J
Scott zaczął zachłannie całować Isaaca zaraz po wejściu do domu. Czuł cholerne podniecenie i nie mógł się doczekać, aż w końcu zacznie go pieprzyć. Nie kochać, tylko pieprzyć - McCall widział w tych dwóch wyrazach ogromną różnicę. Uwielbiał Laheya, jednak i tak to jeszcze nie było to, co ze Stilesem.
Ściągnęli szybko swoje kurtki, nadal się całując. Zaczęli iść szybko do sypialni, a kiedy otworzyli drzwi, zobaczyli śpiącego Stilinskiego.
- O Boże! - krzyknął, następnie zakrywając usta dłonią. Brunet nadal spał, nawet nie drgnął.
- Mówiłeś, że go nie będzie! - szepnął Isaac, patrząc z ogromnym przerażeniem na młodszego chłopaka.
- Bo nie miało go być.
Odeszli powoli i cicho na palcach. Ruszyli do kuchni z mocno bijącymi sercami.
- Nie mam pojęcia, jak to się stało - powiedział szatyn, wyciągając dwa kubki na herbatę. - Udajmy, że zaprosiłem cię na rozmowę, okej?
- Jasne - odrzekł blondyn, wzdychając cicho.
To nie tak miało być, pomyślał Scott. Mieliśmy się wypieprzyć i wrócić do biblioteki, bez wiedzy Stilesa.
McCall strasznie żałował, że jego chłopak był w domu. Rozumiał, że nie lubił swojej pracy i szefowa się nad nim znęcała, ale miało go nie być.
Kilka minut później do kuchni wszedł Stiles. Ziewnął, patrząc ze zdziwieniem na chłopaków.
- Hej - przywitał się chłopak, a później pocałował ukochanego w policzek, kiedy się do niego zbliżył. Stilinski przyglądał im się podejrzliwie. - Co robisz w domu?
- Szefowa dała mi wolne - mruknął, odchrząkując.
Nie miał pojęcia, dlaczego Lahey przyszedł do nich, ale wiedział, że po nic dobrego.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top