1

Moje dłonie nie drżały, gdy drucikiem próbowałem otworzyć drzwi od mieszkania. Przekrzywiłem delikatnie głowę by usłyszeć pyknięcie moich kości, aż nagle, zamek ustąpił.

Nie rozejrzałem się, pewnie wszedłem do środka by oparty o zamknięte za sobą drzwi, odetchnąć głęboko. Dopiero teraz moje emocje wzięły górę a serce zaczęło szalenie bić. To nie pierwsze włamanie, jednak każde sprawia, że moje ciało wypełnia adrenalina, ale też strach.

Był środek nocy, nie chciałem ryzykować zapalenia światła, więc wyciągnąłem z plecaka latarkę starając się znaleźć sypialnie lub chociaż salon z kanapą.

Nie kradłem, znaczy, to nie był główny motyw moich włamań.

Szukałem schronienia, nieszczęśliwie od prawie roku nie miałem gdzie mieszkać. A z wrodzonym, lub wypracowanym talentem do otwierania każdego zamka, zdecydowałem się na właśnie takie życie. Wchodziłem do mieszkań, których mieszkańców nie było od jakiegoś czasu lub wyjechali. Spędzałem tam dwie, trzy noce, by nie spać na ulicy i szukałem nowego miejsca.

Znalazłem pokój z dużym łóżkiem, na które rzuciłem się z jękiem. Byłem głodny, zmęczony, ale przynajmniej nie musiałem spać na tym deszczu.

Obudziłem się rankiem, gdy słońce bezczelnie wkradało się przez rolety do sypialni rażąc moje brązowe oczy. Odwróciłem głowę i odrzuciłem granatową kołdrę siadając na materacu. Ziewnąłem rozglądając się sypialni z zadowoleniem zauważając uchylone drzwi do łazienki.

Wziąłem prysznic, wyszedłem z kabiny wzdychając niezadowolony na brak ręcznik. Gdzieś tu musi być. Zostawiałem po sobie mokre ślady stóp na podłodze, maszerując nago przez mieszkanie. Znalazłem ręcznik w szafie w sypialni. Nie tylko ręcznik.

Moje ręce trzęsły się, nie drżały, kiedy z niższej półki wziąłem opakowanie. Mogłem domyślić się co w sobie zawiera. Narkotyki.

Odrzuciłem je jak oparzony i wyprostowałem się chwytając za ręcznik. Szybko wytarłem ciało, a z plecaka wyjąłem drugi komplet ubrań.

Wziąłem głęboki oddech zanim wróciłem do pokoju. Było tu wiele paczek. Poszedłem do innego pokoju w którym w szafkach poupychana była broń.

Nie jest dobrze. Nie powinno mnie tu być. Z tą myślą praktycznie pobiegłem do salonu w którym miałem swoje rzeczy w momencie. Moje serce stanęło, gdy usłyszałem otwierane drzwi. Nie zdążyłem nawet pobiec do innego pomieszczenia by się schować, kiedy mężczyzna przystanął zaskoczony moim widokiem.

Rozchyliłem wargi, nie wiem co mógłbym powiedzieć. Po prostu stałem zaledwie parę metrów od wysokiego blondyna, który mierzył mnie swoimi niebieskimi oczami. Powoli zamknął za sobą drzwi przekręcając w nich zamek i bez słowa ruszył do pokoju, w którym nawet nie zamknąłem szafek po zobaczeniu zawartości.

- No to mamy problem.

Skrępował moje dłonie, usadzając mnie na sofie. Łzy spływały po moich policzkach, gdy stał przy mnie z bronią wystającą zza paska.

- P-Proszę.. - wyszeptałem opuszczając głowę, a słone krople skapywały na moje spodnie - Błagam, n-nie zabijaj mnie - wziąłem głęboki oddech z obawy, że może to być jeden z moich ostatnich - Nic nikomu nie powiem. Włamałem się, mógłbyś wezwać policję.

- Do mieszkania pełnego broni i narkotyków? Mam sam się potem skuć, czy będziesz chciał mi pomóc? - prychnął opierając się o ścianę naprzeciwko mnie i zakładając ramiona na klatce piersiowej. Patrzyłem na niego mrugając i odganiając łzy.

Nie wyglądał na mordercę. Ale oni chyba nigdy na nich nie wyglądają. Był szczupły, miał jasną skórę. Ubrany był w ciemne spodnie, zwykły biały tshirt i kurtkę bomberkę.

- Błagam - wyszeptałem poruszając się, a on wysłał mi ostrzeżenie sięgając do broni. Wróciłem na poprzednie miejsce.

- Jak tu wszedłeś? - spytał - Zamek jest nieruszony.

- Druty, ten zamek był prosty, zdażają się bardziej skomplikowane - wymamrotałem. Cóż, przecież i tak zaraz zginę.

- Często się włamujesz?

Wypuściłem powoli powietrze i oblizałem wargi zanim uniosłem głowę. Przyglądał mi się z zaciekawieniem. Czy tak to się właśnie robi? Zagaduje się ofiarę? Niepewność i czekanie na śmierć było gorsze niż gdyby od razu przyłożył mi pistolet do głowy.

Zdecydowałem się na szczerość, chyba tylko ona pozostaje w ostatnich chwilach.

- Nie mam gdzie mieszkać, co dwa dni znajduje inne mieszkania w których śpię i doprowadzam się do porządku - wymamrotałem - Wcześniej obserwuje, czy na pewno jest puste - urwałem nabierając do płuc powietrzna aż kontynuowałem - To było przez dłuższy czas. Miałem je na oku już od dawna. To spokojna okolica. Liczyłem na dłuższy pobyt.

Mężczyzna uśmiechnął się półgębkiem i kiwnął głową.

- Co robisz prócz włamania się? Wyjadasz z lodówki? Kradniesz? - uniósł jedną brew, a ja potaknąłem powoli.

- Kiedyś kradłem auta, ale nie umiałem ich sprzedać. Więc skupiłem się na przeżyciu - wymamrotałem, a na twarzy blondyna zauważyłem zaciekawienie.

- Auta? Umiesz otworzyć samochód?

- I odpalić - kiwnąłem głową. Mój brzuch zaburczał głośno, a ja z zażenowaniem spojrzałem w bok.

- Nie idź nigdzie - mruknął po chwili, a ja patrzyłem jak odchodzi.

Zabawne, pomyślałem spoglądając na związane nogi. Zaskoczony zobaczyłem jak po paru chwilach wraca z kanapką. Kucnął przy mnie i uniósł kanapkę z talerza. Spojrzałem mu w oczy.

- To coś jak ostatni posiłek? - spytałem, na co zmarszczył brwi - Jeżeli masz mnie zabić, zrób to. Teraz.

Wpatrywał się we mnie dłuższą chwile, aż odłożył kanapkę na stolik stojący obok kanapy.

- Ukradniesz samochód, a jeżeli wszystko pójdzie dobrze, pozwolę dalej ci żyć - powiedział, a ja rozchyliłem wargi w szoku - Nie chcę cię zabijać - mruknął, a ja patrzyłem na niego nie rozumiejąc.

Więc po co to wszystko? Widziałem broń, narkotyki, a on daje mi szanse?

- Czy.. mogę tą kanapkę?

Wieczorem weszliśmy do jakiejś uliczki. Zobaczyłem zaparkowane małe czarne auto. Rozwiązał moje nadgarstki, ale przytrzymał je zanim pozwolił mi odejść.

- Jeżeli uciekniesz lub zrobisz coś głupiego, znajdę cię i wtedy będę musiał zabić - powiedział patrząc mi w oczy, a ja kiwnąłem powoli głową. Podał mi długi drut i małe nożyczki o które prosiłem. Przystanął w miejscu, do którego nie sięgało światło słabej latarnii. Jednak wiedziałem, że tam stoi i mnie obserwuje.

Moje życie zależało od jednego, czarnego auta. Na głowę narzuciłem kaptur zanim podszedłem do samochodu. Wsunąłem drut w szybę przy kierowcy i chwile poruszałem nim aż drzwi nie ustaliły, a w uliczce zawył alarm. Wsiadłem szybko dla auta i odnalazłem kabelek, który wyłączył zabezpieczenie. Serce powoli zwalniało bicia, gdy oparłem czoło o kierownice. Udało się.

Wsunąłem się pod kierownice po paru chwilach odpalając samochód na kablach. Wzdrygnąłem się, kiedy blondyn otworzył drzwi od strony pasażera siadając obok mnie.

- Powiem ci jak jechać - mruknął, a ja kiwnąłem głową zrzucając z niej kaptur i biorąc głęboki oddech. Pędziliśmy cichymi o tej porze ulicami.

- Po co ci ten samochód? Widziałem BMW zaparkowane pod budynkiem, było twoje? - spytałem cicho. Nie chciałem być wścibski czy bezczelny, byłem po prostu ciekawy.

- Chciałem cię sprawdzić. I mieć pretekst by nie musieć cię zabijać. Przydasz się - odparł. Zerknąłem na niego kątem oka. Co?

- Przydam? Do czego?

- Tutaj w prawo - przerwał mi, całkiem ignorując moje pytanie. Zatrzymałem samochód pod małym domkiem, osadzonym przy lesie. Było ciemno i strasznie, a obcy blondyn, w którego mieszkaniu była broń i narkotyki, wcale nie sprawiał, że czułem się lepiej.

Z domku wyszedł mężczyzna. Dość umięśniony co ujawniała czarna, przylegająca koszulka.

Wysiadłem, gdy otworzył drzwi po mojej stronie. Pochylił się, a ja spojrzałem niepewnie na blondyna stojącego po drugiej stronie.

- Kabel od alarmu uszkodzony, te od zasilania również, ale dałoby się je poprawić a potem sprzedać - odezwał się w końcu brunet, a jego głos był niski z mocnym brytyjskim akcentem - Nieźle - mruknął mierząc mnie wzrokiem. Z moich warg wyrwał się nerwowy chichot, gdy uśmiechnąłem się do nieznajomego - Liam - wyciągnął w moim kierunku dłoń, którą niepewnie uścisnąłem.

- Zayn - odparłem i zerknąłem na blondyna.

- Pojedziesz do mnie, jutro spotkamy się z szefem - mężczyzna, którego imienia wciąż nie znałem w końcu się odezwał.

- Szefem czego?

- Gangu.

Wsiadłem znów za kierownice kradzionego auta i usłyszałem jak blondyn mówi do bruneta, żeby jutro odebrał swój samochód spod jego mieszkania. Czyli to samochód Liama? To był po prostu test?

Cóż, to nie było takie złe w porównaniu do tego co usłyszałem wcześniej. Gang? Wpatrywałem się w swoje dłonie zaciśnięte na kierownicy, aż mężczyzna nie szturchnął mnie delikatnie, a ja zdałem sobie sprawę, że siedzi w aucie i mówi do mnie od dłuższej chwili.

- Jedź do mieszkania, pamiętasz drogę? - spytał, a ja kiwnąłem głową pochylając się i znów odpalając pojazd na kablach.

- Ja.. Nie mogę być w gangu - odezwałem się, gdy odjechaliśmy od Liama. Zerknąłem kątem oka na blondyna, który patrzył na mnie.

- Miałem do wyboru, zabić cię albo w to wciągnąć. Nie chciałem cię zabijać - mruknął.

- Dlaczego? - szepnąłem, a do oczu znowu cisnęły się łzy. Bałem się. Nawet jeżeli nie byłem już związany na kanapie w mieszkaniu pełnym rzeczy, których normalny człowiek nie trzyma w domu. Nie w takich ilościach.

- Bo krew słabo schodzi z kanapy i dywanu - powiedział, a ja otworzyłem szerzej oczy spoglądając na niego - I mi się podobasz - dodał ciszej odwracając wzrok. Zmarszczyłem brwi znowu spoglądając na drogę - Mam na myśli, twoje umiejętności - rzucił prostując się na swoim miejscu. Oh - Nauczymy cię jeszcze paru rzeczy i będziesz przydatnym członkiem gangu.

Wypuściłem drżący oddech i uśmiechnąłem się smutno ze słoną łzą spływającą po moim policzku.

- Boję się - wyszeptałem.

- Nie tego się spodziewałeś włamując się do mojego mieszkania, Hm? - zaśmiał się - Nie masz się czym denerwować, jeżeli zrobisz dobre wrażenie na szefie. Będziesz robił to co umiesz.

- Mam się nie denerwować, gdy rozmawiam z meżczyzną, do którego mieszkania się włamałem, który wciąż nie zdradził mi swojego imienia.. Mówimy o grupie przestępczej, a nie o kilku włamaniach do mieszkań i może zabraniu drobnych czy biżuterii - wytarłem łzy wierzchem dłoni - Już wolałbym byś wezwał policję czy..

- Niall - odparł spokojnie, a ja spojrzałem na niego pytająco - Nazywam się Niall - powtórzył, na co pokręciłem głową - Musisz się uspokoić.

- A może nie mogę? Może jestem chory psychicznie, a ty chcesz żebym dołączył do gangu. A jeżeli-

- Zamilcz - powiedział twardo, a ja od razu zamknąłem buzie tłumiąc w sobie atak paniki - Co sobie wyobrażałeś, Zayn? - spytał robiąc nacisk na moje imię - Że puszczę cię po tym wolno? Odkryłeś miejsce w którym trzymam broń i łupy. Nie chciałem cię zabijać, wolałem sprawić byś nie mógł nikomu o tym powiedzieć. Twoja obietnica, że nie pójdziesz na policję jest warta nic - odparł przejeżdżając dłonią po twarzy a potem po włosach roztrzepując je - Na twoim miejscu doceniłbym to, że właśnie nie zakopuje cię, a raczej twojego ciała w lesie - wymamrotał, gdy zatrzymałem się pod kamienicą. Siedziałem w aucie nawet kiedy on już wysiadł.

- Czemu nie jesteś zły? Przecież.. Wszedłem, włamałem się - poprawiłem się spoglądając na Nialla wbijającego kod do drzwi - Do twojego domu.

- Zaimponowałeś mi - wzruszył ramionami otwierając przede mną drzwi, gdy ja zatrzasnąłem te od samochodu. Weszliśmy na drugie piętro, gdzie blondyn otworzył drzwi wpuszczając mnie do mieszkania - Możesz spać w sypialni - powiedział, kiedy przysiadłem na kanapie, na której parę godzin wcześniej byłem związany - Sam zwykle tu nie sypiam. Trzymam tu tylko rzeczy, których nie chcę mieć w domu - odparł, a ja wyłącznie go obserwowałem. Spojrzał na mnie z uśmiechem - Czuj się jak u siebie.

Kiwnąłem głową i wstałem ruszając do sypialni. Usiadłem na łóżku wpatrując się w drzwi, które zostawiłem otwarte. Blondyn kręcił się po salonie aż nie położył się na kanapie. Leżąc na łóżku widziałem jak usypia.

Godzinę później, postanowiłem uciec.

Wysunąłem się z sypialni i powoli podszedłem do kanapy, na której spał Niall. Prawie nie oddychałem sięgając po swój plecak leżący na podłodze. Kiedy się nie obudził, ruszyłem do drzwi, jednak od złapania za klamkę powstrzymała mnie jedna rzecz. A raczej dźwięk. Dźwięk odbezpieczanej broni.

- Nawet się nie waż - odezwał się cichym, prawie sennym głosem, blondyn. Stojąc do niego tyłem, upuściłem plecak na podłogę i ruszyłem znów do sypialni - Śpij Zayn.

- Przecież śpię - wymamrotałem zrzucając buty i wchodząc do łóżka zły, że nie udało mi się uciec. Ale co by to dało?

Od autorki: Kiedyś to już było opublikowane, niedawno to znalazłam i nie mogę przestać o tym myśleć, bo jak przeczytałam to po tym czasie, to naprawdę żałuje, że nie skończyłam tego pisać (nie wiem kiedy ostatni raz tak bardzo podobało mi się coś co napisałam).

Od autorki (2): Przez parę miesięcy od znalezienia znów tego ff, pisałam je w kawałkach i walczyłam ze sobą by nie dodawać tego co od razu napisałam, ale dziś z dumą i radością prezentuje Wam UKOŃCZONE już opowiadanie, mam nadzieje, że Wam się spodoba!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top