H

Stiles leżał na kanapie w salonie, z twarzą wciśniętą do poduszki. Nie mógł zrozumieć, co robił źle, że Scott myślał tylko o Isaacu. Było mu bardzo przykro z tego powodu, a cichy szloch sprawiał, że wyglądał jak kupa nieszczęścia. Ręce trzęsły mu się, a nogi uginały pod nim, kiedy szedł otworzyć drzwi. Starał się wytrzeć łzy i nie wyglądać, jakby przed chwilą płakał, co jednak mu się nie udało.

- O, hej, Stiles! - przywitał się Isaac, uśmiechając do bruneta. Stilinski westchnął cicho, czując, jak jego serce zaczęło bić mocniej. Wpuścił chłopaka, a następnie zamknął drzwi wejściowe.

- Scott jest w sypialni - mruknął, nie patrząc na niego. Lahey spojrzał na niego dziwnie, ale nic nie powiedział, tylko poszedł do pokoju.

McCall również nie był szczęśliwy. Leżał ze łzami w oczach na łóżku, przyciskając do siebie poduszkę. 

- Co się wam dzieje? - zapytał blondyn i usiadł na łóżku pary. Scott podniósł się do siadu, wpatrując w jego piękne, niebieskie oczy.

- Znowu go zraniłem - powiedział płaczliwie McCall, mrugając cicho, by nie płakać.

Isaac westchnął cicho, nawet nie chcąc wiedzieć, co tym razem zrobił. Uważał, że nie powinien się wtrącać, ale to nie było miłe uczucie, kiedy w domu wyraźnie było czuć rozpacz oraz smutek.

Przybliżył się do chłopaka, chcąc go przytulić, jednak on niespodziewanie go pocałował. Sam już nie wiedział czego chce, czy jest mu przykro z powodu Stilesa, czy chce poczuć ciepło Isaaca. To było głupie z ich strony, ponieważ Stilinski płakał tuż obok, a oni się całowali. Lahey nie lubił ranić ludzi, więc odsunął się od niego.

- Nie możemy - powiedział, wstając. 

Mimo że bardzo chciał, wolał się do niego nie przywiązywać. Musiał go zabić.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top