10. Nowe hobby.
PINK
– Masz dzisiaj dobry humor, Różowa. Co jest tego powodem? Wygrana na loterii, pikantna noc, a nie czekaj, przecież jeszcze nie zrobiliście tego kroku– Uśmiecha się przebiegle David. – Może wreszcie dorwałaś te różowe szpilki, o których tak marzyłaś?
– No jak wystawię swoją nerkę na sprzedaż, to może faktycznie będę je mieć–odpowiadam.
– Dlaczego, miałabyś nie mieć... – Patrzy się na mnie skonsternowany. Kosmyk ciemnych nieco już przydługich włosów zachodzi mu na czoło, więc go odgarniam. To zupełnie niewinny gest. Ale tyle razy już mu mówiłam, żeby je ściął to nie. Jego odpowiedź była taka:" Zapuszczam, bo laski lubią facetów z długimi włosami lubię też rockmanów, a przyznaj, że trochę go przypominam"
Ma dwa tatuaże na prawym bicepsie, które widać spod szarego T Shirtu. Wiem jednak, że ma ich znacznie więcej. Kiedy się pochyla, by zebrać śmieci widzę, jak spod linii krzywizny jego kręgosłupa wystaje czarny tusz. Facetom z tuszem: mówimy zdecydowanie tak. Odwraca się niemal przyłapując mnie na gapiostwie. Posyłam mu niewinne spojrzenie.
– Może dlatego, że będzie mnie na nie stać dopiero wtedy.
– Optymizm wręcz z ciebie tryska – prycha i trąca mnie żartobliwie ramieniem. Pochyla swoją twarz, szepcząc mi do ucha: – Widziałem.
– Przez tą długą kurtynę włosów?– docinam mu.
–Poczekaj aż ujrzysz ten tłum chętnych do mnie.
– Jestem realistką. A co do szefa to łączy nas tylko praca.
– Zawsze to może się zmienić... Jak to się mówi przez łóżko do serca?– Unosi zaczepnie brwi.
Zdzielam go ścierką w głowę.
– Chyba przez żołądek do serca – poprawiam. – I tutaj już byłoby po zawodach, bo trafiłby do szpitala po ostrym zatruciu pokarmowym.
– Chodzi mi o efekt końcowy – patrzy na mnie uważnie.
– Ale rozchodzi się o początek, David. Poza tym zapamiętaj sobie, że w moim przypadku szpilki to tylko dodatek. Dlaczego faceci myślą o tym, że nas obchodzą tylko buty i ubrania? – Poprawiam kołnierzyk białej koszuli i zerkam na stoliki. Dzisiaj dosłownie klub jest oblegany. Wygładzam czerwoną skórzaną spódniczkę i zerkam na barmana.
Ma zamyśloną minę. Kciukiem dociska swój podbródek. Napina szerokie barki.
Jezu, ten chłop jest potężny. Ja przy nim to krasnoludek na szczudłach.
– Więc co obchodzi tą szczególną zimową kobietę? – pyta informacyjnie
– Kwiat o zapachu czekolady – odpowiadam niemalże natychmiast.
Mruga zdziwiony. Przez chwilę ma taką minę, jakby nie wierzył w, to co mówię.
Ale jestem zupełnie poważna.
– Niby istnieje taki kwiat?– sceptycznie marszczy brwi.
– A owszem. I bardzo chciałabym go dostać. Mam już balsam do ciała o tym zapachu, ale mieć kwiat, który wypełnia pomieszczenie czekoladą to byłby inny wymiar. Jestem kompletnie zafiksowana na punkcie czekolady.
David posyła mi uśmiech. Coś o tym wie już.
– I to wystarczy?
– Nie. Musi znieść mój charakter, a śmiałków było już dużo.
Nie żebym w tym momencie dążyła do związku, wolę jak jest teraz. Bez zobowiązań, bez uczuć. Bez bólu.
Owija moje ciało chłód, zaporowo przechodzę do kolejnej czynności. Nie mogę myśleć. Muszę się czymś zająć. Żeby nie otworzyć drzwi do mrocznej przeszłości, które są dla mnie zamknięte.
–Pamiętaj, David. Wystrzegaj się osób, które przynoszą ci ból.
– Ta... tylko tu sprawa się komplikuje, kiedy to twój szef – mruczy nie zadowolony, na co posyłam mu pewne siebie spojrzenie.
– Jeśli twój szef krzyczy na ciebie, ty krzyknij na niego. To nie tak, że od razu stracisz pracę.
– Moje bębenki dzisiaj ucierpiały, gdy zaczął wrzeszczeć mi do słuchawki, każąc bym zawlókł swój tyłek do klubu o czwartek rano. Rano! Normalni ludzie o tej porze to śpią – Emocjonuje wściekły, aż żyła na jego czole jest widoczna. – Ale Trevor narodził się po to, żeby wkurwiać innych. Nieprzytomny, kompletnie wkurzony, zrobiłem to co chciał. Czyli wymyśliłem nowy przepis NA DRINK Z WHISKY ZAWIERAJĄCY MIĘDZY INNYMI SKÓRKĘ Z POMARAŃCZY. Nieskromnie mówię, że mam talent – mruga do mnie.
– I właśnie dlatego jesteśmy tutaj potrzebni. Bo oboje mamy to coś – zauważam.
Przygląda mi się uważnie, a potem pyta:
– Ja od zawsze wiedziałem, że chcę zostać barmanem, ale wydaje mi się, że kelnerowanie nie jest twoim marzeniem. Choć muszę przyznać, że to jak podchodzisz do klientów tanecznym krokiem robi wrażenie. Ale chwile, po zamknięciu, kiedy jesteś tylko ty i taniec to jest coś czego nie da się opisać.
Patrzę na niego ostrożnie.
– Pink jesteś młoda nadal możesz coś zmienić. Przecież nie zamierzasz chyba do końca życia tu być . Wiem, że potrafisz więcej.
Zaprzestaję czyszczenia szklanek.
– To, że coś potrafisz, nie znaczy, że to wystarczy. Trzeba mieć szczęście, a to mnie ostatnio omija szerokim łukiem. – Umyte szklanki ustawiam w szafkach.
Wiedziałam, że nic w życiu nie przychodzi łatwo. Kiedy porzucałam rodzinne miasto Toronto, było mi ciężko. Uczucie samotności jest najgorsze. Bo jej się nie da wypełnić ani oszukać w żaden sposób, kiedy obok ciebie nie ma nikogo. Tej dziury w życiu nic nie zasklepi ona tylko z każdą chwilą staje się większa.
Wiedziałam, że wrócić się, nie mogę za żadne skarby. Łzy, które wtedy spłynęły po moich policzkach, były ostatnimi, które wylałam. Ich płynność zlała się z padającym deszczem. Były jednym i tym samym. Ale na pewno nie oczyszczeniem. Nie poczułam ulgi.
Nie czuję jej też teraz.
Właściwie to mam wrażenie, że coś mi ucieka przez palce.
– Leć na trójkę.
Zerkam na stolik i w duchu strzelam sobie głośnego plaskacza. Starsi mężczyźni równają się komentarze typu; " madłamzel, nawet nie wiesz, co bym teraz z tobą zrobił "To te łagodne, choć i tak już wczoraj powstrzymywałam się przed atakiem. Dobrze, że głośna muzyka, którą puszcza Dj jest na tyle głośna, że zagłusza moje myśli.
Podchodzę, by mogli złożyć zamówienie, lawirując między innymi stolikami. Trzeba przyznać, że wystrój mamy tutaj ładny. Stoliki z ciemnego drewna, podłoga zawsze wylaminowana, czarny kwarc, którym wyłożony był blat baru. Bordo na wszystkich ścianach z wplecionymi złotymi elementami, lustro na pół ściany w łazienkach. Opieram dłonie o plastikową podkładkę z połączonymi białymi kartkami i unoszę na nich wyczekujący wzrok.
– Co podać?
– A pani, to która pozycja z menu?– Siwy facet siedzący od prawej w prążkowanym garniturze wpatruję się we mnie jakby właśnie zobaczył świeże jagniątko. Już ja mu pokażę.
Wiedziałam.
– Ja wiem, że demencja starcza i te sprawy, ale mówiłam już panu wczoraj, że jeśli następnym razem tak się pan do mnie odezwie, to podam panu whisky z trutką na szczury, choć te gryzonie mają więcej rozumu niż pan. One wiedzą, że ich ostatnia godzina wybija właśnie teraz. – mruczę, a potem przyklejam na twarz sztuczny uśmiech –To jeszcze raz, co podać?
– Trzy razy whisky – odpowiada mi drugi z nich, ubrany podobnie jak tamten, ale z sympatyczniejszym wyrazem twarzy.
– To jak? Będę mógł ci zrobić mój nowy specjał po godzinach pracy?– David pochyla się, opierając dłoń na moim ramieniu, a usta kieruje do mojego ucha, kiedy stawiam pustą tackę.
– Zobaczymy – odpowiadam i wracam do pracy. Na dalsze rozmowy nie ma czasu, ponieważ za trzy godziny rozpocznie się strefa grzechu. Klub jest podzielony na dwie części. Ta, w której pracuje jest po prostu mini barkiem połączona z restauracją, gdzie serwujemy przystawki. Na górze jest strefa vip, czyli dla bogaczy, nie mających co z robić z pieniędzmi. Równo o dwudziestej trzeciej odsłonięta zostanie scena, w lożach zasiądą biznesmeni wlepiające swoje oczy w tancerki polo dance.
Wreszcie koniec.
Ledwo o tym pomyślę, ktoś zakłóca mój spokój.
– O nie, idźcie sobie. Na dzisiaj już mam dość.
Mężczyzna jednak wchodzi do środka. Przemierza pomieszczenie dosyć pewnym krokiem i staje za mną.
– Jedna z tancerek skręciła kostkę, druga spanikowała na widok swojego byłego męża, trzecia zrezygnowała zanim w ogóle zaczęła. Została mi jeszcze jedna opcja.
– Nie widzę żadnej.
Mężczyzna posyła mi uważne spojrzenie.
– Nie. Nie będę tańczyła. Skończyłam na dzisiaj.
Podnoszę się z zamiarem odejścia, ale widzę desperację w oczach swojego szefa.
Dzisiaj jest piątek. Wiem, że znasz tą choreografię.
Przewracam oczami napotykając jego spojrzenie. Wiem o czym myśli. Widział mnie. Patrzył na mnie, kiedy wykonywałam szpagat w powietrzu. A ja czułam jego obecność jeszcze zanim uniosłam wzrok.
Ciepły oddech owiewa mój policzek, dłońmi chwyta oparcie mojego fotela, sam się pochyla. – I wiem, że tylko ty zatańczysz to najlepiej.
–Podlizujesz się?
– Nie. To szczera prawda. Jesteś zdolną dziewczyną i ufam, że mnie poratujesz.
Wzdycham, ale kiwam głową.
Taniec na rurze to nie był szczyt moich możliwości, bo tańczyłam taniec współczesny, który był połączeniem baletu. Jednak ze względu na prześladujący mnie i moją rodzinę pech nie zrealizowałam swoich planów. Ubiegłe cztery lata były jednymi z najtrudniejszych. Zaczęło się od włamania do cukierni mojej mamy, straty były ogromne, większość urządzeń kuchennych nie była zdolna do użytku, jednak nic nie zginęło. Odbudowywanie zajęło masę czasu, ale uporaliśmy się z tym. Zupełnie sami. Wtedy też przygotowywałam się do ostatniego etapu konkursu Tańca Współczesnego. Niestety zostałam zdyskwalifikowana. Koleżanka z grupy przedstawiła moja choreografię jako swoją. Jury było przekupione. Na nic się zdały moje tłumaczenia. Po wyjściu ze sceny czułam się jak przebity balon. Uleciało ze mnie dosłownie wszystko. A najbardziej szczęście. Nie widzieli jednak moich łez. Zamroziłam cały ból, schowałam go na dnie i zamknęłam tamtą część historii, przebaczając tym, którzy mnie skrzywdzili.
Kiedy przyleciałam do Atlanty doskwierała mi pustka, którą próbowałam wypełnić. I wydawało mi się, że już nigdy nie powrócę do tańca. Ale nie da się porzucić czegoś co jest częścią ciebie. W końcu i tak to do ciebie powróci.
Tańcem polo dance zaraziłam się od początku, choć treningi były dosyć intensywne. Nie da się nauczyć od tak, potrzeba na, to co najmniej pół roku, żeby załapać podstawy: kilka lat by przejść na tryb zaawansowany. Mi się udało to wszystko osiągnąć w niecałe trzy lata. Ćwiczyłam pod okiem najlepszego instruktora załatwionego przez moją mamę. Ona zawsze wiedziała czego mi brakuje, nawet jeśli nie wypowiadałam swoich uczuć na głos.
Była we mnie silna determinacja i siła, której nie straciłam po dziś dzień. Właśnie to pozwoliło mi przetrwać w tamtym czasie.
Uwielbiałam chwile, kiedy moje całe ciało wirowało na metalowym drążku, jakby nie czuło połączenia z ziemią. Unosiłam się nad ziemią. Byłam grawitacją. I nieraz pomimo tego, że palące mięśnie protestowały, ja nadal nieprzerwanie tańczyłam.
Do dnia dzisiejszego jednak głównie tańczyłam dla siebie.
Ale Trevor potrzebował mnie, więc się zgodziłam.
Nie spuszczając wzroku z ciemnych oczu mężczyzny, przesuwam dłonią po metalowej rurze. A potem chwytam się i zaczepiam kolanem o nią, drugie zaś styka się lekko, jednocześnie opierając się o chłodny drążek. Odważnie odchylam ciało do boku.
Ta figura zwana kolana polega na tym, że cały ciężar ciała trzyma się wyłącznie na nogach. Przeszywa mnie jego spojrzenie, jakim prześlizguje się po moim ciele. Koronka działa na wyobraźnię każdego. Dzisiejszej nocy, to oczy są projekcją powstałych w głowie wizji.
Kiedy w efekcie końcowym robię szpagat, wyciągając prawą rękę do przodu i zmysłowo odchylam przy tym głowę do tyłu mam wrażenie, że każdy wstrzymał oddech. Jestem prawie też pewna tego, że u mojego szefa wzrosło ciśnienie na dole.
Numer się kończy, a ja stoję stopami na podłodze, czując jak cała magia wokół mnie wyparowała. Wiem, że wiele osób widzi w tym tańcu tylko seksualizm, dla mnie jest to po prostu wyrażanie siebie. Każdy człowiek to indywidualna jednostka więc samemu wybieramy coś co przemawia do nas, w czym czujemy się wyjątkowo dobrzy. To musi być co jest połączone z nami samymi. W moim przypadku był to taniec. Tańczyłam, kiedy tylko postawiłam pierwsze kroki. Podobno w telewizji leciał jakiś program muzyczny, byłam totalnie zapatrzona, bo ludzie akurat tańczyli. Więc naśladowałam ich ruchy. Stałam w samym pampersie przed ekranem i wykonywałam ruchy tańco-podobne.
Taniec był we mnie od zawsze.
Mój wzrok ląduje na stolik, przy którym siedzi tamten mężczyzna. To Patrick Sherman. Eksmąż mojej koleżanki z pracy, choć to za duże słowo, skoro tylko wpadałyśmy na siebie przelotnie. On pochwyca moje spojrzenie. Unosi palec, żeby mnie przywołać. Jeśli mnie zdenerwuje to kolorowa tęcza, pojawi się na jego śnieżnobiałej koszuli. Nie mam wyjścia muszę przejść obok tego typa. Ale nie doczeka się zainteresowania z mojej strony.
– Nic się nie zmieniłaś. Zawsze domagałaś się atencji.
Przepraszam? Pan mnie z kimś pomylił. Nie jesteśmy na ty. –upominam go.
Przygląda mi się z zaskoczeniem, lecz trwa to tylko chwilę. Przybiera pewny siebie wyraz twarzy, przez co zbiera mi się na wymioty.
Ten człowiek działa na mnie wręcz odstręczająco, a prawie wcale go nie znam. Nie zasługuje twoim zdaniem nawet na wyjaśnienia? Unosi się zapach rumu, a ja dopiero teraz zauważam przekrwione oczy i poszarzałą twarz. – Jeszcze raz to samo. – Unosi w górę szkło.
– Pójdę po barmana.
Dotyk męskiej dłoni na moim nadgarstku mnie powstrzymuje przed odejściem.
– Nie. Ty mi przyniesiesz to o cię proszę. To chyba dla ciebie żadna nowość, prawda?
Mam ochotę zmyć mu ten wredny uśmieszek z twarzy druciana gąbką.
Jego arogancja w głosie jest wyraźnie słyszalna, choć słowa staja się nieco chaotyczne.
– Mówią na mnie Zima wiesz czemu? – odpowiadam, po czym nie czekając na jego odpowiedz łapie za kieliszek wypełniony ciemnym płynem. Chlustam mu prosto w twarz. Nie biorąc pod uwagę konsekwencji. – Bo zamrażam portfele takim dupkom jak ty. Właśnie wydałeś na mnie pieniądze.
Podnosi się raptownie i przeklina. Jest wściekły. Strąca tym swoim ruchem butelkę, która przechyla się, a jej zawartość ląduje na jego spodniach. Idealnie.
—Pożałujesz tego – syczy, kipiąc ze złości.
Nie słucham go jednak.
Chwytam za szyjkę butelki drogiego szampana, która stoi przed wysokim brunetem. Jego towarzyszem. Kiwa głową, kiedy pytająco unoszę brwi.
– Zabieram to.
– Jasne. Nie krępuj się. – Ma wyraźny ubaw ze swojego kompana, który mierzy go wściekłym spojrzeniem.
Kiwam palcem na tego sflaczałego człowieka.
—Patricia nie miała odwagi ci tego powiedzieć, ale podciąganie spodni tak wysoko, nie jest wcale atrakcyjne. Do tego rozpięte guziki i bały podkoszulek... przez, który prześwituje twoje mięśnie, których nie widać. Nie dziwię się, że pijesz aby zapomnieć o tym jakim marnym człowiekiem się stałeś bez niej.
Ktoś ciężko wypuszcza powietrze. Odwracam się.
W jego wzroku coś błyska. Zerka na mnie i na kobietę, która przyszła.
– Patricia...– zaczyna coś bełkotać, ale ta go ucisza.
– Spędziłam z tobą tyle czasu razem, choć minuta to było za dużo.
Obrzuca go pełnym wzgardy spojrzeniem.
– Zbytnio dramatyzujesz, to się nie zmieniło, jak widzę. –bełkocze mężczyzna i wstaje chcąc się do niej podejść, ale chwieje się. Musi przytrzymać się kantu stolika. Jego grdyka porusza się nerwowo. – Jeszcze się nie nauczyłaś, szee mnie się traktuje z szacunkiem? – syczy, w pijackim stanie. Procenty robią swoje. Czarne oczy przeszywają niczym sztylet.
– A zasłużyłeś sobie na ten szacunek z mojej strony? – ripostuje jego wypowiedź koleżanka.
Ciemnowłosy zaciska gniewnie wargi.
– Jest mi ciebie żal.
Udawane współczucie. Nawet się nie wysila specjalnie. Patricia jest jedna z tych kobiet, które zdecydowanie nie potrzebują faceta przy swoim boku, by emanować pięknem. Zgrabna figura, którą podkreśla nieco zbyt wyciętymi sukienkami, blond włosy spływające kaskadą na szczupłe ramiona, do tego ten uśmiech, który powala facetów na kolana. Jednak radość odbijająca się w jej oczach ustępuje miejsca smutkowi. Ona naprawdę się przejmuje swoim niedoszłym partnerem.
Nawet wyciąga ręce, by go chwycić, gdy ten chce przejść.
– Szostaw mnie. Nie udawaj, że ci na mnie zzaleszy... Nie chcę, żebyś mi wspołszczuła...– Brunet macha rękami odtrącając byłą żonę. Potyka się o własne stopy, ale zachowuje równowagę. Odpina górne guziki koszuli i wychodzi z klubu. Patricia jednak idzie za nim niosąc jego marynarkę.
Widzę jak wciska się za nim do samochodu, który podjechał. Może zwyczajnie chce się upewnić, że jest z nim okej. Ale po chwili widzę dłonie mężczyzny, które ją przytrzymują w talii.
– Chcę tylko powiedzieć, że mi przykro – Dochodzą do mnie jego słowa. Stoję w wejściu do klubu, mroźne powietrze smaga mnie po odkrytych nogach, ale nie chcę ich zostawiać. Boję się, że mu legnie. Znam takich typów. Udają, że im zależy, a kiedy już uda się im zdobyć kobietę, nic ich nie obchodzi, mają frajdę z krzywdzenia swoich ukochanych, podczas, gdy one oddają im wszystko. Potem jedyne co im pozostaje to dźwignięcie się z kolan.
Tak właśnie się to kończy, gdy człowiek jest głupio zapatrzony w nieodpowiednią osobę. Miłość to tak ogłupiające i niebezpieczne uczucie. Ten stan, w którym jesteś w jednej sekundzie żywa i martwa. Dla niej jesteś w stanie zrobić wszystko. Miłość to życie i śmierć.
Patrick Sherman zaczyna w końcu błagać. Ale Patricia odpycha go silą i wychodzi z samochodu rzucając na mężczyznę jego czarny, długi płaszcz.
– Patricia! – Woła za nią, uwolniwszy się z tej czarnej pułapki. Patrzy za nią ze zbolałym wyrazem twarzy.
Blondynka jednak każe mi zamknąć drzwi i odciąga mnie od nich.
Przechodząc za kontuar baru, zatrzymuje mnie szef.
– Wszystko w porządku? – Lustruje mnie uważnym spojrzeniem.
—Tak.
Patrzy na Patricię, która też przytakuje.
–Nie było łatwo, ale... już jest dobrze.
Trevor zaskakuje nas obie, gdy wyciąga w jej stronę białą kopertę.
– To wypłata za ten miesiąc.
Kobieta uchyla aż usta, gdy zagląda do środka.
– To o czterysta dolarów za dużo.
Trevor kładzie jej dłoń na ramieniu.
– Gdybym wiedział, nie wpuszczałbym go tutaj.
– Szefie, odchodzę.
Po minie Trevora widać jakby się tego spodziewał.
– W takim razie to twoja odprawa. Wszystkiego dobrego.
Twarz kobiety się rozpromienia, a ona wdzięczna rzuca się mu na szyję.
Nie przerywam i idę się przebrać. Zanim jednak słyszę jak mówi: Muszę porozmawiać z panną Banner.
O rany.
Jego głos był ostry.
Mam przerąbane.
***
Szef ma poważny wyraz twarzy.
Trochę sobie nagrabiłam, zdaję sobie z tego sprawę. Ale czy żałuję? Przynieście mi drugi kieliszek, a zrobię to samo. Patrick zasłużył sobie na najgorsze pomyje z mojej strony. Niech się cieszy, że jeszcze nie myłam podłogi.
Ceed jest wzburzony. Widzę jak jego zielone oczy płoną złością. Podburzyłam go. Nie pierwszy i ostatni raz. Mężczyzna przeczesuje ręką swoje włosy w geście wyraźnej irytacji.
Opieram się plecami o skrzynkę z alkoholem, plastikowe krawędzie wbijają się w moje lędźwie.
– W ogóle nie myślisz!
– I się ciesz. Inaczej wymyśliłabym coś bardziej kreatywnego NIŻ WYLEWANIE SWOJEJ ZŁOŚCI NA KLIENTA. Właściwie odkryłam swoje hobby. Myślisz, że trening wylewania trunków podchodzi pod jakąś kategorię?– pytam niemal cynicznie.
– Przestań. Pytam poważnie... Ten facet był napruty, wkurwiony, o wiele od ciebie silniejszy. Mogło ci się coś stać. Pomyślałaś o tym, że mógłby w ataku szału zranić cię?
– Przestań. Patricia potrzebowała pomocy, nie możesz się oto na mnie wściekać i ani myśl, że go przep...– milknę i patrzę się na Trevora.
– Ty jesteś zły za to, że nie pomyślałam o sobie... ale chyba już ustaliliśmy, że myślenie mi się wyłączyło.
Przeciera twarz i unosi głowę do góry szepcząc: co ja z nią mam?
–Wyszłam z tego zwycięsko. O szampana, którego w domu sobie wypiję.
– Nie mam już do ciebie siły. – Opuszcza ramiona, a ja wskazuję głową na zegarek za jego głową.
– Zbieraj ją na kolejny dzień, bo jutro jest nowy dzień.
– A ty zbieraj swój tyłek, do taksówki, którą ci zamówiłem. I opłaciłem.
Co za kochany i troskliwy szef, prawda?❄
Czy znajdą się tu fani tej historii? Zróbcie hałas pod #Nimodejdępokochajmnie
Będzie mi bardzo miło!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top