Prawda
Siedziałam na łóżku wciąż nie dowierzając że moja najlepsza przyjaciółka umówiła mnie z chłopakiem marzeń na bal! Ale czy ja chce na niego iść z Adrienem? Nie wiem kocham go ale kocham też Czarnego Kota musze z kimś o tym porozmawiać. Ale nikt nie wie że jestem Biedronką oprócz Tikki a to nie to samo.
-Marinette?!-usłyszałam czyjś głos
-Tak Tikki zaraz pójdziemy na patrol.-odpowiedziałam bez zastanowienia
-Kim jest Tikki i jaki znowu patrol?- usłyszałam głos mojej przyjaciółki i od razu pożałowałam moje pytania
-Alya ja muszę ci coś powiedzieć ale ....musisz obiecać że nikomu nie powiesz.-powiedziałam pełna niepewności. Alya tylko pokiwała głową dając mi znak że mogę mówić dalej .
-Tikki kropkuj- wykrzyknęłam nagle i przed moją przyjaciółką nie stała już niezdarna i strachliwa Marinette a odważna i sprawna Biedronka.
-Ty jesteś biedronką?!-krzyknęła wytrzeszczając oczy ze zdziwienia.
-Yhy- odpowiedziałam niepewnie. Nim się obejrzałam przyjaciółka mocno mnie przytuliła.A mnie odrazu ulżyło.
-Czemu mi nie powiedziałaś,a zresztą to nie ważne. Co się dzieje że ostatnio jesteś taka smutna?- odsunęła się i usiadła na moim obrotowym krześle.
-Nie wiem jak to powiedzieć.Wiesz że kocham Adriena, ale kocham taż Czarnego kota. To wszystko jest takie pokręcone. I co ja teraz zrobię?!-powiedziałam na jednym oddechu.
-Przemyślmy to na spokojnie. Adrien praktycznie nie zwraca na ciebie uwagi. A Czarny kot najwyraźniej o nią zabiega. Raczej odpowiedź jest prosta.-powiedziała z pełną powagą.
-No tak ale Adrien...
-Nie. On i tak postrzega cie jak przyjaciółkę. Więc spróbuj z kotem.
-Może masz racje.
-Jasne że mam!-powiedziała wymachując rękami.
-Dobra spróbujmy. To ja idę na patrol.
-Narazie- krzyknęła za mną.
Biegłam po dachach aż wreszcie usiadłam na dachu ratusza. Nie musiałam długo czekać na tego całkiem słodkiego ale irytującego dachowca.
-Witam My lady-powiedział z szerokim uśmiechem
-Cześć koteczku-odpowiedziałam mimowolnie się uśmiechając.
-Widzę że masz dobry humor jakiś szczególny powód?!
-Właściwie to uświadomiłam sobie że chłopak który mi się podobał nie widzi mnie w ten sposób więc sobie odpuściłam a i jeszcze coś sobie uświadomiłam.-mówiłam z pełną powagą.
-Co takiego?-patrzył na mnie z zaciekawieniem w oczach.
-No nie wiem.-drażniłam się z nim
-No weź Biedronśu -powiedział z prawdziwym żalem w głosie
-Okej ale chodź w inne miejsce- oznajmiłam wstając
-Jak sobie życzysz
Ruszyliśmy i już po chwili znajdowaliśmy się na samym szczycie wieży Eiffla.
-No to mów o co...
Nie skończył ponieważ złączyłam nasze usta w delikatnym i długim pocałunku.
Nie powiem całował o wiele lepiej niż się spodziewałam. Gdy odsunęłam się od niego jego zielone oczy aż kipiały z podekscytowania.
-To..było..po prostu....wow!
Zaśmiałam się cicho gdy złapał mnie w tali i przyciągną do siebie.
-Więc co teraz?-zapytał z ekscytacją w głosie
-Kocie ja...-nie skończyłam bo moje kolczyki wydały charakterystyczny dźwięk
-Musisz iść. Porozmawiamy jutro
Pokiwałam głową i pocałowałam go w policzek na co uśmiechną się szerzej.
-Dobranoc-szepnęłam i zrzuciłam swoje yo-yo żeby wrócić do domu
-Dobranoc - odpowiedział ale byłam za daleko żeby to usłyszeć.
*Wieczorem*
Siedziałam na parapecie przykryta kocem i szkicowałam najnowsze pomysły. Nie mogłam przestać myśleć o tym pocałunku. Byłam jednocześnie podekscytowana i przerażona. Chcąc odwrócić od tego swoją uwagę postanowiłam zająć się szyciem. Zeskoczyłam z parapetu zrzucając przy tym koc. Podłączyłam wszystko w maszynie, nawlekłam nici i już miałam zacząć szyć gdy dobiegł mnie donośny krzyk mamy:
-Marinette ktoś do ciebie!
-Idę!
Szybko zeszłam na duł i stanęłam jak wryta gdy w drzwiach ujrzałam.....
$$$$$$$$$
Sory za ten Polsat
I za błędy interpunkcyjnych których nie poprawie.
Jeszcze raz sory i dzięki za komentarze gwiazdki i wyświetlenia bo dla mnie to jest łał i wierzcie mi że to dla mnie bardzo dużo znaczy.
A i jeszcze przepraszam za to że tak długo pisałam ale to blokada twórcza postaram się dodawać rozdziały raz na tydzień.
I po raz kolejny dziękuje i przepraszam
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top