5
Obudziłem się w bardzo cichychym i jasnym miejscu, pachniało chlorem. Nie to nie był basen. Biała ściana za moją głową i parawany wszędzie indziej upewnily mnie w przekonaniu, że jestem u uczelniowych pielęgniarek.
-Jak się czujesz mały? -przez zasłonę przeszła jakaś cycata kobieta.. ona sobie te cacki masłem wysmarowała, że się tak świecą?
-W miarę.
-Bladziutki jesteś..
-Od zawsze.
-Weź to i idź jeszcze spać... profesor tu był. -Dopiero teraz zauważyłem bukiet teczowych róż. Zdziwiłem się bo nigdy nie dostałem kwiatów. nawet chwasta. Dziwne aczkolwiek przyjemne uczucie. Zawstydziłem się i zapragnąłem schowania się pod kołdrą.
-Ach.. taki z niego romantyk, aż dał mi kwiaty... szkoda, że mi o nich nie powiedział -wyjęła je z wody i powąchała.-tylko tu tak w tym wazonie stoją.. -Wzdrygnęła ramionami i z uśmiechem zwycięzcy podreptała na szpileczkach w swoją stronę. Troszeczkę rozczarowany przykryłem się kołdrą i zamknąłem oczy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top