+Bungou stray dogs+ Yumeno Kyousaku
Ougai spoczywał na krześle w swoim gabinecie zanurzony głęboko, głęboko w myślach. Nie przeszkadzała mu biegająca gdzieś obok blondyneczka z kredkami i kartkami. Zaraz na drugim krześle siedziała kobieta. Kouyou miała równie poważną minę co szef Portowej Mafii. Jedyne co wyróżniało ją od jego wyrazu twarzy była dość duża obawa malująca się w jej oczach. Zmarszczyła brwi wzdychając.
- Mogę wiedzieć skąd ta nagła zmiana? - spytała delikatnie zbyt mocno jak na swoje spokojne usposobienie. - Nigdy nie interesowało cię wychowanie Q... W taki sposób - dodała cichszym głosem niż do tej pory. Mężczyzna podniósł na nią oczy. Minowolnie spanikiwała znając granicę jaką wyznaczył Ougai. Wyraźnie zbliżała się do jej przekroczenia.
- Q musi nabyć takie cechy. Jest w wieku intensywnego rozwoju i poznawania świata. Jak narazie zna świat jako miejsce rozgrywających się walk mafii, ale nie wie nic z poza kręgu... "Pracy" - wytłumaczył cierpliwie Mori. - Dlatego potrzebny nam ktoś taki jak (Imię).
- Ale... Nawet nie współpracuje z nami - kobieta miała powody, aby nie pozwalać na kontakt z dziewczyną o imieniu (Imię) (Nazwisko). (Kolor)włosa zajmowała się prowadzeniem swojego biznesu nieopodal siedziby Portowej Mafii. Mieszkając nad swoją skromną, ale jakże przytulną kwiaciarnią żyła spokojnie i monotonnie. Tak powinno zostać. Kouyou bowiem przygarnęła dziewczynę kiedy nikt jej nie chciał. Sierociniec w jakim przebywała zbankrutował przez co dzieciaki skończyły na ulicy. Członkini mafii wychowała (Imię) zachowując tym samym swoje człowieczeństwo w jakże wymagającej pracy. Zaczynała teraz żałować tym chwaleniem się swoją dojrzałą córką w przeszłości przed Ougaiem. Bezlitośnie wykorzystał teraz wszystkie informację o florystce.
- Właśnie dlatego jest idealna. Najlepiej zna życie pozbawione naszej rutyny z której my nie mamy szans się wydostać. Nauczy Q wielu rzeczy i obdarzy go swoimi cechami a wtedy nie będzie zagrożeniem dla nas - przed oczami szefa organizacji przeleciała scena z poranka. Zastał siedzibę w niemałym chaosie, ponieważ młody Yumeno Kyousaku zabił ich agenta z byle powodu. Czy opłacało im się trzymać kogoś tak niebezpiecznego pod jednym dachem? Jest skuteczny w walce z wrogiem, ale żeby zabijać swoich? Jako głowa Portowej Mafii musiał zapewnić bezpieczeństwo członkom. - Proszę, abyś skontaktowała się z nią, że czekamy na jej przybycie - dodał z firmowym uśmiechem skierowanym do egzekutorki. Ta z przekąsem zerknęła w bok.
- Powinna lada moment być - tak na prawdę było już po fakcie. (Imię) była w drodze do ich siedziby, aby uzgodnić formalności z samym szefem. Jej zadaniem miało być wychowanie Q z wojennego zwierzęcia w mądrego i normalnego człowieka.
Kouyou strasznie obawiała się jej spotkania z Q. Chłopiec był nieobliczalny i niebezpieczny, co ukazuje bezskuteczność (Nazwisko) na tym terenie. Kobieta niespokojnie czekała, aż jej wychowanka stanie w drzwiach i zasiądzie na przeciwko niej i Moriego, aby podpisać umowę współpracy z mafią.
I tak też się stało. Po chwili usłyszeli ciche pukanie w drzwi. Wiedzieli, że to ich gość. Mori zaprosił ją donośnym "proszę" do środka. Florystka niepewnie weszła do środka śledzona aż do samego progu pokoju przez agentów, którzy za sprawą jednego kiwnięcia głową szefa ulotnili się stąd. Została sama z Ougaiem, Kouyou i Elise, która na widok przybysza uśmiechnęła się szeroko.
(Imię) była odrobinę zdezorientowana i niebywale czujna. Znajdowała się wśród mafiozów, jednak jej pewność siebie wzrosła kiedy tylko zobaczyła swoją opiekunkę. Opanowała ją ulga, że będzie przy spotkaniu z głową tej potężnej organizacji. Następnie rzuciła jej się w oczy młoda dziewczynka skakująca z podekscytowania obok Moriego, który na ten widok pozwolił sobie na chwilowe rozczulenie.
- Usiądź, (Imię) - podpowiedziała kobieta wskazując krzesło na przeciwko przybysza. Ocknęła się z zamyślenia i zajęła wyznaczone miejsce uprzednio witając się z gospodarzami uprzejmie.
Podczas rozmowy i niejako przesłuchania dookoła (Nazwisko) pojawiała się zainteresowana jej osobą blondynka. Rozpraszało to odrobinę gościa a momentami nawet samego Rintarou, jak w zwyczaju mawiała na szefa mała Elise. (Imię) uznała to za test. Czy ma na tyle wewnętrznej kontroli, aby poświęcić całą uwagę jednej rzeczy umijając wszystko dookoła.
Ostatecznie, ku smutku Kouyou, florystka dostała "pracę" jako niania Q na okres próbny. Ale czym był okres próbny? Czy przeżyje pierwsze spotkanie z chłopcem? Zapewne tak to można było nazwać. Ale jak nie za pierwszym razem, to chłopiec będzie mógł wykorzystać każdą inną okazję, aby ją zniszczyć. Mówimy tu w końcu o obdarzonym i lekko szalonym dziecku.
W tym momencie razem z gospodarzami i kilkoma innymi agentami znajdowała się przed pokojem w którym rzekomo miał znajdować się jej przyszły wychowanek. Dostałaś wszystkie potrzebne informację o chłopcu po czym podziękowałaś i dostałaś się do środka z dwoma ludźmi uzbrojonymi po zęby. Pokój był dość mały i stary. W niektórych miejscach na ścianach farba odpryskiwała tworząc z czasem duże blizny na jasnym kolorze. Nie było tutaj okien na świat zewnętrzny. Znajdowało się tutaj mało rzeczy, jedynie te najpotrzebniejsze dla dziecka w wieku Q. Kilka szmacianych lalek do zabawy, materac do spania, półeczka z kilkoma książkami i szafa z ubraniami. Znajdowały się też drzwi prowadzące do toalety.
Na środku pokoju stał owy chłopiec. Bawił się w samotności swoimi zabawkami tworząc między nimi dialogi i bijatyki. Przerwał czynność słysząc zamykanie drzwi. Odwrócił się za siebie ze zdziwionym wyrazem twarzy. Nieznana mu postać młodej kobiety podeszła do niego o kilka małych kroków zachowując bezpieczny dystans przestrzeni osobistej. Dziewczyna przykucnęła mimo ostrzeżeń mężczyzn z tyłu i obdarowała Q promiennym i radosnym uśmiechem.
- Część Q - ton z jakim mówiła, uśmiech jaki mu posyłała i nawet oczy z jakimi patrzyła na to dziecko spowodowało w nim osłupienie i zdezorientowanie. Nikt jeszcze nie mówił, uśmiechał się i patrzył z tak wielką dawką poczucia miłości i troski na niego. Miłości i troski. Cóż to było dla niego? Coś, czego jego życie musiało się tak na prawdę wyzbyć dawno temu.
Na początku Q nie wiedział jak się zachować przy tej potulnej i uprzejmej osobie. Rozmawiał wtedy kiedy musiał. Kilka razy próbował jej zrobić krzywdę i użyć swojeh mocy, ale wtedy zawsze był ktoś kto by go przyłapał i miałby duże kłopoty. Dlatego też nie zostało mu nic innego jak zrozumieć, że nie jest ona dla niego miła tylko po to, aby go potem zaatakować a po prostu pomóc.
To zajęło mu dużo czasu. Nie tydzień, nie miesiąc a o wiele więcej miesięcy i tygodni. Odpowiadała na jego pytania, poznawał ją bliżej i krok po kroku zdobywała jego zaufanie. Oznaką, która bardzo ją uradowała był moment gdy chłopiec pozwolił jej się z nim bawić przy użyciu zabawek. Nie pozwalał jej dotykać jego rzeczy dlatego był to ogromny progres.
Po misjach organizacja nie pozwalała (Imię) chodzić do Q. Był wtedy pobudzony i kto wie, jakby zareagował na widok swojej niani tak bardzo bezbronnej jak owca w wilczej jamie. Ale pewnego razu...
Ze snu wyrwał florystkę znajomy sygnał telefonu na szafce nocnej. Niezadowolona podniosła się lekko przeklinając osobę, która do niej wydzwania w środku nocy. Nie patrząc nawet z kim rozmawia odebrała połączenie zmęczona głośnym hałasem.
- Halo? - wydukała ochrypłym, zaspanym głosem.
- (Imię)? Przepraszam, że dzwonię o tej porze, ale... Q został porwany - słowa Kouyou musiały odbić się w jej głowie kilka razy, aby zrozumiała co właśnie powiedziała. Kiedy to do niej dotarło, mimo ogromnego zmęczenia, wystrzeliła spod kołdry z przerażonym wyrazem twarzy.
- Co?! - ryknęła bardziej zła niż przestraszona. Jej opiekunka wyjaśniła całą sytuację. Chłopiec został już uratowany, ale gdy tylko odzyskał świadomość zaczął płakać i wołać imię jego florystki rozpaczliwie. Nie pozwalał zbliżyć się do siebie nikomu a jego rany są na tyle groźne, że nieopatrzone zagrażają życiu malca. Po usłyszeniu tej historii (Imię) szybko ubrała się i pognała do siedziby Mafii i do swojego wychowanka.
Biegła przez korytarze nie oglądając się za siebie. Przepychała się przez ludzi zderzając się z nimi, ale nie przejmowała się tym. Liczył się Q. Jego bezpieczeństwo i bezpieczeństwo jego otoczenia. Wreszcie napotkała Kouyou z Ougaiem przed wejściem do jego pokoju. Zdyszana właścicielka kwiaciarni słyszała krzyki i płacz dziecka za drzwiami. Czuła jak jej serca rozdziela się na pół słysząc ten depresyjny koncert.
- (Imię)... - kobieta podeszła do niej zmartwiona. - Uważaj, dobrze? - potarła ramiona dziewczyny i bez zbędnych wstępów pozwoliła jej wejść do środka.
Pokój niczym nie przypominał pokoju w którym pierwszy raz spotkała jego właściciela. Teraz pokój sypał się i popadł w kompletny chaos. Zabawki rozrzucone były po podłodze rozdarte na przynajmniej kilka części. Książki podzieliły los zabawek podczas kiedy ubrania były wyciągnięte z szafy i porozrzucane. Nawet materac był zniszczony. Dodatkowo na ścianach o dywanie znajdowały się ślady krwi. Niania wiedziała do kogo musi należeć. W kącie siedział skulony Q umazany w posoce. Płakał ukrywając twarz w kolanach i rękach.
- Q? - aby zwrócić na siebie jego uwagę odezwała się cicho. Chłopiec podniósł błyskawicznie głowę na przybysza. Jego mokre oczy zalśniły jeszcze bardziej ponownie zalewając się dodatkową dawką łez. Ryknął rozpaczliwie ponownie ukrywając twarz przed światem zewnętrznym. (Imię) podeszła bliżej przykucając przy chłopcu. - No już, już. Chciałeś mnie zobaczyć, tak? Więc dlaczego się chowasz? - mówiła czułym, ale smutnym głosem. Dalej utrzymywała dystans i nie dotknęła chłopca, choć tak bardzo chciała. Chciała pogłaskać jego rozczochrane włosy, objąć czule jak matka i ucałować jego czoło, ale nie mogła. To Q ma dać jej znak, że może zrobić krok dalej w ich relacji.
- (Imię)... (Imię)! - wysapał zapłakany podnosząc nieśmiało głowę. Spojrzał jej w oczy w których zobaczył tyle zmartwień i troski jak nigdy dotąd. Czemu? Czy ten blondyn kłamał mówiąc, że nie zasługuje na miłość? Że nikt, łącznie z Bogiem go nie kocha? Ale przecież czuł tyle miłości od swojej florystki... - Powiedz... Dlaczego Bóg miałby... Miałby mnie nie kochać? - wyjąkał chwytając w dłoń materiał jej płaszcza, który zdążyła na siebie ubrać przy wyjściu.
- Och, Q. Kto ci powiedział, że cię nie kocha? On kocha wszystkich... Tylko kiedy jest zajęty to szatan sprawia nam ból i zgania na Boga wszystko - wyjaśniła wyciągając przed siebie dłoń chcąc pogładzić jego brudny od krwi policzek. Zatrzymała się wstrzymując w sobie potrzebę.
- Ale... Ale... Dlaczego zajmuje się czymś innym? Powinien strzec czegoś, co kocha! - kłócił się chłopiec. Nie po to, aby utrudnić sobie pomoc, a po to, aby zrozumieć lepiej ten świat. Aby upewnić się, że ktoś go kocha.
- Musi opiekować się tym, co kocha. Bóg kocha wszystkich ludzi - tyle wystarczyło, aby Q zrozumiał przekaz. Okazywanie miłości wszystkim ludziom musi być wielkim wyzwaniem. Przyjmowanie ich zażaleń, które powinny być kierowane do szatana a nie Boga też musi być ciężkie.
- (Imię)... A czy... Czy ty mnie kochasz? - spytał zaciskając palce na jej płaszczu. Och jak bardzo chciała przytulić go do siebie i wykrzyczeć swoją miłość.
- Oczywiście, że tak! Jesteś moim oczkiem w głowie, Q! Kocham cię jak nikogo innego - odpowiedziała nie wytrzymując i gładząc dłonią jego policzek uśmiechała się do niego z otuchą. - Dlatego też dla twojego dobra chcę, abyś pozwolił sobie pomóc z tymi paskudnymi ranami - dodała zerkając na głęboką ranę na brzuchu malca.
Ostatecznie Q został opatrzony, ale z powodu wyczerpania zasnął głębokim i twardym snem. Nie było dla niego miejsca w rozwalonym pokoju dlatego (Imię) zobowiązała się do całkowitej opieki nad chłopcem. Dostając pozwolenie na to od Ougaia zawiozła chłopca do swojego domu, gdzie położyła go na łóżku ostrożnie. Sama zaś obejrzała z uwagą jego ręce porawione żyletkami, drutami i kto wie czym jeszcze. Teraz były na nich jedynie bandaże. Czuła, że jeszcze długo nie zaśnie po ostatnich wydarzeniach.
Zasnęła dopiero nad ranem. Ułożona na łóżku w pozycji siedzącej z plecami opartymi o ścianę. Obok niej obudził się uratowany Q. Spojrzał na zegarek. Zbliżała się pora otwarcie kwiaciarni. Jednak byłaś taka zmęczona i spokojna podczas snu... Chłopiec nie obudził cię. Zamiast tego pozwolił ci dalej spać. Następne co zauważył to bandaże pozbawione ostrych przedmiotów. Nie miał ich powbijanych w ręce. Co oznaczało, że nie mogłaś mu zrobić krzywdy swoim dotykiem.
Dlatego też przysunął się do ciebie, ułożył się na zdrowym boku na twoich nogach a jedną z twoich rąk objął się ciesząc się twoim ciepłem. Pochwycił materiał twojej bluzki i zamknął oczy. Jakby obawiał się, że gdy się obudzi ty znikniesz a on znowu znajdzie się związany pnączami w piwnicy z tamtym Amerykaninem.
Kiedy obudzilicie się około późnego południa Yumeno dalej leżał udając, że śpi. Na widok jego spokojnej twarzy jego opiekunka pochyliła się, odgarnęła z czoła jego dwukolorowe włosy i złożyła delikatny pocałunek na który chłopiec mimo woli otworzył oczy i oblał się rumieńcem. To był pierwszy raz odkąd sięga jego pamięć kiedy ktoś tak czule go potraktował. Odskoczył od dziewczyny szybko tego żałując z powodu rany.
- Kyousaku, uważaj! - drgnęła w jego kierunku przyglądając się jego ranie. Na szczęście nie otworzyła się na nowo. Poza tym... Pierwszy raz użyła jego imienia! Yumeno naburmuszył policzka, zaczerwienił się jeszcze bardziej i niekontrolowanie wskoczył na jej ciało obejmując jej szyję mocno. Sam wtulił zawstydzony twarz w jej obojczyk podczas kiedy rozczulona i jakże radosna florystka objęła chłopca mocno, ale nie na tyle, aby pogorszyć jego ranę. Zaśmiała się pod nosem nie mogąc wreszcie wytrzymać jak wielka radość w niej siedzi.
Od tej pory Kyousaku rzadziej miał na sobie jakieś ostrza czy druty. Chciał tulić się i gilgotać ze swoją florystką bez narażania jej na swoją moc.
Wiem, coś rzadko piszę tutaj, ale mam wyjaśnienie!
Jestem zbyt zestresowana szkołą moi mili. Zaliczenia, sprawdziany, pytania... Wszystko mnie tak stresuje, że czuję się jakbym codziennie, w każdej sekundzie przechodziła na nowo zawał serca.
W dodatku czas na poprawy też mam ograniczony przez wyjazd na Sycylię w czwartek (30 maja). Właśnie z tej też okazji pragnę powiedzieć, że nie wiem jaka będzie sytuacja z internetem w naszym hotelu tam... Co łączy się z faktem, że nie wiem jak to będzie z moimi książkami. Jeśli nie będzie tam problemu z internetem rozdziały do moich pozostałych książek będą pojawiać się normalnie, ale tutaj...
Tutaj mam taki problem, że rozdziały nie są napisane jeszcze przed publikacją książki. Piszę wszystko na bieżąco w przeciwieństwie do moich pozostałych książek. Proszę, błagam o cierpliwość ;-; Kiedy tylko wrócę z wycieczki na pewno sypnę wam jakiś porządny one - shot, obiecuję! Ale poczekajcie, oki?
Ewentualne problemy z rozdziałami i zmienionymi dniami z aktualizacjami będę pisać na mojej tablicy, więc wypatrujcie ich jeśli chcecie być na bieżąco!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top