I
Scott siedział w bibliotece, kończąc powoli trzeci kryminał. Obok niego był Isaac, który nic nie mówił. Wpatrywał się w tę samą stronę już od kilku minut, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Miał ochotę pocałować McCalla, ale nie mógł. Rozmawiał chwilę z jego chłopakiem, który był zrozpaczony. Długo płakał w jego ramię, kiedy Scott żałował swoich swojego czynu.
- Myślałem o nas - powiedział Isaac, patrząc na przyjaciela ze zdenerwowaniem. Chłopak uśmiechnął się do niego, przybliżając odrobinę. - Kocham cię, ale nie możemy zostawić Stilesa. On na to nie zasługuje.
McCall wzruszył ramionami, wiedząc, że później będzie żałował swoich czynów. Pocałował go delikatnie, zaplatając jego palce ze swoimi. Westchnął cicho w jego usta, rozkoszując się ich miękkością. Lahey zdecydowanie lepiej całował od Stilesa, ale nie mógłby być jego chłopakiem. Bardziej widział go w roli swojego kochanka.
- Chodź do mnie, nikogo nie ma w mieszkaniu - wymruczał Scott, czując, jak odrobinę się podnieca.
Isaac pokręcił głową, zdając sobie sprawę, że zrani tym młodszego bruneta, czego nie mógł zrobić. Jak już wspomniał, Stilinski na to nie zasługiwał.
- Będzie fajnie, a Stili się nie dowie, obiecuję - szepnął, a Lahey skrzywił się lekko, jednak wstał.
I tak go zabiję, pomyślał, idąc za chłopakiem niepewnie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top