22. Zachwiana równowaga.
MELODY
Ciepły strumień wody rozgrzewa moje ciało. To dokładnie to, czego mi trzeba, ponieważ mam wrażenie, że przemarzłam do szpiku kości. Zima nie może czuć zimna, prawda? A jednak.
Rzucony w pośpiechu strój sceniczny leży w poprzek umywalki. Nawet nie kłopotałam się tym, aby odwiesić go do szafy. Skostniała wróciłam do hotelu, w którym zakwaterowanie załatwił nam szef. Obsługa była na wysokim poziomie.
Po wejściu do pokoju przypominającego apartament rozdzwonił się telefon.
Ekran wyświetlacza był jednak czarny.
Rozejrzałam się, aż w końcu zlokalizowałam źródło dźwięku. A potem po prostu przeczekałam, aż przestanie dzwonić.
Zimne prądy wysyłają ścieżkę dreszczy przez moje plecy, kark aż po kostki. Wszędzie je czuję. Podkręcam ciśnienie, ale pomimo przepływu gorąca, nie reguluje temperatury. Opieram się o ściankę prysznica i torturuje się niedawno spływającymi do mnie słowami Archera.
Jesteś tylko przeszłością.
Dla dawnych znajomych...
Tym tylko dla niego byłam.
Znajomą.
Zapomnianą przez niego samego.
Choć ja sama nigdy nie dopuściłam do tego, aby karmelowy chłopiec zniknął z moich wspomnień.
Był i nadal pozostanie dla mnie najpiękniejszym momentem mojego życia, nawet jeśli on sam stara się usilnie pominąć mnie w swoich wspomnieniach.
To nic.
Będę pamiętała za nas dwoje.
***
Po telefonie usłyszałam pukanie do drzwi. Byłam dresiarą, więc nie miałam ochoty nikogo wpuszczać. Jednak ten ktoś był natrętny, dzwonił w odstępach milisekundowych, uznałam, że się nie odczepi. Otworzyłam drzwi. Po drugiej stronie stał mężczyzna z obsługi. Kiedy mnie zauważył, posłał mi szczery uśmiech, którego nie odwzajemniłam.
Widać było, że go tym speszyłam.
Nagle jego mimika się zmieniła. Na pociągłej twarzy pojawił się grymas.
—Czy czegoś pani potrzebuje?
Waham się tylko chwilę.
Mój plan jest taki, nie uronię żadnej łzy. Zapiję smutki, postępując jak zraniona dziewczyna.
—Właściwie to tak. Jesteś wolny i cierpliwy na tyle, żeby wysłuchiwać hymnu pękającego serca?
Przygląda mi się uważnie, a po chwili decyduje.
– Ja i ty, plus dobry alkohol. W porządku. Zejdźmy zatem do lobby.
Chwytam go za ramię w proszącym geście.
—Nie. Tutaj. Zostańmy tutaj. Baterie mi się przeładowały i nie mam ochoty udawać, że wszystko jest jak najbardziej w porządku. Nie dzisiaj.
Muszę chyba wyglądać żałośnie, bo zgadza się bez sprzeciwu.
Wystawia palec w moim kierunku.
– Przyniosę coś specjalnego.
Kiwam głową, przymykam drzwi i moszczę się wygodnie na wycieraczce, która tak naprawdę jest imitacją puszystego szarego dywaniku.
Wraca, niosąc w dłoni buteleczkę szampana i dwa kieliszki.
A potem dołącza do mnie, moszcząc się z przeciwnej strony.
—Ustalmy; jesteś synem właścicielki tego hotelu, zerwałeś z dziewczyną, bo leciała tylko na twoją kasę, nie lubisz szampana, ale właśnie go ze mną pijesz, nie chcesz się ustatkować, bo odpowiada ci życie, jakie teraz masz. Skoro tak, to dlaczego zamiast spędzać czas jakoś bardziej imprezowo, wolisz wysłuchiwać melancholii z ust obcej dziewczyny?
Przechyla głowę, zerkając na mnie tymi długimi rzęsami.
– Ładniutki jesteś.
Uśmiecha się.
– Ty też. Skoro mamy za sobą komplementy, może poznamy swoje imiona?
– Melody.
—Max
Popija spory łyk szampana.
– Jesteś pewna, że to twoje prawdziwe imię? W recepcji słyszałem o jakiejś Pink, i patrząc na twoje włosy wszystko się, zgadza.
Przewracam oczami i po raz pierwszy zamierzam wyznać cześć z utkanej prawdy.
—Stworzyłam Pink po przylocie do Atlanty. Odcięłam się od przeszłości, zaczęłam nowy rozdział. Byłam ta silną, nieustraszoną dziewczyną, potrafiącą wylewać na egocentrycznych i chamowatych mężczyzn najdroższy alkohol, który zamawiali, a tak naprawdę sama byłam tchórzem. I dzisiaj uzmysłowiłam sobie jak bardzo, bo nagle wszystko runęło. Świat zadrżał, kiedy po tylu latach go zobaczyłam. Wiesz to zabawne, że kiedy człowiek układa sobie na nowo życie, nagle dopada go przeszłość, która sprawia, że równowaga zostaje zachwiana?
Zerka na mnie ze współczuciem, a ja macham dłonią, tym samym wylewam trochę zawartości na siebie. Sapię wkurzona i ściągam z siebie bluzkę, zostając w czarnym koronkowym topie.
Nie umyka mi, że jego wzrok na chwilę ląduję na moich piersiach, ale mu wybaczam po szybko powraca do mojej twarzy spojrzeniem.
—Ale ze mnie ciulok. Sorry, po prostu nie wiem, czy nie zrobiłaś tego specjalnie tylko po to, żebym zaczął się do ciebie kleić, a tym samym wrócił do bycia starym playboyem.
Przeczesuje ręką włosy, a w jego geście jest coś tak znajomego, że serce płonie mi z rozpaczy. Zdałam sobie sprawę, że kogoś mi przypomina...kogoś o kimś nie chcę pamiętać, ale moje serce ma to w dupie.
Dolna warga zaczyna mi drzeć, więc szybko rzucam ripostę.
– Szampan był pierwszy. I uwierz, że moje ruchy nie były przemyślane.
Uśmiecha się łobuzersko.
– Moje strategie są rozpracowane, więc się pilnuj. No i jak rozumiem, rozstaliście się w kłótni?
– Nie. Powodem były niewypowiedziane słowa.
Mruga i wpatruje się we mnie, tak jakbym miała dwie głowy.
– He? – bąka mało inteligentnie i wyczekująco trwa na, odpowiedz.
—Nie mogłam mu powiedzieć tego, co naprawdę chciałam, a nigdy w życiu go nie okłamałam. Dlatego pominęłam najważniejsze. Nie miałam nawet szansy, aby to zmienić, bo wyleciał robić karierę.
– I niedawno się spotkaliście?
– Tak.
– Nie szukałaś go?
– Myślisz, że chciałby, abym to robiła tuż po tym, jak go wyrzuciłam z życia?
– Popełniłaś błąd to jasne. Ale ja, jak coś spieprzę, staram się to naprawić.
– I właśnie dlatego jesteś sam?
– Okej, zrozumiałem. Nie zawsze wszystko wychodzi po naszej myśli, życie to podstępna suka, ale to nie usprawiedliwia ludzi, którzy nawet nie próbują zrobić czegokolwiek, aby naprostować, to co rozpieprzyli.
– A jeśli sprawisz, że ktoś przestaje wierzyć w to, że wszystkie twoje intencje, choć tragiczne w skutkach, wynikały z potrzeby uchronienia najbliższej osoby od bólu, a finalnie kończy się to tym, że ranisz tą osobę tak bardzo, że nie chce na ciebie nawet patrzeć?
– Wtedy próbujesz wszystkiego, by ta osoba nigdy już więcej nie spróbowała odwrócić od ciebie wzroku.
– Jestem takim tchórzem. – wykrztuszam z siebie i przybliżam kieliszek, aby mi dolał.
– I kretynką. Ale pocieszyć cię?
– No dawaj.
– Podbijałem kiedyś do swojej kuzynki. Nie miałem pojęcia, że dziewczyna na bankiecie należy do rodziny, więc flirtowałem z nią na całego, poszliśmy nawet do mojego apartamentu, zacząłem pokazywać jej mój barek i cóż przeszliśmy do rozbierania siebie nawzajem.
– Nie! – Zatykam ręką usta.
—Nie doszliśmy do tego etapu. Przerwała nam moja matka. Byłem jej w tamtym momencie wdzięczny, że tak szybko zakończyła moje igraszki, choć nigdy bym nie pomyślałbym, że będę się z tego powodu cieszył. A JEDNAK. Morał z tego taki...
–– nie tykaj tego, co na drzewo nie czmyha?
Parska głośnym śmiechem i ja też do niego dołączam.
Ta sytuacja jest tak absurdalna.
– Rozgryzłam cię. Kryjesz się z tym image niegrzecznego mężczyzny, a tak naprawdę jesteś bystry i pomocny.
Mruży oczy, ale kiwa głową.
– Dokładnie. Ale ty też zostałaś przeze mnie rozpracowana. Boisz się mówić, co naprawdę czujesz, bo prawdopodobnie doznałaś jakiejś traumy. Nie wiem, może pośrednio byłaś w to zamieszana, albo i nie, ale to nadal jest w tobie. Zostałaś skrzywdzona, Melody. Nie ma znaczenia w jaki sposób.
Wbijam zęby w dolną wargę i mrugam, by odpędzić wspomnienie, zetrzeć dawny ślad.
Patrzy na mnie z troską, jaka odbija się w jego morskich tęczówkach.
Blondyn z niebieskimi oczami, ideał, ale nie mój.
– Abyś mogła z nim szczerze porozmawiać, musisz być szczera wobec samej siebie.
Czuję napływ różnych emocji, jestem nimi wręcz owinięta, poza tym zaczyna mi się kręcić w głowie.
Powoli wstaję i posyłam mu niepewny uśmiech.
—Dziękuję, Max. Ale co, jeśli zranię go jeszcze bardziej? To, co mu wyznam może go, osłabić.
Patrzę na niego przez kurtynę swoich łez.
Podnosi swój tyłek z wycieraczki i staję bardzo blisko mnie.
– Pewnie tak. Ale to uczyni was jeszcze silniejszymi.
–Skąd możesz to wiedzieć?
Uśmiecha się łagodnie.
– Po prostu to zrób.
Kiwam wolno głową i wchodzę do pokoju.
Zrobię to.
Wreszcie powiem mu to, co tak naprawdę chcę.
Beż żadnej ściemy.
Ani zapętlania.
I na powrót stałam się Melody. Dziewczyną, która przywiązuje się do ludzi, a kiedy to zabrnie za daleko, woli odejść sama niż czekać aż zrobi to druga strona. Byłam ta dawną wersją siebie łaknącą jego obecności i dotyku, od którego dostawałam dreszczy na całym ciele. Tą, która tak bardzo potrzebowałam swojego przyjaciela, jego słów szeptanych przynoszących ukojenie.
Potrzebowałam go.
Potrzebowałam go przy sobie albo obok siebie.
W jakim stopniu BY ZEZWOLIŁ, ABY TYLKO MNIE DOPUŚCIŁ DO SIEBIE.
Nawet jeśli tylko na chwilę.
Na jeden moment.
Pragnęłam móc doczekać tego, że kiedyś będę mogła powiedzieć sobie, że uczyniłam go swoim, osobistym wyznaniem.
I tym razem nie cofać się przed tym.
Tt;alexamrorers
Tik tok;alexamrorersautorka
Instagram;aleksandramrorer
#Nimodejdępokochajmnie
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top