4. Pojawię się, gdy zawołasz.

MELODY

Przekładam w głowie myśli za i przeciw.

Pocieram skostniałe ręce i zduszam w sobie jęk. Czy tu tak zawsze było zimno? Zawsze się zastanawiałam, dlaczego hokeiści mają na sobie ubrania z długim rękawem, teraz już wiem. Szczególnie w tym momencie to wiem.

Wyczekuję aż zakończy się ostatnia tercja. Zawodnicy ustawiają się w kole środkowym po jednym z danej drużyny (zwykle centrzy) stają w pobliżu czerwonej kropki, sędzia upuszcza krążek na lód i... zaczyna się. Kto pierwszy ten lepszy.

Obserwuję jak Archer "przeszkadza" bramkarzowi poza błękitną strefą dopadając krążka, ale przeciwnik atakuje go łokciem, starając się wytrącić mu prowadzenie. Rozlega się gwizdek, sędzia pokazuje na łokieć. Cieszę się, że to zachowanie zostało przez niego wyłapane. Mój przyjaciel jednak doskonale sobie radzi. Rozlega się dźwięk oznaczający trafienie do bramki. A ja uśmiecham się i niemal biegnę ku swojemu najlepszemu kapitanowi.

Wyciągam ręce i go obejmuję czując się tak jakbym obejmowała poduszkę powietrzną. Jest złożony z ochraniaczy, które znajdują się nawet na jego podudziach. Śmieję się starając się przebić przez tą warstwę ochronną. Jego dłonie mnie przyciskają do siebie, a ja oddycham prosto w jego szyję.

Wyczuwam jego uśmiech, a potem palce, które głaszczą skórę mojego policzka.

– Jesteś zimna. – Marszczy czoło.

– No widzisz, nawet ogrzewanie przy mnie wysiada. Taką mam moc rażenia.

Archer udaje, że został trafiony i zatacza się do tyłu.

A ja wybucham śmiechem, kiedy wpada na swojego rywala.

Mierzą się wzrokiem, aż tamten wypala:

– Nie wiedziałem, że próbujesz lecieć na dwa fronty– Ogląda się na mnie, a potem na Archera.

– Sprawdź, czy cię nie ma w szatni, dobra? – Szatyn go popycha, na co koleś się śmieje.

Gromię go spojrzeniem i splatam ramiona.

– Co miał na myśli?

– Jakieś bzdety, a ja nie mam czasu na przejmowanie się nimi.

– Okej, muszę iść na lekcje.

– Zobaczymy się potem. Postaram się wyrobić tak, żeby odprowadzić cię na fizykę.

Robi mi się lżej na sercu.

Trzymam książki pod pachą i dochodzę już do sali, gdy zauważam, że dziewczyny o czymś plotkują. Próbuję spytać o co chodzi, ale mnie zlewają. Gdzieś tam na samym dnie osiada kamień, czuję jego ciężar.

– Organizuję seans filmowy w samochodzie mojego taty, ale... miejsc jest tylko sześć. Przykro mi, Melody może następnym razem. – Veronica się nawet specjalnie nie wysila, aby ukryć fałszywą litość w swoim spojrzeniu.

– A ja wygrałem wyjście do słynnej pizzerii choć vouchery są dwa, to niestety droga kuzynko, wstęp otwiera tylko uprzejmość, której na próżno jest u ciebie szukać.

  Brązowe tęczówki bystro popatrzyły na mnie. Chłopak szedł w naszą stronę. 

Widząc moje wahanie, zbliżył się i wręczył mi bluzę z logo Maple Leafs. Zaciągnęłam się tak bardzo dobrze mi znajomym zapachem. Włożyłam ręce w rękawy i otuliło mnie ciepło.

– Archer kazał mi tobie to dać. Powiedział, że dzięki temu poczujesz się pewniej. A tak przy okazji jestem Trevor– Wyciąga dłoń w moją stroń. Kiedy podaję mu swoją, chwyta ją i składa pocałunek na jej zewnętrznej części.

– Próbujesz mnie do siebie przekonać swymi zapędami na gentlemana?

Śmieje się. A ja zauważam jego dołeczki.

– Nah. Ja mam to wyssane prosto z piersi matki. Już taki jestem. – Zgrywa się.

– Dlaczego Archer kazał ci mnie wyciągnąć? – pytam nieustępliwie. Opuszczamy mury szkoły, a ja jakoś czuję się lżejsza o połowę.

– Wiedział, że jak co przerwę będziesz sama. Trener nie wypuściłby go ani na sekundę, a że napatoczyłem się ja, to oto jestem. – Uśmiecha się szeroko.

– Przyjaźnicie się?

Trevor zastanawia się przez chwilę.

– Tak. Można tak powiedzieć.

Wierzę mu.

Spędzam bardzo miły czas w pizzerii. 

 Tevor zaskoczył mnie pozytywnie. Był kompletnie inny od swojej kuzynki. Uprzejmy, kulturalny, towarzyszki. Rozśmieszał mnie nieskończoną ilość razu, opowiedział też jak poznali się z Archerem i jak to się wszystko skończyło.

Powodem była miłość przedszkolna, do której obaj wzdychali, a ona odrzuciła ich zaloty Potem startowali do drużyny koszykówki, szatyn się nie dostał z powodu niskiego wzrostu, a Ceed tak. Rywalizowali bardziej dla żartu, ale późniejsze niesnaski spowodowały, że ich drogi do siebie odrobinę się wydłużyły. Jakoś obojgu nie było po drodze, aż do czasu eliminacji. Zaczęli się mijać, aż w końcu częściej na siebie natrafiali.

Punktem zwrotnym dla nich byłam ja. Ale więcej nie chciał mi zdradzić żaden z nich. 

 Niestety musiał się szybko zbierać, bo jego trener zadzwonił do niego, że sezon na mecz zacznie się wcześniej. 

***

Kiedy tylko światła roweru Archera oświetlają podjazd przed moim domem wybiegam ku niemu.

Lustruje mnie wzrokiem, a kiedy zatrzymuje się na mojej klatce piersiowej wstrzymuje oddech.

– Awans z miseczki A do B jest widoczny, ale do tej pory nie udało mi się sprawić, że któremuś z was zanikła funkcja oddychania–komentuję.

Kręci głową wyrwany jakby z własnych myśli.

–To moja bluza... Ale jakoś nie podobna. Hm–przygląda mi się uważnie, a ja obniżam koniec materiału tak, żeby zasłaniał mi uda.

–Nie, Śnieżko. Nie rób tak.

– Chcesz odzyskać swoją bluzę?

– Nie. Na tobie wygląda dużo lepiej.– Wpatruje się we mnie tak jakoś inaczej, aż dziwnie się czuję.

Zalewa mnie fala ciepła.

– Idź już domu, bo zaśniesz na stojąco.–Widzę jak bardzo jest zmęczony.

–Musiałem się upewnić, ale kiedy zobaczyłem ciebie tak ubraną, wszystko wydawało się jasne.

– Spotkanie z innym facetem, a przyszła ubrana w bluzę swojego najlepszego przyjaciela.– Znacząco wydymam usta, uśmiechając się do niego.

– Dokładnie. Niech zna swoje miejsce w szeregu.

Śmieję się na jego odpowiedz.

–Przestań się tak zachowywać.

– Niby jak?

– Tak, jakbyś miał zawsze to przekonanie, że w każdej chwili nie opuszczasz moich myśli.

– Bo tak właśnie jest. Śnieżko, jesteśmy na siebie skazani. Czy tego chcesz, czy nie.

Mruga do mnie i odjeżdża, szybko pedałując.

– Córeczko to ty?

Wchodzę na podest schodów po czym odpowiadam:

– Tak mamo. Idę spać, bo jestem zmęczona. Dzisiaj spotkałam się z Trevorem.

– Miałaś randkę i ja nic o tym nie wiedziałam?

– Sama dowiedziałam się kilka godzin temu, ale to nie była randka. To zwykłe wyjście na pizzę. – prostuje.

– Czyli randka....– podsumowuje mama.

– JAKA RANDKA? Kto? Co? Gdzie?

Pięknie, jeszcze tata się dołączył.

Czmycham szybko na górę zanim mnie zaleje pytaniami. Na pościeli zauważam kopertę. Uśmiecham się i ostrożnie podważając paznokciem otwieram ją. Czytam zawartość napisaną na białej kartce.

To tekst piosenki.

Chmura Gradowa

Pragnę odgarniać twoje ciemne zasłony gniewu

przepędzać smutek, który ciąży ci na ramieniu

zastępując twoją chmurzastą minę uśmiechem

Który razi w oczy

i mógłbym oślepnąć od promienni słonecznych

Bo jesteś moją chmura gradową, ale

będę tym, który otrze potok twoich łez,

a kiedy zwątpisz w samą siebie

nie wypuszczę ze swych rąk resztek nadziei

będę trzymał je dla ciebie

Ekran telefonu miga, pokazując jedną nieodczytaną wiadomość.

Od: Archer

Przyznaj się, że właśnie łykasz swoje łzy.

Przewracam oczami i odpisuje.

Od: Melody

Potrzeba czegoś więcej, żebym wyła jak bóbr.

Od: Archer

Obejrzymy razem Titanic?

Wybieram jego numer.

– Aż tak bardzo chcesz zobaczyć mnie w wersji niedorobionej pandy? – pytam na wstępie.

– Dlaczego panda?

– Bo tusz będzie mi spływał.

– Jeśli już masz upuszczać te krokodyle łzy, to nigdy nie rób tego w samotności. – odpowiada niskim tonem głosu. Opadam wolno na poduszkę. Gardło mam ściśnięte.

– Jednorożcowych, Archer.

– Dobranoc, Melody –odpowiada miękko. – A nie, poczekaj. Wiesz, że ta piosenka, której tekst przeczytałaś nie jest jeszcze skończona, tak? To tylko wersja robocza, która może trafi do kosza.

Ani mi się waż.

– Jednorożcowych, Mel.

Miał być na zawsze, a my mieliśmy być nierozłączni.

Czasami musisz przejść przez ciemność, ale na końcu drogi czeka osoba, która złapie cię za rękę i poprowadzi przez życie. Kiedy upadasz i trudno jest ci wstać ona zawsze podniesie cię na nogi. Kiedy tracę nadzieję ty zawsze mi ją przywracasz. Ale kto przywróci mi ciebie? Nie chciałam o tym myśleć.

Bo nie znałam życia bez ciebie Zawsze byłeś obok. Proszę, bądź zawsze.

***

Tego ranka przeżuwałam to co mam w ustach, choć szło mi to opornie. Patrzę się w prawo i widzę jak Archer podkłada mi kolejną kanapkę. Kręcę głową na znak, że już nie mogę. I tak zjadłam dwie połówki czyli całą bułkę. Odsuwam od siebie talerz, popijam do końca herbatę. Udało się. I nawet nie musiałam myśleć o czymś innym. A zazwyczaj, kiedy nie mogłam jeść po prostu odwracałam od tego uwagę. Albo ktoś mnie czymś zajmował. Archerowi przez pół godziny buzia się nie zamykała, doceniałam to, bo zazwyczaj jest cichy. Cenił sobie spokój, ja byłam za to wulkanem. Miałam sporo energii, ale dzisiaj byłam wyciszona.

I podekscytowana, bo mieliśmy iść do Wesołego Miasteczka. Archer obiecał mi, że kupi mi watę cukrową i wygra dla mnie misia. Upatrzyłam sobie już jakiego. Wielka pluszowa panda wyglądała tak samotnie wśród innych maskotek. Wskazuję ją palcem.

–Tą chcę. Archer? Archer...

Zauważam go w otoczeniu dwóch dziewczyn i trójki starszych chłopaków. To uczniowie kończący szkołę średnią. Znam ich z widzenia, ale Archer to kompletnie inna bajka. Archer zna wszystkich. Z naszej dwójki to on jest tym najbardziej lubianym i szanowanym w szkole. Cóż tu dużo mówić. Archer to dusza towarzystwa. Podejrzewam, że nawet z papieżem by się dogadał.

Jest bardzo otwarty na nowe znajomości. Ja z kolei od nich stronię. Jestem nieufna w stosunku do ludzi, potrzebuję czasu, by kogoś poznać, ale przywiązuję się bardzo szybko. Krzyżuję dłonie na piersiach i obserwuję Archera jak rozmawia z tamtymi. Wyczuwa mój wzrok, bo przekręca głowę i patrzy się centralnie na mnie. Nie jest już tak wyluzowany jak wcześniej. Wygląda na zagniewanego.

– O co chodzi?

Podchodzę do nich, Archer odsuwa się i wychodzi mi naprzeciw. Chwyta mnie za nadgarstki.

– Melody, nie musisz tego robić.

Marszczę brwi.

–Ona tego nie zrobi, bo jest tchórzem.

Szatyn się napina i odwraca gwałtownie w kierunku dziewczyny, która to powiedziała.

– Nie. Melody z pewnością nim nie jest. Zrobimy to. – Wyciąga ku mnie dłoń, która chwytam. Idziemy w stronę budki, gdzie są sprzedawane bilety do... Wybałuszam oczy widząc namalowaną maskę klauna, wampira w czarnej pelerynie i kłębiące się wokół niego nietoperze. Wbijam stopy w ziemię.

– Archer, nie. – jęczę gorączkowo. Serce bije mi szybko, strach ściska mnie za gardło. Chłopak poprawia czapkę, przekładając daszek na tył.

– Melody posłuchaj mnie teraz uważnie. – Chwyta mnie za ramiona i unosi palcem mój podbródek.

– Dwa tygodnie temu znalazłem cię zapłakaną w ciemnej zamkniętej szkolnej łazience. Nie powiedziałaś mi kto ci to zrobił, ale po twoim spojrzeniu już nie muszę pytać. Jesteście rywalkami z Veronicą z zajęć tanecznych. Ona uważa, że może wszystko. Zupełnie jak jej przygłupie koleżanki. Nie mogę pozwolić, aby to się powtórzyło. Cud, że skończyłem wcześniej trening i mogłem przybiec ci na ratunek. Ale... co, gdybym nie zdążył? Udusiłabyś się w tej ciasnej kicie. Dobrze, że usłyszałem dzwonek twojego telefonu. – Z jego ust wychodzi wściekły warkot, odrobinę mocniej zaciska swoje palce na mojej skórze.

– Archer, to boli...– kwilę cicho, na co on razu zwalnia uścisk szybko mnie przepraszając.

– Pokażemy jej jak bardzo silna jesteś. Przełamiemy twój strach. Razem. Zrobimy to razem.

Bilety szeleszczą delikatnie o nasze ręce.

–Archer! Przestań! Nigdzie nie pójdę! –Zapieram się na co się zatrzymuje.

—Możesz to zwalczyć. Strach jest tylko w twojej głowie.

Daje mi moment na zastanowienie.

Kiwam powoli głową, a on splata swoje palce z moimi.

—Jestem z tobą. I dla ciebie.
Ponownie kiwam głową, bo strach blokuje mi chwilowo mowę. Zbliżamy się do czerwonego wagonika. Staram się nie myśleć, że z tyłu razem z nami,  jest tylko jedna para.

Czekamy aż odpowiedzialny za bezpieczeństwo człowiek nas pozapina.

–Melody, spokojnie jestem z tobą. – Łapie moje trzęsące się dłonie. Powoli zbiera się mi na płacz. Wiem, że chce dla mnie dobrze. 

Ale trudno jest przezwyciężyć własne lęki. Odkąd pamiętam zawsze bałam się ciemności. Zasypiałam z włączoną lampką nocną. Klaustrofobia też utrudniała życie. Teraz miałam szansę z tym walczyć. Ale nie sama. Bo miałam jego. I wiedziałam, że zawsze będzie obok. 

Archer był moim drogowskazem, moją łuną światła, moim bezpieczeństwem.

Walcząc z odwrotem od decyzji,  kiwam głową i od razu, gdy już siedzimy spięci pasami przysuwam się do niego, aby być jak najbliżej.

– Jestem z tobą. Pamiętaj, że tu jestem. –Jego uspokajaczy szept wprawia moje serce w drżenie. Muska ustami moje czoło na dłużej zatrzymując tam swoje wargi. –Nie bój się, Kruszynko jestem z tobą. Razem przeciwko światu.

Uśmiecham się. Wagonik rusza, a ja wstrzymuję oddech. Zaciskam swoje palce na jego kolanie. Ze środka dobiega przerażająca muzyka, odgłosy burzy i głośnego gongu. Krzyczę, gdy nagle z czarnej trumny wyłania się wampir. Jest tak realistycznie zrobiony. Chowam się w ramionach Archera, które przygarniają mnie do siebie. Koi mnie czułym szeptem, pociera moje plecy i nigdy nie oddala się. Zielona mgła spowija nas niemal od sto do głów, słyszę tą upiorną muzykę, wokół naszych stóp owijają się węże. Syczą, a ja odruchowo unoszę kolana i trafiam mojego przyjaciela prosto w nos. Unoszę dłonie do ust.

– Matko, przepraszam cię bardzo. Archer...

Uśmiecha się do mnie i ściska nasze palce.

– Jest dobrze. Naprawdę.

Wypisaną mam troskę i winę, ale on usuwa je swoim dotykiem. Dobiegają nas odgłosy siekiery. Ktoś rąbię drewno, ale okazuje się, że jest jeszcze gorzej. Widzimy człowieka, który nas zaczyna gonić. Ma zakrwawioną białą koszulę.

– A spierdalaj! –wyrzuca z siebie Archer.

Niewiele myśląc ściągam z siebie trampka, rzucam butem prosto w tego nienormalnego drwala.

– A wypchaj się! – krzyczę za nim. Oboje z Archerem oddychamy szybko, nie mogę się doczekać końca tej przejażdżki. Obym tylko wytrzymała. Przełykam ślinę, gdy znowu słyszę muzykę lecz jest tym razem cichsza. Z jaskini wylatują nietoperze. Przyczepiają się do nas, Archer bluzga na prawo i lewo próbując się od nich odpędzić. Z mojego gardła wyrywa się wrzask, gdy coś spada na moja głowę. To ogromny pająk. Wrzeszczę i zaczynam szlochać wymachując rozpaczliwie rękoma. Archer zrzuca go ze mnie, ale ja nadal się trzęsę.

– Mam już dość. Nie dam rady. Wysiądźmy stad. Proszę –chlipię w jego bluzę.

– Dasz radę. A wiesz dlaczego? Bo jesteś jedną z najdzielniejszych osób jakie znam. –Wyciera opuszkiem kciuka moją łzę.

Kręcę głową i biorę głęboki wdech. Do moich nozdrzy dolatuje zapach zgnilizny, słyszę wrzaski i chichoty. Spinam się, nad naszymi głowami żarówki, które tak świeciły zaczynają mrugać. A potem gasną. Zalewa nas czerwone światło pojawia się klaun z mocno wymalowana twarzą. Wczepiam paznokcie w skórę chłopaka i zaczynam odczuwać duszności. Robi mi się gorąco, serce bije tak szybko, że słyszę aż w uszach. Przed oczami zaczynają mi się pojawiać mroczki, nie mogę złapać tchu. Jest mi tak duszno i źle.

Chłopak coś do mnie mówi, ale nie słyszę go. Łapie mnie za biodra i chwyta twarz w swoje dłonie. Widzę go niewyraźnie. Ale kiedy jego wargi łączą się z moimi czuję wszystko. Kumulację przeróżnych emocji. Przyciska gwałtownie swoje usta do moich. Nasze języki splatają się w tym niespodziewanym tańcu. Wraz z pocałunkiem czuję jak Archer na nowo wypełnia moje płuca tlenem. Mogę oddychać, choć mam wrażenie, że ziemia się kręci. To tak jakby nagle niebo spadło nam na głowę. Jestem zbyt zszokowana, by zareagować, więc ozwałam mu mnie całować. Jego dłonie pieszczą moje policzki, Wychwytuję jęk dobywający się z jego gardła. Dyszę rozkosznie i wtedy się odsuwa. Troska bije z jego oczu, gdy na mnie patrzy. Już w pełnym świetle, bo wyjechaliśmy z tego tunelu.

– Melody wszystko gra?

Czy wszystko jest tak jak wcześniej?

– Archer... złamaliśmy przysięgę. –mówię spanikowana.

Zaciska swoje pełne wargi i wygląda tak jakby miał ochotę coś powiedzieć. Jednak po prostu tego nie robi. Zamiast tego posyła mi blady uśmiech.

–Ważne, że z tobą jest w porządku. Nic nie jest ważniejsze od ciebie.

– Ale... Archer... – zaczynam słabo.

– Co było w tunelu w nim zostaje, Melody.

Mrugam i przytakuję lekko. Ma racje, przecież jesteśmy przyjaciółmi. Przyjaciele się nie całują. Ani nie zakochują się w sobie.

–Coś chyba zostawiliście.

Odwracamy się. Wybuchamy śmiechem na idol faceta z budki trzymającego w ręku mojego trampka.

Wracając stawiam stopy tylko na tych ciemnych płytach chodnika, bo kiedy natrafi się na białe można zniknąć. To pozostało mi za dzieciaka. Pewnych nawyków się nie wypleni albo kto jak woli dziwactw.

–Melody, co ty robisz?

Byłam tak bardzo skupiona, żeby nie wypaść poza burtę, że nie spostrzegłam się, ze zostałam w tyle. Wystawiam rękę i dobiegam do nich.

Archer przewraca oczami.

–Znowu się w to bawisz?

– Nie –mówię szybko.

– To taka dziecinada.

Nie ma nic złego w tym, że zachowujemy w sobie ten pierwiastek dziecka. Mam nadzieję, że gdy będę dorosła, nigdy nie porzucę tej dziecięcej naiwności i beztroski chwil.

Robi się już ciemno. Niebo przybiera różowy i fioletowy odcień. Został z nami Ryan, którego spotkaliśmy przy stoisku z rzutem do celu. Pamiętam to skupienie Archera, jego zamknięte jedno oko, żeby lepiej widzieć tarczę. I mój śmiech w tle kiedy nie trafił za pierwszym razem. Mówił, że to dlatego, bo go rozpraszałam. Wykazałam chęć pomocy.

– Strzelasz jak baba. –Piorunuję go wzrokiem. Okej, nie poszło, jak chciałam. Rzutka przeleciała obok celu.

– Bo nią jestem.

Wybucha śmiechem, gdy zalotnie trzepoczę rzęsami i przechodzę obok niego.

Kiedy się oddaliłam trafił prosto w sam środek. A ja dostałam swoją pandę.

 Zatrzymuje się przed czyimś ogrodzeniem i opieram się o niego.

– Ale pięknie.

– To prawda– Archer przygląda się mi, a po chwili wyjmuje telefon.

Wystawiam ręce przed siebie. Nie znoszę, gdy ktoś robi mi zdjęcie.

– Archer, przestań– syczę.

– Ustaw się i powiedz „ser" – Ustawia telefon pod ukosem.

– Nie. Już mi się wcale ten widok tak nie podoba – burczę.

– Zrobię wam obojgu zdjęcie. Co wy na to?

Patrzymy się na Ryana. Stoi trzymając ręce w bojówkach, czarny T-shirt opina jego tors przez co mięśnie ma widoczne. Wszyscy trzej chodzą na siłownię. I mają duże powodzenie. Ryan staje się niecierpliwy. Popycha Archera prosto na mnie. Ocieram się tyłkiem o siatkę, słyszę jakiś trzask, ale Ryan błyska mi lampą.

– No już. Uśmiech.

– Nie byłam gotowa – protestuję.

– Robiłem próbę. Melody więcej życia. Już wysuszona brzoskwinia ma go więcej od ciebie.

Chmurzę się i biorę pod boki. Archer łapie mnie w pasie.

–Uśmiechnij się – prosi.

– Nie.

Wzdycha, bo jestem nieugięta. Wtedy czuję jego dłonie po bokach, a przecież dobrze wie, że mam tam łaskotki. Chichoczę i proszę go, żeby przestał, ale tylko bardziej mnie dręczy. Nie mogę już wytrzymać kładę dłonie na jego barkach, biorąc oddech.

– Archer...– Uśmiecha się szeroko i wtedy błyska światło.

– No i mamy to. – Ryan podaje nam telefon.

O dziwo nie wyszłam tak źle. Archer to na każdym ujęciu wygląda świetnie. Ja nie wiem, jak można urodzić się takim fotogenicznym?

– Znajdą się w twoim pamiętniku?

– Tak.

– Prześlę ci je, a ty je sobie wydrukujesz.

Kiwam do Ryana. I odsuwam się, by ruszyć, ale w tym momencie czuję czyjeś dłonie na swoim tyłku.

– CO ty robisz? – Odwracam się i patrzę gniewnie w karmelowe oczy.

– Masz dziurę – wypala szatyn.

– Co? No chyba ty. Puść mnie.

– Tyłek. Masz dziurę na tyłku.

Zamieram.

– Oj wyolbrzymiasz, pewnie mam niewielkie...

–Wielkości State Building– Okręcam się jak pudel na wybiegu, by zobaczyć, że ma rację. Cudownie. Może i by dało się jakoś wybrnąć tłumacząc się dzisiejszą modą przed napotkanymi sąsiadami, tyle, że jakoś nie mam ochoty świecić tyłkiem. Zaraz zaczęłoby się gadanie, że ta dzisiejsza młodzież wstydu nie ma za grosz. Niewychowani. Nie mam niczego, by to jakoś zakryć. Przegryzam dolną wargę i pocieram nerwowo karb skroniowy.

– Houston mamy problem– wypalam, na co Archer unosi brwi.

–Zawsze zastanawiałaś się, dlaczego chłopaki noszą spodnie opuszczone nisko, a ja mówiłem: czujemy wtedy ten przewiew. Masz okazję zobaczyć, jak to jest.

– Bardzo zabawne – Łypię na niego, a on wzdycha ciężko.

Jakimś cudem cali dojeżdżamy do domu.

Zeskakuję z deski, a Archer od razu obejmuje mnie od tyłu, czuję zapach jego perfum. Pachnie tak cudownie, że gdybym tylko mogła, to bym została przy nim w tej pozycji, zaciągając się aromatem należącym do niego. Dociśnięta do jego szyi i otulona silnymi ramionami.

– Już ci cieplej?

– Właściwie to tak już od kilku minut, ale jeszcze mnie nie puszczaj. – mamroczę w jego szyję.

Wzmacnia uścisk.

– Nigdy tego nie zrobię–zapewnia mnie i przeczesuje palcami moje włosy. Zamykam oczy i mruczę. Jego pierś unosi się pod wpływem gardłowego śmiechu.

– Nie rób, tak, bo zaraz usnę. Masz doskonałe dłonie i robisz mi świetny masaż –przyznaję.

–Czuję, że jesteś spięta. – mówi.

– Po czym to wywnioskowałeś?

– Bo przylepiłaś się do mnie niczym miś koala i prawisz mi komplementy. Zazwyczaj na mnie narzekasz.

– Bo jesteś taki drażliwy, irytujący, masz ego wysokie jak wieża Eiffla, czasami brakuje ci oleju w głowie zwłaszcza wtedy, gdy lepisz się do dziewczyn, które chcą cię tylko wykorzystać. I potrafisz być też bezczelny, nieprzebierający w słowach. Zapominalski niczym słoń Trąbalski. – wymieniam, ale szatyn trąca nosem mój nos i roztapiam się, kiedy patrzy na mnie tak jak teraz. Tym głębokim spojrzeniem. W dodatku rozczulił mnie tym gestem, bo robiliśmy tak, gdy ledwo sięgaliśmy brodą pod stół.

– Co tak słodko? Melody było zostawić trochę na tego piłkarza.

– Jemu też by się oberwało w razie potrzeby– zapewniam go.

– Śliczna główeczko, pamiętaj, że masz mówić o swoich uczuciach, gdy coś będzie nie w porządku, jeden telefon i przyjdę. Gdziekolwiek, kiedykolwiek.

Chichoczę w jego pierś i odsuwam się.

– Mówię poważnie, jeśli będzie trzeba posłać tego gościa na zielony teren, a przy okazji obić mu szczękę, możesz na mnie liczyć.

Otwieram szeroko oczy.

– Woah, spokojnie. Umiem o siebie zadbać.

– Wiem, że tak. Ale nie obawiaj się poprosić o pomoc, gdy będziesz w potrzebie, bo niezależnie od okoliczności.... – Całuję go w policzek.

–Dziękuję, że jesteś.

– Na zawsze. – Unosi najmniejszy palec.

Na zawsze. – Splatam swój mały z jego.

Archer obserwuje mnie dopóki nie zamknę za sobą drzwi wejściowych. Robi to za każdym razem. Upewnia się, że dotarłam bezpiecznie do domu.

Ps. Jeden z moich fav rozdziałów. Ta historia trochę czekała na udostępnienie. Musiałam poczuć, że to ta chwila. Do następnego! ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top