Rozdział XI
Byłam w szoku. Pierwszy raz w życiu widziałam takie piękne stworzenie. Powoli zaczęłam wstawać z ziemi, ale zatrzymałam swój ruch kiedy zauważyłam, że wilk zrobił to samo. Uniosłam jedną brew i usiadłam szybko. Zwierzę jednak już tego nie zrobiło, jego błękitne oczy były wbite w moje. Przez chwilę myślałam, że to sen. Uszczypłam się i chyba zrobiłam to zbyt słabo albo to była jednak rzeczywistość. Wilk powoli zmierzał w moją stronę. Czułam tą fascynację, że go dotknę, a przecież to jest niemożliwe. Zwierzę stało od razu obok mnie. Wyciągnęłam powoli do niego dłoń, chciałam go dotknąć i poczuć delikatność jego futra. Byłam już tak blisko.
- Zostaw!
Przerażona szybko wstałam i odwróciłam się za siebie. Zauważyłam postać, ubraną w czarną pelerynę. Nie wiedziałam kto to jest, bo ta osoba miała założony kaptur. Powoli zbliżyła się do mnie, ale o trzy kroki przede mną zatrzymała się i zaczęła głaskać wilka i to tak jakby on należał tylko do niej.
- Uważaj, przecież mogła Cie ugryźć. - powiedział.
Nagle powoli zdjął kaptur. To był Matt. Wpatrywałam się we mnie i lekko uśmiechał się.
- Ale wydaje mi się, że nie zrobiłaby Ci krzywdy. - dodał.
- Matt? Co ty tu robisz? - zapytałam się, spoglądając powoli na wilka.
- Postanowiłem wyjść na spacer ze swoją Perełką. - odparł nadal głaszcząc zwierzę.
Spojrzałam się na niego, jak na totalnego idiotę.
- Wyprowadzałeś na spacer wilka?
- Przecudowne zwierze.
Coś mi tu nie pasowało. Nieważne w jakim miejscu byłam to on zawsze '' przypadkowo '' nagle znajdował się w pobliżu.
- Wiesz co ja muszę iść.
Włożyłam jedną słuchawkę do ucha i ponownie zapatrzyłam się w wilka.
- Widzę, że spodobał Ci się.
Matt spojrzał się na mnie i uśmiechnął się lekko. Niestety, jedyna osoba, która potrafiła mnie oczarować swoim uśmiechem to był tylko i wyłącznie Adam. Pomimo tego co się stało, on zawsze będzie w moim sercu. Przez chwilę oderwałam się od rzeczywistości. Znów przed oczami widziałam właśnie jego i te wspomnienia... boże, to strasznie boli.
- Stało się coś? - zapytał się Matt, po czym od razu wróciłam na ziemię.
- Nie, nie. Wiesz co muszę iść do domu. - odpowiedziałam dość szybko i stanowczo, kiedy chciałam iść do domu, poczułam jak Matt chwycił mnie za ramię.
- O nie. Teraz tak tego nie zostawię. Mów o co chodzi? - powiedział to z takim głosem i wyrazem twarzy jakby serio się zaczął martwić tym co się ze mną dzieje.
- Wiesz co, może lepiej będzie jeśli tą rozmowę przełożymy na kiedy indziej.
Może i powinnam dać sobie pomóc, ale jednak nie chciałam z nikim o tym rozmawiać. Wolałam to dusić w sobie. Spojrzałam się na Matta i zobaczyłam w jego oczach coś dziwnego. Wbił we mnie swój wzrok, poczułam niepokój.
- Rozumiem, ja też będę się już zbierać. - powiedział odrywając nagle ode mnie wzrok, co było najdziwniejsze to to, że na jego twarzy nie było już uśmiechu. Powiedziałabym, że jego wyraz twarzy był dość tajemniczy.
- Ok, to narazie. - mruknęłam, odwróciłam się i powoli zaczęłam podążać ścieżką, która prowadziła do miasteczka.
Jednak po kilku krokach coś mnie zraziło aby się odwrócić. Zrobiłam to. Ujrzałam Matta, który wciąż stał w miejscu i przyglądał się jak odchodzę. Niezręcznie się poczułam, założyłam słuchawki, kaptur i pewnym krokiem zaczęłam iść ścieżką do domu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top