II
Pomimo iż mój adres zamieszkania jest dosłownie obok miejsca mojej nauki to i tak mój pech zawsze sprawia, że bez przerwy się spóźniam na rozpoczęcie lekcji. Niby nadzieją matką głupich, jednakże dzisiaj miałem wielką nadzieję, że będę na czas w klasie. Dziś jest początek roku szkolnego. Bardzo małe są na to szanse, ale może ten rok odmieni się dla mnie tymrazem na lepsze.
Czekałem przed przejściem dla pieszych z pudełkiem makaroników w dłoniach i torbą szkolną przewieszoną na ramieniu na to, aż w końcu zapali się zielone światło. Tymrazem jednak to nie ja miałem pecha, a pewien niski staruszek w charakterystycznej, czerwonej, hawajskiej koszuli o lasce. Pech chciał, że akurat przechodził przez ulicę, a z drugiej strony dość szybko nadjeżdżało auto wprost na starca. Niemal odrazu zareagowałem. Wbiegłem szybko na jezdnie i pociągnąłem mężczyzne w moją stronę na chodnik. I w tym momencie ponownie uaktywnił się mój pech, ponieważ przez to niestety się przewróciłem i rozsypałem makaroniki prosto na ziemię. Już myślałem, że mój pech dał mi spokój.
– Dziękuję, młodzieńcze. - podziękował mężczyzna. - och... co za katastrofa. - dodał po chwili widząc rozsypane słodkości po chodniku.
– Spokojnie, przyzwyczaiłem się do katastrof. - wstałem powoli, podsuwając starcowi pudełko z ciasteczkami. - proszę, kilka się uratowało. - staruszek poczęstował się radośnie jednym z ocalałych ciastek.
Momentalnie dobiegł do moich uszu dźwięk dzwonka szkolnego.
– O nie! Zaraz się spóźnię! Miłego dnia Panu! - uśmiechając się do mężczyzny pognałem czym prędzej do placówki nauki.
***
Biegłem ile sił w nogach przez szkolne korytarze, by jak najszybciej dostać się do klasy.
– Alya? Może usiądziesz w tym roku w pierwszej ławce? - zapytała momentalnie pani Bustier, gdy przekroczyłem próg klasy. Znużona dziewczyna ze słuchawkami na uszach podniosła się ze swojego miejsca, by udać się na miejsce wskazane przez nauczycielkę. Ja również zająłem już swoje stałe miejsce.
Niestety momentalnie po klasie rozniósł się głos osoby, której szczerze nienawidziłem. Zoe Lee - moja oprawczyni od lat. Uwielbia się nade mną znęcać odkąd tylko dołączyłem do tej klasy.
– Adrien Agreste! to jest moje miejsce! - wskazała ręką na siebie, by lepiej podkreślić swoje słowa. Eh... zaczyna się. Westchnąłem ponuro w myślach.
– Zoe. Ja zawsze tutaj siedziałem. - odparłem bez entuzjazmu.
– Ale już nie siedzisz. Nowy rok, nowe miejsca. - rzekła Sabrina - wierny piesek Zoe.
– Czemu nie usiądziesz obok tego nowego. - Zoe wskazała z obrzydzeniem na chłopaka w ciuchach ze śmietnika. Sama tak przed chwilą stwierdziła. Chłopak odwrócił błękitną czuprynę w naszą stronę, a ja ukradkiem spojrzałem na jego osobę. Był wspaniały na pierwszy rzut oka. A jego oczy prezentowały się przecudowne. Zaraz co ja sobie myślę. Skarciłem się w myślach.
– Słuchaj! Dzisiaj przychodzi Marinette. I skoro ona ma siedzieć tutaj... - wskazała na pierwszą ławkę, wktórek siedziała Alya. - to ja będę siedzieć tutaj. - wskazała teraz na moje zajmowane miejsce w drugiej ławce - kumasz?
Ja tylko zdezorientowany spytałem kim jest Marinette, a obie dziewczyny natychmiastowo mnie wyśmiały. Sabrina szybko przytoczyła, że Marinette jest sławną modelką, a Zoe natychmiast się pochwaliła, że się z nią przyjaźni i że obie dziewczyny łączy nawet coś więcej. Następnie już stanowczo przegoniła mnie z miejsca. Ja natomiast niechętnie wstałem i gdy miałem już się przesiąść do wskazanej przez blondynkę ławki, wtedy mój pech znowu dał o sobie znać, bo momentalnie przewróciłem się tuż pod nogi nowego chłopaka, rozsypując pozostałe makaroniki na podłogę. Moje oprawczynie natychmiast zaczęły się ze mnie śmiać. Ah... co za wstyd. Pomyślałem sobie. A to dopiero był początek.
Już miałem sam się podnieść powoli z podłogi, gdy nagle podszedł do mnie chłopak o błękitnych włosach, wyciągając rękę w moją stronę, pomagając mi wstać. Poprowadził mnie do swojej ławki, do której miałem się przed chwilą udać. Zajęliśmy miejsca obok siebie.
– Dobrze, czy każdy już znalazł miejsce? - zapytała pani Bustier zza swojego biurka.
– Wyluzuj słodziaku. - zwrócił się po cichu do mnie nowy. Chwila. Czy ten chłopak nazwał mnie słodziakiem? Czy on mnie... nie to przecież nie możliwe. Może tak właśnie nazywa swoich przyjaciół. Ale czy to oznacza, że stałem się właśnie jego przyjacielem?
– Chciałbym móc postawić się w końcu Zoe, ale nie potrafię. - odparłem równie cicho.
– Wiesz... by zło zatriumfowało wystarczy bezczynność dobrych ludzi. Ta dziewczyna z różowym pasemka to zło, my za to reprezentujemy dobro i wspólnie nie pozwolimy jej być górą. - powiedział pewnie niebieskowłosy.
– Łatwo powiedzieć. - odparłem smutno. - ona po prostu uwielbia uprzykszać mi życie.
– Ponieważ jej na to pozwalasz. Musisz nabrać więcej pewności siebie. - zaradził chłopak. Pewności siebie. Żeby to było takie proste.
Uśmiechnąłem się lekko do chłopaka i spojrzałem na pudełko od makaroników. Zostało jedno ciasteczko. Postanowiłem przełamać je na pół i podzieliłem się nim z nowym na znak naszej... przyjaźni?
– Adrien. - przedstawiłem się.
– Luka. - chłopak uczynił to samo.
***
Po skończonej lekcji z panią Bustier razem z połową klasy udaliśmy się do biblioteki. Swoją drogą ta cała Marinette tak zapowiadana przez Zoe nadal się nie zjawiła. Ciekawe co stanęło na przeszkodzie.
Momentalnie w pomieszczeniu nastąpiło lekkie trzęsienie przez które straciłem równowagę i upadłem pechowo na podłogę. Luka szybko pomógł mi wstać i razem z pozostałymi z klasy podbiegliśmy do monitorów z kamer, by zobaczyć co się stało.
Przed szkołą stał ogromny kamienny potwór.
– KIMMM!! - wykrzyczał stwór po zniszczeniu jednej ze ścian szkoły po czym odszedł dalej w miasto w poszukiwaniu Kima.
– Jak to możliwe? On ma głos Ivana. - oznajmiłem.
– Tak jakby właśnie się przemienił w prawdziwego super złoczyńce. - odparła nagle Alya, która pojawiła się przy naszej dwójce. - GPS działa. bateria działa. - sprawdziła owe rzeczy na swoim telefonie i odbiegła od nas mówiąc, że nie może tego przegapić. Zapytałem ją gdzie biegnie, a ona odparła, że tam gdzie jest super złoczyńca tam pojawia się też super bohater.
***
Luka odprowadził mnie do domu po czym sam wrócił do siebie. Ja natychmiast po udaniu się do swojego pokoju włączyłem wiadomości na monitorze komputera i słuchałem co się dzieje w Paryżu przez tego gigantycznego kamiennego potwora, którym jakimś cudem stał się Ivan. Nienawidzę pierwszego dnia szkoły. Rzekłem sam do siebi, gdy nagle przed sobą na biurku dostrzegłem małe, czarne pudełeczko na biżuterię z czerwonymi wzorami na wieczku.
Zaskoczony zacząłem się zastanawiać skąd to się tu wzięło. Chwyciłem pudełeczko w ręce i otworzyłem, chcąc sprawdzić jego zawartość. Momentalnie jednak oślepiło mnie bardzo jasne, czerwone światło, które po krótkiej chwili zamieniło się w dziwne, latające, małe, czerwone stworzenie. Bardzo się przestraszyłem widoku owego stworka. Jakby nie dość tego było, stworek umiał mówić. Wystraszony zacząłem rzucać w niego rzeczami, jakie tylko miałem w tej chwili pod ręką.
– Posłuchaj, Adrien... - zaczęło stworzenie. - wiem, że to wszystko może Ci się wydawać lekko dziwne. - w tym momencie chwyciłem za szklankę i szybko zamknąłem pod nią dziwnego stwora. Stwór zaakceptował swoje nowe położenie, a ja natomiast zapytałem skąd zna moje imię i kim, a właściwie czym on jest.
– Jestem kwami i mam na imię, Tikki. Pozwól, że Ci wyjaśnię.
Chciałem momentalnie wezwać na pomoc moich rodziców, jednak owe kwami mi na to nie pozwoliło, mówiąc że jest moją przyjaciółką i że tylko ja mogę powstrzymać tego gigantycznego kamiennego potwora, siejącego postrach na ulicach Paryża. Przyjaciółka? Czy to dzisiaj odmieniło się w końcu moje życie? Najpierw Luka nazywający mnie słodziakiem, z którym szybko się zaprzyjaźniam. Teraz Tikki, która również nazywa mnie swoim przyjacielem.
Czy ten dzień stanie się przełomowym w moim życiu?
Co do kwestii ratowania miasta, szybko powiedziałem kwami, że to jakaś pomyłka. Moja jedyna supermoc to super niezgrabność. Nie nadaje się na żadnego super bohatera. W pewnej chwili wpadłem na wspaniały pomysł, aby zanieść stworka do Luki albo Alyi. Oni nadadzą się do tego zadania lepiej niż ja. Alya z tego co dziś usłyszałem w bibliotece kocha superbohaterów.
– Adrien. Ty zostałeś wybrany! - powiedziała nagle Tikki, a ja zdecydowałem się na założenie na palec czarnego pierścienia z pięcioma czerwonymi kropkami. Pierścień natychmiastowo zmienił swoją barwę na srebrny. Prawdopodobnie to był tryb kamuflażu.
– Musisz tylko znaleźć przedmiot super złoczyńcy, w którym mogła się ukryć akuma i go zniszczyć. - wyjaśniła Tikki. - następnie musisz ją złapać. Szczęśliwy traf to twoja tajemna supermoc.
Westchnąłem. To wszystko działo się zbyt szybko. Zwątpiłem po chwili, czy w ogóle dam sobie z tym radę.
Tikki natomiast momentalnie powiedziała do mnie, żebym uwierzył w siebie i nabrał przy tym pewności siebie.
Eh... to naprawdę jest niezwykły dzień. Już druga oso... a raczej magiczny stworek mówi mi o nabieraniu pewności siebie. Czy to się dzieje naprawdę czy ja śnię.
– Kropkuj, Adrien! - zawołało kwami.
– Kropkuj? - powtórzyłem.
Momentalnie coś się zaczęło że mną dziać. Po chwili stanąłem przed lustrem już nie w swoich normalnych ciuchach, a w czerwonym stroju super bohatera w czarne kropki. Na twarzy miałem równie czerwoną maskę na oczy, a przy pasie także czerwone jojo w czarne kropki.
Rozejrzałem się wokół pokoju, jednak nie dostrzegłem już obok mnie nigdzie Tikki. Na ekranie komputera w wiadomościach ujrzałem postać Alyi, jadącej na rowerze tuż za kamiennym potworem. Zaniepokoiłam się o koleżankę z klasy. Po chwili z dołu domu odezwała się moja mama, która zaraz miała wejść do mojego pokoju, sprawdzić czy u mnie wszystko w porządku. Nie chcąc aby zobaczyła mnie w tym stroju, szybko uciekłem na balkon pokoju.
– No dobra. Mam super moce i to podobno w tym śmiesznym jojo. - pochwyciłem owy przedmiot po czym zarzuciłem możliwie jak najdalej przed siebie. Natychmiast poleciałem tuż za nim bardzo szybko przez niemalże pół miasta.
Po paru sekundach lotu, wylądowałem związany na lince jojo razem z innym superbohaterem. Pospiesznie się wyplątaliśmy z tego, a ja przeprosiłem ją za to, próbując odczepić jojo od latarni.
– Moje kwami mówiło mi o Tobie. Jestem Czarna Kotka, a ty? - zapytała bohaterka.
– Jestem Ad... Ad... - odczepiłem w końcu jojo od latarni, ale pech chciał, aby uderzyło ono w głowę Czarną Kotke. - absolutnie niezdarny, totalnie niezdarny. - odparłem cicho i spuszczając wzrok w dół.
– Spokojnie niezdarku! Też się dopiero uczę.
Momentalnie oboje zauważyliśmy w dali zawalający się budynek. Czarna Kotka niemal odrazu ruszyła w tamtym kierunku. Szybko zapytałem się jej dokąd leci. Ona odparła, że ratować Paryż i ruszyła dalej. Ja natomiast zacząłem po cichu mówić sam do siebie o uwierzeniu w swoje możliwości i pewności siebie po czym ponownie zarzuciłem jojo jak najdalej w kierunku w którym przed chwilą poleciała Czarna Kotka.
***
Patrzyłem z przerażeniem jak Czarna Kotka próbuje walczyć z kamiennym potworem. Bohaterka nawoływała gdzie jestem, ale ja stwierdziłem sam do siebie, że nie dam jednak rady. Nie potrafię walczyć z czymś takim. Chwilę później życie Alyi znalazło się w niebezpieczeństwie, na szczęście Czarna Kotka ją uratowała, ale kamienny stwór ją pochwycił.
– Na co czekasz super czerwony owadzie? Świat czeka na twoją pomoc! - wykrzyczała Alya prosto w moją stronę.
Po krótkim zastanowieniu się w końcu ruszyłem uratować partnerkę, co się udało. Przeprosiłem ją, że tyle mi to zajęło.
– Skoro z każdym naszym atakiem robi się silniejszy, użyjmy naszym mocy. Kotaklizm! - powiedziała Kotka aktywując swoją moc. - podobno niszczę wszystko czego dotknę.
– Ja niszczę wszystko i bez super mocy. - powiedziałem cicho po czym zobaczyłam jak bohaterka marnuje swoją moc na bramce. Chciałem ją powstrzymać, ale było za późno. Szybko ruszyła na potwora, ale równe szybko zorientowała się, że jej moc jest jednorazowa i oberwała od kamiennego serca. Odparła, że zakręciła się jej nowym życiem i nie słuchała swojego kwami. Po chwili ja również postanowiłem użyć swojej mocy i szybko wywnioskowałem, że przedmiot z akumą musi być ukryty w zaciśniętej pięści potwora. Połączyłem ze sobą wszystkie kropki i udało mi się wymyśleć idealny plan jak ostatecznie zniszczyć akumę.
***
Udało się. Ivan powrócił do normalnej postaci. Kolczyki Kotki zaczęły pikać, co oznaczało, że za chwilę nastąpi jej przemiana zwrotna. Nakazałem jej uciekać. Czułem, że skoro jesteśmy już bohaterami to nie możemy ujawnić naszych tożsamości.
– Cudownie, wspaniale, spektakularnie. - powiedziała nagle Alya trzymając telefon w rękach i nagrywając mnie wraz z Ivanem. - czy zamierzasz od dziś chronić Paryż? Skąd masz swoje moce? Ugryzł Cię radioaktywny owad? Mam po prostu mnóstwo pytań do Ciebie... eee...
– aa... Biedronek. Nazywam się, Biedronek. - przedstawiłem się, a następnie poraz kolejny zarzuciłem jojo i odleciałem z powrotem do domu. Może jednak się do tego nadaje?
***
Wszystko wydawało się być w jak najlepszym porządku. Do czasu. Okazało się, że nie złapana akuma może się pomnożyć. Tak się właśnie stało. Tikki powiedziała, że muszę tam wrócić jako Biedronek i tymrazem skutecznie złapać akumę. Jednak ja postanowiłem z tego zrezygnować na dobre. Nie nadaje się na superbohatera. Przyciągam tylko katastrofy. Skoro Czarna Kotka nie może sama złapać akumy niech Tikki znajdzie innego posiadacza miraculum biedronka.
– Mówiłem. Nie nadaję się na bohatera. Przepraszam Tikki. - zdjąłem pierścień z palca. - Tikki? - spojrzałem po chwili przed siebie. Tikki zniknęła wraz ze zdjęciem miraculum.
To koniec. Wiedziałem, że to nie mogło trwać wiecznie. Włożyłem z powrotem pierścień do pudełka i schowałem pudełko do szuflady. Zawiodłem wszystkich.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top