26. Bicie pokiereszowanych serc.

MELODY

- Oh, moja Melodyjko.

Przekręcam głowę i odstawiam kubek z herbatą.

- Dziecko, wyglądasz jak obraz nędzy i rozpaczy, czy po prostu: Oh, dziecko martwię się o ciebie?

Doris Bannery wzdycha ciężko i zasiada przy mnie.

Mam teraz przerwę w pracy, RUCH w restauracji PRZED samymi Świętami jest niewielki, może dlatego, że każdy uwija się ze wszystkim jak w ukropie, by zdążyć z przygotowaniami. Nie wiem jaki jest sens sprzątania, zmieniania wyglądu swojego domu tylko po to, by odbębnić te cztery dni Świąt. Nie mam nic przeciwko samej idei, ale ta otoczka kryjąca się za nimi jest zdecydowanie przesadzona.

David mruczy pod nosem i stuka długopisem w notes.

- To zielone coś, nazwałabym empatia Grinche'a. Wygląd może być zwodniczy, ale w smaku...- nucę, drocząc się z nim, ale on nie reaguje przetwarzając w głowie to, co powiedziałam.

Myśli usilnie, a potem kiwa głową zadowolony z mojego pomysłu.

- Dobre, Różowa!

- Oh, nic innego z moich ust nie wyszłoby. Nie ma za co. - Mrugam do niego i posyłam mu uśmiech. Kiedy tylko zostajemy z mamą same, rozmowa, na powrót schodzi na te trudne tory.

- Biorę żelazo, które mi przepisał lekarz, Archer dba, abym łykała też B12 i kwas foliowy. Naprawdę, czuję się dobrze. Jestem też dwa razy w tygodniu u mojej terapeutki, choć ostatnio poruszamy też inne tematy. Role się odwróciły, kiedy narzeczona Trevora wspomniała o ślubie. Uwierzysz, że to ja musiałam ją pocieszać, ze wszystko będzie dobrze, a pan młody wcale nie ucieknie spod ołtarza?

Mama wybucha śmiechem.

- Trevor wyrobi się, co do minuty.

Tym razem to ja się śmieję głośno.

- Co do minuty -podkreślam.

-Wiem, dziecko, że wzięłaś się za siebie. Ale, ja mówiłam o twoim sercu.

Przełykam ciężko.

- Mama, tak bardzo się boję. Ten strach narasta we mnie i chcę zrobić wszystko, by wreszcie odpuścić, móc postawić wszystko na jedną kartę. Ale boję się, bo nie chcę stłamsić jego szczęścia. Pomożesz mi? Spraw, żeby to tak nie bolało.

- Co cię boli, kochanie?

- Miłość mnie boli...

- Rozmawiałaś z Archerem o tej dziewczynie?

- Nie. Nie było na to odpowiedniego momentu.

- Córcia, nie myśl tyle, nie szukaj wymówek, nie uważasz, że Archer zasługuje na to, by o tym wiedzieć?

- Dopiero go odzyskałam. Nie chcę go stracić. Poza tym nie mam nic przeciwko temu, że jest z nią... Ja tylko chcę, żeby był najszczęśliwszy. Wtedy i ja taka będę.

Zduszam w sobie płacz.

Bo naprawdę chcę tylko, żeby mój przyjaciel cieszył się życiem.

***

Moje mięśnie się rozciągają, tętno pulsuje mi w żyłach, synchronizuje swój każdy krok z muzyką, którą puszcza na głośnikach statysta. Jest przepełniona melancholią. Melodia przejmuje moje ciało. Wchodzę równo z pierwszą nutą melodyczną. Moje stopy opadają płasko, mimo sztywnej powierzchni, wyczuwam pod palcami stóp śnieg. Wstrząsa mną deszcz. Chłód smaga mnie po nogach. Tańczę swój ból. Chcę poszukać jego ujścia. Taniec to nie tylko wyćwiczona sekwencja jaką trzeba opanować. To historia, która jest całym tłem. Z każdym ruchem przygniata mnie ciężar wspomnień, które przez mój strach nimi tylko pozostały. Boję się. Boję się...

Słyszę szept własnego wewnętrznego głosu. Blokada napiera na mnie coraz bardziej i bardziej. Dławię się własnym oddechem. Dociera do mnie jakaś zmiana. Melancholia przemienia się w elektroniczną muzykę taneczną. Nie wytrzymuję. Słona bryza wypływa i zalewa mnie niczym wodospad.

Archer. Archer. Moje myśli krążą tylko wokół niego.

Czuję lód w sercu. Jest mi tak zimno. Jak mogłam go tak zranić? Przecież zawsze był dla mnie ważny. I dlatego musiałam tak postąpić, ponieważ, nie chciałam abyśmy stracili w samych sobie wiarę.

Uczucia nie napełniały mnie powietrzem. Traciłam oddech, gdy tylko zaczynałam czuć za bardzo. Irracjonalny lęk napełniał swą miarę po sam brzeg. A ja topiłam się w nim, nie szukając żadnego koła ratunkowego. Mróz wypełnia mój oddech, choć w pomieszczeniu jest parno i gorąco. Dotykam swoich policzków i skupiam się na krokach, oddalając panikę. Taniec jest dla mnie życiem, jednak w tej chwili czuję się tak, jakbym była przymarznięta. W tej chwili czuję się jakbym znajdowała się w zamkniętej szklanej bryle. Nie mogę powiedzieć ani słowa. Potrzebuję ciepła.

Słyszę za sobą czyjś ciężki oddech. Długie, męskie palce obejmują mnie w pasie. Unosi się nade mną tak dobrze mi znany zapach. Piżmo z nutką drzewa sandałowego. Zapach jego. Przylegam swoimi plecami do jego klatki piersiowej. Czuję, jak przesuwa dłońmi po moim ciele, zaczynając od ramion, pleców, muska nosem prawy obojczyk. Wolną dłonią szuka mojej, którą schowałam z tyłu razem z prawą. Delikatnie ją zdejmuje z moich pleców, przesuwa kciukiem po moich paliczkach, masuje je, a następnie nie czując oporu z mojej strony złącza swoje palce z moimi. Tak samo postępuję z drugą ręką. Opiera podbródek o moją szyję. Przymykam powieki, gdy ociera się wargami o mój płatek ucha i mówi:

- Czekałem na ciebie.

Przełykam ślinę, odpowiadając mu:

- Ja tylko, co noc karmiłam tobą moje sny.

Chwyta obie moje dłonie i pewnym ruchem obraca mnie przodem do siebie. Uciekam mu wzrokiem, podziwiając guziki czarnej koszuli. Podnosi mój podbródek palcem wskazującym. Karmelowe oczy patrzą na mnie z taką intensywność, że niemal kreci mi się w głowie.

- Archer, ja... - zaczynam, ale on kładzie palec na moich wargach uciszając mnie.

Rozumiem. Nie chce mnie słuchać.

Kręcę bezsilnie głową i mrugam, by odpędzić potok kolejnych łez.

Za późno.

Szatyn pochyla się, a ja stoję jak ten szpikulec lodowy niezdolna do ruchu. Nagle się prostuje i czujnym wzrokiem rejestruje coś za mną, zaciskając swoją szczękę.

- Musimy stąd iść.

Uchylam usta, by zapytać, ale on ciągnie mnie za sobą.

- Hej, dlaczego ci tak śpieszno? - pytam, starając się za nim nadążyć. Jednak moje krótkie nogi, kontra jego długie nie mają żadnych szans.

-Gdzie tutaj jest wyjście ewakuacyjne? -zatrzymuje barmana, a ten zerka na nas, dostrzega coś i otwiera swoje oczy, a potem wychodzi za kontuaru. Pokazuje palcem na zaplecze. - Do końca, potem w prawo. I schodami w dół.

- Taa, a potem prosto na Madagaskar. - komentuję głośno. Obaj patrzą na mnie dziwnie. - No co? W sytuacjach takich jak ta mówię durne rzeczy, aby oszukać umysł przed zbliżającą się paniką. A teraz nie wiem czym mam się stresować, więc stresuję się tym, że się stresuję.

Archer popycha mnie do przodu i dziękuję mężczyźnie.

- Idziemy -zarządza.

Otwiera masywne drzwi i prowadzi mnie szybkim tempem do samochodu, czekającego w strefie dla prywatnych klientów.

Kiedy wreszcie odjeżdżamy i znikamy fotoreporterom z radaru, zdaję sobie sprawę z tego, że wciąż trzymamy się za ręce.

- Musimy porozmawiać.

Kiwa głową na moje słowa.

Zatrzymujemy się przed... lotniskiem.

Co do?

Archer uśmiecha się i razem opuszczamy auto.

- Musimy pobyć razem, Tak po prostu pobyć sami. Oboje potrzebujemy wytchnienia. Dlatego, nie złość się na mnie, ale wracamy do początku naszej historii.

Nic z tego nie rozumiem.

Marszczę czoło w grymasie i kicham, kiedy płatek śniegu wibruje mi w nosie.

Archer ściąga z siebie szalik i obwiązuje nim moją szyję. Zerka w dół na nasze dłonie, po czym unosi moje i zaczyna na nie chuchać.

Rozczula mnie tym gestem tak bardzo.

- Lepiej wsiądźmy już do samolotu, zanim mi tu się pochorujesz.

Uśmiecham się.

Zapadam się w miękkim fotelu, wyciągam podkładkę i odpalam macbooka. Wkładam do uszu słuchawki i odcinam się. Samolot, klasa biznesowa, ale to nie zmniejsza mojego lęku. Nigdy w życiu nie latałam. Może trzeba było myśleć o tym, zanim zdecydowałam się wsiąść do tej maszyny. Mój mozg nasuwa mi różne wizje kastrator lotniczych, dlatego włączam losową pyliste na Spotify.

- Czego słuchasz?

- Ciebie na zapętlonej liście - odpowiadam od razu.

- Ale... - Robi zdziwioną minę - ja nic nie nagrałem.

- No to lepiej się pośpiesz, bo umrę z odgrzewania starych kotletów. A twoi fani pewnie są w stanie przedzawałowym. Cholera... kochasz muzykę, więc czemu jej o sobie nie przypomnisz? - Odkładam słuchawkę i patrzę się na niego wyczekująco. Wiem, że napisał już sporo tekstów.

- Ona już o mnie zapomniała. Nie mogę do niej wrócić.

- Pieprzenie. Możesz, ale nie chcesz.

- Nie. Mogę. - warczy.

Oho wkurzyłam go. To dobrze. Idę dalej.

- Dlaczego?

- Zostaw to - ostrzega. - Nie wtrącaj się.

- Już zapomniałeś, że jestem wtrącającą się Zołzą?Dlaczego? - nie ustępuję.

- Jesteś wkurwiająca. Jesteś ...

- Szczera? Wybacz, kochany, ale przyjaźń się na tym opiera. Jedno ma prawo strofować, drugie jest od ułagodzenia problemów.

Odpinam słuchawki, odkładam telefon, zrzucam z jego kolan gazetę, której i tak nie czyta i siadam na jego kolanach.

- Co ty robisz?! Wracaj z powrotem na fotel! Czy ty oszalałaś?! - Łapie pod moje ramiona i próbuje wepchnąć z powrotem na fotel, ale blokuję go kolanami w biodrach i mocno do niego przywieram.

- Archer, tęsknisz za melodią.

Wpatruje się we mnie z cwaniackim wyrazem twarzy.

- W tej chwili mam jej pod dostatkiem.

Przewracam oczami.

- Chodzi o to, że chyba moje teksty nie są wystarczające dobre. Rozumiesz, chyba straciłem to coś. - Wydyma wargę i wpatruje się we mnie smutnym wzrokiem.

- Oh, nie chrzań, człowieku! Jesteś Archerem Grant, którego kocha cały świat.

- Splamiłem się. Nie jestem już przykładem. Fani sądzą, że mam ich gdzieś.

- Hej.. - Chwytam jego twarz w swoją dłoń. - Zbłądziłeś, ale wychodzisz już tego gówna. Razem z tym walczymy. I do diabła, wskaz mi tego, który cię oczernia, a wejdę w jego życie z butami, skoro on ośmielił się osadzać ciebie. Ludzie nie znają całej prawdy, a wiem, że właśnie to cię boli. Niemożliwość podzielenia się swoim mrocznym okresem z tymi, którzy przyczynili się do spełnienia twojego marzenia.

- Wytwórni nie spodobały się moje teksty. Uznali, że są zbyt przygnębiające a ludzie potrzebują światła.

Prycham.

- Ludzie chcą usłyszeć twoją wersję. Opowiedz im ją, Archer. Ja też chcę jej wysłuchać.

Mruga, a jego spojrzenie staje się mroczne.

- To było naprawdę popieprzone. Możemy zmienić temat, a ty usadzić swój tyłek na fotelu? I to już w tej chwili chwili, Melody.

Unoszę ręce i już mam to zrobić, kiedy nagle Archer chwyta mnie za rękę i przyciąga mnie do siebie. Nasze twarze są tak blisko, usta niemal się ze sobą łączą. Spojrzenia są głębokie, a powietrze niemal paruje od naszych oddechów. Przełykam ślinę, kiedy wysuwa swój podbródek do przodu, zahacza ustami o mój płatek ucha. Drżę mimowolnie.

- Wiesz do tej pory myślałem, że to ja jestem łucznikiem, ale to ty mnie przebiłaś. Nie potrafię nie trzymać się blisko ciebie, bo jesteś moim kompletnym wypełnieniem. Jasna cholera, czy ty wiesz, jak ja cię nie cierpię?

Prycham, ale kiedy patrzę w jego błyszczące oczy, rozumiem.

- Nie, tak bardzo jak ja ciebie. Wręcz, nie mogę znieść tego, jak bardzo zmieniłeś wszystko w swoim życiu.

-Też tego nie mogę znieść.

- To, co zgadzamy się ze sobą w tej kwestii?

- Zdecydowanie.

Oboje kiwamy głowami, jakbyśmy przyswajali sobie swoje słowa.

A potem nasze wargi przywierają do siebie. Synchronicznie, splatają się ze sobą w tańcu zmysłów. Porażenie nerwów odczuwam aż po koniuszki palców, przebiega między naszymi ciałami prąd tak silny, że mam wrażenie, że jesteśmy podłączeni do gniazdka. Ale to my. Po prostu my. To wszystko, co składa się na nas.

Jego dłonie przesuwają się w dół moich pleców. Mam ochotę zaszlochać z rozmiaru tego, co czuje.

Jestem przepełniona uczuciem do niego.

Zawsze tak było.

W tle wybrzmiewa Parachute Cheryl Cole.

I don't tell anyone about the way you hold my hand

Czuję, jak trzyma moją dłoń.

I don't tell anyone about the things that we have planned

Nie znam ich, ale nawet jak już będę wiedziała, gdzie lecimy, zachowam to w sekrecie.

I won't tell anybody

Won't tell anybody

They want to push me down

They want to see you fall

I nagle nie mogę oddychać. Odrywam się od jego ust i siadam obok.

- Nie możemy, Archer.

Wydaje się zdezorientowany

-O czym ty mówisz? Jeśli chodzi ci o Serafinę, to nie jesteśmy razem. Nigdy nie byliśmy.

Kręcę głową.

- Nie. Nie chodzi o nią. Już nie. Chodzi o ból.

Patrzy na mnie zaalarmowany.

- Źle się czujesz?

Ponownie kręcę głową.

- Nie, po prostu nie chce, żeby to, co siebie czujemy, wszystko zepsuło.

Zerka na mnie z powagą.

- Dlaczego nasze uczucia mają coś zepsuć?

- Nie chodzi tyle o nie, jak o samą miłość.

- Miłość?

- Tak.

Biorę głęboki wdech i zaczynam mówić.

- Moi rodzie kochali i kochają się, odkąd pamiętam. Ale bywały tez takie chwile, kiedy gdzieś to zanikało. Kiedy moja mama pytała się tatę o drogę, bo pierwszy raz jechała tą trasą, milczał. Kiedy chciała z nim porozmawiać, on udawał, że jej nie słyszy. Kiedy potrzebowała przytulenia, napotykała tylko mur, jaki stanowiły jego twarde ramiona, opuszczone luźno wzdłuż ciała. Słyszałam, jak wiele razy płacze, on nie otarł jej łez. Kiedy przychodziła z pracy zmęczona, on nie zapytał, jej jak minął jej dzień. Odsuwał się, kiedy potrzebowała go obok. Śmiał się, ale nie z jej żartów. Oddała mu serce na tacy, podczas, gdy sama zadowalała się resztkami. Ale wiesz co? Jej serce napełniła miłość do niego. Widzę, że tata byłby skłonny do wszelkich poświeceń dla nas, widzę to jak wiele się między nimi zmieniło między nimi. Widzę, jak zaczął się starać. Teraz oboje nie zasypiają bez powiedzenia sobie dobranoc, nawet na odległość. Wyczuwają, kiedy to drugie o sobie myśli i wtedy do siebie dzwonią. Ich miłość pomimo przeciwnościom losu jest potężna i stale rośnie w sile, choć tak wiele osób życzyło im złe. Oni są nadal dla siebie. Po prostu... prawda jest taka, że nie mogę wymazać z pamięci widoku z tamtego lata, kiedy moja mama rozpadła się na kawałki z powodu miłości. I boję się zaufać.

- Czy twój tata poskładał potem te kawałki?

- Tak. Pozwolił jej wejrzeć w jego serce. Oni bardzo się kochają. I w to nie wątpię.

Nawet nie zauważam, jak przeciera moje mokre policzki.

Słuchał mnie i milczał, pozwalając, aby to wszystko ze mnie zeszło.

Biorę głęboki wdech.

- Wiesz, że zawsze miałaś mnie obok? I nadal mnie masz, Melody.

-Won't tell anybody how you turn my world around- nucę razem z wokalistką.

Archer się uśmiecha, po czym pochyla się całuje mnie w czoło.

- I won't tell anyone how your voice is my favourite sound - śpiewa swoim zachrypniętym glosem.

***

ARCHER

Mimowolnie rozciągam swoje wargi w coś na kształt uśmiechu. Z nieba leje się, jak z cebra, jesteśmy oboje przemoczeni i nawet nie mamy parasolki. Nie obchodzi mnie, to właśnie dźwięk deszczu, przerywa śmiech Różowej dziewczyny. Przystaję zszokowany, nie zauważając tego, że znajdujemy się na ulicy.

Z daleka dochodzą mnie pomrukiwania ochroniarzy, ale mam to gdzieś.

Bo odkąd przybyliśmy do DisneyWorld, jej zachwytom nie było końca. Dziękowała mi chyba z milion razy. I zatrzymywała się przy każdym znaku drogowym z Myszka Miki, aby zrobić zdjęcie, które wysłała swojej mamie.

Jej twarz rozświetla uśmiech, a w oczach tańczą ogniki rozbawienia. Dopiero po chwili orientuje się, że reaguje w ten sposób na moje przebranie. Nałożony mam przydługi płaszcz, buty za kostkę, które nie zdały testu kałuż. Czuję wilgoć, ale nie zwracam na to uwagi. Nie kiedy ona się śmieję.

- Kogoś mi przypominasz...

- Kogo? Królewno Śnieżko? - Poprawiam jej czerwoną kokardę na głowie i odgarniam kosmyk czarnych włosów. Nikt mnie nie rozpoznał, bo zdecydowaliśmy się poprzebierać w postacie z bajek. Tak tematycznie.

- Myśliwego.

Usuwamy się z ulicy, bo zaczynają na nas trąbić.

Zachodzimy prosto pod zamek, nad nami rozciąga się przepiękna łuna światła.

-Archer... Pamiętasz, jak mieliśmy porozmawiać?

- Przecież cały czas to robimy.

- Tak, ale nie powiedzieliśmy sobie wszystko.

Czuje, że nie mogę dłużej czekać.

- Możesz mi przypomnieć o tym? - szepcze łobuzersko.

-Archer, okłamałam cię.

- Przez pewien czas oboje to robiliśmy.

- Ale to nie, to samo.

- To kłamstwo tak, czy tak.

Przewraca oczami.

A wtedy przyciągam ją do siebie. Opieram czoło o jej czoło i muskam czule jej policzek.

- Więc powiedz mi prawdę nim zamarznę.

- Jeszcze tego nie zrobiłeś? - unosi kącik ust do góry.

- I jeszcze się ze mną droczy.

- Powiedz to...- proszę.

- Ale w innej wersji - zaznacza.

- Przyjmę każdą, ale nie każ mi długo czekać.

-  Archerze, moje serce jest pokiereszowane i jeśli ono ci wystarczy to...- szepcze cichutko,

- Wystarczy mi w zupełności bicie naszych pokiereszowanych serc,  Melody Bannery - Po tych słowach ujmuję delikatnie jej podbródek i zbliżam usta do jej. 

A ona obdarza mnie pełnym miłości i bezgranicznego oddania spojrzeniem.

- I przysięgam, że jestem gotów zamarznąć razem z tobą, Moja Zimo. Bo jak, to mówią jaka Wigilia taki cały rok.

Śmieje się razem ze mną.

-Obiecujesz, że będzie, jak w bajce?

- Obiecuję.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top