Rozdział III
Moje życie zmieniło się w ciągu kilku sekund i to tylko przez taki list. Skoro ta osoba wie jak mam na imię i gdzie mieszkam, to oznacza, że byłam obserwowana przez pewien czas. Dochodziła dwudziesta druga a mama jeszcze nie wróciła. Postanowiłam zadzwonić po Adama.
- Tak, słucham?
- Hej Adam, mógłbyś przyjechać do mnie? Ale teraz jak najszybciej.
- Jasne, stało się coś?
- Opowiem Ci wszystko jak przyjedziesz
- Ok, za pięć min będę.
Rozłączył się. Poszłam do kuchni, usiadłam przy stole i jeszcze raz przeczytałam list, ale i tak najbardziej przerażało mnie brak nadawcy na liście jak i na kopercie. To pięć min trwało wieczność, ale tłumaczyłam to sobie powtarzając, że może nie mógł odpalić samochodu i idzie pieszo, ulżyło mi bo to było bardzo możliwe. Jednak siedząc tak w ciszy usłyszałam nagle pukanie do drzwi, wyrwałam się z krzesła i pobiegłam aby je otworzyć, jednak nikogo nie zastałam, wyszłam na schody rozglądać się.
- Co jest do cholery?!
Jedynie co mogło przykuć moją uwagę to wóz strażacki który pędził na sygnale w stronę centrum, po nim od razu jechała karetka. Zaczęło mi tu coś nie pasować, ubrałam buty, płaszcz i szybki krokiem dążyłam w kierunku centrum. Po kilku minutach byłam na miejscu, zauważyłam auto, które byłm zmiażdżone, nagle podszedł do mnie policjant.
- Proszę się cofnąć, to jest miejsce wypadku! - krzyknął zdenerwowany, przy czym odsunął mnie na bok gdzie znajdował się tłum ludzi. Usłyszałam rozmowę jednych starszych pań
- . . . taki młodzieniec mieszkał w kamienicy obok, mam nadzieję, że wyjdzie z tego - powiedziała jedna z nich.
Powoli zamiast tego pieprzonego listu interesował mnie o wiele bardziej ten cały wypadek i kto był jego ofiarą, przez głowę przeszła mi jedna i nawet niemożliwa myśl, która nie była dla mnie realna. Kątem oka zauważyłam jak ze zmiażdżonego samochodu wyciągają młodego mężczyznę, był tak zakrwawiony, że nawet nie wiedziałam kto to jest a znajdowałam się około kilka metrów od miejsca wypadku. Po chwili coś we mnie pękło, wyrwałam się z miejsca i zaczęłam się przepychać w stronę karetki, do której przenosili poszkodowanego mężczyznę. Nagle zamarłam, właśnie tego bałam się najbardziej, '' Adam... '' szepnęłam, przy czym zaczęłam płakać. Upadłam na kolana, nie dochodziło do mnie to co się stało. Poczułam, że staje się coraz słabsza, serce tak mocno biło jakby nie miało już dla kogo bić. Nagle ktoś mnie podnosi, to była Pani doktor, zaczęła mi ocierać łzy i przytuliła mnie
- Kochana, nie wiem kim jesteś, ale podejrzewam, że kimś bardzo ważnym dla tej osoby. Będzie dobrze. Wyjdzie z tego - próbowała mnie tymi słowami uspokoić, ale to co pękło we mnie było o wiele silniejsze. Nagle kobieta uśmiechnęła się lekko i wsiadła w odjeżdżającą karetkę, zostałam sama, ale nie na długo, bo po chwili usłyszałam głos własnej mamy, która najprawdopodobniej wracała z pracy i zauważyła to całe zamieszanie
- Lena co się stało? - zapytała przestraszona
- Adam. . . - nic więcej nie potrafiłam powiedzieć, ale ona domyśliła się do czego doszło.
- Chodź do domu, jutro zawiozę Cie do niego
- Nie! Ja muszę być przy nim teraz, rozumiesz?
- Teraz? I tak go nie zobaczysz, operacja może trwać nawet kilkanaście godzin
- W takim razie pójdę tam sama
- Nigdzie nie idziesz! Pójdziesz teraz ze mną do domu
Spojrzałam z wściekłości w jej oczy i znikłam w tłumie. Kierowałam się do pobliskiego szpitala, zresztą to był jedyny szpital w mieście. Za każdym krokiem czułam wściekłość do mojej matki, ale wiedziałam, że sama dam sobie radę. Po kilku minutach skręciłam w uliczkę na której znajdował się szpital. Przyspieszyłam kroki bo musiałam przy nim być, choćby nie wiem co, ale musiałam.
Wchodząc do środka od razu pobiegłam do pielęgniarki, którą jako pierwszą zauważyłam.
- Przepraszam, gdzie leży Adam Master - zapytałam drżącym głosem
- Na sali operacyjnej, jakieś kilka minut temu go przywieźli. Ma złamany obojczyk i lekki wstrząs mózgu. - odpowiedziała.
Rozejrzałam się, musiałam poczekać aż ta cała operacja się skończy i z nim się zobaczyć. Usiadłam na krzesełku w korytarzu. Czułam zmęczenie. Zmęczenie tym wszystkim. Najpierw ten list, nagle ten wypadek. O co tu chodzi? Co się ze mną dzieje? Takie pytania mogłam sobie po kilka razy dziennie zadawać, a co z odpowiedziami?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top