Epilog

Wchodzi do domu, tak jak robi to zawsze; najpierw rzuca torbę na ziemię, później to samo robi z medalem, który, nie widzieć dlaczego, wisi na jego szyi przez cały czas, następnie czapka, buty i kurtka. Wszystko ląduje na dębowych panelach i wszystko na nich zostanie przez kolejnych kilka dni.

Ściąga zegarek z ręki, kładąc go na blacie w kuchni. Odkłada tam również telefon, powiadamiający go co chwilę, że wszystkie mdlejącej na jego widok czternastolatki, zdążyły już polubić i skomentować jego zdjęcie na instagramie.

Wypija szklankę zimnej wody, bluzga pod nosem widząc rachunek za prąd i przez cztery minuty szuka długopisu. A później przyłapuje się na tym, że zapominał gdzie znajduje się połowa tak potrzebnych rzeczy, w jego własnym d o m u. Dlatego przestaje szukać długopisu i włącza radio tylko po to, żeby zagłuszyć samotność. Przynajmniej wie, gdzie stoi radio.

Błądzi jeszcze po salonie, jakby szukając dla siebie odpowiedniego miejsca, ale wszędzie czuje się nieswojo. Wtedy zastanawia się nad kupnem nowego domu, mniejszego i przytulniejszego. A później zerka na ścianę, na której ona narysowała kiedyś uśmieszek pomarańczową kredką, bo wystrój był paskudny. Miała rację, a on zmienia zdanie i postanawia nie sprzedawać domu.

I właśnie wtedy, kiedy patrzy na rysunek zdobiący białą ścianę, słyszy otwierane drzwi, które od miesięcy skrzypią coraz głośniej, gdy zbyt szeroko się je otworzy. I zanim jego oczy są w stanie dostrzec cokolwiek, czuje mroźne powietrze i jaśmin, unoszący się dookoła, mieszający się zapachem zakurzonego salonu.

W momencie gdy wstaje, a jego mózg przetwarza wszystkie zebranie informacje, słyszy ten słodki, niewinny, tak dobrze znany mu głos:

— Robert, oui? — wchodzi do salonu i pyta niepewnie, jak gdyby robiła to po raz pierwszy w życiu.

A on znów czuje szczęście.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top