18. Szeptem, mówię więcej
ARCHER
Nie podnoszę wzroku, idę z głową pochyloną w dół, czując się jak skazaniec. Wystawiony na ich ostre słowa, które ranią jak ostrze noża. Chmura krytyki i ich nieprzychylnych osądów oraz stek fałszywych bzdur unosi się niczym tytoniowy dym, który tak bardzo drażni moje nozdrza. Są jak trucizna, która dostaje się do mojego krwioobiegu, a stamtąd do wszystkich tętnic i żył.
Szklane drzwi mojej rezydencji otwierają się, a ja przechodzę przez nie. Za mną podaża mój management i rodzice. Słyszę podniesiony głos Cornera.
-Chcę rozmawiać z dyrektorem naczelnym tych szmatławców. I to natychmiast. Kto, kurwa wypuścił te brednie? Mam zachować kulturę? Oh, już się poprawiam. Jak tylko się dowiem kto za tym, stoi, przysięgam, że wypierdolę was wszystkich na zbity pysk. Was i wszystkie agencje prasowe! Oh, nie grożę wam, tylko informuję, że tak będzie.
Zakańcza rozmowę, a po chwili wykonuje kolejny telefon.
- Do wieczora ma to zniknąć.
Chciałem się wyłączyć. Udawać, że to wcale nie chodzi o mnie. Tyle że ostatnio co raz wdeptywałem butem w nowe gówno. I w żaden sposób nie mogłem się go pozbyć. Najpierw sprawa z kobietą lekkich obyczajów, która rzekomo spędziło ze mną noc, nie dość, że zniesławiła moje imię, bo nic takiego nie miało miejsca, to musieliśmy jej zapłacić za uszczerbek na zdrowiu. Dostawała groźby, ktoś nawet napadł na nią, kiedy wracała z pracy. Przypadek tych przykrych okoliczności nie wchodził w rachubę. Oberwało się jej przeze mnie, choć sama zastawiła na mnie sidła.
Live został jednak skasowany, a ludzie o nim zapomnieli. Dostawałem pytania oto kiedy wrócę na scenę. Bo przecież Faith Tour została zawieszona, a powód mojej nieobecności, który opublikował mój team na oficjalnej stronie nawet dla mnie, brzmiał słabo.
Archer Grant chwilowo nie jest w stanie występować z powodów zdrowotnych. Wkrótce podamy wam terminy aktualnych koncertów.
Bądźcie cierpliwi.
Trzymajcie się ciepło
Nie minęli się jednak z prawdą,
Fizycznie byłem w kiepskiej formie, ale psychicznie po tej bombie, która została zrzucona przed kilkoma godzinami, byłem... wrakiem.
Opadam na kozetkę. Bierność bywa wyczerpująca.
Przed oczami migają mi ostatnie wyświetlane newsy.
Grantarciary są w szoku! Ostatnio cały Internet huczy o nowych newsach na temat gwiazdy pop. Kanadyjski piosenkarz Archer Grant jak wynika z ostatnich informacji ma zostać ojcem. Sophia Yale utrzymuje, że wystarczyła tylko jedna noc, aby to się stało. Gwiazdor usilnie temu zaprzecza. Nawet wdał się w bójkę w paparrazi, który zapytał go o tą całą sytuację i starał się wyciągnąć z niego więcej. Archer mówi, że nigdy nawet nie widział tej kobiety, ale cóż zdjęcia i słowa kobiety są jednoznaczne. A wy co tym sądzicie? Z pewnością to bardzo ciekawa historia.
Jesteśmy ciekawi,jak to się dalej rozwinie.
Kliknij link, aby obejrzeć bójkę światowej sławy młodego wokalisty Archera Granta z papparazi.
Każdy kojarzy moją twarz. Spotykają mnie na billboardach, okładkach gazet, portale plotkarskie wręcz przeskakują się w wymyślaniu nagłówków. Wczoraj byłem: idolem mnóstwa nastolatek, kandydatem na męża, dzisiaj ojcem.
Jak szybko się to zmienia. A ciekawsze tytuły tylko bardziej przyciągają czytelników. A już na pewno robi to kontrowersja. Ludzie wierzą obliczom kłamstw, a nie zauważają luster prawdy. Tak naprawdę oni mnie nie znają.
Łatwo jednak osądzać drugą osobę, wyrobić sobie własną opinię na jej temat, bez poznania jej. Ludzie widzą tylko to, co napiszą o mnie gazety, pozyskują wiedzę z plotek, sugerując się tym, że w każdej z nich jest odrobina prawdy.
Ostatnio wszystko, co robię, obija się głośnym echem. A oni tylko szukają okazji. By jak najbardziej upokorzyć, zrobić ze mnie zły wzór do naśladowania, znaleźć coś, co pozwoli reporterom do końca mnie upodlić i skaże tym samym moją karierę na straty. Sensacja ze skandali to duże pieniądze dla nich. Biznes.
Chodzi o niego. Nie o człowieka. Oto jak może się czuć. Takie rzeczy są nieważne, przecież.
Opadam na kozetkę. Bierność bywa wyczerpująca.
- Możesz mi powiedzieć, co teraz czujesz?
Przebiegam językiem po górnej partii wargi, wyczuwam metaliczny posmak. Musiałem je przegryzać nieświadomie, bo nawet tego nie zauważyłem. Poprawiam rękawy czarnej bluzy, błądzę wzrokiem po gabinecie, który na czas tego wyjątkowego czasu został zaaranżowany na gabinet terapeutyczny, byleby tylko nie patrzyć się w oczy kobiety. Kremowe ściany, kwiatek na parapecie w doniczce, dębowe meble, w lewym rogu regał z książkami postawionymi w równych rządkach. Jest ich sporo. Nie rozpoznaję tytułów, bo większość z nich to psychologiczna gratka, ale jedna przykuwa moją uwagę. Wstaję, sięgam po nią i kładę na biurko.
- Wszystko. Te wszystkie emocje spadają na mnie niczym grom. Czuję się jak zaszczuty pies, któremu w jednej chwili właściciel poluzował łańcuch tylko po to, by znowu go skrócić i przywiązać do budy.
-Każdy może mieć lepsze i gorsze dni. Ale ostatnio zdarzają ci się słabe momenty... Omal nie otarłeś się o śmierć. Jaki był powód twojego sięgnięcia po substancje psychoaktywne?
Waham się, ale tylko przez chwilę. Jej spojrzenie jest ciepłe, łagodne.
- Odkąd wszedłem w ten cały show-biznes non stop byłem brany pod lupę. Każde moje zachowanie było analizowane. Ludzie stale mnie opiniowali. Z czasem zaczęło mnie to przytłaczać. Starałem się jednak sobie z tym poradzić.
Na chwilę zawieszam wzrok, w bliżej nieokreślony punkt.
- Ale... to nie znikało. Oni nie przestawali gadać. A ja wstawałem rano oblany potem, wiedząc, że wystarczy, tylko żebym się odezwał, zaprzeczył czemuś, a rozpęta się piekło. Oni i tak wszystko przeinacza. Bo przecież każdy wie lepiej ode mnie. Dlatego szeptem, mówię więcej.
Spinam się i biorę głęboki wdech.
-Wiesz to było, jak walka z potężnym żywiołem. Niczym tsunami. Wychodzisz na ląd, ale i tak wiesz, że zostaniesz zatopiony. Wiesz, że ilekroć będziesz się siłował i tak to nic nie da. Utoniesz. Tonąłem, słysząc ich głosy. I wtedy na pomoc przyszły one; moje pigułki szczęścia.
- Byłeś szczęśliwy po ich zażyciu dlaczego?
-Bo... one nie przemawiały. Nie wyrażały opinii. Z nimi przychodziła cisza. A ja bardzo...-przełykam ślinę i oplatam się ramionami, lekko się wiercąc, jakbym nie mógł znaleźć sobie miejsca. - jej potrzebowałem. Wiedziałem gdzieś w podświadomości, że to chyba nie jest dobrym wyjściem, ale w pewnym momencie po prostu miałem to gdzieś. Odlatywałem, czując się jak w raju. I nic więcej mi nie było trzeba.
- Ten stan jednak nie trwał wiecznie...
- Nie. Kiedy faza mijała... czułem się gównianie. Jak porzucony gdzieś wrak statku, tonący w odmętach własnych czarnych myśli.
Kobieta zapisuje coś w notesie z czarną podkładką.
- Nawiązujesz często do porzucenia. Czy miałeś wokół siebie przyjaciół?
- Tak. Na początku czwórka, potem dwójka. Przyjaciel i przyjaciółka. Byliśmy ze sobą bardzo blisko. - chrząkam, aby pozbyć się guli w gardle.
- Już nie jesteście.
- Nie.
- Co doprowadziło do zerwania waszych kontaktów?
- Prawdopodobnie... coś nie do końca zagrało. Gdzieś coś się spierdoliło.
Z mojej czy twojej strony?
Nie wiem i wciąż doszukuję się winnych
- Nie próbowaliście ze sobą rozmawiać?
-Minęło zbyt dużo czasu. Ona... Pewnie o mnie zapomniała. Poza tym, gdyby nawet próbowała się do mnie dodzwonić nic z tego. Zmieniam swój numer telefonu dwa razy w miesiącu z zachowaniem środków bezpieczeństwa.
- A ty?
- Co ja?
- Czy starałeś się jakoś nawiązać z nią kontakt?
- Nie...
Bezpośrednio, dodaję w myślach.
Kiwa wolno głową.
- Ale masz przy sobie przyjaciela?
- Ryan. Tak, on się jeszcze nie wykruszył. Był, kiedy raczkowałem w świecie show-biznesu i jest do chwili obecnej.
-Masz wokół siebie osoby, które się o ciebie troszczą. Twoja mama, tata...
- Ojciec jest raczej neutralny w stosunku do mnie. Chyba jest mu to na rękę, może nawet cieszy się z tego, że to wcześniej przewidział. Dowiódł swojej racji, choć to był tylko jednorazowy epizod.
- Masz poważny problem, który sam nie zniknie.
Unoszę brwi.
- Problem? Tabletki na wyciszenie, które pewnie stosuje co czwarty Amerykanin. Bez przesady.
-Przedawkowałeś...
- To był niefortunny wypadek przy pracy. Nie popełnię już drugi raz tego samego błędu. - Przełykam suchość w usta, krzywiąc się, bo odczuwam pragnienie. Drapię się po zewnętrznej części nadgarstka zahaczając o nieco postrzępioną od ciągłego jej noszenia czarną gumkę.
Nie umyka jej moje zachowanie.
-Musimy powiedzieć to sobie głośno i wyraźnie. Archerze, straciłeś nad tym panowanie. Jesteś uzależniony.
Wpatruję się w swoje dłonie, jakbym miał je pokryte błotem.
W s t y d
S t r a c h
Z a p r z e c z e n i e
N i e d o w i e r z a n i e
-Nie, to nie prawda.
To, że czasami potrzebuje rozluźnienia nie jest niczym złym.
Do tej pory działała na mnie w ten sposób muzyka. Teraz muzyka nie potrafi się tworzyć bez tego połączenia. Ale wyraz 'uzależniony" brzmi tak poważnie.
Jak przypięta łatka. Zdefiniowane słowo. Jestem zdefiniowanym przypadkiem, ale prawda staje się nią dopiero w momencie powtarzania jej na głos. Dopóki nie przyznaję się do własnej porażki, zlepek tych określonych słów jest bezpieczny ze mną.
Nie, nie powiem tego na głos.
- Kiedy uzależnimy się od jakichś substancji/zachowania, chcemy powtarzać tę czynność, ponieważ, tak na początku przynosi nam same gratyfikacje. Ale im głębiej w to się wchodzi, a choroba postępuje, dostaje się mniej nagród, emocjonalnie trudno nad tym zapanować. Bo to przynosi więcej strat. Ale niestety jesteśmy już na takim etapie, gdzie nie tyle co chcemy, potrzebujemy, co musimy zażywać. Albo to, co kiedyś przynosiło nam rozluźnienie, ekscytację, wystrzał endorfin już nie działa. Zażywamy, by poczuć ulgę związaną z coraz większym cierpieniem.
Słucham jej monologu i gdzieś w głębi siebie porusza mnie to jak trafnie opisała ten cały mechanizm.
Ale nikt tego nie zrozumie. Nie zrozumie, dlaczego w moim przypadku chcieć to potrzebować.
-Najważniejsze tym wszystkim jest wsparcie osób bliskich. To długotrwały i bardzo trudny proces. Nie będę cię oszukiwać ani niczego ubielać. Mówię jak po prostu jest. To jest męcząca walka. Twoi ciało będzie poddawać cię próbom, a twój umysł może być oporny na wszelkie dywagacje słowne. Ale właśnie dlatego tutaj jesteś ze mną. Robisz to przede wszystkim dla siebie, bo to ty później będziesz musiał żyć z tymi odczuciami fizycznymi i psychicznymi swojej choroby. Będziesz wolny. Uda ci się to, ale musisz tego chcieć.
Czasami mam takie momenty w nocy, kiedy budzę się i myślę sobie, że dużo bardziej od kroczenia w tym labiryncie, chcę, by ktoś stał przy mnie, chwycił mnie za rękę i nie pozwolił mi się zagubić. Bo nie chcę się tak czuć.
-Podczas wypadu do galerii, robiono ci zdjęcia, zareagowałeś nerwowo, chciałeś zabrać aparat, a potem według opinii ludzi, rzuciłeś się na człowieka, który robił ci zdjęcie. Tego samego dnia, został nagrany filmik, na którym zasłaniasz się, a potem szybko wchodzisz do samochodu. Sposób w jaki zaciskasz dłoń na klamce daje znać o tym, że czułeś się kompletnie sparaliżowany. Z jednej strony ją trzymasz, ale z drugiej masz ochotę puścić wolno. Odpuścić sobie wszystko. Kumulacja negatywnych emocji wywołała u ciebie panikę.
-Oni pierdolili jakieś bzdury, a ja nie mogłem słuchać.
- Zadziałałeś instynktownie, a może chciałeś się na kimś wyżyć za to, co ostatnio ciebie spotkało?
- Nie. To nie tak... Ja.
Zasłaniam twarz dłońmi.
-Oni mówili nieprawdę. A ja miałem dość tego, że choćbym milion razy powtarzał, że nie mam nic wspólnego z tymi plotkami, moje słowa obijają się tylko o ścianę. Nie jestem niczemu winny, a i tak obrywam.
- Możesz myśleć, że jestem od oceniania ciebie jednak dla mnie najważniejsze jest abyś sam stwierdził, jak się czujesz. Pomogło ci to spotkanie?
- W czym miała mi pomóc ta pogadanka?
- To był dialog Archerze. I obiecuję, że będzie ich więcej.
Krzywię się.
Cudownie.
- Nie jesteśmy w stanie przewidzieć pewnych sytuacji, ponieważ życie pisze nam własny scenariusz, choć staramy się żyć po swojemu, według ustalonego planu, wytyczonych schematów, reguł, ideałów, to ostatecznie nic nie daje. Bo życie jest życiem, Archer. Nie mamy wpływu na przeszłość, ale wciąż możemy mieć swój udział teraz. Tutaj. Przychodząc do mnie, zrobiłeś krok do przodu.
- To pani przyszła do mnie. Do mojego domu. -rzucam cwaniacko, nie potrafiąc się przed tym powstrzymać. Poza tym...wciąż jestem o trzy do tyłu.
- To zupełnie nieważne. Małe kroczki, znaczą więcej czasami niż te duże.
- To kompletnie bez sensu - mówię i wskazuje pomieszczenie. - Ta rozmowa nie ma sensu. Myślałem, że wypisze pani receptę.
- Nie jestem psychiatrą, tylko psychologiem. Poza tym żadnych tabletek. Nie przyłożę ręki do tego.
Cholera.
Wasze odczucia, kochani po przeczytaniu rozdziału?
tt:alexamrorers
instagram:aleksandramrorers
tik tok:alexamrorers
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top