedł Noah, nie dostrzegając nawet niższego. Brunet od razu posmutniał, oglądając się za rudowłosym, za to Lee poczuł przechodzącą przez niego złość. Jak ten wyrośnięty chuj mógł tak po prostu zignorować tego malucha, którego jeszcze wczoraj zabrał na randkę i już zdążył go w sobie rozkochać...

Tymczasem Noah szedł pewnie, gdy nagle zatrzymał się, w głowie próbując sobie przypomnieć o czymś, aż zmrużył powieki w zastanowieniu. Za chwilę odwrócił się i szybko podbiegł do niskiego bruneta, po czym chwycił go za ramię, na co ten aż odskoczył. Szybko spojrzał zza ramienia, a wtedy otworzył szerzej oczy, widząc przed sobą te zielone, lśniące tęczówki... Cały odrętwiał w bezruchu, zapominając własnego imienia. A, gdy rudowłosy przystojniak uśmiechnął się do niego delikatnie, wtedy Austina zalała gorąca lawina emocji, aż było mu słabo...

- Dzień dobry, słodziaku - zaczął Noah czule - Nie tęskniłeś za mną za bardzo?
- Ja... Nie... - spojrzał w bok speszony - Wcale...
- Poważnie? - spytał zdumiony - Ja cholernie tęskniłem...
- Naprawdę? - nagle przeniósł na niego pełne nadziei, wielkie oczy.
- Naprawdę... - szepnął ciepło z uśmiechem, rozkładając ręce szeroko - Mogę się przytulić?

Zdezorientowany Martinez nie widział powodów, aby się sprzeciwić, więc ulegle podszedł bliżej do chłopaka, obejmując go delikatnie. Zaraz samego bruneta przeszły dreszcze, gdy Noah odwzajemnił uścisk z pewnością, a jednocześnie subtelnie przesunął dużą dłoń prosto we włosy niższego. Wręcz zbliżył się do nich nosem, opuszczając delikatnie powieki. Niemal natychmiast doznał tej niepewnej, a jednocześnie drażniącej nuty rozkosznego ciepła, którego źródłem był brzuch piłkarza. Chłopak nie za bardzo się tym teraz przejmował, po prostu cieszyła go obecność młodszego i nie miał zamiaru tego wcale ukrywać... A jednak jego kąciku ust szły w górę z mimowolnym poczuciem satysfakcji, gdy wyczuwał, że serce śniadoskórego bije tak potwornie szybko, a sam on jest raczej bezbronny i mało asertywny... Co prawda, poniekąd to wady, ale dla Noah te cechy były urocze, zresztą po co niższy miałby uczyć się stanowczości, jeśli właśnie był w dobrych rękach... Rudowłosy już czuł obowiązek chronić Austina przed wszelkim złem tego świata, ale ten zdawał się przyjmować tę ochronę...

Mimo wszystko Noah szybko poczuł się obserwowany, a przeczucie zaprowadziło jego wzrok dokładnie w miejsce, z którego obserwował ich Nathan. Gdy Johnson dostrzegł swojego rywala, jedynie pokręcił głową z pobłażliwym uśmiechem, po czym zwrócił się do młodszego z równym uczuciem, co wcześniej:

- Skarbie, czy twój kuzyn próbuje przeprowadzić na mnie jakiś zamach?
- Nie... - wymamrotał ledwo zrozumiale, dalej wtulając nos w ciało rudowłosego - Dlaczego pytasz?
- Mam wrażenie, że chce mnie udusić...
- Na pewno nie... Nathan nie jest zły...
- Hm, cóż... Zaufam ci... - zaśmiał się, specjalnie rzucając wyższemu śniadoskóremu krzywe spojrzenie.

Gdy ten poczuł się zdemaskowany, sam się skrzywił i jakby nic odszedł, jakby nic go nie obchodziło. Wtedy Noah uśmiechnął się z satysfakcją, po czym subtelnie przesunął dłoń po kruchym ramieniu młodszego, aż dotarł do jego dłoni, w którą wsunął zwinnie własne palce. Jeszcze pochylił się i ciepło wyszeptał chłopakowi prosto do ucha:

- Przejdziemy się kawałek przed lekcjami? Chciałbym z tobą chwilę pobyć, ale nie w szkole...
- Chcesz iść na wagary? - spojrzał z dołu na jego twarz, zaskoczony.
- Nie, głuptasie - zaśmiał się. - Pięć minut. Pójdziemy na chwilkę za szkołę...

Austin nie bardzo rozumiał, ale zgodził się kiwnięciem głowy. Wtedy rudowłosy złapał mocniej jego dłoń i pociągnął za sobą, wyraźnie w jakimś znanym sobie celu.

Zaraz faktycznie znaleźli się za wielkim budynkiem, w którym traci się wszystkie marzenia i perspektywy, a brunet aż był w szoku, bo nigdy wcześniej nie widział tego miejsca. Prawdzie nie było zbyt piękne, bo była to zarośnięta mieścina wielu chwastów i śmieci, jakie jakimś cudem nie trafiły do kontenerów. Mimo to był tam z Noah, a on gdzie by nie był, dodawał uroku tej okolicy. Chociaż przez dłuższy moment milczał tajemniczo, a jedynie rozglądał się raz tu, raz tam... Nawet zdarzyło mu się czasem spojrzeć na młodszego, ale wtedy zawieszał się i coś w rodzaju grymasu... Zresztą Martinez sam nie mógł wyjść z wrażenia, jakie wywierało na nim to opuszczone miejsce. On także ciągle wszędzie spoglądał, rozchylając wargi i mało zwracając uwagę na starszego.

Lecz w końcu Noah przemówił zdecydowanie, ale nisko i czule:

- Chodź do mnie, Austin - wyciągnął w jego stronę ręce, zachęcając go ruchem palców i swoim ledwie widocznym uśmiechem.

Wciąż zdezorientowany brunet jednak ulegle podszedł do rudowłosego i znów objął go niepewnie, czując zaraz jak mocno w niego wtula się starszy. To było wyjątkowo miłe, biorąc pod uwagę siłę, masę chłopaka, a także jego mocny zapach perfum, i ogólnie reakcja ciała zielonookiego. Jego serce znów biło swoim specyficznym, a przy tym nieokiełznanym rytmem. W każdym razie Austin czuł się niesamowicie dobrze w ramionach Noah...

- Cieszę się, że cię widzę, Austin... Wiesz o tym? - wyszeptał rudowłosy blisko ciepłej szyi młodszego.
- Chyba tak... - drgnął odruchowo, ale nie ze strachu, wszak ufał wyższemu.
- Chyba tak? - zaśmiał się niewinnie, po czym odsunął się nieco i przesunął drugą dłoń pod żuchwę chłopaka, skąd zjechał na jego podbródek i uniósł wyżej - Jesteś cholernie uroczy...
- Tak uważasz? - zmarszczył brwi ze wstydu i gwałtownie odwrócił wzrok w dolny bok.
- Bardzo uroczy - za chwilę uniósł tę samą dłoń, żeby zaraz zgarnąć grzywkę młodszego, odkrywając jego czoło. Wtedy właśnie złożył na nim krótki pocałunek i dodał - Uroczy jak cukierek. Em... Austin...
- Hm? - niepewnie wydukał, płonąc cały ze wstydu i emocji.
- Pocałunek w czoło ci wystarcza? - zaśmiał się.
- Noah... - jęknął z oburzeniem.
- Myślałeś o naszym pocałunku, gdy nie mogłeś zasnąć?
- Skąd wiesz, że nie mogłem zasnąć? - burknął z bezsilności, ze stresu łapiąc mocniej w dłonie ubranie starszego.
- Przeczucie... - przyznał pewnie z niewinnym uśmiechem i dodał - Wiesz co? Ja myślałem...
- Tak?
- Aż mi głupio... - westchnął, rozglądając się bezmyślnie - Chciałem, żebyś zapragnął pocałunku ze mną... Ale w międzyczasie chyba sam zapragnąłem, żebyś... - nagle urwał.
- Żebym co? - spytał pośpiesznie.
- Zgadnij, słońce - posłał mu ciut wredny uśmiech.
- Noah!
- No co? - zaśmiał się - Jestem wstydliwym chłopcem...
- Jasne! Robisz to wszystko specjalnie!
- Po co miałbym to robić?
- Chcesz, żebym umarł z ciekawości... - burknął, krzyżując ręce torsie i znów odwracając wzrok w bok.
- O tym to zapomnij, maluchu - rzekł zdecydowanie, łapiąc go pewnie za bok i w plecach - Nie będziesz mi tu umierał.
- Po co mam żyć, nie wiedząc, czego pragniesz? - westchnął obrażony.
- Tak bardzo chcesz to wiedzieć? - spytał ze śmiechem, trochę zdumiony. Jednak przybrał zaraz dojrzałą postawę i dodał pół szeptem - Jeśli chcesz wiedzieć, mogę ci to pokazać.

Zaciekawiony Austin znów spojrzał na rudowłosego oczami pełnymi onieśmielenia, które tak bardzo rozczulało Noah, aż uśmiechnął się pobłażliwie i pokręcił głową. Kuzyn jego wroga był tak rozkoszny, że jego urok atakował każdą część ciała Johnsona, aż ten wrzał z przyjemności przebywania z młodszym. I to całe poczucie odpowiedzialności, jakie Austin w nim budził, to było najgorsze... Noah chciał czy nie, musiał chronić tę małą, delikatną istotkę przed całym światem.

Rudowłosy znów stanął prosto, przybierając poważny wyraz twarzy, patrząc uważnie młodszemu w oczy, tym samym przysunął dłoń prosto na ciepły policzek chłopaka, a jeszcze wolnym, całym ramieniem objął szerokość dolnych pleców młodszego. Gdzieś w środku było mu naprawdę niezręcznie i wstyd nie chciał go opuszczać, a przy tym czuł, jakby wielkie, brązowe ślepia Austina dawno go przejrzały, tylko jeszcze chciały go torturować za jego poprzednie, niepoważne związki... Nie wnikając już nawet w tą dziwną, duszącą i gęstą atmosferę między nimi, która zdawała się wyjątkowo gorąca... Pewna myśl w głowie Noah już gdzieś mu kiełkowała, ale wciąż nie był tego pewny albo wcale nie chciał być pewny...

W końcu przygryzł wargę, marszcząc brwi, po czym pociągnął bruneta mocno do siebie i odruchowo wpił się w jego wargi, na co ten drgnął w szoku, a mimo to sam zdołał jedynie przesunąć dłonie prosto na twarde i szerokie barki wyższego. Wtedy poczuł, jak bardzo drży Noah, z pasją wciągając bruneta w miłosny pocałunek. Ale rudowłosy był zachłanny i nienasycony, dlatego z każdą chwilą pogłębiał, szukając jak najwięcej okazji, aby jego spragniony język zetknął się z niepewnym i niedoświadczonym językiem młodszego. Nie było to tak istotne, ale świadomość, że on jest pierwszym, który dotyka śniadoskórego tak głęboko, gdzieś w głębi duszy rozjuszała jego pobudzone już zmysły. I chociaż Martinez kompletnie sobie nie radził, a raczej był w tym skrajnie niepewny, starszy przeżywał swego rodzaju spełnienie, mogąc przeżyć coś, co tak go gnębiło w czasie, gdy powinien odpoczywać i zdobywać energię na naukę, a potem trening... Te parę tak intymnych chwil z Austinem wynagradzało mu prawie nieprzespaną noc pełną wrażeń emocjonalnych... On niemal cały wchodził w ten pocałunek, wtulając młodszego jeszcze mocniej w siebie. Aż jakimś sposobem opadł plecami na murek szkoły, bo akurat blisko niego stał, ale zaraz obrócił się tak, aby to Austin przylgnął do ściany. Wtedy Latynos nagle przerwał pocałunek, dysząc ciężko i słabo unosząc powieki, spod których spoglądał zamglonym wzrokiem na równie oszołomionego zielonookiego.

- Noah...
- Zapragnąłem, żebyś mnie pocałował - wyszeptał cicho piłkarz, patrząc poważnie w oczy młodszego - Całą noc o tym myślałem, naprawdę... Do samego końca naszej randki miałem nadzieję, że się złamiesz i mnie pocałujesz, ale tak się nie stało... Dlatego chciałem to uszanować i dać ci czas, ale nie wytrzymałem... - przygryzł wargę, spoglądając w bok z wyrzutem - Przepraszam, Austin...
- Przepraszasz? - otworzył szerzej oczy, po czym sam spuścił wzrok zmartwiony - To ja przepraszam...
- A ty za co, słodziaku? - zaskoczony aż zmarszczył brwi, spoglądając z powrotem na niego.
- Nie potrafiłem spełnić twojego oczekiwania... Nawet teraz nie zrobiłem tego dobrze...
- Austin... - westchnął z jakąś ulgą, po czym chwycił pewnie dwie dłonie bruneta i przysunął do swoich warg, a wtedy dodał ciepło - Nauczę cię robić to dobrze, a przynajmniej nie pozwolę, żebyś ty źle się bawił przy tym.
- Noah...
- Cii... - po czym po prostu go przytulił.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top