2
Pokręciłen głową. Pieprzyć to! oczy mi się zaczynają kleić a ja mam do napisania coś bardziej meczacego. Wzdycham i przecieram oczy piąstką jak małe dziecko po przebudzeniu.
-Czuję się wyczerpany.. -Szepczę sam do siebie. Opieram głowę o zimną szybę i zaciska powieki.
-Jeszcze trzy lata. -wykrzywiam się w grymasie. Podciągam nogi pod brodę.
-Ciężki poranek?-Siada przy mnie jakiś staruszek.
-Taa... prawie nie zdążyłem. -Wzdycham.
-A myślałam, że młodzi nie zwracają uwagi na czas. -Lekko się śmieje.
-Tak... niestety ja do nich nie należę. -Przeczesuję stojącą grzywkę.
-Ach... przypominały mi się czasy mojej młodości. Piękne to czasy były. -Uśmiecha się.
-Chce mi pan opowiedzieć? -Podnoszę brew i opieram głowę na kolanach odwracając się w jego stronę.
-To było 1954. Byłem na drugim roku studiów, to właśnie wtedy poznałem miłość swojego życia. -Rozmarzył się. -Niestety on już nie żyje. -Zasmucił się.
-A więc to był mężczyzna?
-Tak..... jedyny jaki przyspieszył bicie mojego serca i nie mam tu na myśli momentu w którym Skoczyliśmy na linie.
-Ma pan na myśli bandżi?
-O tak właśnie!
ROK 1954
Wchodziłem do wielkiego budynku. Właśnie teraz rozpoczynał się mój kolejny rok studiów. Ledwo żywy przeszedłem przez korytarz,schody aż do swojego pokoju.
-------
Droga młodzieży ma wam do przedstawienia nowego Wykładowego! -W hali zrobiło się momentalnie cicho. Pewnym krokiem do pomieszczenia wkroczył wysoki, umięśniony mężczyzna w garniturze.Nie byłem pewien czy uśmiechnął się właśnie do mnie czy do żółtaczek siedzących za mną. Czułem się zawstydzony.Szybko spusciłem wzrok.
------
-Andrew wiem, że jestem twoim nauczycielem ale jesteś już mężczyzna, podejmujesz wybory samodzielnie i to jest jeden z nich.Myśl bo nie chcę byś robił coś czego będziesz żałował. -Całował mnie nie dając dojść do słowa. Przyciągnąłem jego głowę do siebie. Położył mnie na swoim biurku i zerżnął mnie jak jakies zwierze, ale mi sie to podobało,chciałem więcej pieprzenia.
-Ejejejej... niech mi pan oszczedzi tych scen!
Zaprosił mnie na pierwszą randkę. Co prawda byłem przygotowany na to, że po tym wszystkim zabawi się znów moim ciałem ale tak nie było. Po wspaniale spędzonym wieczorze zabrał mnie do siebie. Po raz pierwszy się naprawdę kochalismy nie niszczył mojego środka tylko namiętnie wypełniał.
-Prosiłem by mi pan tego oszczedził!!
-To było silniejsze ode mnie. -Zaśmiał się starzec.
Kupował wszystko co przyciągała moją uwagę choć go o to nie prosiłem... W zasadzie mógł kupić samego siebie bo to jemu poświęciłem najwięcej uwagi..
----------
Dwa lata temu umarł. Jego serce przestało bić, krew krążyć w żyłach. Zniknął pod marmurem prosząc o częste wizyty.
-Chcę mi pan powiedzieć, że był pupilkiem wykładowcy?
-Kochanek lepiej brzmi... -Śmieje się. -Właśnie do niego jadę... A ty?
-Na studia. -Uśmiecham się głupio.
-Uważaj na nowych młodych profesorów. -Uśmiecha się.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top