8. Łatwo o upadek.
ARCHER
Ze specjalną dedykacją dla
!❤️
ZANIM PRZECZYTASZ ZAPOZNAJ SIĘ Z OSTRZEŻENIAMI!
TW:
UZALEŻNIENIA
DEPRESJA
SILNE POCZUCIE LĘKU
CIĘŻKA CHOROBA
Jeśli cierpisz, wiedz, że nie jesteś sam. Daj sobie pomóc, bo jesteś tak bardzo potrzebny/a! Są ludzie, którzy cię kochają.
Dla, których jesteś ważny/a.
Skorzystaj z pomocy.
Telefony Zaufania
Narkomania
800 199 990 czynny codziennie godz. 16-21
Całodobowa Linia Wsparcia 800 70 2222
Linia Wsparcia 800 70 2222 jest linią całodobową i bezpłatną dla osób dzwoniących.
Antydepresyjny Telefon Zaufania (22) 484 88 01
Antydepresyjny Telefon Forum Przeciwko Depresji (22) 594 91 00
Forum Przeciw Depresji prowadzi Antydepresyjny Telefon pod numerem (22) 594 91 00 czynny w każdą środę i czwartek od 17.00 do 19.00
Telefon zaufania dla dzieci 116 111
116 111 to pierwszy bezpłatny i ogólnopolski telefon zaufania dla młodych ludzi, który prowadzi Fundacja „Dajemy Dzieciom Siłę".
Dziecięcy Telefon Zaufania Rzecznika Praw Dziecka
800121212 – Dziecięcy Telefon Zaufania Rzecznika Praw Dziecka
Pamiętaj, że nie należy lekceważyć swojego stanu.
Wykazałeś się odwagą prosząc o pomoc.
You are so strong!
ARCHER
Tak trudno sprostać czyimś oczekiwaniom. Wydaje ci się, że robisz dobrze, ale efekt jest odwrotny od zamierzonego.
Ile razy słyszałeś, że się do tego nie nadajesz? Że są od ciebie lepsi? A twoje marzenia są kompletnie odrealnione? Sam nie jesteś w stanie walczyć z całym światem. Zwłaszcza wtedy nikt cię nie słucha. Od małego byłem nierozumiany. Mój głos niknął wśród całego zgiełku. Hałas był donośny, ale ja sam nie byłem słyszalny. Mało kto rozumiał moje potrzeby. Kontakt z rodzicami był różny. Najbardziej jednak dogadywałem się z mamą. To właśnie ona zachęcała mnie abym szedł w stronę muzyki. Tata gonił mnie w kierunku hokeja. No bo przecież urodzony w Kanadzie–miałem niby porzucić pewną karierę na rzecz czegoś nieznanego?
Narodowy sport synu, to jest twoja ścieżka. – mawiał, gdy jeszcze jako kilkulatek stawiałem swoje pierwsze kroki na lodowisku. Gdy kij był wyższy ode mnie i ledwo trzymałem go w dłoniach, a od bramki dzieliło mnie dobre osiemset metrów. Widziałem w jego szczęściach, gdy kilka lat później trafiłem krążkiem pierwszy raz do bramki.
Podniósł mnie wtedy i powiedział, że jestem mistrzem. Od tamtego czasu trenowałem praktycznie codziennie. Stawałem się w tym coraz lepszy. Widziałem w oczach mojego taty dumę, gdy nasza drużyna wygrywała. Po meczu zabierał mnie zawsze na ogromny deser lodowy. Nasza drużyna osiągała coraz to większe wyniki w rankingu. I po tym świetnym okresie po raz pierwszy przegraliśmy. Pamiętam, że nigdy nie zapomnę tego wyrazu rozczarowania w jego oczach. Nic nie mówił przez cała drogę powrotną. Nie zwracał na mnie uwagi, mijał, kiedy chciałem z nim porozmawiać.
Byłem tylko dzieckiem, które wciąż się uczyło. Miałem prawo do pomyłek, ale mój ojciec uważał inaczej.
Nie mogłem przynosić mu wstydu. Sam trenował młodsze dzieciaki. Jednego z nich poklepał po meczu i nazwał mistrzem. Do mnie przestał tak mówić.
Zrozumiałem, że nigdy go nie zadowolę. Ile tylko bym z siebie dał – nie będzie to wystarczające. Muzyka była ze mną od czwartego roku życia.
Nie pytana przez nikogo zalewała mój umysł, przenikała przez wszystkie żyły, tętno pulsowało mi w skroniach, gdy słuchałem mocniejszych basów. Rozumieliśmy się bez słów, melodia docierała do każdej cząstki mnie. Kiedy byłem mały i dużo płakałem moja mama włączała losową piosenkę Michaela Jacksona z dwupoziomowej wieży, automatycznie się uspokajałem. Zapewne dlatego jej idol stał się moim. Muzyka łączy pokolenia.
Wystarczyło kilka moich filmików na YouTube, abym został zauważony przez mojego ów-czesnego menadżera, który zapewnił mi kontrakt z jedną z największych wytwórni muzycznych w Stanach. Postawiłem wszystko na jedną kartę. Nie mogłem zawieść ludzi wokół siebie, którzy tak pokładali we mnie nadzieję.
Wyglądam za rogu i widzę mojego ojca w towarzystwie wysokiego, porządnie ubranego mężczyzny.
– Mój syn miał zagrać o puchar Stanleya. Nigdzie nie leci. Nie wyrażam na to zgody.
Ujawniłem się. Obaj spojrzeli na mnie, gdy wszedłem do salonu.
– Archer przed tobą mecz sezonu z Bruins . Przegraliśmy, zajmując trzecie miejsce, ale teraz musimy to nadrobić. Przed tobą dwa najważniejsze dni. Nie możesz zaprzepaścić tej szansy.
Wzdycham i dotykam ręką kasku hokejowego leżącego na komodzie. Wcześniej był w moim pokoju, ale ojciec zapewne chciał użyć go jako atrybut. Liczył na to, że uderzą we mnie wspomnienia. W końcu dołączyłem do klubu Toronto Maple Leafs kiedy to nakrycie ochronne głowy z kratką było o wiele za luźne na moją głowę. Rósł razem ze mną.
– Tato.. to nie jest to...–przełykam nagromadzoną w ustach ślinę. – nie chcę już tego robić.
No i już. Powiedziałem to.
Cisza jak makiem zasiał.
– Chcesz porzucić pewny zawód przyszłości na rzecz jakiegoś tam brzdąkania? Synu nie wygłupiaj się. Nie wiesz jaki będzie odbiór ciebie w Stanach. Nie wiesz w zasadzie niczego.
– To prawda. Nie wiem. Ale chcę się dowiedzieć. Przecież sam mi mówiłeś, że życie jest jak pudełko czekoladek. Nigdy nie wiadomo na jaką się natrafi. Do tej pory myślałem jaki świat jest mały, a ja w nim. Chcę tego. Chcę spróbować.
Podjąłem decyzję. Sam chciałem porzucić hokej dużo wcześniej. A nie robiłem tego, bo to była jedyna nić jaka istniała między mną i ojcem. Rozmawialiśmy głównie o sporcie, o muzyce nie chciał słyszeć. Byłem na niego wściekły, kiedy bardziej przejął się faktem, że mogę mieć odebrane stypendium sportowe niż to, że ukrył przede mną prawdę o moim drugim dziadku. Nie czuł się winny z tego powodu.
Tłumaczył usilnie, że starał się mnie chronić przed czynnym palaczem i niedoszłym alkoholikiem. Nigdy nie wyczułem od niego woni wódki ani smrodu tytoniu na jego ubraniach.
Przy Anthonym nie musiałem zachowywać pozorów, że wolę oglądać mecze hokeja niż wybijać chwyty na gitarze. Czułem się rozumiany. W jego oczach widziałem szczere zainteresowanie. Chciał być na bieżąco w moim życiu. Kilka miesięcy, a odnosiłem wrażenie jakby był ze mną zawsze. Nie potrzeba wcale wielu lat, aby poznać człowieka.
Czasami wystarczy tylko jedna minuta, a wyczuwa się tę więź. Tego dnia, kiedy wysypywał na moją dłoń wszystkie drobne centy, które miał mówiąc, że chcę opłacić mój bilet na wypadek, gdyby mi się udało spełnić mój sen mrugnął porozumiewawczo i uśmiechnął się jakby wiedział więcej niż ja sam.
Roześmiałem się i wyciągnąłem ramiona, żeby go przytulić. Zesztywniał, nie wiedział, jak się zachować, ale nie oponował, gdy go objąłem.
– W porządku. –Długopisem wykonuje pewny siebie ruch. Corner mój manager kiwa z zadowoleniem głową.
– To wystarczy.
Ojciec podaje mu moją zgodę. Po czym wskazuje na mnie palcem.
–Ale nie waż się ponieść porażki. Wybrałeś. –Brzmi to niemal jak ostrzeżenie.
– Nie zawiodę cię. – Składam solenną przysięgę.
Patrzy na mnie chłodnym wyrazem twarzy, zaciska swoje wargi, krzyżuje ramiona, ale kiwa wolno głową. Zerkał na mój kask.
– To już nie będzie ci potrzebne.
Zrozumiałem.
Nie ma powrotu, Archer.
– A jak tą rewelację przyjęła Melody? – pyta z wystudiowaną uprzejmością.
Zastygam. Poczucie odrzucenia, samotności uderza we mnie niczym grom, ale nie pochylam głowy.
– Chce, abym odnalazł szczęście.
Bez niej.
Sam.
***
2016r, Seattle
Ostatnie próby były wyczerpujące. Trasa koncertowa obejmowała stany i część Europy. Kończyliśmy próby dźwiękowe i wizualizacyjne. Tancerze odpoczywali, ja też powinienem to robić, ale mój mózg był w trybie pracy. Byłem zmęczony, ale też podjarany.
Trasa światowa to była duża rzecz. Nie chciałem tego spieprzyć.
Dzisiaj były urodziny mojego dobrego znajomego, na których zamierzałem się pojawić.
***
– Co ona tu robi? – Prycham, kiedy zauważam czarnowłosą w krótkiej srebrnej sukience, która ledwo zakrywa jej tyłek. Wkurza mnie to, że tu przyszła.
– A, Serafina. Zaprosiłem ją – mówi Zayn na luzie i zanurza usta w alkoholu.
Słysząc jego słowa, krztuszę się alkoholem o mało nie opluwając go.
– Jak to zaprosiłeś?
– Normalnie... wysłałem zaproszenie gołębiem – unosi do góry brwi, zgrywając się. – Dziewczyny lubią to romantyczne gówno – dodaje tonem wielkiego znawcy.
Patrzę na niego, jak na idiotę.
– Nie żartuj– Podnoszę się ze skórzanego czarnego siedzenia, ale łapie mnie za ramię. Zacząłem żałować przyjścia na tę imprezę. Koncert się udał jak zawsze. Chciałem się trochę rozluźnić, dlatego skorzystałem z zaproszenia mojego przyjaciela i wprost z hotelu przyjechałem do niego.
Ale nie zamierzam przebywać tutaj ani minuty dłużej, jeśli ona tu jest.
– Co ty robisz? – Przyjaciel marszczy brwi.
– Wychodzę. Nie zatrzymuj mnie – warczę, a ten widząc mój wzrok odpuszcza. Nie chcę go denerwować w tym dniu. Jego piosenka z nowego albumu zajmuje pierwsze miejsce w Hot 100 nieprzerwanie od dwóch tygodni. Jest to ogromne osiągniecie dla muzyka, który jest tak utalentowany jak on. Naprawdę mu z całego serca gratuluje.
Ale nie mogę być w tym miejscu. Muszę być z dala. Od niej.
– Posłuchaj, nie wiedziałem, że... – zaczyna się tłumaczyć.
– Nie. Zostawmy to. Ciesz się swoim sukcesem, brachu – Klepię go przyjacielsko po plecach, a potem wymieniamy męski uścisk. – Naprawdę, jestem z ciebie cholerny dumny. Choć spodziewaj się, że za niedługo cię przegonię.
– Czekam na to przyjacielu.
Zabieram pełną butelkę Jacka Danielsa i opuszczam przestronny salon.
Przepycham się przez znajomych z branży muzycznej, gdy nagle w korytarzu zderzam się z nią. Dociera do mnie jej kwiatowy świeży zapach. Przytrzymuje ją za ramiona, choć sam powoli tracę równowagę.
– Archer... – Zaczepia się paznokciami o moją granatową koszulę. – Jej oczy skanują moją twarz. – Dlaczego nie odbierałeś moich telefonów? – Patrzy na mnie z wyrzutem. – Dzwoniłam do ciebie, nawet nagrałam ci się na pocztę.
– I co mam ci wręczyć jakąś nagrodę? –Unoszę do góry brwi, a moje usta układają się w nieco szyderczym uśmieszku. – ... byłem zajęty – postanawiam, nie wyznawać całej prawdy, skoro sam jej, nie znam.
Nie chcę zdradzać, że ostatnio bywam w zupełnie innym świecie. Miliony myśli dobijają się do mojej głowy. W nocy moja paranoja uruchamia się samoistnie. Kiedy jestem sam– czarne scenariusze układają się w obrazy. Nikt nie jest przecież niezastąpiony.
Dzisiaj masz wszystko, jutro możesz to stracić. Dlatego nieustępliwie, z determinacją wytyczałem sobie ścieżkę do samych gwiazd, aby zawsze były na wyciągnięcie mojej ręki. Ciągle wznosiłem się coraz wyżej. Nie chciałem się zatrzymywać. Bierność, to nie mój styl. Jeśli masz już swoje pięć minut, to postaraj się wykorzystać je jak najlepiej. Ja nigdy nie powiedziałem „stop".
–Nie widzisz tego, że wszyscy się o ciebie martwią? Znikasz... nie mówiąc nikomu – szepcze. Jej oczy pragną mi coś przekazać. Gdyby można byłoby, chodziłaby z wielkim neonowym napisem na czole: "Troska o Archera".
Mój wzrok ląduje na czerwone usta. Jest w tym coś seksownego, kiedy się denerwuje. To muszę przyznać.
– Musisz tyle gadać? – prycham zniecierpliwiony, a potem zdecydowanie ujmuję jej twarz i wpijam się w jej usta. W tym pocałunku wyczuwam alkohol. Jest na imprezie, dziwne, żeby nie piła, skoro lubi to robić. Nie w takich ilościach i nie tak często, jak ja, ale jednak.
A mi zabrania. Hipokrytka do potęgi.
Kompletnie nie przeszkadza mi to, że jesteśmy na widoku. Jest wieczór. Każdy jest już pewnie wstawiony i nie tylko. A jak nie jest, Zayn, zaraz się nim zajmie.
Serafina jęczy słodko, jednak zanim zdążę zerwać jej majtki zatrzymuje mnie.
– Nie tutaj – sapie i bierze mnie za rękę, prowadząc w górę po schodach. Dla mnie miejsce jest bez znaczenia.
Dwie minuty później, wchodzimy do pokoju gościnnego, dopijam resztę trunku, czując się totalnie zamroczony. Butelka ląduje w koszu, a my w łóżku. Omijając całą grę wstępną, wsuwam dłoń pod sukienkę.
***
KeyArena,
Faithtour
Razem z moim zespołem jesteśmy pogrążeni w modlitwie. Mając zamknięte oczy wsłuchuję się w swój własny miarowy oddech. Wyciszam się w takich chwilach jak ta. Przed każdym koncertem powtarzany jest ten rytuał. Obejmujemy się w pasie jak zgrana drużyna. Jesteśmy zespołowo. Ale każda z tych osób jest dla mnie ważna.
Miliony oczu wpatrzonych w moją osobę. Widzę w nich paletę przeróżnych barw emocji. Szczęście, radość, niedowierzanie, zachwyt i miłość. Oni mnie kochają. Po policzkach moich fanek płyną łzy, chcę otrzeć każdą z nich i obiecać, że... Co? W składaniu obietnic ostatnio jestem tak kiepski jak w radzeniu sobie z ortografią, choć z nią miałem już kłopoty w liceum i pamiętam, że nauczyciele mówili mi, że nic osiągnę, bo nie przykładam się do nauki. To była prawda. Nie przykładałem się.
Jednak miałem fart, ponieważ całe liceum przejechałem na czwórkach, nie otwierając praktycznie książki. Wystarczył blask moich zębów, zniewalający uśmiech, kultura wypowiedzi, czarowanie rozmówcy i już miałem ich w garści.
I choć mówili mi, że nic nie osiągnę, dzisiaj ich córki stały w kolejce po zakup biletu na mój koncert. Pamiętajcie: że sukces nigdy nie istniał w szkole.
Sami musimy o niego walczyć i mierzyć się na co dzień z przeciwnościami losu, z ludźmi, którzy podcinają nam skrzydła, życząc przyjemnego upadku.
– Lećmy po marzenia. Tak jak ja – Kiedy się odzywam, zewsząd dobiegają mnie głośne krzyki. Zaciskam pięść, trzymając uniesioną rękę w górę, a potem lecę. Z moich ramion wyrastają białe skrzydła tak idealnie odwzorowane co do milimetra, że przypominają prawdziwe. Są szerokie, rozpościerają się na całą długość pleców Dopasowane do mojego białego stroju.
Jak wszystko zresztą. Publiczność, która przychodzi na moje koncerty może mieć pewność, że zawsze staram się aby wszystko było dopięte idealnie na ostatni guzik. Aż od góry do samego dołu. Scena jest ogromna, mieści aż sto tysięcy osób i jest zapełniona. Widzę, jak niektórzy stoją przy barierkach przygniatani przez inne osoby. To poświęcenie z ich strony. Dla mnie.
–To wszystko byłoby niczym bez was. – Opadam płasko stopami na scenę, słyszę piski. Wy-stawiam dłoń i przykładam sobie do ucha, a oni piszczą jeszcze głośniej. Patrzę się prosto przed siebie. – Jestem Archer Grant, a to nasza trasa koncertowa Faith Tour. Jesteście gotowi? Zaczynamy, Seattle!
Przyspieszone bicie serca, adrenalina, która płynie w żyłach, dopamina. Ogromny tłum ludzi, który przyszedł tutaj dla mnie. Po to, aby usłyszeć mój głos, zobaczyć mnie na żywo. To szaleństwo. Oni są tu dla mnie. Ja jestem tu dla nich...
Marzyłem jak każdy człowiek. Walt Disney powiedział:" Jeśli potrafisz o czymś marzyć, to potrafisz także tego dokonać" W myśl tych słów, które stały się moją motywacją odważyłem się iść na sam szczyt, choć łatwo było o upadek.
Wytrwale dążyłem do celu, nie pozwalałem, aby słowa niedowiarków mi w tym przeszkodziły. Krytykują ci, którzy zazdroszczą i siedzą na czterech literach. Nieustępliwie, z determinacją wytyczałem sobie ścieżkę do samych gwiazd. Z każdym dniem byłem ich coraz bliżej aż w końcu były, na wyciągnięcie mojej ręki.
Biorę głęboki wdech pomiędzy kolejnym wersem piosenki.
Staram się wpasować w takt, ale słowa mi gdzieś ulatują.
Czuję się jak ryba w akwarium pozbawionym wody.
– Archer? Jesteś? – Głos ze słuchawki stara się przebić przez te wrzaski.
Zatrzymuję się. Ściągam białe okulary ze skrzydłami po bokach złotych oprawek, słyszę rozlegające się piski, krzyki i echo głośnych głosów. Nagle oślepiają mnie światła. Intensywne, białe. Mrugam powiekami. Zasłaniam twarz łokciem, ale one i tak mnie dopadają.
Przekonuję się, że wzięcie kolejnego oddechu jest zbyt ciężkie. Moje płuca jakby się skurczyły. Charczę do mikrofonu i potykam się na scenie, niemal upadając. Bezsilność zalewa mnie niczym fala tsunami. Słona bryza chce wypłynąć. Oglądam się do tyłu, kiedy czuję czyjś dotyk. Wzrok mam zamazany, praktycznie nic nie widzę.
– Archer? Kim chcesz zostać kiedy dorośniesz?
Brunetka wpatrywała się we mnie z głową przechyloną na bok.
Wzruszyłem ramionami, a potem jęknąłem patrząc na godzinę. Siódma rano.
– Nie wiem kim chcę zostać, ale wiem o kim chcę pamiętać.
Wpatrywała się we mnie z zainteresowaniem. Jej drobne piąstki zaczęły szarpać moją koszulkę.
– Km? No powiedz. Wiesz, że nie odpuszczę.
– O tym chłopcu z kanadyjskiego miasteczka, który nigdy się nie poddał.
– A o mnie też chcesz pamiętać?
Przygarnąłem ją do siebie i czule zgarnąłem kosmyk włosów z jej twarzy.
– A o tobie da się zapomnieć?
Posłała mi piękny uśmiech.
– Nie zapominaj o mnie, ale nigdy też nie zapominaj o tym kim jesteś.
Wracam słysząc natarczywy głos Cornera.
Dasz radę.
Motywuję sam siebie.
Nie możesz nikogo zawieść.
Nie zawiodę.
Ale mój twardy upór, przegrywa z ogólnym stanem. Czuję nagłą falę mdłości. W głowie mi wiruje jakbym był na pieprzonej karuzeli. Moi tancerz widzą, że coś jest nie tak. Jeden z nich bierze mnie pod ramię i wyprowadza ze sceny. Czuję słabość w nogach, kończyny mi drżą, a ja nie mogę się utrzymać. Serce napierdala galopem, a potem nie ma już nic.
Zamykam oczy.
Odpływam. Nie czując nic.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top