7. Po tobie.
ZANIM PRZECZYTASZ ZAPOZNAJ SIĘ Z OSTRZEŻENIEM!
TW: ZABURZENIA ODŻYWIANIA
MELODY
Życie po Archerze było życiem po nim.
Chciałabym móc powiedzieć, że nie patrzyłam się w pusty podjazd naiwnie myśląc, że wróci. Ale pomimo bólu w moim sercu cieszyłam się, że tego nie zrobił.
Choć każda część mnie głośno za nim krzyczała- w rzeczywistości nie wypowiedziałam ani słowa. Robiły to za mnie moje łzy.
Płakałam tak długo - i tak samo długo wpatrywałam się w cyfrowy zegar odliczając sekundy do jego odlotu. Przed oczami miałam widok jego lotu. Przemierzałam go wirtualnie z nim.
Wpatrywałam się w ścianę, gdzie widać było odrapany tynk. Pamiętałam dokładnie jaka była jej historia. Wygłupialiśmy się razem, a Archer przybijał mapę. Gwóźdź nie chciał wchodzić i trochę się nakombinował. Ściana na tym ucierpiała, ale mapa wisiała równo, więc pocieszyłam go tym, że dobrze, że to nie był jego palec, którego młotek minął zaledwie o milimetry.
Starałam się nie przejmować czymś, na co nie miałam wpływu, bo z nim skupiałam się na tym, co było w danym momencie najistotniejsze.
Kiedy stałam obok swojej klasy, a do dzwonka zostało zaledwie kilka minut wyjęłam telefon i weszłam w wiadomości spodziewając się dostać jedna od Archera. Nic nie było. Nie przesłał mi też żadnego śmiesznego filmiku.
Weszłam do sali pierwsza, wyłożyłam przybory i książkę na ławkę.
W czasie lekcji starałam się ignorować szepty, krzywe spojrzenia, a nawet poszturchiwanie mnie w ramię przez koleżankę siedzącą za mną. Nic konkretnego nie chciała, zależało jej na tym abym pop prostu dostała uwagę za brak skupienia.
A tego dnia byłam bardzo skupiona.
Docierały do mnie wszystkie bodźce.
Najgorsza była przerwa.
Bo nie mogłam zadzwonić do karmelowego chłopaka i poprosić go o oto, aby odwrócił moją uwagę od tych przykrych komentarzy, docinek.
Tamtego dnia nie mogłam liczyć na niego.
Ani następnego.
I kolejnego.
Chowałam się w toalecie zamykając się. Wyjęłam pamiętnik i zaczęłam pisać.
Rzeczywistość powróciła, a ciebie tutaj nie ma, choć miałeś być dla mnie. Zawsze trzymałeś mnie za rękę i popychałeś do przodu. Nie sądziłam, że nadejdzie ten dzień, w którym będę musiała użyć siły za nas dwoje. Byłam odważna, bo byłeś obok. Jak mam stawiać czoła sama tej hordzie? Wiesz. zawsze powtarzałeś, że jestem warta twojej uwagi i wszystkiego najlepszego, ale to ty byłeś moim najlepszym człowiekiem na świecie. Nie potrzebowałam niczego oprócz ciebie. Taniec nie istnieje bez muzyki, a muzyka nie istnieje bez tańca.
Archerze. Tęsknię...Tęsknię. Tęsknię. Tęsknię. Ja i moje serce.
***
Z każdym dniem było mi coraz ciężej.
Nie umiałam się odnaleźć. Droga do szkoły jeszcze nigdy mi się tak nie dłużyła. Nie miałam żadnej motywacji. Wszystko było pozbawione sensu. A ludzie wokół mnie tacy fałszywi. Kiedy wchodziłam do budynku liceum już po pierwszej sekundzie zamarzyłam go opuścić. Czułam żółć zbierająca się w gardle, ręce mi drżały, kiedy wieczorami pakowałam podręczniki do plecaka.
Przerwy w szkolone trwały zdecydowanie za krótko, a lekcje się ciągnęły.
Powtarzałam sobie: dasz radę, Melody. To ostatni rok w tym cyrku.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to, co złe dopiero było przede mną.
Przebudziłam się, bo bolała mnie głowa. Miałam wrażenie, że mi zaraz rozsadzi czaszkę. Koniec spania. Byłam przemęczona, bo poprzedniej nocy dużo się uczyłam. Zresztą jak zwykle. Zasnęłam z podręcznikiem włożonym pod poduszkę. Może to od tego tak mnie boli głowa. Być może niewygodnie spałam. Otwieram oczy i powoli, powoli siadam.
Sięgam po kabel od ładowarki, aby odpiąć telefon od ładowania. Czuje jak coś mokrego kapie mi na palce. Z przerażeniem odkrywam, że to krew.
Dobra, Melodyk to tylko przemęczenie.
Nie panikuj.
Jest gorzej, kiedy widzę, że ładowarka też jest we krwi.
Coś jest nie tak.
Narastający szum w uszach, szybsze bicie mojego serca i ten potężny ból głowy.
Muszę zawołać mamę...
Nie, ona jest w pracy.
Zadzwonię do Archera...
Nie, on jest daleko. Za daleko ode mnie, by mi pomóc.
Pamiętając co mama mi mówiła, gdyby doszło do takiej sytuacji, nie odchylam głowy do tyłu. Trzymam ja wysunięta do przodu, w międzyczasie idę do kuchni. Wyciągam z zamrażalki mrożonkę, przez ręcznik kuchenny dotykam nim grzbietu nosa siadam na krześle, pochylam się do przodu i staram się rozluźnić. Schładzam tez kark.
Nie wiem, ile tak siedzę, ale z przypominam sobie, że przecież mam szkołę.
Nie mam jednak sił, aby do niej pójść.
Zostaję w domu.
Po jakimś czasie przypominam sobie, że nie jadłam śniadania.
Nie mam jednak apetytu. Omiatam wzrokiem produkty w lodówce, ale na nic nie mam ochoty. Decyduję się na czekoladowe płatki, które tak uwielbiam. Niestety męczę się tylko, mieszając łyżką w misce, zamiast jeść. Jest mi niedobrze.
Nie mogę się zmusić do jedzenia.
Ale przecież jest jeszcze obiad, a potem kolacja.
Wieczorem, sytuacja się powtarza.
Przyglądam się na to, co mam na talerzu, żołądek się ściska, w oczach pojawiają się łzy. Choć moja mama jak zwykle się postarała, bo kanapki naprawdę wyglądają bardzo dobrze, nie mogę się przemóc. Przepraszam i idę do siebie.
Moja niechęć do jedzenia się tylko pogłębia. Z dnia na dzień. Nie pomagają próby mojej mamy ani jej krzyki. Odsuwam od siebie talerz i wychodzę się przejść.
Dźwięczy mi coś w uszach, serce znowu bije nienaturalnie szybko, a kiedy przebiegam na druga stronę, aż muszę kucnąć, bo kręci mi się w głowie.
Zachodzę do pobliskiego sklepu i kupuję lemoniadę. Piję ją dużymi łykami, powoli jest lepiej.
Zawroty głowy ustępują.
– Melody?
Odwracam się na dźwięk swojego imienia. W promieniach słonecznych widzę Trevora. Chłopak jest ubrany w szorty, biały T-shirt z dekoltem w serek. Jest też mocno opalony. W porównaniu do mnie wygląda jak murzynek Bambi.
– Tak to ja. Jak twoja kariera piłkarzyku? – W moim tonie jest ciekawość i łagodność. Trevor przewraca oczami na to moje określenie.
– Jakoś tam tam. – odpowiada z delikatnym uśmiechem i pociera swój kark. – Melody, co ty taka blada?
Pocieram woje policzki.
– Ah, właśnie tak wyglądam bez makijażu. Dziwne, że nie uciekłeś.
Trevora to jednak nie bawi. Marszczy brwi, omiatając uważnym wzrokiem moją sylwetkę.
– Lubisz zapiekanki?
Kiwam głową.
– To świetnie, bo tu niedaleko jest ... – Ucinam jego kolejne słowo.
Dzięki, ale nie jestem głodna.
To prawda, bo nie jestem. Co więcej nie odczuwam wcale głodu. Ani teraz, ani później.
Jednak on nie dał mi wyboru. Wręcz zaciągnął mnie pod samą budkę, a potem dopilnował, bym zjadła chociaż trochę więcej niż kilka gryzów.
Tej nocy było mi niedobrze. Miałam wrażenie, że zaraz zwymiotuję. Wyskakuję z łózka i cudem udaje mi się zdążyć. Chlustam chyba cała zawartością mojego żołądka, a nie jest wiele. Pizza, której zjadłam jeden kawałek na kolację, tylko dlatego, żeby nie smucić dłużej swojej mamy.
Teraz nic we mnie nie pozostało.
Czuję się taka pusta w środku, jakby razem z wymiotami pozbyła się też swojego przewodu pokarmowego. Gardło pali mnie żywym ogniem, w ustach czuję ten straszny smak wymiocin. Nawet nie zauważam obecności swojej mamy. Czuję, jak zabiera mi włosy z twarzy, na chwilę przed tym jak ponownie wymiotuję.
I tal to trwa.
Krótki, urywany sen, napady gorąca, wymioty, silny ból brzucha, wymioty.
Nie mam czym wymiotować, takie myśli przechodzą mnie, gdy po raz kolejny pochylam się nad muszla klozetową.
Nie mam tez siły potem wstać. Drżę na całym ciele. Słabnę i na chwilę przymykam oczy.
Nie mam orientacji w czasie. Nie pamiętam, jak znalazłam się w łóżku, ale chyba dotarłam o własnych nogach.
Budzi mnie cichy głos mojej mamy. Prosi, żebym wstała i się napiła. Robię to. I opadam na poduszki.
Delikatny dotyk na policzku budzi mnie ze snu. Mruczę niezadowolona, otwieram oczy i przed sobą widzę jakiś niewyraźny kształt. To miska z czymś. Unoszę się w górę i pozwalam mamie mnie karmić. Łyżka za łyżką. Kręcę głowa, gdyż już nie mogę.
Zapadam w sen.
Czuję jakiś zapach, więc chylam powieki i ponownie siadam. Z mojego gardła wyrywa się okrzyk bólu. Boli mnie całe podbrzusze, a mam wrażenie, że i cały prawy i lewy bok. Nie mogę wysiedzieć. Opadam na poduszki.
A kiedy budzę się kolejny raz czuję, że nie jest ze mną dobrze. Nie mam siły trzymać otwartych powiek, ruszać ręką ani mówić. Czuję się dziwnie lekka. Jakby było mnie coraz mniej.
I choć wtedy nie miałam pojęcia o tym jak bardzo się nie myliłam.
Nie wiedziałam o tym, że prawie otarłam się o śmierć.
Pamiętam łzy w oczach mojej mamy, błagalne prośby oto, bym jadła, wykupienie na iTunes pierwszego singla Archera o tytule... Ulubiona dama.
I to jak zjadłam ponad połowę tego, co ugotowała dla mnie mama, zasłuchana w jego melodyjny i czysty głos. Samego Trevora, który chyba wtedy dużo razy do mnie dzwonił na video-czat. A potem chyba był u nas w domu i dopingował mnie z jedzeniem.
Pamiętam tez to, że płakałam.
Za tym bólem, który odszedł i za tym, który powrócił.
Tym właśnie było życie po Tobie, Archerze.
Zachęcam was bardzo do zakupu książki od LaylaWheldon pt" Anioł Łez" To jest cudo! <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top