25. To wszystko, co składa się na nas.

ARCHER

Ciężkie basy, szybkie techno, rozdzwaniające się w głowie uderzenia bębnów, krople deszczu, które uderzały o chodnik z niemałą siłą, płatki śniegu opadające na moją dłoń, dźwięki przejeżdżających samochodów, pisk opon, gdy mój kierowca gwałtownie zahamował. Trzask drzwi, moje kroki, jej imię powtarzane przeze mnie niemal bez przerwy. Sygnał wybieranego gorączkowego połączenia, pogotowia ratunkowego, i to nieznośne pikanie aparatury.

Wyrzuty sumienia, niespokojne myśli kłębiące się w mojej głowie niosły się jak melancholijna melodia.

Brałem winę na siebie nawet jeśli to nie ja zawiniłem. Podświadomie założyłem, że tak jest. Bo może, gdybym nie potraktował swojej przyjaciółki w tak okrutny sposób, nie doszłoby do tego incydentu. Dosłownie straciła przytomność w moich ramionach, przelewała się w moich rękach, ale najstraszniejsze było to, że nie czułem, że ją trzymam. Była leciutka, tak drobniutka, że balem się, że ja uszkodzę do przyjazdu sanitariuszy.

Nie pozwolili mi z nią jechać, choć praktycznie błagałem ich na kolanach. Te minuty dzielące mnie od każdej informacji o jej stanie zdrowia, gdy niemalże przeskoczyłem blat rejestracyjny i wyszarpnąłem laptop w swoja stronę, by uzyskać coś więcej niż sam wiedziałem. A wiedziałem tyle co nic.

Okrągłe null.

–Uspokój się i przestań zabijać wzrokiem lekarkę. – Corner jak zwykle czuł się w obowiązku przywołać mnie do porządku i reagować, gdyby zaszła taka konieczność. Widział po mnie, że ledwo nad sobą panowałem. Trudno mi było zapanować nad wzbierającą falą złości. Brak wiadomości mógł człowieka wykończyć.

Kiwam głową na jego słowa i biorę głęboki wdech. Odchylam głowę do tyłu, opieram ręce na karku i wytupuję stopą nerwowy rytm. Sięgam do suwaka i rozsuwam i zasuwam bluzę. W mojej głowie wybucha milion dźwięków. Każdy z nich przywołuje wspomnienia. Wciągam duszący zapach środków antyseptycznych, ignorując nieprzyjemny obraz.

Bo teraz najważniejsza jest Melody.

I przysięgam, że jeszcze chwila ciszy, a kurwa, wybuchnę.

Nie zniosę już tego.

– Kurwa. Idę po kawę.

Odpycham się rękoma od ściany i idę w stronę automatu, zbaczając z drogi. Spróbuję znowu podejść do administracji.

Na drodze jednak staje mi Eric.

–I co? Będziesz blokował mi przejście?

Ochroniarz zakłada ręce na ramionach, patrząc na mnie nieustępliwym wzrokiem.

Kręcę głową i idę w prawo. Odbijam się prawie od jego twardych bicepsów. Zmieniam kierunek. Prawa strona tez jest pilnowana. Narasta we mnie furia, spinam się i przeszywam go gniewnym wzrokiem.

– Już, napić mi się nie wolno?

Wyrzucam ramiona z wyrzutem.

Eric podaje mi butelkę wody z cwaniackim uśmiechem.

–Dzięki. Ale już mi się odechciało. Kurwa. Akurat trafił mi się sumienny niewolnik.

–Archer?

Marszczę brwi, bo ten kobiecy głos brzmi tak znajomo.

Przekręcam głowę i rozpoznaję tą elegancką kobietę stojącą po przeciwnej stronie. Jej długie brązowe włosy, ciepły uśmiech i pogodne spojrzenie brązowych tęczówek. Te same rysy twarzy, aura bijąca od niej. Nie da się jej z nikim pomylić.

Pani Bannery. Dzień Dobry. –posyłam jej niepewny uśmiech, ale ona podchodzi do mnie i zamyka mnie w swoich ramionach.

–Jak dobrze cię widzieć.

Wzrusza mnie ten przejaw dobroci i jasny wyraz troski bijący od tej kobiety. Cenie sobie bezpieczny dystans, niewielu ludzi może sobie pozwolić na coś takiego, bo potrafię wyczuwać intencje. Show biznes nauczył mnie rozróżniać kto jest tym autentycznym w swych gestach i czynach, a mama Melody była nad wyraz prawdziwa we wszystkim.

Była Słońcem. Każdy mógł liczyć na jej ciepło.

– Dziękuję. Naprawdę nie spodziewałem się usłyszeć takich słów od pani.

Zerka na mnie, zastanawiając się nad czymś.

– Co z Melody?

– Właśnie jestem tutaj dla niej.

Odsuwam się i obdarzam ja poważnym spojrzeniem.

– Jak tylko będzie coś pani wiedziała. czy będzie taka możliwość, abym...–zacinam się.

Uśmiecha się delikatnie.

–Oczywiście.

Czekam jak ten wuj na weselu, choć okoliczności nie są sprzyjające. Nakręcam się sam i już nie mogę tak dłużej wysiedzieć. Moje nogi same mnie niosą w jej kierunku. Przypieram dłoń do podbródka i tłumię przekleństwa.

Ile to jeszcze potrwa?

Kiedy drzwi od sali się otwierają, a ja mogę do niej wejść, nie tracę ani sekundy.

Jednak, kiedy już przyjdzie mi się znaleźć naprzeciwko niej, stoję, nie potrafiąc zrobić tego pieprzonego kroku, choć nie pragnę niczego bardziej od znalezienia się blisko Melody.

Jednocześnie, nie chcę jej skrzywdzić bardziej, bo patrząc na blada twarz i chude ramiona wystające z nakrochmalonej pościeli obawiam się, czy mogę ją w ogóle dotknąć.

– Nie patrz na mnie, kiedy wyglądam tak okropnie.

–Naprawdę? Tym zaprzątasz sobie teraz głowę?

–Ale...

Wyjmuję dłonie z kieszeni spodni i przechodzę szybkim krokiem

– Miałeś do czynienia z naprawdę pięknymi kobietami. Czy nie powinieneś siedzieć przy boku jednej z nich? W końcu wybrałeś trwanie przy wyblakłych wspomnieniach...

– Melody... Proszę, zapomnij o tym –szepczę udręczonym tonem głosu.

–Dlaczego nie? Powiedziałeś prawdę.

– Nie jesteś tylko wyblakłym wspomnieniem. Jesteś kimś więcej.

Posyła mi ostrożne wspomnienie.

– Archer...

– Cholera, nie wybaczę sobie, jeśli to ja jestem powodem twojego stanu.

–Wiesz, że świat nie kreci się tylko wokół ciebie? Ale no tak, mam przed sobą gwiazdę światowego formatu.

Przewracam oczami.

–Powiedz mi coś czego nie wiem.

– Nie... to nie przez ciebie. To tylko ja. No wiesz. – Wzrusza nieśmiało ramionami. – Sama to sobie zrobiłam.

– Popatrz na mnie– mówię, bo ma wzrok utkwiony w pościel. –Popatrz mi w oczy i powiedz to jeszcze raz.

– To ja. – Unosi na mnie spojrzenie swoich brązowych tęczówek. –Nie jesteś niczemu winny, wiesz?

Wciąż mnie jednak nie przekonuje.

– Co ty? Dlaczego to się stało?

– Nie wiem. To się po prostu czasem dzieje, mimo że staram się aby tego nie było. Niestety na to ma wpływ wiele czynników. Długotrwały stres, negatywne emocje, a jak wiesz od zawsze byłam w tych sprawach cienka.

– Nie. Nigdy taka nie byłaś. To tylko ludzie sprawili, że zaczęłaś postrzegać swą wrażliwą stronę jako coś zbędnego. Coś, czego należało się pozbyć. Wiesz, przez długi okres czasu też myślałem podobnie. Słabi nie wygrywają w tym życiu, tylko silni mają przewagę. Terapia jednak pozwoliła mi zrozumieć pewne rzeczy.

Melody uchyla usta zszokowana.

–Terapia?

Kiwam powoli głową.

– Tak. Jestem uzależniony. I choć dzisiaj mijają dokładnie dwa miesiące, odkąd jestem czysty, nadal z tyłu głowy mam czarne myśli. I nadal jestem w stałym kontakcie z moją terapeutką.

Różowłosa nawet nie mruga. Wpatruje się we mnie smutnym wzrokiem.

–Archer...

– Wiem. Jak to mogło przytrafić się mi, co?

Tym razem to ona przewraca oczami.

– Chciałam ci podziękować.

– Za co?

– Za to, że mi to powiedziałeś. Za to, że dałeś sobie pomóc.

– Dałem i nie dałem. Było nie za fajnie, więc nie miałem wyjścia.

Pomijam prawdę o tym, że mało mnie dzieliło od zejścia z tego świata.

Bo liczy się to, co jest teraz.

Przetrwałem.

– Skupmy się na chwili obecnej. Na tobie.

– Będziesz rozczarowany, bo. złamałam daną ci obietnicę.

– Melody, po prostu to powiedz.

Przełyka ciężko.

Siadam na jej łóżku i obejmuje ją.

– Chryste, nie podoba mi się to jak chuda jesteś.

– Mam niedokrwistość.

– Anemię?

– Tak. Moje wyniki ogółem rzecz biorąc są więcej niż kiepskie.

– No to mów.

–Norma żelaza we krwi jest od 50- 170, a ja mam 29μg/ml.

Spokój, Archer. Tylko spokój.

Odruchowo ciągnę za czarną gumkę oplatającą mój nadgarstek niezmiennie od kilku dobrych lat, starając się wyciszyć.

– Milczysz.

–Bo nie usłyszałabyś z moich ust nic przyjemnego. Mam ochotę porządnie na ciebie nakrzyczeć, ale tego nie zrobię. Oboje przyznaliśmy się do tego, że mamy problemy.

– Tak. Jest mi tak bardzo źle z tym i ogromnie się tego wstydzę.

Ponownie opuszcza głowę, więc unoszę jej podbródek palcem.

– Dlaczego jest ci wstyd? Niech ci nie będzie, bo właśnie odważyłaś się to zrobić.

– Co?

– Wypowiedzieć to na głos, Mel.

Broda zaczyna jej drżeć, ale dzielnie walczy ze łzami.

– Hej, hej. Płacz przy mnie. Śmiej się do rozpuku, krzycz ze szczęścia i rozpierającego cię uczucia euforii, jak i pozwól, aby przez twój wrzask niósł się gniew na cały ten świat, który tak bardzo cię zniszczył. — Jego dłonie delikatnie obejmują moją twarz jakbym była kruchą porcelaną. —Cholera, nawet wyżyj się na mnie, ale mnie nie okłamuj. Myślisz, że skoro sam jestem złamany, to nie zauważę twoich pęknięć, które tak skrywasz za tą maską? Znam cię. Nawet jeśli sama nie chcesz o tym pamiętać. 

Przez moją twarz przechodzi grymas, usta wykrzywiają się w nieco kpiący uśmiech. Przełyka głośno ślinę, zmuszając się, aby nie opuścić wzroku. –Bo jak na ironię. Sam nie mogłem zapomnieć tego, o czym miałem nie pamiętać.

–Ja chciałam zapomnieć coś, co ciągle mi o sobie przypominało.

Patrzymy na siebie i w tym samym momencie wybuchamy śmiechem.

Tylko, że Melody zaczyna płakać. Owijam ręce wokół jej bioder i delikatnie przenoszę ją na swoje kolana.

–Cii. Będzie dobrze.

W tym momencie składałem obietnice nie tyle co jej, ale i sobie.

– Pomożesz mi? – Pyta szeptem.

– Niestety nie mogę być twoim lekiem, Melody. Nie możesz myśleć o mnie, jak o jedynej desce ratunku, bo w tej chwili oboje byśmy zatonęli. –Wtulam ją bardziej w siebie i czule całuje w czoło. Opiera głowę na moim torsie i kładzie dłoń blisko mojego serca.

Ja też.

–Ale wiedz, że będę blisko.

– Napiszę ci mój numer telefonu.

–  Wow, ale mnie kopnął zaszczyt. Poczekaj, sprzedam twój numer na eBay.

Śmieję się głośno, po chwili dołącza do mnie Melody.

Wpatruje się w nią jak urzeczony.

– Właśnie tak. Popracujemy nad tym, aby było tego więcej.

***

Przyglądam się jej z daleka.

Niemal czuję się jak pieprzony stalker.

Ale nie chcę jej spłoszyć. Nie chcę też, że mnie zauważyła, bo prawdopodobnie każę mnie wyprosić. Ostatnio nie może się ode mnie odpędzić. Prawdopodobnie ma mnie dość i tego, że za każdym razem zamawiam jej więcej jedzenia niż jest w stanie przełknąć. Uzgodniliśmy wiec deal. Za każdy dokończony przez nią posiłek, napiszę piosenkę. Przystała na to.

A ja miałem niezły problem.

Bo do tej pory to tabletki i dragi pisały je za mnie.


eBay Inc. – przedsiębiorstwo prowadzące serwis aukcji internetowych.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top